O tej walce spekulowano od dawna, ale chyba mało kto wierzył, że ostatecznie dojdzie ona do skutku. Tomasz Adamek (53-5, 31 KO) w ostatnich latach przyzwyczaił do tego, że walczy w Polsce – na swoich warunkach. W październiku w Chicago zmierzy się jednak z Jarrellem Millerem (21-0-1, 18 KO) – 140-kilogramowym bokserskim wybrykiem natury, którego aż trzy z czterech najważniejszych federacji klasyfikują w TOP 3 najlepszych „ciężkich” na świecie.

„Na papierze ta walka to haniebny mismatch. (…) Adamek nie liczy się w poważnym boksie od 2012, ale ponieważ jest popularny wśród Polaków, a walka odbędzie się w Chicago, to zostanie rzucony Millerowi na pożarcie” – grzmiał kilka dni temu Dan Rafael, bokserski ekspert ESPN. Wiele można powiedzieć o tym zestawieniu, ale z pewnością nie jest to „mismatch”. Oparty ma bezstronnych algorytmach Boxrec mówi wprost – to starcie siódmego pięściarza kategorii ciężkiej (Miller) z piętnastym (Adamek).
W bokserskim świecie „mismatch” to pojęcie zarezerwowane dla walk, w których mierzą się pięściarze z zupełnie innych lig. Tak było w 2014 roku, gdy mistrz świata Danny Garcia (28-0) wyszedł do ringu z szerzej nieznanym Rodem Salką (19-3) – zawodnikiem, który zbudował karierę głównie na walkach z trzecioligowymi pięściarzami o ujemnych bilansach. Historycznym przykładem „mismatchu” może być także starcie wychodzącego z więzienia Mike’a Tysona (41-0) z Peterem McNeeleyem (36-1), który w ogóle niespecjalnie potrafił boksować, ale miał fajny bilans i potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie. Zazwyczaj w takich zestawieniach występuje podobny scenariusz – kończy się szybkim nokautem na korzyść faworyta. W teorii walce Miller kontra Adamek do „mismatchu” daleko – to po prostu starcie wysoko notowanego młodego pretendenta z uznanym byłym mistrzem, który powoli schodzi ze sceny.
Polak nigdy w swojej długiej karierze nie walczył z kimś o takich gabarytach. Największym „koniem”, z którym do tej pory rywalizował w wadze ciężkiej, był Kevin McBride (35-8-1, 29 KO). W 2011 roku sytuacja była jednak właściwie odwrotna – to Adamek był tuż przed walką o pas mistrzowski, a 130-kilogramowy kolos zaliczał jeden z ostatnich występów w karierze. Na tym porównania się kończą – Miller nie tylko waży jeszcze więcej, ale reprezentuje też zupełnie inny styl boksowania. Przede wszystkim jest też o wiele lepszym pięściarzem niż McBride.
Można zaryzykować stwierdzenie, że Amerykanin zaprzecza wszystkim stereotypom, które mogą kojarzyć się z kimś o takich wymiarach. Jasne, waży bardzo dużo, ale w ringu nie jest „człapakiem”. Jego boks opiera się na nieustannej presji i gradzie ciosów, którym zasypuje kolejnych przeciwników. Średnio na rundę wyprowadza około 60 uderzeń – to aż o 15 więcej niż średnia dla kategorii ciężkiej. W ostatniej walce z Johannem Duhaupasem (37-5) w sumie przez dwanaście rund wyprowadził aż 782 ciosy. Dla porównania – Anthony Joshua (21-0, 20 KO) w pojedynku z Josephem Parkerem (24-0, 18 KO) zadał „tylko” 383 uderzenia.
Czołg, który nie słabnie
„Ten facet się nie męczy! Idzie jak czołg, wywiera nieustanną presję. (…) Generalnie zawodnicy o takich parametrach muszą sobie dać trochę czasu na odpoczynek – on tego nie robi. To jest na dłuższą metę trudne do wytrzymania. (…) Gdyby ktoś dwa lata temu po przegranej walce z Moliną powiedział, że Adamek będzie się jeszcze bił z naprawdę czołowym pięściarzem wagi ciężkiej, to on sam by w to nie uwierzył i ja też bym w to nie uwierzył” – opowiedział nam w audycji „Ciosek Na Wątrobę” w Weszło.fm redaktor Janusz Pindera.
