Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2018, 08:03 • 6 min czytania 9 komentarzy

Jarosław Jach został właśnie wypożyczony z Crystal Palace do tureckiego Rizesporu. To beniaminek najwyższej tureckiej ligi, w którym polski obrońca będzie pewnie jednym z bardziej rozpoznawalnych zawodników. Nawet jeśli wyceny Transfermarktu trzeba odbierać z przymrużeniem oka, chyba tylko Saymak i Traore, dotrzymujący Jachowi kroku pod względem wartości na papierze, to goście godni jakiejkolwiek szerszej wzmianki. Jach w tak zwanym międzyczasie z obiecującego dwudziestolatka stał się w pełni ukształtowanym, 24-letnim stoperem, który w ostatnim półroczu rozegrał tyle meczów co ja, a na ławce usiadł tylko jeden raz więcej niż nieżyjący od stuleci Bolesław Chrobry.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Dwa lata młodszy Jan Bednarek wyjechał pół roku wcześniej, również do klubu z Premier League i obecnie ma za sobą nie tylko kilka udanych spotkań w angielskiej elicie, ale również grę na Mistrzostwach Świata w barwach reprezentacji Polski, co znajduje się w CV naprawdę niewielu wciąż grających obrońców.

Jak zawsze w takich przypadkach istnieje pokusa sformułowania na ich podstawie jakiejś ogólnej zasady typu: młody piłkarzu, wyjeżdżaj jak najwcześniej, ale przecież za moment przypomni nam się piłkarska droga Bartosza Kapustki, o którym wiadomo na razie tyle, że ponoć nadal gra w piłkę, co ciekawe – też w Anglii.

Z tego płynie jednak nauka nie dla piłkarzy – bo tutaj każdy przypadek jest zupełnie odrębny i nie ma szans na wysnucie jednego przepisu na futbolowe szczęście, ale dla klubów. To, co łączy Bednarka i Jacha, ale również i cały zastęp piłkarzy, którzy w ostatnich latach w różnym wieku wyjechali z Polski, to rola ich macierzystych klubów w stworzeniu od podstaw zawodnika, na którego angielskie czy włoskie firmy są w stanie wydać bardzo grube jak na polski rynek pieniądze.

Kompletnie nieistotne, czy zawodnik w momencie wyjazdu ma 19 lat i dopiero wchodzi do seniorskiego futbolu, czy może jest już 23-letnim piłkarzem z doświadczeniem w europejskich pucharach. Nieistotne, czy po wyjeździe się sprawdza i po czasie znów daje zarobić swojemu klubowi z tytułu procentu od kolejnego transferu, czy też z podkulonym ogonem powraca do Ekstraklasy. Nieistotne nawet, czy przychodzi do klubu jako 9-latek z wielkimi marzeniami, czy 16-latek po debiucie w seniorskiej piłce.

Reklama

Przykłady Jacha, Bednarka, Linettego, Kownackiego, Piątka, ale i stojących w tej samej kolejce Gumnego, Jagiełły, Jóźwiaka czy Hładuna pokazują jasno, że nie ma czegoś takiego, jak stracone pieniądze zainwestowane w szkolenie i jednocześnie nie ma czegoś takiego jak powtarzalność w szkoleniu za darmo.

Jeśli spojrzymy na eksport zawodników z Polski, zobaczymy jasną prawidłowość. Albo komuś trafia się samorodny talent i właśnie słowo „trafia” najlepiej oddaje charakter całego procederu, albo piłkarz ma w CV czy to akademię Zagłębia, czy to treningi ze szkoleniowcami i – co ważniejsze – na obiektach Lecha Poznań. W ostatnich kilku latach powyżej 2,5 miliona euro sprzedano według informacji Transfermarkt ośmiu zawodników wychowanych w polskich klubach – od czasów Furmana, którego traktuję jeszcze jako „prehistorię”, duże transfery dotyczyły Bednarka, Kapustki, Recy, Piątka, Kownackiego, Teodorczyka, Linettego i Jacha. Trzech wychowanych w Lechu, dwóch w Zagłębiu.

Wydawałoby się, że przy tak złożonej sprawie jak piłka nożna, gdzie na powodzenie poszczególnych karier wpływa tysiąc czynników zależnych od piłkarza i jego otoczenia, ale i następny tysiąc czynników absolutnie losowych, nie da się stworzyć prostych reguł postępowania. Ale jednak, zastanówmy się przez sekundę, co mają Lech i Zagłębie, a czego nie ma reszta Polski, że to właśnie te kluby przynajmniej dwukrotnie potrafiły w ostatnich sezonach wypuścić takich zawodników?

