Reklama

W fazie grupowej działo się tyle, że wypada ją podsumować

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

29 czerwca 2018, 09:26 • 10 min czytania 7 komentarzy

Mundial to takie dziwne rozgrywki, w których piłkarze Bayernu, Borussii, Juventusu, Monaco, Napoli czy West Bromwich dostają w czapę, zarzekając się, że rywalizują w piekielnie trudnej grupie, z której jeszcze trudniej wyjść. A potem ich słowotok pełen bzdur weryfikują – dajmy na to – dzielni Irańczycy, reprezentujący takie potęgi jak Persepolis czy Esteghlal, którzy pokazują, że można podjąć rękawice tak naprawdę z każdym. Właśnie dlatego ten mundial jest taki różnorodny. Z jednej strony pełny absurdów, z drugiej – wypełniony niespodziankami, ckliwymi historiami, wzlotami, upadkami i tego typu duperelami. Nim się obejrzeliśmy, przeleciała już cała faza grupowa. Trochę się działo, jest co podsumowywać, więc zapraszamy na przegląd wydarzeń, którymi od dobrych kilkunastu dni raczą nas najlepsze drużyny świata, Egipt, Panama i Polska.

W fazie grupowej działo się tyle, że wypada ją podsumować

Grupa A

Prym – w mniemaniu Władimira Putina, innych pobocznych organizatorów turnieju i rosyjskich kibiców – mieli wieść gospodarze. Wymagania były spore, bo nie dość że od miejscowych zawsze – niemalże z urzędu – wymaga się przyzwoitego wyniku, to jeszcze trafili do dość łatwej grupy, więc brak promocji do kolejnej fazy turnieju byłby odebrany jako blamaż i wielopiętrowa kompromitacja. A o to wcale nie było tak trudno, biorąc pod uwagę problemy, z jakimi mierzyła się Sborna. Reprezentacja Rosji przez ostatnie dwa lata grała na zmianę fatalnie albo słabo i nic nie zapowiadało, że poradzi sobie w meczach o stawkę. Tymczasem na otwarcie zmiażdżyła Arabię Saudyjską, a potem pewnie pokonała grający wówczas o wszystko Egipt. Trafienie do łatwej grupy nie obróciło się przeciwko niej, ale gdy apetyty zaczęły rosnąć, otrzymała soczystego gonga. Wymierzonego przez Urugwaj, który – na ten moment – nieco ostudził nastroje Rosjan, przebąkujących o możliwości stania się rewelacją mundialu. Tymczasem, jakby to powiedzieć, zbliżający się wielkimi krokami mecz z Hiszpanią niekoniecznie każe nam sądzić, że osiągną w tym roku coś wielkiego. Choć tamtejsze media nie podnoszą jeszcze alarmu. Porażki naszej kadry na wielkich turniejach zawsze wywołują wielką tragedię. Wiążą się z dużym cierpieniem i okrzykami bezsilności. Wczorajsze 0:3 było jednak unikalne, bo nie wywołało bólu i nie będzie rozpamiętywane. Ot, zrobiliśmy sobie krótką przerwę i teraz czekamy na danie główne” – piszą.

Trudno powiedzieć, co pokażą, ale realiści zauważą, że odprawili dwie słabe reprezentacje, a kiedy przyszło co do czego, zostali zmieceni z boiska przez Urugwajczyków.

Właśnie, dwie słabe reprezentacje. Egipt wsławił się tak naprawdę jedynie tym, że trochę pomurował z Urugwajem, no i przyjemną historię napisał Essam El-Hadary – 45-letni bramkarz zadebiutował na mistrzostwach swiata, broniąc przy okazji rzut karny i stając się najstarszym graczem w historii mundialu. Poza tym bryndza, której twarzą był bezbarwny – nie licząc kilku przebłysków z Arabią Saudyjską, gdy wszystko było już pozamiatane – Mohamed Salah. Generalnie nie pozostawili po sobie najkorzystniejszego wrażenia. Tak delikatnie mówiąc. Naprawdę delikatnie. Serio. Jeżeli chodzi o Azjatów – cóż, mecz otwarcia przemilczmy. Outsiderzy zaprezentowali się jak outsiderzy, a księżycowe teorie o sprawieniu niespodzianki zostały szybko zweryfikowane. Ostatecznie uniknęli jednak kompromitacji, w końcu pokonali Egipcjan, co niby żadnym wyczynem nie jest, ale fakt pozostaje faktem.

