Reklama

Ręka Boga, edycja: Luis Suarez

redakcja

Autor:redakcja

05 lipca 2018, 19:30 • 6 min czytania 19 komentarzy

– „Ręka Boga” należy do mnie, nie do Maradony. Wykonałem najlepszą interwencję turnieju.

Ręka Boga, edycja: Luis Suarez

Tak Luis Suarez skomentował swój siatkarski blok z ćwierćfinału Urugwaj – Ghana z 2010 roku. Futbolowi bogowie tego dnia wspięli się na wyżyny swoich umiejętności fabularnych.

***

Pierwszy w historii afrykański mundial miał być zarazem tym, który wyważy zespołom z Czarnego Lądu na oścież wrota do strefy medalowej. Lata temu Afrykanie zerwali łatkę piłkarskiego pariasa, którego nie wiadomo w ogóle po co zaprasza się na imprezę dla najlepszych. Dodali wiele kolorytu, napisali kilka legend, z Rogerem Millą i Senegalem kończącym złotą erę Trójkolorowych na czele.

A przecież i tak nawet najlepsze wyniki zespołów z Afryki na finałach nie odpowiadały ogólnemu rozwojowi tutejszej piłki. Przyzwyczailiśmy się, że afrykańscy piłkarze potrafią być niekwestionowanymi gwiazdami futbolu. Do RPA też przywozili zastęp kozaków, z Eto’o, Drogbą i Yayą Toure na czele. Do tego dzięki udziałowi gospodarza, w turnieju brała udział rekordowa liczba afrykańskich reprezentacji – aż sześć.

Reklama

Ale RPA wystarczyło pary tylko na piękny gol otwarcia Thshabalaly i ogranie rozbitej konfliktami wewnętrznymi Francji. Nigeria i Kamerun skompromitowały się zajmując ostatnie miejsca w swoich grupach. Algieria nawet nie strzeliła bramki. Wybrzeże Kości Słoniowej miało może pecha trafić na Brazylię i Portugalię, ale fakt jest faktem:

Porywający, radosny afrykański futbol, którym miała stać ta impreza, nie zaistniał. Ostatecznie honoru całej Afryki broniła Ghana. Nie szarżując, grając zdyscyplinowany futbol i pamiętając o tyłach, zespołowi Milovana Rajevaca udało się pokazać cztery litery Serbom i Australijczykom.

Screen Shot 07-05-18 at 01.06 PM

Rywalem w kolejnej rundzie było USA, których występ na mistrzostwach porwał Amerykę. Jankesi złapali bakcyla. Zremisowany mecz z Anglią na dzień dobry położył grunt pod ogólnonarodową szajbę. 2:2 ze Słowenią było emocjonującym bojem. A potem przyszło starcie z Algierią i gol Donovana, który przeszedł do historii amerykańskiego sportu.

Internet obiegły wtedy liczne filmy, o jakich Amerykanów nie podejrzewano: gremialnie oglądany mecz, dzika radość. USA wreszcie skumało o co w tym wszystkim chodzi, na czym polega mundialowa, a może po prostu piłkarska magia.

Reklama

Do meczu z Ghaną – w swoim mniemaniu – przystępowali jako faworyt, w końcu zwycięzca grupy. Wszystko jednak po to, by po porażce – gol w dogrywce Gyana – do legendy przeszła ta okładka.

Screen Shot 07-05-18 at 01.08 PM

Ghana w ćwierćfinale. Tylko dwóm afrykańskim drużynom udało się wcześniej dotrzeć do takiego etapu. Kamerun w 1990 trafił na Anglię z Linekerem, Plattem czy Gascoignem, a Senegal w 2002 złotym golem wyrzucił z imprezy Ilhan Mansiz.

Ghana, podobnie jak Senegalczycy, nie trafiała na potęgę. W zgodnej opinii był to najsłabiej obsadzony ćwierćfinał. Gdzie indziej Holandia mierzyła się z Brazylią, Argentyna z Niemcami, względnie Hiszpanie, mistrzostwie Europy, mieli wystąpić przeciwko rewelacyjnemu Paragwajowi.

Urugwajczycy uchodzili jednak za zespół, który mimo siedmiu oczek w grupie, a także mimo awansu do najlepszej ósemki, wciąż nie został poważnie przetestowany. 0:0 z Francją? Tą samą, którą ograło RPA i Meksyk? Trójkolorowi byli przecież wtedy tak słabi, że o ich żenującym występie powstawały w Anglii letnie przeboje.

Poza tym Urusi ograli RPA, Meksyk i Koreę Południową. Wiadomo, że na mistrzostwa nie wpuszczają cieniasów, ale to nie byli faworyci. Skład Urugwaju – fajny, wyrównany, już z Cavanim, Muslerą, Godinem czy Lodeiro, ale dychą i niekwestionowaną gwiazdą był Forlan grający w Atletico. Luis Suarez przyjeżdżał do RPA z Holandii, Cavani z Palermo.

Młodzi gniewni.

Ghanie kibicował w tym meczu cały kontynent. Areną – mogące pomieścić 84 tysiące widzów Soccer City, największy obiekt mistrzostw, na którym rozegrano też finał. Urugwaj obchodził niechlubną rocznicę czterdziestu lat odkąd doszli do finałowej czwórki, czyli czasów Pele i Gerda Mullera.

