Reklama

Ruszyli! Rozpoczęło się kolejne Tour de France

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

07 lipca 2018, 17:35 • 4 min czytania 3 komentarze

3351 kilometrów, 21 etapów, trzy tygodnie ścigania na najwyższym możliwym poziomie i jeden zwycięzca, którego poznamy na końcu. Rozpoczął się najważniejszy, największy i najpiękniejszy kolarski wyścig świata. 105. edycja Tour de France. Za nami już pierwszy etap, który udowodnił jedno: emocji nie tylko możemy, ale wręcz musimy się spodziewać. 

Ruszyli! Rozpoczęło się kolejne Tour de France

To nie był typowy początek. Przyzwyczailiśmy się raczej do krótkich prologów, które mijały szybko i zostawiały niedosyt na kolejne dni. Zamiast tego otrzymaliśmy stosunkowo długi, liczący 201 kilometrów, etap. Nie narzekaliśmy, bo przez większą część trasy mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki – kolejna zaleta wielkich tourów – a na samym jej końcu dostaliśmy trzęsienie ziemi, które tylko potęguje nasz apetyt na kolejne dni ścigania.

190 kilometrów kolarzom przeleciało spokojnie. Oglądaliśmy Adama Yatesa rozmawiającego z innymi zawodnikami, słuchaliśmy tradycyjnych ciekawostek o architekturze w wykonaniu Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego, gdy akurat obaj byli na antenie, obserwowaliśmy ucieczkę, która – również tradycyjnie – została złapana niedaleko przed metą.

Właśnie, przed metą – to na ostatnich dziesięciu kilometrów kolarze postanowili dorzucić nam nieco wrażeń, rzucając się przez kierownicę. Albo barierki, jak zrobił to Chris Froome. Kilka kraks, upadki, defekty. Połączcie to wszystko i wyjdzie wam, że już po pierwszym etapie faworyci dużo tracą. Na czele ze wspomnianym Brytyjczykiem, który – mimo że przyjechał pięćdziesiąt sekund za zwycięzcami – wciąż pozostaje głównym kandydatem do zwycięstwa. O pozostałych niedawno pisaliśmy, nie będziemy się powtarzać. Dodamy tylko, że rozczarowany może czuć się m.in. Adam Yates, który przyjechał w grupce Froome’a, czy Nairo Quintana. Ten ostatni zgubił zresztą ponad minutę.

https://twitter.com/LeTour/status/1015589282289979392

Reklama

Etap wygrał jego rodak, Fernando Gaviria, nieco nas tym zaskakując. Jasne, Kolumbijczyk jak najbardziej był jednym z faworytów do końcowego zwycięstwa, ale oczekiwalibyśmy raczej, że jako pierwszy dojedzie Peter Sagan (zajął drugie miejsce) czy Marcel Kittel (był trzeci). Dlaczego? Bo Gaviria dziś debiutował we francuskim tourze. Trzeba mu oddać – zrobił to z przytupem. W nagrodę założy żółtą koszulkę.

Zaznaczmy, że w czołówce znalazł się też Rafał Majka, który tylko czeka na to, by na górskich etapach powalczyć o wysokie miejsca. Mówił, że stać go, by znaleźć się w najlepszej piątce klasyfikacji generalnej. Dzisiaj dobrze rozpoczął walkę o to osiągnięcie.

Warto jeszcze wrócić na moment do Froome’a, bo to koleś, który – co by się nie działo – naznaczy tegoroczny wyścig. Na prezentacji zawodników został wygwizdany przez miejscową publiczność, na nim skupia się uwaga ochrony, a  i tak wszyscy obawiają się tego, co może wydarzyć się na trasie. To oczywiście pokłosie afery dopingowej. Brytyjczyk został co prawda uniewinniony, ale myli się ten, kto myśli, że francuskim kibicom to wystarczyło. Możemy wam zagwarantować, że gdzie jak gdzie, ale na Wielkiej Pętli Chris nie będzie miał łatwego życia. Zresztą, sam sobie na to zapracował.

https://twitter.com/marcinsiemlak/status/1014931272353943553

A co do samej Pętli, to – podobnie jak pierwszy etap – cała trasa jest dość nietypowa. Kilka jest w tegorocznym wyścigu dni, które mogą mocno namieszać w stawce. Gdybyśmy mieli je wskazać, to z pewnością byłaby to drużynowa czasówka, którą kolarze przejadą pojutrze. Ma tylko 35,5 kilometra, ale – szczególnie wobec dzisiejszych wypadków – może wiele powiedzieć nam o kształcie generalki. Potem, rzecz jasna, etap 9., z metą w Roubaix. A skoro Roubaix to i bruki. A skoro bruki… to mamy nadzieję, że nikomu nic się nie stanie, ale upadki przewidzieć możemy już teraz. Kwestią najistotniejszą jest to, kto utrzyma się na rowerze do końca.

Potem są Alpy, wepchnięte w środek wyścigu, a na jego koniec inne wielkie góry – Pireneje. To tam będzie się wszystko rozstrzygać. Przynajmniej w teorii, bo po nich czeka nas jeszcze jedna czasówka, tym razem indywidualna, której trasa przypomina nieco sinusoidę – raz w górę, raz w dół. Wielkich wzniesień tam nie znajdziecie, ale już szansę na wywalczenie żółtej koszulki jak najbardziej. No i jest też etap 17. O nim, gdy niedawno rozmawialiśmy, mówiła nam Arlena Sokalska, zastępca redaktora naczelnego Polska The Times:

Reklama

– Tam jest odwrócona kolejność startów – jak w Formule 1, kolarze są rozstawieni. Na początku pojedzie czołówka, potem kolejni zawodnicy, w określonych odstępach czasowych. Nie wierzę w ten model, tym niemniej może to być chaotyczny etap. To jest tylko 65 kilometrów, ale zdecydowanie może się tam wydarzyć coś dziwnego.

https://twitter.com/LeTour/status/1015601415425839104

Niezależnie od tego, co na trasie Tour de France się wydarzy, wiemy jedno: będzie ciekawie. I już cieszymy się na myśl o tym, że przez najbliższe trzy tygodnie będziemy mieli możliwość oglądać najlepszych kolarzy w akcji. Oby zaliczali się do nich również Polacy.

Fot. NewsPix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...