Reklama

A Urugwaj? Niemiłosiernie męczył się z Egiptem, wyszarpał zwycięstwo z Arabią Saudyjską, ale gdy przyszło co do czego, odpiął wrotki i pokazał światu, że jest w stanie zamieszać. Co ciekawe, w starciu z Rosją prowadził grę, co przecież w żaden sposób nie łączy się ze stylem gry, jaki preferuje. A jednak tym razem przyniosło to wymierne efekty.

Grupa B

Iran, Maroko… Znamienne, że wspominamy o drużynach, które odpadły, czego można było się spodziewać, bo mało kto zakładał, iż będą w stanie postawić się Hiszpanii i Portugalii. Ale właśnie – oni postawili się zespołom z Półwyspu Iberyjskiego i może nie skradli naszych serc – często prezentowali po prostu antyfutbol – ale trudno ich nie docenić. Maroko jest drużyną, która ma prawo odczuwać ogromny niedosyt. 0:1 z Iranem po samobóju szczupakiem w doliczonym czasie gry. 0:1 z Portugalią mimo kilkunastu oddanych strzałów. 2:2 z Hiszpanią, która walczyła o zwycięstwo w grupie, po golu straconym w jednej z ostatnich akcji meczu. Chcielibyśmy grać o honor tak jak oni… No i tak jak Iran, który również walczył z całych sił, otarł się o awans, a zwieńczeniem jego postawy – małą kroplą pokrzepienia w morzu niedosytu – okazał się gol strzelony Portugalii.

W pierwszej kolejce faworyci zaserwowali nam jeden z najlepszych meczów na mundialu. Było kozacko, epicko, po prostu rewelacyjnie. Grad goli, sporo pięknej gry, mnóstwo bezpardonowych starć i Cristiano Ronaldo na kierownicy. Następnie obie drużyny niemiłosiernie męczyły się z niżej notowanymi rywalami. Hiszpania rzutem na taśmę wyszarpała pierwsze miejsce, a Portugalia – tak jak wspominaliśmy – dała się zaskoczyć ambitnemu Iranowi. Prawdziwa weryfikacja nadejdzie jednak już niedługo – w fazie pucharowej.

Dopiero tam przekonamy się, czy z Ronaldo jest taki kozak i ile hat-tricków zdobędzie w jednym meczu. Wybaczcie, musimy przywołać tę zajebistą wypowiedź prezenterki TVN 24 po raz 12455, bo naprawdę warto.

– Dwa z goli w tym meczu… Dwa, które należały w tym meczu do Cristiano Ronaldo, to tak zwane hat-tricki. Dzięki temu Cristiano przeszedł właśnie do historii mistrzostw świata, bo okazuje się, że jest najstarszym zawodnikiem w historii, który wykonał akurat takie zagranie.

Reklama

Grupa C

Grupa wstydu? Oj, aż chce się przywołać mecz Francji z Danią, zaraz zapewne to zrobimy, ale z tyłu głowy zapala nam się lampka ostrzegawcza. Hola, hola, Polacy i Japończycy wcale nie byli lepsi, w samym pozorowaniu gry może nawet gorsi. Ale faktem jest, że starcie Francuzów z Duńczykami było żenujące. Oglądaliśmy jeden z najsłabszych meczów na tym turnieju, w którym zarówno jednym, jak i drugim satysfakcjonował remis i zarówno jedni, jak i drudzy robili wszystko, by ten remis ugrać. Osiągnęli swój cel, zresztą Australijczycy – którzy wciąż teoretycznie walczyli o awans – zbytnio nie naciskali. Przegrali z Peru i do domu wrócili w podskokach, jak kangury. Fajną historię napisał jednak Tim Cahill. Został on pierwszym Australijczykiem, który wystąpił na czterech mundialach (2006, 2010, 2014, 2018). Były to jednak jego pierwsze mistrzostwa świata, na których nie zdobył bramki. Gdyby mu się to udało, zrównałby się z Pele, Uwe Seelerem, Miroslavem Klose i Cristiano Ronaldo, którzy strzelali na czterech wielkich turniejach z rzędu.