To fakt – w kwietniu 2016 roku wydawało się, że jest już po wszystkim. Polak w Tauron Arenie prowadził wyraźnie na punkty z pięściarzem, który przed chwilą bił się o pas mistrza świata z Deontayem Wilderem (41-0, 40 KO). Jednak jak to w boksie bywa, wszystko zmienił jeden cios. W ostatniej sekundzie 10. rundy Molina doprowadził do celu potężny prawy prosty. Dobiegający do czterdziestki Adamek w tym momencie wydawał się skończony – jeśli nie potrafił pokonać przedstawiciela szerokiego zaplecza czołówki wagi ciężkiej, to co więcej mógł osiągnąć w poważnym boksie?
Wbrew wszystkiemu „Góral” wymyślił się na nowo. Przede wszystkim zmienił trenera – zakończył współpracę z Rogerem Bloodworthem (być może dla swojego dobra powinien to zrobić kilka lat wcześniej) i związał się z szerzej nieznanym Gusem Currenem. Choć nowy szkoleniowiec nie mógł się pochwalić tak imponującym CV jak jego poprzednik, to z miejsca okazało się, że na linii pięściarz-trener coś zaiskrzyło. Pojawił się nowy pomysł na boks Adamka, a sam zainteresowany postanowił, że spróbuje jeszcze raz.
Poprzeczka stopniowo wędrowała w górę. Najpierw wypunktował twardego, ale ograniczonego Solomona Haumono (24-3-2). Kilka miesięcy później poradził sobie z niewygodnym Fredem Kassim (18-6-1), któremu w listopadzie 2017 roku naprawdę chciało się boksować – co wcale nie jest przecież regułą, o czym przekonał się niedawno Izu Ugonoh (18-1, 15 KO). Ostatni test widzieliśmy w kwietniu – Adamek po emocjonującym pojedynku znokautował mocno bijącego Joeya Abella (34-9, 32 KO).
Ta seria sprawiła, że o weteranie przypomniał sobie Eddie Hearn. Najbardziej wpływowy promotor ostatnich miesięcy właśnie startuje na nowym rynku. W Wielkiej Brytanii dominuje niepodzielnie, a jego największą gwiazdą jest król wagi ciężkiej – Anthony Joshua (21-0, 20 KO). W podboju Stanów Zjednoczonych ma mu pomóc przede wszystkim kasa. Hearn nawiązał niedawno współpracę z platformą DAZN – sportowym Netfliksem, która właśnie przypuściła atak na rynek amerykański. Ten fakt rzuca nieco inne światło na słowa Dana Rafaela, który pracuje dla… bezpośredniej konkurencji DAZN. ESPN kilka tygodni wcześniej wszedł na rynek z aplikacją ESPN+, która w założeniu spełnia podobne funkcje, choć w domyśle ma funkcjonować na mniejszą skalę.
Umowa z DAZN gwarantuje Hearnowi kosmiczne jak na bokserskie realia pieniądze, ale w jego nowym projekcie mimo to wciąż brakuje wielkich nazwisk. Pewne jest jednak to, że w trakcie ośmiu lat będzie miał do wydania miliard dolarów. Znamy planowaną na ten okres liczbę imprez, więc łatwo można policzyć, że promotor będzie miał do wydania średnio 7 milionów dolarów na galę – nikt nie ma obecnie takich funduszy.
Szpilka mógł dostać szansę, ale…
Wybór Tomasza Adamka jest w tym kontekście w pewnym sensie wręcz do bólu logiczny. Jarrell Miller cały czas czeka na wielką walkę – być może to właśnie Joshua zostanie prędzej czy później jego rywalem. Jest jednak jeden problem – taka szansa może nadejść dopiero za rok, a może i później. Dla pięściarza na dorobku nie ma nic gorszego niż nieaktywność i Hearn doskonale o tym wie. Potrzebował więc dla Millera walki na podtrzymanie aktywności – z kimś z nazwiskiem i dorobkiem, kogo niekoniecznie postrzega za szczególne zagrożenie.
