Reklama

„Cześć, kombinatore”. Regulaminy w siatkówce są jak papier do…

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

10 września 2018, 18:12 • 10 min czytania 8 komentarzy

Można zażartować, że w siatkówce jedyną pewną rzeczą są już chyba tylko trzy odbicia. Im bardziej schodzimy z parkietu w głąb gabinetów działaczy, tym więcej „innowacji”. Przy okazji mistrzostw świata we Włoszech i Bułgarii kolejny raz przekonujemy się, że coś takiego jak sztywny regulamin imprezy nie istnieje, a zamiast niego jest tylko świstek papieru, na którym można wygumkować lub dopisać co się chce. Chociaż parodystyczne turnieje, w których jawnie sprzyjano gospodarzom, a porażki w cudowny sposób zamieniały się w zwycięstwa, nie są żadną nowością.  

„Cześć, kombinatore”. Regulaminy w siatkówce są jak papier do…

Włosi i Bułgarzy tym razem wzięli gumkę, żeby uszczuplić meczowe protokoły. Zamiast zwyczajowych 14 zawodników, każda z reprezentacji miała mieć możliwość wysłania na parkiet i do kwadratu dla rezerwowych łącznie 12 graczy. Odzew trenerów był natychmiastowy: szkoleniowcy zawiązali koalicję i naskoczyli na gospodarzy oraz FIVB z petycją, że na takie aneksy absolutnie się nie zgadzają. Okrojenie składów meczowych obniżyłoby potencjał zespołów, a dobrym tego przykładem byłaby nasza reprezentacja, która dysponuje wyrównaną czternastką i Vitalem Heynenem, który uwielbia rotować składem. Runąłby też jego misterny plan z zabraniem na mundial tylko trzech środkowych i aż trzech atakujących. Belg musiałby bowiem pewnie odesłać na trybuny jednego bombardiera. Światowa federacja na szczęście jednak ugięła się i kuriozalna korekta nie przeszła.

Skąd w ogóle taki pomysł w głowach organizatorów? Wersja oficjalna mówi o oszczędnościach (rozumiemy, że dwaj gracze zostaliby też wypędzeni z hotelu i nie dostaliby jeść), nieoficjalna o tym, że Włosi i Bułgarzy chcieli dzięki temu wyrównać swoje szanse, bo przez kontuzje mają krótkie ławki.

Dziwactw jest jednak więcej. Kolejny dotyczy tego, które zespoły awansują z drugiej rundy do finałowej „szóstki”. Najpierw rzut oka na ogólną drabinkę, bo będzie łatwiej to ogarnąć:

MWCH_2018_Formula_Table

Reklama

Jak widać, do drugiej fazy awansują po cztery najlepsze drużyny z każdej z sześciu grup. Dla przykładu, gdyby Polacy wygrali swoją, trafiliby do zestawu „H” pozostając w Warnie. Z drugiej rundy do strefy pucharowej awansują z kolei zwycięzcy grup oraz – to ważne – dwie drużyny z drugich miejsc. Ale wcale nie dwie najlepsze ogólnie, jak mówiło się wcześniej. Gospodarze wymyślili sobie później, że do dalszej fazy przejdzie bowiem jedna najlepsza ekipa z miast włoskich i jedna z miast bułgarskich. Czyli gdyby nasi zajęli w swojej grupie drugie miejsce, nie musieliby patrzeć na rozstrzygnięcia z grup E i F. A więc istnieje scenariusz, w którym do fazy pucharowej wskoczy drużyna z gorszym dorobkiem, tylko dlatego, że znalazła się w takim, a nie innym mieście.

Co jeszcze? Jeśli ktoś myśli, że pierwsza runda odbywać się będzie według takich samych zasad, jak było u nas w 2014 r., to jest w błędzie. We Włoszech i Bułgarii zespoły, które awansują do kolejnej rundy, „zabiorą” ze sobą punkty wywalczone ze wszystkimi rywalami. Gdzie w Polsce w dalszej fazie liczył się tylko dorobek zdobyty z innymi ekipami, które wyszły z grupy. To akurat sensowny ruch, bo przynajmniej w teorii nie będzie nieważnych meczów, ale na gospodarzy oraz FIVB i tak spadają gromy, bo znów gra się inaczej.

