Reklama

Beskid z zakazem wyjazdowym bo… tak ustaliły inne kluby?

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

23 sierpnia 2018, 16:30 • 10 min czytania 32 komentarzy

Kibice Beskidu Andrychów jakiś czas temu zdecydowali się na renowację stadionu. Na przestarzały, znajdujący się w fatalnym stanie obiekt zwracali uwagę wszyscy, ale dopiero niedawno udało się go odnowić. Fani wyłożyli własne pieniądze, prace zajęły miesiąc. Spontaniczna inicjatywa mocno zmotywowała środowisko kibicowskie i zakończyła się sukcesem. Zamiast świętowania, klub spotkała jednak niemiła niespodzianka, do której – według relacji miejscowych – przyczynił się przede wszystkim Małopolski Związek Piłki Nożnej.

Beskid z zakazem wyjazdowym bo… tak ustaliły inne kluby?

– Z jednej strony mamy renowację stadionu, z drugiej – nieciekawą sytuację wokół klubu, do której przyczynił się między innymi MZPN na czele z panem Ryszardem Niemcem, który utrudnia nam życie zarówno na polu kibicowskim, jak i piłkarskim. W piątek na stronie wydziału pojawił się komunikat-kuriozum. Dostaliśmy zakaz wyjazdowy na wszystkie mecze rundy jesiennej, co jest absolutnym bezprawnym skandalem. Nie było żadnego powodu, żadnego konkretnego wydarzenia. Po prostu odbyło się niejawne spotkanie niektórych klubów, na którym zarządzono, że nie możemy nigdzie jeździć.

Uzasadnienie na stronie Małopolskiego Związku Piłki Nożnej jest dość niecodzienne. Za zakazem wyjazdowym dla kibiców Beskidu Andrychów opowiedzieli się uczestnicy spotkania w Urzędzie Miasta i przedstawiciele klubów czwartej ligi. Konkretne powody? Brak.

4

Tak sytuację zarysowuje jeden z przedstawicieli kibiców, który chciał zachować anonimowość.

Reklama

– Zaczęło się od tego, że zdecydowaliśmy się na renowację stadionu. Kilka lat temu prowadziliśmy podobną akcję, ale na zdecydowanie mniejszą skalę. Odświeżyliśmy wtedy tylko trybunę ultras. W tym roku wstępny plan był podobny, ale sprzyjające warunki i dyspozycyjność dużej grupy osób pozwoliły nam zająć się wszystkim zdecydowanie poważniej. Doprowadziliśmy „do użytku” jedną trybunę i stwierdziliśmy, że warto byłoby pójść dalej. Bo naprawdę – stadion był w fatalnym stanie, na co zwracali uwagę wszyscy. Kibice, przyjezdni, mieszkańcy, radni. Nie narzucaliśmy sobie konkretnego terminu, tydzień po tygodniu realizowaliśmy punkty z przygotowanej wcześniej listy. W pewnym momencie plany popsuła nam pogoda – dosyć mocne burze, nie można było nic malować – ale wtedy zajęliśmy się rzeczami wewnątrz stadionu. Tym sposobem sprawiliśmy, że stadion wygląda teraz całkiem estetycznie. I najważniejsze – zrobiliśmy to za własne pieniądze. Nie z kasy klubu, nie z kasy urzędu miasta. Sami wydaliśmy 12 tysięcy złotych.

Zresztą, miasto to pierwsza instytucja, która – delikatnie mówiąc – od dłuższego czasu nam nie pomagała. Stadion jest obiektem miejskim, jednak w niczym mu to nie pomaga. Ostatnie remonty miały miejsce dziesięć lat temu, gdy posiadaliśmy ambitnego prezesa, który jednak i tak robił wszystko za pieniądze swoje lub pieniądze pozyskane przez klub. Miasto się nie przykładało. Oczywiście, pomaga finansowo, daje dotacje rzędu 230 tysięcy złotych za ten rok. Rok temu była wyższa, teraz – nie wiadomo dlaczego – została zmniejszona mimo naszych wniosków związanych z tym, że w bardzo dużej skali zwiększyły się nasze grupy młodzieżowe. Pokrzyżowało to nasze plany, trochę odbiło się na młodzieży. Inna sprawa, że miasto raz-dwa razy w roku organizuje imprezy typu „Dni Andrychowa”, lub udostępnia obiekt innym podmiotom na przykład na Moto-Show. Po tych imprezach nasza murawa wygląda fatalnie, a koszty naprawy murawy nie są regulowane. „Klub jest miejski, dostał dotację, więc powinien sobie radzić” – takie jest podejście. Niestety, ale dotacja nie jest wystarczająca. Klub nie ma długów, jednak ledwo wiąże koniec z końcem, nie posiada rezerwy finansowej.