Grupa D

Chorwacja i Argentyna. Drużyny z zupełnie innego bieguna. Zarówno oczekiwań, jak i drogi do realizacji postawionych przed nimi założeń.

Europejczycy są trapieni problemami, a jednak grają jak z nut, zupełnie nie zwracając na nie uwagi. Przecież część kibiców przed pierwszym meczem pozostawiła swoje koszulki w biało-czerwoną szachownicę w szafach. Dla nich zawodnicy kadry, której szefują Luka Modrić czy Dejan Lovren, to w najlepszym wypadku zdrajcy, w najgorszym – zwykli przestępcy. Wszystko jest oczywiście pokłosiem sprawy ze Zdravko Mamiciem. Na szczęście dla nich, na boisku tego nie widać. Chorwaci prezentują się widowiskowo, są jedną z najlepszych drużyn mundialu, a jeżeli napiszemy że najlepszą, pewnie też nie miniemy się z prawdą. Są wyrachowani, posiadają znakomitą linię pomocy, której szefuje Luka Modrić, ponadto są elastyczni taktycznie, a i zmiany w składzie nie stanowią dla nich problemu. Przykładem starcie z Islandią, ostatni mecz w grupie. W pierwszej jedenastce wyszło zaledwie dwóch zawodników – Modrić i Perisić – którzy kilka dni wcześniej nie pozostawili złudzeń Argentynie. A jednak poradzili sobie z piekielnie ambitną drużyną, która przecież wciąż biła się o awans. A to, co zrobili wcześniej Argentyńczykom – czysta poezja. Fruwali po boisku, jednocześnie wgniatając w ziemię rywali. Prym wiódł Luka Modrić, ale generalnie cała chorwacka maszynka funkcjonowała bez zarzutów.

Zupełnie inaczej prezentowali się wówczas Argentyńczycy, którzy całkowicie skompromitowali się w tym starciu. Wydaje się, że Jorge Sampaoli mocno się pogubił, ale drużyna pod dowództwem Leo Messiego, rzutem na taśmę, wyszarpała awans. I to dowództwo to nie są puste słowa. Jego przemowa motywacyjna, w przerwie meczu z Nigerią, to historyczny obrazek, bo Messi nigdy wcześniej nie garnął się do takiej roli. A tutaj proszę, jednych nakręcał, drugich uspokajał. Wreszcie pokazał, że nie nosi opaski tylko na pokaz. To zadziałało, choć to nie on uczestniczył w decydującej akcji.

Z turnieju w ostatniej chwili odpadła Nigeria, słówko należy się również Islandczykom. Postawili się Argentynie, sprawili spore problemy Chorwacji, nie poszło im właściwie tylko z ekipą z Afryki. Ale w żadnym momencie nie odpuszczali, walczyli jak wikingowie. Czyli tak jak zawsze.

Grupa E

Oj, trochę się tutaj Brazylijczycy pomęczyli. Remis ze Szwajcarią, gole wpakowane Kostaryce dopiero w doliczonym czasie gry. Niby wyszli z grupy – po drodze odprawili przecież jeszcze Serbię – ale ich forma jest daleka od ideału. Spodziewaliśmy się większych fajerwerków po Brazylii na tym mundialu. I to zdecydowanie większych. Jasne, możliwe że  zespół trenera Tite dopiero się rozpędza – w końcu rywalizował w mało wymagającej grupie. Niewykluczone, że w fazie pucharowej odepnie wrotki, ale na razie trudno oceniać Brazylię jednoznacznie pozytywnie. Choć wiadomo, że oczekiwania wobec tej ekipy zawsze są nieco wygórowane. Joga bonito, karnawał z Rio przeniesiony na boisko, rozgniatanie każdego rywala. Na razie się to nie udaje, ale najważniejsze spotkania dopiero przed nimi.