I kolejny raz wraca pytanie – jakim cudem przez tyle lat nie doczekaliśmy się jednego, sztywnego regulaminu imprez mistrzowskich? Dlaczego co turniej, to grzebanie w papierach? Dlaczego światowa federacja pozwala ustawiać klocki pod gospodarzy? Dlaczego kibice przy każdym kolejnym turnieju muszą studiować turniejowe handbooki?

„Takiego burdelu nie widziałem”

Afera z protokołami pewnie nie byłaby taka głośna, gdyby nie fakt, że to Włosi zaserwowali nam w przeszłości najbardziej parodystyczny mundial. Turniej z 2010 r. przeszedł do historii jako promujący cwaniactwo, kalkulowanie co bardziej się opłaca, wygrana czy porażka. Do tego gospodarze tak ustawili drabinkę, aby różami usłać sobie drogę do strefy medalowej (grali z Egiptem, Japonią i Iranem).

To była impreza, gdzie porażki w cudowny sposób zamieniały się w zwycięstwa. Najsłynniejszym meczem, który był jawnym wałkiem, była potyczka Brazylijczyków z Bułgarami w drugiej rundzie, gdzie Canarinhos przegrali gładziutko 0:3 (18:25, 20:25, 20:25). Mecz miał wyłonić zwycięzcę grupy, a tak akurat się ułożyło, że wątpliwą nagrodą za pierwsze miejsce był mecz z mocną Kubą w kolejnej fazie. Brazylijczykom nie za bardzo podobała się taka perspektywa, dlatego odpuścili mecz. Trener Bernardo Rezende posłał do boju rezerwy, a na rozegraniu zamiast syna Bruno zagrał… atakujący Theo. Młody Rezende musiał zostać w hotelu, bo powalił go tajemniczy ból żołądka.

Reklama

O tym, jak chore były tamte mistrzostwa, na własnej skórze przekonali się też biało-czerwoni prowadzeni wówczas przez Daniela Castellaniego. Polacy dostali w grupie mocnych Serbów, solidnych Niemców i słabą wtedy jeszcze Kanadę. W ostatniej kolejce mierzyli się z rywalami z Bałkanów. Stawką spotkania było nie tylko pierwsze miejsce w grupie, ale przede wszystkim zestaw rywali w kolejnej rundzie. Skończyło się tym, że Serbowie chcąc znaleźć się w o wiele łatwiejszej grupy z Kubą i Meksykiem, podłożyli się (1:3 w setach 19:25, 18:25, 25:21, 23:25). Polacy jako zwycięzcy byli z kolei skazani na Brazylię i Bułgarię. I było pozamiatane, skończyło się na łomocie i miejscach 13-18.

Ale co się pocieszyliśmy z wygrania grupy, to nasze…

26.09.2010, TRIESTE, SIATKOWKA, MISTRZOSTWA SWIATA, POLSKA - NIEMCY, TRENER DANIEL CASTELLANI, BARTOSZ KUREK (POL), RADOSC PO WYGRANYM MECZU, FIVB MEN'S WORLD CHAMPIONSHIP, POLAND - GERMANY, FOT. TOMASZ JASTRZEBOWSKI / FOTO OLIMPIK / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Tak imprezę w Italii wspominał później rozgrywający Paweł Zagumny: – To był dziwny system gry, można było sobie wybrać ścieżkę łatwiejszą bądź trudniejszą poprzez wygrywanie lub przegrywanie. Stworzyli go Włosi pod reprezentację Anastasiego, żeby dojść jak najwyżej, nie spotykając na swojej drodze żadnego mocnego przeciwnika. My na tym się nacięliśmy. Wygraliśmy mecz z Serbią, który nie decydował o niczym. Paradoksalnie, przegrywając go, mielibyśmy łatwiejszych przeciwników w dalszej fazie rozgrywek. W ten właśnie sposób Serbowie dotarli aż do półfinału, natomiast my, zdecydowani zwycięzcy grupy, trafiliśmy na bardzo dobrze dysponowanych Bułgarów oraz najmocniejszych Brazylijczyków. Oba mecze zostały przez nas wyraźnie przegrane 0:3. W finale Brazylia pokonała Kubę, po raz trzeci z rzędu zdobywając mistrzostwo świata. W meczu o trzecie miejsce Serbowie wygrali z Włochami, którym nie pomogły, jak widać, nawet kombinacje z regulaminem rozgrywek.