Także pod względem biznesowym cała operacja zdecydowanie ma sens – Tomasz Adamek przyciągnie w Chicago kilka tysięcy fanów o polskich korzeniach, którzy w innym wypadku raczej nie pofatygowaliby się na trybuny. Tu też nie ma przypadku – jako pierwszy do Millera był przymierzany inny Polak – Artur Szpilka (21-3, 15 KO). W 2016 roku „Szpila” odważnie domagał się walki z amerykańskim kolosem, zapraszając go w mediach do „bandyckiego tanga”.
„Dostałem teraz taką propozycję, była nawet bardzo dobra. Ponad milion złotych dostałbym za to do ręki. Tylko że po prostu stwierdziłem, że na ten etap kariery nie bardzo mi to odpowiada. (…) Dla mnie na tym etapie to by była walka tylko i wyłącznie o dutki. Najpierw muszę wrócić na właściwe tory. Potem – kto wie, nie mówię nie” – komentował niedawno Szpilka na antenie Weszło.fm w audycji „Ciosek Na Wątrobę”.
To właśnie w ten sposób na radarze brytyjskiego promotora znalazł się drugi z Polaków. „Kiedy upadły negocjacje w sprawie walki Miller – Szpilka, odezwali się do mnie ludzie Tomasza Adamka. Powiedzieli, że są gotowi – że ich pięściarz jest wyżej notowany na świecie, ma większe nazwisko i przyciągnie więcej fanów. Zapytałem Jarrella co o tym sądzi – od razu był na tak. Cała presja będzie teraz na nim” – przekonywał Eddie Hearn w rozmowie z Przemysławem Garczarczykiem.
Więcej o kulisach negocjacji opowiedział nam na antenie Weszło.fm Mateusz Borek – od niedawna główny promotor Tomasza Adamka. Okazuje się, że Miller wcale nie był jedyną opcją – pojawiła się także inna ciekawa zagraniczna oferta. Poważną alternatywą był do końca także kolejny występ w Polsce na gali Polsat Boxing Night. Ważna okazała się jednak opinia trenera Gusa Currena, który po przeanalizowaniu kilku występów Millera wyraził gotowość do podjęcia wyzwania.
„Trzeba uważać na intensywność ciosów, częstotliwość tych uderzeń Millera. Amerykanin jest wtedy dobry, kiedy może kogoś zamknąć przy linach. Ten facet przy swojej olbrzymiej masie i mocno średnio sportowym trybie życia nie traci tej swojej intensywności. (…) Tomek będzie musiał wydłużyć kombinacje, nie będzie mógł pozwolić sobie na stanie w miejscu i kontry. Nie sądzę za to, że Miller będzie w stanie wywrócić jednym ciosem. (…) Dla Millera to też jest presja – on też będzie miał z tyłu głowy te miliony, które na niego czekają w przypadku zwycięstwa. Tomek jak zawsze wyjdzie do ringu przygotowany, będzie wiedział jak boksować i jak nie boksować z takim rywalem” – tłumaczy Mateusz Borek.
Co zobaczymy w ringu 8 października? Być może jedną z ostatnich wielkich wojen „Górala”. Trudno pozbyć się skojarzeń z poprzednimi wielkimi walkami Polaka w USA, dla którego wielka kariera zaczęła się w 2005 roku właśnie w Chicago – pamiętną wojną z Paulem Briggsem (23-1) o pierwszy mistrzowski pas w karierze. Wtedy walczył jednak o tytuł w kategorii półciężkiej (limit – 79,3 kg), teraz czeka go starcie z przeciwnikiem o 60 kilogramów cięższym. Takie historie pisze tylko boks!