Wielokrotnie odbywaliśmy spotkania w urzędzie miejskim, poruszaliśmy również temat stadionu. Obiecano nam oświetlenie, a wyszło jak wyszło. Od kilku lat słyszymy o planie renowacji obiektu, ale jest ona odkładana w czasie. Stadion leży w ładnej okolicy, obok znajdują się ścieżki spacerowe i basen. Renowacja stadionu jest jednak przewidziana w trzecim etapie „naprawy” całej okolicy i tak naprawdę nie wiadomo, kiedy ona nastąpi. Zbliżają się wybory samorządowe, burmistrz mówi o przyszłym roku, ale – z tego, co wiemy – nie jest to realne.

Miasto to jeden problem. Inną sprawą jest – według naszego rozmówcy – rzucanie kłód pod nogi przez niektóre kluby, a także Małopolski Związek Piłki Nożnej na czele z Ryszardem Niemcem. Przez dwa ostatnie dni próbowaliśmy się nawet do niego dodzwonić, by uargumentował zakaz wyjazdowy dla kibiców Beskidu i odniósł się do innych zarzutów. Niestety – tym razem bez rezultatu.

– Nasza działalność kibicowsko-ultrasowska niesie za sobą wiele negatywnych spraw, w których naprawdę trudno obiektywnie doszukać się naszej winy. Dostajemy od związku – jako klub – bardzo wysokie kary. Dwa lata temu, podczas domowego meczu z Unią Oświęcim, jakiś człowiek podniósł petardę rzuconą przez kibiców gości na trybunę główną. Urwało mu część palca, zrobił wielką aferę. „Słuchaj, zrób aferę wokół klubu, każda kancelaria ci pomoże, dostaniesz wielkie odszkodowanie” – przekonywały go nieprzychylne osoby. Obiecywały mu nawet milion złotych. Pech chciał, że na nagraniach widać było, że świadomie podnosi petardę i chcę ją odrzucić, a nie spadła mu ona pod nogi, jak twierdził. Niby rzucili ją kibice gości, a jednak to naszemu klubowi dostało się najbardziej. Przyjechała Telewizja TVN, a także ekipa Interwencji, z panem Artur Borzęckim z Polsatu. Poza kamerami zaczęli szantażować prezesa, krzyczeć na niego, że klub zostanie zniszczony. Jakoś udało nam się z tego wybrnąć, ale nikt nas nie przeprosił. Sprawa została umorzona i zapomniana, a niesmak pozostał.

Leżymy w zachodniej części Małopolski, bardzo blisko województwa śląskiego. Rozgrywki są, oczywiście, pod egidą MZPN z siedzibą w Krakowie. A Kraków na kluby z naszego regionu patrzy mniej przychylnie. Nierzadko wydaje się, że wolą, żeby w lidze grały „ich” zespoły typu Clepardia Kraków. Wiadomo, każdy ma kogoś w związku. Układy, układziki. Teraz sytuacja-klucz odnośnie do ostatniego sezonu. Graliśmy ostatni mecz poprzednich rozgrywek, o utrzymanie w czwartej lidze, właśnie ze wspomnianą Clepardią. Zacięte spotkanie, bardzo chamskie ze strony rywali. Mamy nawet nagrane, jak nasz zawodnik został kopany w głowę. Przegrali z nami 2:3, powinni spaść. Ktoś się jednak wycofał i zostali w lidze. Ale wcześniej, zaraz po meczu, poczuli gorycz spadku, a my świętowaliśmy utrzymanie. Na murawę poleciały serpentyny. Ktoś z ich sztabu dostał w nogę, zaczął udawać, że zwija się z bólu. Komedia. Próbowali wywrzeć presję na sędziach, ale w raporcie zostało napisane, że nawet jeżeli jakiś incydent miał miejsce, to nie miał on wpływu na przebieg rywalizacji. Zrobili z igły widły, problem w tym, że to krakowski klub i mają możliwości. Poszli o krok dalej. Jak się dowiedzieliśmy, zorganizowali niejawne spotkanie niektórych klubów, na którym okrzyknęli nas bandytami. Przekonywali kluby, żeby lepiej oddawać w meczach z nami walkowery. Związek przychylił się do części ich słów. Zorganizował kolejne spotkanie, na którym stwierdził, że nie chce widzieć nas, jako kibiców, na żadnym meczu. Ot tak, bez powodu. A warto zwrócić uwagę, że w naszej lidze oprócz nas i fanów Unii Oświęcim nie ma zorganizowanych grup kibicowskich. Boli ich, że od pięciu lat jesteśmy na każdym wyjeździe, włącznie z Pucharem Polski. To dla nich niewygodne. Wychodzą z dziwnego założenia. „Najlepiej, żeby Beskid w ogóle nie jeździł, ponieważ inne kluby nie są przygotowane na odbiór kibiców gości” – argumentują. Chore. Czysta, niesportowa zazdrość.