Po mistrzostwach Castellani został zwolniony. Jedni brali go w obronę, bo jednak grał z Serbią uczciwie, inni krytykowali. Wśród tych drugich znalazł się m.in. były trener żeńskiej kadry Andrzej Niemczyk. Jego zdaniem jeśli system rozgrywek stwarza jakieś możliwości, należy z nich skorzystać. – Jeśli system rywalizacji daje ci możliwość wyboru, to byłbyś głupcem, wybierając fiata 125p zamiast nowiutkiego modelu porsche (…) Argentyńczyk nie wyleciał z posady selekcjonera Polaków za złe wyniki. Stracił pracę dlatego, że był harcerzykiem. Tego nikt nie napisze i nie powie. Ja mogę mówić szczerze: finansowo na harcerstwie Castellaniego, który podczas mistrzostw świata we Włoszech postanowił grać uczciwie i się nie podkładać, stracił Polsat Sport, „Przegląd Sportowy” i sponsorzy związani z siatkówką – pisał w jednym ze swoich felietonów w „PS” Niemczyk.

Piotr Dudek, najsłynniejszy polski sędzia siatkarski, który prowadził mecze na największych imprezach włącznie z igrzyskami olimpijskimi, gwizdał na tamtym mundialu. Zapytaliśmy go, jak wspomina włoski turniej.

Maczanie paluchów przez nieodpowiednie osoby w regulaminach wypaczyło sens grania. Ale co my mogliśmy zrobić? Sędzia idzie na mecz i ma sędziować. Niby jest jakiś punkt, że jeśli drużyna nie chce grać uczciwie, to można ją ukarać, ale jak udowodnić, że zespół nie chce grać? Jak udowodnić, że zawodnik oszukał komisję medyczną, przez co drużyna została bez rozgrywającego? Albo jak udowodnić, że gracz z premedytacją odbiera zagrywkę w sufit. Zawsze powie, że akurat źle wykonał ten element techniczny. To bardzo ciężkie tematy – mówi i dodaje: – My po prostu z kolegami wychodziliśmy i sędziowaliśmy te dziwne mecze. Chociaż ja na szczęście byłem poza tą śmieszną grupą. W pierwszej rundzie gwizdałem w Weronie w grupie z Kubą i Brazylią i tam grało się jeszcze normalnie. Największe jaja były w drugiej fazie. Chciałbym, żeby w tym roku nie było takiego skandalu, bo cierpi na tym cała dyscyplina.

W język nie gryzie się też Jerzy Mróz. Członek zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej i organizator Memoriału Huberta Wagnera z bliska śledził rywalizację na Półwyspie Apenińskim.

Włosi odwalili wtedy niezły numer. Czułem się zażenowany oglądając tamten turniej. Pamiętam jak na lotnisku spotkaliśmy Raula Lozano, który akurat prowadził Niemców. Jeden z kolegów złapał go za głowę i mówi „cześć, kombinatore!”. Bo jego drużyna też coś kombinowała – mówi Mróz i dotyka przy okazji tematu samej organizacji imprezy z perspektywy kibica: – W życiu większego burdelu nie widziałem. Na halę każdy mógł wnieść co tylko chciał, miałem bilet w danym sektorze, pracownik ochrony mówił tylko „siedźcie tam, gdzie wolne”. Poszliśmy do loży i nikt nas nawet nie ruszył. Komedia. U nas w porównaniu do tego, to jest majstersztyk.

Sędzia ze wstydu aż uciekał po kątach

Ale żeby nie było, że reprezentacja Polski zawsze była pokrzywdzona. We Włoszech byliśmy harcerzykami, ale już podczas mistrzostw Europy w 2011 r. w Austrii i Czechach (tutaj organizatorem był akurat CEV, ale on też ma sporo za uszami) to my byliśmy cwaniakami wykorzystującymi dziurawy system rozgrywek. I jak pamiętamy, dało to nam ostatecznie nawet brązowy medal.

Przypomnijmy. Biało-czerwoni w ostatnim grupowym meczu grali ze Słowacją. Opłacało się im przegrać ze znacznie niżej notowanym rywalem, bo dzięki temu zajęliby w grupie trzecie miejsce i uniknęli w ewentualnym ćwierćfinale Rosjan. Prowadzący Polaków Andrea Anastasi największe gwiazdy schował więc w kwadracie dla rezerwowych, w ich miejsce posłał na parkiet młodziaków i skończyło się na wymarzonym 1:3. Włochowi trzeba jednak oddać, że przynajmniej nie próbował się po wszystkim wybielać, tylko wprost przyznawał, że takie są po prostu realia.