Jarrell Miller od lat jest znany jako „Big Baby” i faktycznie wygląda na jedyny w swoim rodzaju wybryk natury. Od lat regularnie sparuje z Adamem Kownackim (17-0, 14 KO), którego nazywa swoim przyjacielem. Być może to właśnie wspólne sesje przyczyniły się do tego, że styl obu pięściarzy który opiera się na nieustannej presji. Adamek również ma za sobą kilka sparingów z rodakiem, więc ten intensywny nowojorski boks nie powinien mieć przed nim tajemnic. Niewykluczone, że w ringu zobaczymy podobną wojnę jak pamiętne starcie z Chrisem Arreolą (28-1) w 2010 roku. Wtedy o sukcesie Polaka przesądziły nogi – rywal nie był osaczyć go przy linach. Czy i tym razem uda się „obskoczyć” o wiele większego przeciwnika? Jeśli zapytamy Tomasza Adamka, to z pewnością w swoim stylu odpowie, że jeśli będzie szybkość, to wszystko jest możliwe. Choć mówi tak od zawsze, to tym razem naprawdę może się okazać, że „speed is everything”.
KACPER BARTOSIAK
Posłuchaj audycji „Ciosek Na Wątrobę” z udziałem Janusza Pindery, Mateusza Borka i Artura Szpilki!
Fot. FotoPyk
niech juz ten zjebany ultra katol spierdala i sie nie kompromituje.
byles kiedys mistrzem swiata w czymkolwiek?
Treść usunięta
Bylem, a co?
To posłuchaj sobie Ś.P. Pawki Zarzecznego jak się traktuje mistrza – szanuje. Wyjebane mam na jego poglądy dotyczące religii, ale do kompromitowania się jest mu daleko. Może zrozumiesz, mistrzu – w czymkolwiek nim jesteś.
Kończ waść…
Szczerze życzę mu przegranej. Dlaczego? Bo jest homofobem i twierdzi, że mężczyzna powinien mieć możliwość bicia kobiet i dzieci (ciekawe czy robi to swojej rodzinie). To zwyczajny cham, dla którego od dawna nie powinno być miejsca w sporcie.
Kiedy tak mówił o tym biciu ? Bo aż nie wierzę.
https://kuba.tvn.pl/wideo,2331,v/kontrowersyjne-slowa-tomasza-adamka-o-biciu-kobiet,1622786.html
I co, to jest ten dowód, że mężczyzna powinien bić żonę i dziecko ? Brzmiało to jak żart.
Jego tłumaczenie, że chodziło mu o „lanie sikawką” to żart.
https://eurosport.interia.pl/boks/news-tomasz-adamek-odpowiada-na-krytyke-kobiety-trzeba-lac-ale-te,nId,2397026
Nie dość, że pajac, to jeszcze tchórz, bo boi się przyznać, że ma takie poglądy i być może to robił.
Przykre, że pieniądze włączyły Tomkowi zdolność myślenia. Serio szkoda zdrowia. Życzę Adamkowi przede wszystkim zakończenia walki w dobrym zdrowiu i zakończenia kariery po tej walce szkoda się narażać. Tomek był świetnym pięściarzem ale czasu żaden bokser nie oszuka.
Rzeczywiście, Tomek Adamek pokazał jaja że wrócił do poważnego boksu, kiedy wydawało się, że to już koniec jego bokserskiej kariery np. po przegranej ze Szpilką. Gość po prostu ma jaja.
Dajcie już spokój z tym emerytem. Ja rozumiem , że kolega Borek jest promotorem tej żenady i chcecie mu trochę darmowej (albo płatnej, nie wiem) promocji zrobić, ale bez przesady. Która to już „ostatnia walka”? Adamek był bardzo dobry. Był, dawno temu w wadze półciężkiej, potem był dobry w junior ciężkiej, w ciężkiej już był tylko przeciętny (właściwie to jechał na nazwisku jak większość naszych ligowców). Karierę powinien zakończyć po walce z Kliczką, czyli dawno temu. Teraz jest to już tylko żałosne wyciąganie kasy z naiwnych, za pomocą obwoźnego cyrku. Ja za to płacić nie zamierzam.