W momencie, gdy Legia próbowała bezskutecznie wytargować ceny gruntów pod boiska, Lech i Zagłębie pełną parą korzystały z ośrodków złożonych z liczby boisk właściwie przekraczającej zapotrzebowanie klubu i akademii. W momencie, gdy część klubów Ekstraklasy miała problemy, by choćby pierwsza drużyna mogła korzystać z dobrze przygotowanych muraw treningowych, lubińskie i poznańskie dywany witały zielenią nawet juniorów młodszych. W chwili, gdy niektóre kluby działy skautingu zamykały w jednym, kilkunastoletnim samochodzie wyposażonym w jeden kilkunastoletni komputer przenośny, Lech i Zagłębie przeczesywały w poszukiwaniu utalentowanych chłopaków nie tylko regionalne ligi juniorów, ale nawet trampkarskie popisy w województwach, które nie sąsiadują z wielkopolskim czy dolnośląskim. Wiem, że przywoływałem to już w którymś z tekstów o Zagłębiu, ale gdy w niektórych klubach problemem było ustalenie na jakiej pozycji gra piłkarz przyjeżdżający na testy do ekstraklasowej drużyny, w Lubinie sprawdzali, czy rodzice 13-latka sondowanego w kontekście przyjścia do klubu mają stałą pracę i zaufanie sąsiadów.

Mógłbym wymieniać dalej, że gdy w niektórych klubach opłacano trzech trenerów pierwszego zespołu i słupa dla tego trzeciego, który nie posiadał licencji na prowadzenie pierwszej drużyny, w Zagłębiu i Lechu wysyłano młodzieżowych trenerów na staże po najdalszych zakątkach Europy. Że gdy w niektórych klubach szczytem technologii nadal były stoper i gwizdek, w Zagłębiu i Lechu analizy wideo schodziły do coraz niższych roczników. To jednak niejako konsekwencje pierwotnego ustawienia spraw, w którym zbudowanie dobrze funkcjonującej i nieźle opłaconej akademii ustawiono za cel, na który pieniądze muszą się znaleźć.

Dziwi mnie, gdy nawet dziś w niektórych miejscach w Polsce kibice czy działacze próbują od swoich samorządów w pierwszej kolejności wytargować stadion, zamiast walczyć o jak najbardziej wypasioną bazę treningową. Dziwi mnie, gdy nawet dziś niektórzy działacze sądzą, że zamiast wymogu trzech boisk w klubowej akademii lepiej wpisać w regulamin wymóg posiadania jednego młodzieżowca na murawie. Wreszcie dziwi mnie, gdy dla ligi ważniejsze od zaplecza treningowego jest oświetlenie głównej murawy.

Reklama

Nie ukrywam, tekst pisałem wczoraj, przed kompromitacją Legii, zakładając, że kto jak kto, ale warszawski klub pociągnie spokojnie Spartak przynajmniej dwiema bramkami i spokojnie zajmę się urodzinami mojej żony. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie lepiej napisać od nowa tylko o Legii, ale… czy to wszystko nie jest ze sobą powiązane? Na doskonałym stadionie, na wymuskanej murawie, przy prześlicznym oświetleniu obejrzeliśmy futbol, który nie pasował do doskonałej fasady, ale właśnie do tego zapuszczonego zaplecza.

Trochę martwią mnie proponowane sposoby na wyjście z tego bagna. Weźmy ten obowiązek gry młodzieżowca. Przecież w oczywisty sposób wymusza rozciągnięcie kadry o przynajmniej 2-3 zawodników, czyli o kolejne 2-3 pensje, dodatkowo wywindowane przez odgórne regulacje. To kolejne pieniądze, które będą się musiały znaleźć, a w drabince wydatków przeskoczą choćby staże trenerów młodzieżowych czy – abstrakcja, klub może budować za własne! – budowę boisk. Ostrzejsze wymogi licencyjne dotyczące własnego stadionu? Super, krok do przodu, ale czemu w ślad za tym nie idą wymagania dotyczące liczby boisk? Trenerów z licencją UEFA w akademii? Tysiące luksów, by transmisja mogła iść w Full HD to też wymóg, który kluby muszą spełniać, ale kurcze, jakość obrazu zwiększa się odwrotnie proporcjonalnie do jakości zawodników w Ekstraklasie.

Nie apeluję tutaj, by nagle wywrócić wszystko do góry nogami, sprzedać stadion Śląska, wyrzucić wrocławian na Oporowską a za uzyskane fundusze zbudować 80 boisk dla młodzieży z Dolnego Śląska. Nie chcę tutaj obwiniać kogokolwiek.

Wskazuję jedynie, że nawet na Jachu, zawodniku beniaminka ligi tureckiej, polski klub może w odpowiednim momencie zarobić dziesięć baniek. Wystarczy go znaleźć, wytrenować i opędzlować.

Dlaczego nikt nie próbuje iść w ślady tych, którzy Jachów czy Bednarków znaleźli, wytrenowali i opędzlowali?

JO

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...