Reklama

4

Kibice podkreślają przede wszystkim, że zakaz nie jest oparty o żaden konkretny powód, jak i o żaden konkretny mecz. – Jest bezprawny. Kilka klubów zrobiło sobie spotkanie, na którym stwierdziło, że nie chce nas widzieć, a MZPN przyjął taką uchwałę. Byliśmy u prawnika, który stwierdził, że jeżeli będziemy chcieli walczyć, wygramy tę sprawę bez problemu. Pytanie, czy możemy coś ugrać? Zanim wszystko się rozstrzygnie, runda się skończy. Cóż, będziemy sobie jeździć na zakazie i tyle, nie czujemy się winni. Nie wiem, jaki jest sens tego wszystkiego. Wydaje mi się, że całą esencją niższych lig jest to, że coś się w ogóle dzieje. Że dzięki temu ludzie chcą przychodzić na stadiony. A w naszym związku jest takie podejście, że kibice to wielki problem. Najlepiej, żeby na mecze chodziło po 30 osób.

Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że na początku sierpnia – gdy byliśmy w połowie renowacji – w Andrychowie odbyło się spotkanie, na którym stawili się burmistrz, prezes, policja, władze MZPN. Protokół z tego spotkania jest śmieszny. Spójrzmy na wnioski ze spotkania. „Stadion trzeba poddać renowacji”. Wiedzieli, że robimy tę renowację, ale nawet nie pofatygowali się na stadion, bo ich to nie interesowało. Prezes o tym powiedział, ale oni przeszli obok tego obojętnie. Więcej – nie chcieli przyznać nam licencji na grę w IV lidze. Stwierdzili, że nasz stadion nie jest przystosowany do wymogów. Mieliśmy nawet plan, żeby objechać wszystkie obiekty w czwartej lidze – nie udało się przez renowację – i pokazać, jak wyglądają inne stadiony. Z ręką na sercu – nasz obiekt jest najbezpieczniejszym stadionem w regionie, który spokojnie może przyjmować kibiców gości. Ale powiedzieli nam, że możemy o nich zapomnieć. Licencję dali, bo musieli dać, gdyż wiedzieli, że nie mogą się do niczego przyczepić i może zrobić się afera.

W podsumowaniu wniosku czytamy między innymi, że „Obiekt piłkarski „Beskid” Andrychów od stycznia 2019 roku przejmuje MOSiR”. Zbliżają się wybory, a obiecują to burmistrz i wiceburmistrz, którzy nie wiedzą, czy w październiku będą jeszcze rządzili. Jeden pan stwierdził, że zachowanie kibiców Beskidu po niektórych meczach jest prowokacyjne, gdyż dziękując piłkarzom, dają wyraz zadowolenia z ich negatywnego zachowania podczas meczu. Kurde… W MZPN rządzą starsi ludzie, kompletnie oderwani od rzeczywistości. Nie znają realiów. Jak można wnioskować o to, żeby piłkarze nie podchodzili do kibiców po meczu? Przecież to jest śmieszne. Nasz prezes w pewnym momencie się zdenerwował i wyszedł ze spotkania. Nie było miejsca na dyskusję – samosąd.