Wynik w doliczonym czasie gry pierwszej połowy otwiera Muntari. Muntari, który kilka dni wcześniej miał zostać wyrzucony z drużyny za krytykę selekcjonera, który jego zdaniem nie obdarza tak wybitnego talentu jak on dostatecznym zaufaniem.

Strzał – ani szczególnie mocny, ani szczególnie piękny. Ale Muslera nawet przez moment nie spodziewał się, że Muntari może okazać się dostatecznie wielkim szaleńcem, by spróbować. Przeliczył się. Wpadło.

Z rzutu wolnego wyrównał Forlan po znacznie lepszym jakościowo uderzeniu.

1:1, dogrywka, czyli niby emocje, ale z drugiej strony byłby to mecz ginący w cieniu ćwierćfinałowych hitów, gdyby nie końcówka. Końcówka porażająca, końcówka tak nasycona dramatyzmem, jak to tylko możliwe.

Końcówka zapewniająca meczowi nieśmiertelność.

Ostatnie sekundy, doliczony czas doliczonego czasu gry dogrywki. 121 minuta. Ostatnia akcja meczu, rzut wolny dla Ghany, która naciskała od dobrych kilku minut. Muslera wychodzi w powietrze, ale mija się z piłką. Appiah ma pustą bramkę, strzela z trzech metrów. Trafia w nogi stojącego na linii Suareza.

Screen Shot 07-05-18 at 01.37 PM

Obrońcy Urugwaju i Muslera wciąż totalnie zakręceni, bo pozwalają Adiyahowi na dobitkę głową.

Kłębowisko ciał.

Drugi metr.

Screen Shot 07-05-18 at 01.38 PM

Suarez broni rękami. To samo chciał zrobić Jorge Fucile, tylko nie dał rady. Nie ma żadnych wątpliwości – czerwona kartka i jedenastka.

Do karnego podchodzi Gyan, lider, gwiazda, w dodatku gość uważany za jednego z najlepszych specjalistów od jedenastek w Afryce. Człowiek potrafiący odłączyć układ nerwowy, który swój kunszt dwa razy potwierdził już w RPA, bo wszystkie bramki Ghany w fazie grupowej to jego strzały z wapna. Mało tego – jego trafienie w dogrywce z USA dało awans do ćwierćfinału. Jak nikt nadawał się na herosa.

Można się kłócić, że tego karnego wcale nie wykonał źle. Zmylił Muslerę. Piłka pewnie zmierzała w środek bramki, podczas gdy urugwajski golkiper poleciał w prawo. Nie miałby nic do powiedzenia.

Ale futbolówka wylądowała na poprzeczce.

Jeszcze sędzia nie odgwizdał końca, a już Afrykanie padli na kolana. Czekało ich dalsze strzelenie.

Gyan pokazał jaja. Sam podszedł pierwszy podczas serii karnych. Nie zawahał się ani chwili, a jego uderzenie było nie do obrony. Kumple nie trzymali jednak ciśnienia, spudłowali Mensah i Adiyiah, przez co najlepsza szansa Afryki na strefę medalową poszła do śmieci.

Hollywoodzki scenariusz staje się faktem. Napastnik dokonujący dramatycznej parady w obronie. Niejednoznacznej etycznie, ale skutecznej. Mistrz karnych, który nie trafia, i grzebie szanse na zostanie bohaterem. A wszystko, jak uwielbiają w Hollywood, o wielką stawkę i rozgrywające się na sam koniec.

Karne od 6:45:

Dyskusja wokół zachowania Suareza trwała wiele dni. Bohater czy oszust? John Pantsil, kapitan przegranych, nie miał wątpliwości:

– Suarez to oszust, a sędzia podjął błędną decyzję. Nie wiem co sobie myślał, powinien uznać bramkę tak czy siak.

Nawet postacie nie związane w żaden sposób z futbolem, jak premier Wielkiej Brytanii David Cameron, zabierały głos: „Suarez dał zły przykład”.

Z drugiej strony Suarez przekonywał, że choćby sto razy miał podjąć wybór, postąpiłby tak samo, byle dać swojemu zespołowi choć cień szansy. Co być może najistotniejsze, nawet Gyan przyznał, że nie wahałby się ani chwili. Wtórował mu Andrew Ayew.

Prawda jest taka, że Suarez przekroczył przepisy i został w ich ramach ukarany. Czerwona kartka i jedenastka – trudno o większy wymiar kary. Wszystko odbyło się w ramach futbolowego prawa.

Ile ważnych meczów rozgrywało się poza nimi? Gdy ktoś wymuszał jedenastkę, gdy sędzia faulu w polu karnym nie dostrzegł, gdy decydujące trafienie padało ze spalonego?

Cwaniactwo Suareza? Może. Ale Urugwajczyk nie zawinił bardziej, niż obrońca, który wykonuje faul taktyczny. Ale oszustwo? Pierwowzór ręki Boga był w porównaniu o wiele grubszym, bardziej śmierdzącym numerem.

Leszek Milewski

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...