Reklama

Mierzejewski wciąż w podróży. Teraz kierunek Chiny!

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

05 lipca 2018, 10:52 • 4 min czytania 44 komentarzy

Nie mamy wątpliwości – w piłce trzeba umieć się ustawić, a mało kto potrafi to zrobić tak dobrze jak Adrian Mierzejewski. Albo może raczej jego agent? Nieważne, ostatecznie efekt jest taki sam. Pomocnik od dłuższego czasu zwiedza ligi egzotyczne z perspektywy przeciętnego zjadacza ekstraklasy, ale przy tym trzeba mu przyznać, iż nie rozmienia się na drobne. Tym razem przenosi się z Australii do Chin.

Mierzejewski wciąż w podróży. Teraz kierunek Chiny!

Nowym klubem Polaka zostaje Changchun Yatai. Na pierwszy rzut oka – szału nie ma. Nie jest to przecież Guanzghou Evergrane, Shanghai SIPG czy Beijing Guoan – drużyny wypchane gwiazdami, które poznaliśmy na boiskach europejskich albo południowoamerykańskich. W Changchun jest znacznie skromniej, największą gwiazdą jakiś czas temu był tu Marcelo Moreno, teraz jest nią zaś Odion Ighalo. Cele też są znacznie mniejsze, bo nowy klub Polaka nie staje w konkury z molochami w walce o tytuł. Ale czy to oznacza, iż sportowo Adrian zalicza regres? Nie wydaje nam się, wszak patrząc globalnie w lidze chińskiej występuje całkiem sporo zawodników, którzy jednak piłkę kopać potrafią znacznie lepiej niż byle grajek z ligi australisjkiej. A nikt nie powiedział, że przy dobrych występach Polak nie może wskoczyć w tym towarzystwie jeszcze gdzieś wyżej.

Nie dziwimy się, iż A-League mogła się znudzić naszemu rodakowi. Nie żebyśmy obrażali tamtejszy futbol, aczkolwiek wydaje się, iż Adrian dotarł w nim do szklanego sufitu. Niby perspektywy mogłyby być lepsze chociażby w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, jednak żadnej gwarancji ku temu nie ma. Na krajowym podwórku zaś też wyraźnie brylował – co prawda jego Sydney FC przegrało walkę o tytuł w półfinale play-offów, lecz indywidualnie Mierzejewski nie miał sobie równych. Co chwilę słychać było o jego (pięknych) golach lub asystach, których nazbierał odpowiednio 13 i 8 w 25 spotkaniach. Nie umknęło to tamtejszej opinii publicznej, która nagrodziła go medalem Johnny’ego Warrena, przyznawanym co roku najlepszemu zawodnikowi A-League.

Nie oszukujmy się jednak – finanse w tej operacji również odegrały ważną rolę. Pod tym względem w CSL nie ma wielkich ograniczeń. Nie istnieje coś takiego jak „Salary Cap”, mocno utrudniające australijskim klubom kontraktowanie gwiazd. I właśnie w związku z tym Sydney FC nie było w stanie wypełnić obietnic złożonych Adrianowi, kiedy podpisywał umowę z tą ekipą. Miała ona obowiązywać przez trzy lata, przy czym Polak chciał przeskoczyć na „kontrakt gwiazdorski”, przysługujący tylko poszczególnym zawodnikom, jednak klub naszego rodaka nie mógł mu zaproponować lepszych warunków. Nie ma się co czarować – jest bowiem różnica między 380 tysiącami euro rocznie, a 630 tysiącami, które ponoć zarobi w Changchun Yatai. Chińczycy zresztą zapłacą za pomocnika 1,3 miliona euro, co stanowi nowy rekord w historii A-League.

Można sobie psioczyć do woli co do tego jak były zawodnik Polonii Warszawa prowadzi swoją karierę, jednak my raczej doceniamy jego wybory. No bo czyż nie jest to po prostu ciekawe życie? Oprócz gry w piłkę na poziomie i tak wyższym niż polskiej lidze pomocnik może zobaczyć kawał pięknego świata, poznać inne kultury, nauczyć się języków niepopularnych, lecz w przyszłości być może bardzo wartościowych. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie chciałby zyskać równie wiele, bynajmniej nie w kontekście finansowym. A przecież w tym samym czasie Polak mógłby siedzieć w ojczyźnie, pierdzieć w stołek, babrać się w ekstraklasowym bagienku, a i tak pewnie zgarniać kolejne laury. Z tej perspektywy wojaże naszego rodaka również świadczą o niczym więcej, jak tylko wysokiej ambicji. Po prostu kierunki obrał niemodne.

Reklama

Tak naprawdę jedyne czego Adrian może żałować, to tego, iż nie udało mu się zaistnieć w reprezentacji Polski w jej najlepszym czasie. Zresztą, przyznawał to otwarcie jakiś czas temu w programie „Stan Mundialu”.

Trzeba jednak na tę sprawę patrzeć realistycznie – nie wydaje się, aby transfer do Chin jakkolwiek przybliżył go do kadry narodowej. I nie chodzi tu już nawet o poziom sportowy, lecz okoliczności, będące mocniejszymi argumentami niż widzimisię Adama Nawałki. Po pierwsze wiek – bohater tego tekstu ma już 32 lata, z orzełkiem na piersi nie grał od 2013 roku, więc do reprezentacji wchodziłby znów jako ktoś zupełnie nowy, potrzebowałby czasu na adaptację i tym podobne sprawy. Po drugie drużyna sama w sobie stoi u progu znacznej przebudowy. O zawodnikach w jego wieku mówi się raczej, że zaraz będą z niej wychodzić w różnoraki sposób, dlatego powoływanie Mierzejewskiego teraz nie miałoby większego sensu.

Ale z tym Adrian zapewne już zdążył się pogodzić. Nie wydaje się, by cokolwiek mogło się tu zmienić nawet jeśli za chwilę zrobiłby furorę w Chinese Super League, czego oczywiście mu życzymy.

Fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

44 komentarzy

Loading...