Panowie z FIVB zawsze namiętnie też mieszali w regulaminie Ligi Światowej. Chodziło zarówno o często zmieniający się kształt drabinki, jak i to, co decyduje o kolejności miejsc w tabeli przy takiej samej liczbie zdobytych punktów. Piotr Dudek: – My w tej chwili narzekamy na Włochów, ale przypomnę, że kiedyś zrobiono system pod nas. Wróćmy chociażby do finału Ligi Światowej w Gdańsku w 2011 r., gdzie ni z gruszki, niż pietruszki zmieniono nagle, że liczą się zwycięstwa, a nie małe punkty (ratio – przyp. red.). A przecież Polacy nie mieli ich wystarczająco, żeby wyjść z grupy. Ja tam byłem akurat rezerwowym sędzią i lekko uciekałem po kątach, żeby nie rozmawiać z niektórymi ludźmi zainteresowanymi zmianami w regulaminie.

O pewnych subtelnych zmianach w przebiegu imprezy głośno było też przed czterema laty podczas MŚ na naszej ziemi. Najgłośniej krzyczeli tu Brazylijczycy, którzy byli zwycięzcami grupy w drugiej rundzie, a w nagrodę kazano im przenieść się z Katowic do Łodzi. Twierdzili, że dobra gra nie dała im żadnej przewagi. Brazylijczycy skarżyli się też, że drużyna wcześniej nie miała informacji o przeprowadzce i dowiedziała się o niej „tuż przed północą”. A później wykłócali się jeszcze, że kiedy Polacy mieli wolny dzień między meczami, oni grali dzień po dniu.

Moje prywatne odczucie jest takie, że to najmniejszy problem. Zmiana miasta jednak nie miała wpływu na przebieg turnieju, wszędzie boisko ma takie same rozmiary. Najgorsze jest to grzebanie w drabinkach i ustawianie ich pod siebie, tak jak zrobili wtedy Włosi w Trieście. To jest chore – przekonuje Jerzy Mróz.

Dlaczego siatkówka nie podąża drogą futbolu, gdzie zasady rozgrywania największych turniejów są z góry ustalone i niepodważalne? Nasi rozmówcy są zgodni – przede wszystkim dlatego, że FIVB jest bardzo podatna na wpływy krajowych federacji. A dzieje się tak, ponieważ chętnych do organizacji największych imprez wcale nie ma tak wielu. Wystarczy wspomnieć, że w XXI w. tylko my organizowaliśmy turniej finałowy LŚ aż cztery razy. Także o znacznie bardziej prestiżowy mundial nie wszyscy chcą się bić, czego dowodem jest to, że Japonia organizowała go w 1998 i 2006 r., a kreatywni Włosi w 2010 i 2018 r. A pamiętajmy, że dla FIVB te imprezy to dwa główne źródła utrzymania, dlatego działacze są bardzo elastyczni względem gospodarzy, w wielu sprawach idą im na rękę. I takim była także pierwotna zgoda na zmiany w feralnych protokołach meczowych.

Gdyby to przeszło, byłby totalny kabaret. Aczkolwiek formalnie takie zmiany wprowadzać można, bo o ile FIVB ma swoje ogólne przepisy, to jednak przy każdej imprezie są jeszcze tzw. przepisy organizacyjne. Dlatego regulaminy dotyczące rozstawiania drużyn są tak dziwne. Prawda jest taka, że gospodarz zawsze ustawia system pod siebie – uważa Piotr Dudek.

Emerytowany już arbiter szczerze przyznaje, że niekiedy nawet on musi dobrze usiąść do przestudiowania reguł kolejnych turniejów. – Czasami ktoś mnie zaczepia i pyta o zasady danej imprezy. Radzę wtedy dokładnie przeczytać regulamin, rozpisać zespoły itd. Bo zwykły kibic czasami za cholerę nie będzie wiedział, o co chodzi.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Polecane

Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]
Polecane

Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Sebastian Warzecha
1
Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Komentarze

8 komentarzy

Loading...