Podobnie jak przed Szwajcarią, która w 1/8 finału zmierzy się ze Szwecją i kto wie, być może za chwilę zamelduje się w ćwierćfinale. Zremisowała z Brazylią, odprawiła Serbię, a w ostatnim meczu – mimo pewnym trudności – podzieliła się punktmai z Kostaryką, było czy nie było, ćwierćfinalistą ostatniego mundialu. Na jej korzyść działa fakt, że trafia do wyrównanej drabinki, a najbliższy rywal jest w jej zasięgu. Na dziś trudno wyrokować, ale wiadomo – wszystko może się zdarzyć. Zawieszenia uniknęli Shaqiri i Xhaka, którzy wcześniej zostali ukarani dwoma spotkaniami dyskwalifikacji – piłkarze celebrowali swoje bramki z Serbią wykonując nacjonalistyczny gest dwugłowego orła, który widnieje na fladze Albanii – ale ostatecznie otrzymali jedynie kary finansowe. Sprawy pozasportowe nie wpłyną więc na ich postawę. Co prawda ze Szwecją nie zagrają Lichtsteiner i Schar, którzy będą pauzować za nadmiar kartek, co sprawia, że obrona będzie musiała zostać przemeblowana, ale widzimy dla tej drużyny światełko w tunelu. I to takie naprawdę wyraźne. W fazie grupowej pokazała w końcu, że nie jest przypadkową zbieraniną.

Grupa F

Niemcy.

Hehe.

4

Choć wiadomo, śmianie się z somsiadów jest słabe, bo nasza kadra też ma swoje problemy.

Wygranie grupy przez Szwedów trzeba rozpatrywać w kategorii sporej niespodzianki. Inna sprawa, że poza drugą połową z Niemcami, pokazywali w grupie naprawdę dobry futbol. Przystępowali do turnieju z opinią drużyny bardzo topornej, bazującej na kolektywie i wybieganiu. Tego rzecz jasna nie zabrakło, ale dołożyli nadspodziewanie dużo jakości. Koloryt do turnieju wnieśli również Meksykanie, którzy – paradoksalnie – mimo sześciu punktów po dwóch spotkaniach, mogli pożegnać się z turniejem po fatalnym spotkaniu właśnie ze Szwedami. Zawiedli jednak Niemcy, a piękne chwile przeżyli gracze z Korei Południowej. Rany, ile oni stworzyli sobie sytuacji. To znaczy próbowali stworzyć, bo gdy przychodziło co do czego, zazwyczaj brakowało im ostatniego podania. W końcu jednak się udało i dwukrotnie ukłuli Niemców, wyrzucając ich z turnieju.

No, jakoś przesadnie nie rozpaczaliśmy. Nasi zachodni sąsiedzi pożegnali się z turniejem niemal tak samo szybko, jak my. Chociaż tyle…

Grupa G

Panama i Tunezja od początku miały stanowić tło dla faworytów tej grupy, ale swoją rolę na tych mistrzostwach odegrały. Przede wszystkim Panama, bo jej radość – kiedy strzelała gola Anglikom – była więcej niż romantyczna. Generalnie jednak prym wiedli faworyci – Belgia i Anglia – którzy spotkali się w ostatnim, decydującym meczu. Sytuacja w innych grupach ułożyła się tak, że zarówno jednym, jak i drugim bardziej opłacało się… przegrać. Wszystko wskazywało na żenujące 0:0, i ustawienie się w szeregu wstydu z Danią, Francją,  Japonią oraz Polską. Tylko że Adnanowi Januzajowi wymsknął się kapitalny strzał pod poprzeczkę. No i cały misterny plan selekcjonera poszedł w odstawkę. Tak jak pisaliśmy na gorąco – nie zrozumcie nas źle – nie widzieliśmy tutaj ustawki. Ale gdyby zebrać ze wszystkich piłkarzy chęć zwyciężenia i skumulować ją w jedną kulę, to ta nie miałaby średnicę większą od piłeczki ping-pongowej.

Grupa H

Wybaczcie, ale nie mamy już siły opisywać tej grupy żenady. Wstydu, hańby i kompromitacji. Polecamy nasze wczorajsze teksty… Jedynym pozytywem jest to, że przynajmniej Adam Nawałka – który już chyba nie tyle odleciał, co z całym impetem wyfrunął w kosmos – jest zadowolony z gry naszej wspaniałej reprezentacji. Chociaż tyle!

*

Dziś przed nami pierwszy dzień mistrzostw świata bez jakiegokolwiek meczu. Nie powiemy – od rana czujemy ogromną pustkę. Ale mamy nadzieję, że uda nam się jakoś wytrzymać do jutra, a wtedy zacznie się kolejna piłkarska uczta. Przynajmniej taką mamy nadzieję.

Fot.Fotopyk

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...