Reklama

Hitowe transfery wewnątrz ekstraklasy. Kto przed Carlitosem?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

05 lipca 2018, 17:27 • 7 min czytania 24 komentarzy

Co jakiś czas siadamy przy klawiaturach, włączamy naszego mentalnego januszowskiego wąsa i narzekamy, że kiedyś to było. Że kiedyś najlepsi piłkarze w lidze trafiali do najlepszego klubu w Polsce i panowała normalność. A teraz, panie, to ktoś błyśnie w lidze i zaraz go biorą Włosi czy Niemcy. W tym psioczeniu objawia nam się Carlitos, król strzelców poprzedniego sezonu, który Wisłę zamienił na Legię. To nie tylko powiew „starych czasów”, ale i jeden z najciekawszych transferów wewnętrznych ostatnich dwóch dekad. Właśnie w tym kontekście wybraliśmy dziesięć najciekawszych ruchów między polskimi klubami od początku lat ’90. TOP10 było wybrać trudno, bo w odwodzie zostawiliśmy chociażby transfer Radosława Michalskiego z Legii do Widzewa, Kamila Kosowskiego z Górnika Zabrze do Wisły Kraków, Mariusza Śrutwy do Legii czy Manuela Arboledy do Lecha. 

Hitowe transfery wewnątrz ekstraklasy. Kto przed Carlitosem?

Maciej Żurawski – Lech Poznań => Wisła Kraków 

Podczas swojego ostatniego meczu w barwach Lecha rozdawał kibicom zdjęcia z hasłem „Proszę was (…) żebyście nie zapomnieli o „Żurawiu”, chłopaku, który serce zostawił w Poznaniu”. Z Kolejorzem żegnał się meczem z Wisłą, do której zaraz miał trafić. I w tym ostatnim spotkaniu poczęstował Białą Gwiazdę dwoma golami. Lechici byli zmuszeni do tego, by Żurawskiego wtedy sprzedać – w klubie brakowało pieniędzy nie bieżącą działalność i prezesi kierowali się zasadą „albo sprzedajemy, albo zwijamy interes”. Żurawski przydał się Lechowi podwójnie – najpierw strzelając gole, a później dając mu kasę na przeżycie. Wisła z Cupiałem na czele rzuciła dwa miliony marek i w Poznaniu pospiesznie tę ofertę zaakceptowano. Wielki transfer,  którym dużo się mówiło, ale nie towarzyszyła mu otoczka zdrady. W stolicy Wielkopolski przyjęto to przejście ze zrozumieniem. A trzeba pamiętać, że na poziomie Ekstraklasy nie debiutował wcale w niebiesko-białych barwach, a w zielonych – do Lecha trafił bowiem dopiero z Warty.

Jerzy Podbrożny – Lech Poznań => Legia Warszawa

Podbrożny odchodził z Poznania jako dwukrotnie mistrz Polski i dwukrotny król strzelców. Kibice Lecha go uwielbiali, ale gdy na jaw wyszedł fakt, że jest już po słowie z Legią, to jeden ze sfrustrowanych fanów oblał mu auto czerwoną farbą. Piłkarz o znakomitej renomie w lidze zmienia klub na ten, który od lat w Poznaniu nienawidzono – kwasy w stolicy Wielkopolski były do przewidzenia. Szczególnie, gdy Podbrożny w pierwszym meczu przy Bułgarskiej w barwach Legii zdobył bramkę. Oj, nasłuchał się wtedy, nasłuchał. Tak wspominał tamte czasy na łamach legia.net: – Zaraz po zmianie barw przy Bułgarskiej strzeliłem w 90. minucie na 1:1. Nienawiść do mnie ze strony poznaniaków była tak wielka, że gdy wyjeżdżaliśmy ze stadionu, musiałem położyć się w autokarze na podłodze by mnie nie widzieli. Zapewne w stronę naszego pojazdu poleciałyby butelki i kamienie.