Jak widać, sytuacja jest nieciekawa. Kibice i tak będą jeździć na wyjazdy mimo zakazu. Przykład Ekstraklasy pokazuje, że takie zakazy wyjazdowe bardzo często obowiązują tylko i wyłącznie w teorii. Pytanie, czy warto robić taką szopkę, iść na ręką innym klubom, skoro Beskid i tak będzie jeździł, a jego kibice pewnie nie będą wpuszczani na część obiektów, co może spowodować znacznie więcej zagrożenia niż w przypadku rozwiązania sytuacji w normalnych warunkach.

Zamieszanie z MZPN-em nie jest jednak jedynym problemem trapiącym ten klub. – W zarządzie Beskidu, głównie za sprawą kibiców, doszło w ostatnich latach do sporych zmian. Mieliśmy większość w klubie, od kilku lat staramy się monitorować dość dokładnie, kto jest w zarządzie, jak się sprawuje, jak się rozlicza z pozyskanych środków. No bo wiadomo, jak to nierzadko wygląda w takich klubach. Zaniedbania, jakieś dziwne faktury. Trzeba na to uważać. W ciągu kilku lat odsunęliśmy od klubu wiele osób, które były w nim od lat. Zadomowiły się, a nie robiły nic dobrego. Dochodziło do takich patologii, że głowa mała. Ktoś brał pieniądze na obóz dla dzieci, kasa potem znikała. Przykre sprawy. Niestety, ale część odsuniętych przez nas osób do dziś życzy nam źle. Pal licho, że piszą nieprzychylne komentarze na portalach, choć to też odbija się na klubie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wymyślają inne sposoby, żeby nas oczernić. Walka z wiatrakami. Urwiemy hydrze jedną głowę, dwie odrosną. Przykład. Jeszcze kilka lat temu przy naszym klubie istniało coś takiego jak „Klub 100”. Mieliśmy 115 czy 120 sponsorów, którzy wykładali co najmniej tysiąc złotych rocznie. Do tego dochodziły takie inicjatywy jak „Liga Biznesu”, gdzie lokalne firmy mogły sobie kopać piłkę, przy okazji dorzucając się do klubowej kasy. To była połowa wynoszącego około 600-700 tysięcy złotych budżetu. Obecnie jest to tylko 330-350 tysięcy. Między innymi za sprawą naszego byłego prezesa Krzysztofa Kokoszki, brata Adama z Zagłębia Sosnowiec. To obecnie największa persona non grata w naszym klubie. Zniszczył wszystko. Kiedy dwa lata temu spadaliśmy z trzeciej ligi, mieliśmy na koncie tylko pięć punktów. Z jednej strony obcinał koszty, podobno przygotowując grunt pod czwartą ligę. Mamił wszystkich słowami, że dzięki temu klub lepiej wystartuje w czwartej lidze. Okazało się jednak, że odchodząc, zostawił klub na minusie. Na szybko dokooptowaliśmy zarząd, ratowaliśmy całą sytuację. Dzięki pracy wielu ludzi udało się wszystko utrzymać, ale z „Klubu 100” zostały nici. Tego typu osoby nadal buntują potencjalnych sponsorów, powtarzając kłamstwa o bandytach w klubie i kibicach rządzących zarządem. A my mamy teraz w zarządzie tylko jedną osobę. Monitorujemy sprawy, ale gdyby przyszedł prezes z pomysłem na klub i chciałby działać samemu, nikomu nie będziemy blokować drogi – kończy przedstawiciel kibiców Beskidu.

Trudno powiedzieć, jaki będzie finał tej sprawy. Może Małopolski Związek Piłki Nożnej pójdzie po rozum do głowy (albo przedstawi logiczne uzasadnienie zakazu wyjazdowego) i wszystko rozejdzie się po kościach. Na ten moment sytuacja jest dość napięta. Szkoda, że w cieniu tych wydarzeń znajduje się renowacja stadionu, której dokonali kibice. Trudno nie szanować takich inicjatyw – własne pieniądze, masa poświęconego czasu i naprawdę ładny dla oka efekt. Takie rzeczy trzeba doceniać.

Norbert Skórzewski

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...