Reklama

Artur Sobiech – Ruch Chorzów => Polonia Warszawa

To był okres, gdy Józef Wojciechowski szastał pieniędzmi najszerszym gestem. 19-letni Sobiech wpadł w oko właścicielowi Polonii tym, że w swoim drugim sezonie na ekstraklasowych boiskach strzelił dziesięć goli. Zainteresowanie przebojowy napastnikiem Ruchu przejawiały wszystkie czołowe kluby ligi, ale Wojciechowski wszedł do grupy, rzucił milion euro na stół i sprawa była pozamiatana. W stolicy swojego rekordu nie pobił, ale nie przeszkodziło to Polonii w sprzedaniu go do Hannoweru za nieco wyższą kwotę. Stratni w Polonii nie byli, ale szalony Józef spodziewał się fajerwerków, a dostał zimne ognie. To i to świeciło, ale nie tak, jak właściciel klubu sobie to wyobrażał.

Arkadiusz Głowacki – Lech Poznań => Wisła Kraków

Transfer nie tylko kontrowersyjny, co przełomowy. Casus Żurawskiego – właściwie bliźniacza sytuacja. Z tym, że Głowacki był wychowankiem Lecha, a dokładnie renomowanej „Trzynastki”. Już po wejściu do pierwszego zespołu przylgnęła do niej łatka „miłego, kulturalnego chłopca”. Szybko stał się wyróżniającym piłkarzem Kolejorza, był jednym z objawień sezonu 1998/99, w którym regularnie grał po 90 minut. Ale Lech ledwo zipał, pieniądze były potrzebne na wczoraj i gdy Wisła zaczęła montować zespół z wyróżniających się ligowców, to Lech niewiele się zastanawiał i sprzedał go do Krakowa. – Ja nie byłem zdesperowany do odejścia, ale wiedziałem, że w Poznaniu się nie przelewało i zachęcano mnie, bym skorzystał z tej propozycji – przyznawał Głowacki po latach. W Wiśle stał się legendą, ale z Lechem zawsze miał dobre relacje – klub pożegnał go nawet okolicznościową koszulką. W Poznaniu do dziś mieszka część jego rodziny.

Maciej Szczęsny – Legia Warszawa => Widzew Łódź

Jeden z najbystrzejszych i najbardziej wygadanych wówczas piłkarzy trafiał pod skrzydła trenera, który na pewno nie znalazłby się w klubie MENSA. Szczęsny u Smudy miał niezłe przetarcie. Już na pierwszym treningu usłyszał legendarną anegdotę o trenowaniu „rzutyma różnyma”. W Legii był uznanej klasy bramkarzem, pytały o niego kluby zagraniczne z Manchesterem United na czele, ale klub odrzucał te propozycje. Szczęsny po latach z dużym żalem wypowiadał się na temat tamtych władz. Mimo głośnej zmiany klubowej z Legii na Widzew przez pierwszy rok mieszkał w stolicy, gdzie została jego partnerka. 134 kilometry ze stadionu do mieszkania miał wymierzone co do minuty – wiedział nawet kiedy opuszcza się szlaban kolejowy w poszczególnych wioskach.

Reklama

Kasper Hamalainen – Lech Poznań => Legia Warszawa

Najgłośniejszy z tych świeżych przykładów. W Lechu byli przekonani, że Fin wyleci do Skandynawii, bo sam opowiadał (i to publicznie), że chce być bliżej rodziny. Kontrakt łączący go z klubem wygasł i nagle okazało się, że Hamalainen najbliżej do domu będzie miał… z Warszawy. To był cios w poznańskie serca – Kasper był przecież gwiazdą ówczesnego Kolejorza, miał spory wkład w zdobycie mistrzostwa Polski w 2015 roku. Falą nienawiści zaskoczony był sam piłkarz. Na jednym z treningów Lecha kibice wywiesili nawet transparent mający być ostrzeżeniem dla tych, którzy chcieli iść śladem Fina – „Hamalainen kurwa stara, następnego czeka kara”.

Michał Pazdan – Jagiellonia Białystok => Legia Warszawa

Chyba najmniej kontrowersyjny transfer z całej tej dziesiątki. Ot, po prostu bardzo dobry (jak na ligowe warunki) piłkarz zmienił klub z dobrego na bardzo dobry. Jagiellonia skasowała za Pazdana około 700 tysięcy euro, a legioniści zyskali reprezentanta Polski, najlepszego zawodnika ligi na swojej pozycji i gościa, który wciąż walczy o transfer zagraniczny. Wydawało się wtedy, że Pazdek pogra w Warszawie z rok i pójdzie do mocniejszej ligi, ale kolejne okna transferowe się zamykały, a on wciąż grał w Legii. Transfer z Białegostoku do stolicy był głośny, ale ze względów czysto piłkarskich. W Jadze jego odejście przyjęto ze spokojem – w klubie zadawali sobie sprawę, że Białystok to nie był jego sufit. Po transferze do Legii, gdy białostocczanie mierzyli się ze stołecznymi, Pazdan… pomylił autobusy i starym przyzwyczajeniem spakował swoją torbę do żółto-czerwonego pojazdu.

Krzysztof Mączyński – Wisła Kraków => Legia Warszawa

Najpierw opowiadał w Lidze+Extra, że do Legii pójść nie zamierza, a później po wielkich cyrkach i paplaniu bzdur w mediach zdecydował się na przejście do Warszawy. Lekcja życia nic go chyba nie nauczyła, bo zaraz po transferze zadeklarował, że nigdy nie pójdzie do Cracovii. Od nicku „maka_tsw” na Twitterze do eLki na piersi droga była krótka, a nienawiść, jaką wzbudził swoich ruchem, ogromna. Kibice Białej Gwiazdy ostro jechali z nim i w necie, i na trybunach. Mączyński zapłacił za wypinanie klaty i przymilanie się kibicom, by później brutalnie zweryfikować swoje podejście do barw klubowych.

Mirosław Szymkowiak – Widzew Łódź => Wisła Kraków

Jeden z gości, którego z Widzewa nieco wypchnięto. Sam przyznawał po latach, że z Łodzi nie chciał odchodzić, ale klub potrzebował pieniędzy. – Przejście do Wisły było podyktowane względami finansowymi klubu. Ja z Widzewa nie chciałem odchodzić. Z działaczami Wisły negocjowałem przez rok, ale pieniądze to nie wszystko i dopóki klub nie zaczął naciskać, odkładałem to, nie chcąc przechodzić do Krakowa za wszelką cenę – mówił na łamach WidzewToMy. Szymkowiak był już wtedy uznanym piłkarzem na ligowych boiskach, grał przecież w Lidze Mistrzów, choć reprezentacyjny debiut był jeszcze przed nim.

Maciej Iwański – Zagłębie Lubin => Legia Warszawa

Od 2005 roku przez trzy lata ciągnął grę lubinian. Strzelał mnóstwo goli, w klasyfikacji strzelców przeganiał napastników, kapitalnie bił stałe fragmenty gry. To na jego barkach Zagłębie zdobyło mistrzostwo Polski w sezonie 2006/07. Zadebiutował w reprezentacji, zdobył superpuchar, ale złoty okres „Miedziowych” powoli zaczynał wygasać. Choć budował się stadion, a do klubu weszły świeże banknoty od nowego sponsora, to Iwański wiedział kiedy zwinąć się ze statku, który zaczynał cumować w porcie dla piłkarskich przeciętniaków. Legia szybko doszła do ładu z Zagłębiem i Iwański za 650 tys. euro przeniósł się do Warszawy. Tam jednak nigdy nie wszedł na poziom, którym imponował na zachodzie Polski. No i to z eLką na piersi zademonstrował światu swój osławiony już pressing.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
0
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
0
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?
1 liga

Sędzia Damian Kos znów odpocznie. Popełnił błąd w meczu Ekstraklasy

Szymon Janczyk
1
Sędzia Damian Kos znów odpocznie. Popełnił błąd w meczu Ekstraklasy

Komentarze

24 komentarzy

Loading...