Reklama

Raport z kadry: wszystkie ręce na pokład

redakcja

Autor:redakcja

20 czerwca 2018, 19:28 • 8 min czytania 46 komentarzy

Środa miała być w miarę spokojnym dniem dla kadry w Soczi. Przynajmniej tak to wyglądało na papierze – trening wyrównawczy w ośrodku Sputnik Sport dla tych, którzy wczoraj grali mniej lub wcale, zajęcia na siłowni dla reszty, a do tego odprawa, czyli analiza wczorajszej porażki oraz rozpoczęcie „misji Kolumbia”. I tyle – nie przewidziano nawet konferencji prasowej. Ale chyba nie spodziewano się aż takiej kichy, gdyż dziennikarzy, w ramach dość spontanicznej zmiany planów, ostatecznie zaproszono do zadawania pytań Zbigniewowi Bońkowi. 

Raport z kadry: wszystkie ręce na pokład

Nie trzeba nawet jakoś szczególnie znać natury prezesa PZPN-u, by wiedzieć, że rzadko potrafi stać z boku i milczeć. Wystarczy śledzić jego profil na Twitterze, gdzie w bardziej lub mniej trafny (i wysublimowany) sposób dyskutuje z ludźmi. A raczej odbija piłeczkę czy wbija szpilki, bo na kontrze – trochę tak jak za czasów kariery – czuje się najlepiej. Jemu luz, który panuje w Soczi, mógł nie do końca odpowiadać, więc nic dziwnego w tym, że od rana to właśnie do Bońka wykręcano numer z prośbą o komentarz.

Sytuację ma daleką od komfortowej, bo tajemnicą nie jest również relacja, która łączy go z selekcjonerem. Z jednej strony jest najzwyklejsza w świecie zależność pracodawca-podwładny, a z drugiej – długie lata wspólnej gry w piłkę oraz przyjaźni. Na tym obrazku bardzo trudno znaleźć rysy – począwszy od samego wyboru selekcjonera, który łatwy nie był (a zdaniem Bońka decyzję o zatrudnieniu Nawałki jako prezes podjąłby tylko on), a skończywszy na późniejszym wsparciu na różnych etapach. Szef związku mówi, że chętnie korzysta z możliwości zapraszania selekcjonera na kawę i rozmawiania z nim o kadrze, bo akurat to mógłby robić godzinami, ale podkreśla przy tym rzecz jasna pełną autonomię trenera. Jeśli już ktoś bardzo chciałby wskazać moment, w którym sielanka stanęła pod znakiem zapytania, to musiałby się cofnąć do końcówki Euro 2016 i oprzeć się na jednej z wersji kuluarowych.

SOCZI 14.06.2018 MISTRZOSTWA SWIATA W PILCE NOZNEJ 2018 TRENING REPREZENTACJI POLSKI --- 2018 FIFA WORLD CUP POLISH FOOTBALL NATIONAL TEAM TRAINING SESSION IN SOCHI ADAM NAWALKA ZBIGNIEW BONIEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Turniej dość powszechnie uznano za sukces reprezentacji, więc przedłużenie kontraktu przyjęto jako zwykłą formalność. Jednak pojawiły się gdzieniegdzie głosy, że kontynuacja tego projektu wcale nie była tak oczywista. Że pojawił się cień wątpliwości. Wszystko przez kunktatorstwo do samego końca. Brak jakiegokolwiek ryzyka przy remisie z Portugalią, przy jednoczesnej świadomości tego, jak korzystnie ułożyła się nasza drabinka na turnieju, miał siedzieć w głowach władz związku. Trzymało się to kupy o tyle, że na ich czele znajduje się człowiek, który sam jako piłkarz na boisku kalkulował bardzo rzadko. Ale nawet jeśli było w tej plotce ziarenko prawdy, to ogłoszenie porozumienia już tydzień po naszym odpadnięciu, zabiło dyskusję, jeszcze zanim ta zdążyła się zacząć.

Reklama

Teraz Nawałka zawiódł jak nigdy wcześniej. Jeśli za wysokim płotem, który postawił między kadrą a całym światem (i niekoniecznie mam tu na myśli ogrodzenie w ośrodku Sputnik Sport), szlifował taktykę, którą obrał na wczorajszy mecz z Senegalem, to najprawdopodobniej popełnił spory błąd. Można zrozumieć chęć zaskoczenia rywala i właśnie nią tłumaczyć to, że w testach generalnych przed mundialem graliśmy coś innego, ale wydaje się, że najbardziej zdziwiony takim a nie innym obrotem spraw na boisku był sam trener, a nie rywale. Możemy również wykupić pół zapasu w monopolowym i aż do meczu z Kolumbią dyskutować o tym, czy bardziej szwankowała taktyka, czy jej wykonawcy, ale chyba nikt nie podepcze tezy, iż Nawałka się trochę pogubił. Tak, ten facet, który ma tak zaawansowaną obsesję planowania i zarządzania, że chyba nawet gospodynie domowe zdążyły usłyszeć, iż selekcjonerowi robi różnicę milimetr trawy więcej na boisku treningowym, niż zakładano, pokazał się z trochę innej, gorszej strony.

Jednak jeśli ktoś spodziewał się, że to sprawi, iż Zbigniew Boniek w jakiś sposób wyłamie się ze schematu, w którym wspiera swojego najważniejszego pracownika jak tylko może, to się rozczarował. Prezes przyjechał do ośrodka Polaków z gaśnicą i spróbował zgasić pożar, który rozprzestrzenił się po kraju po końcowym gwizdku sędziego. Momentami jego wystąpienie przeradzało się wręcz w odezwę do narodu, by ten nie tracił wiary, bo jeszcze nic nie jest stracone.

Krótkie podsumowanie zmagań prezesa wygląda mniej więcej tak:

O naszych szansach:

– Inaczej to sobie wyobrażaliśmy, ale ciągle wszystko jest w naszych rękach. Charakter ludzi poznaje się w ciężkich sytuacjach. A ta tragiczna nie jest, bo wszystko zależy od nas, a nic od przeciwników. Przed mundialem jasno postawiliśmy sobie cel – chcieliśmy wyjść z grupy. Na razie nic nam w tym nie przeszkadza, prócz tego, że – co trzeba powiedzieć jasno – wczorajsze spotkanie nam nie wyszło. Nie będziemy szukali teraz winnych, bo nie tak funkcjonuje dobra drużyna. A my jesteśmy jedną wielką rodziną zarówno po wygranych, jak i przegranych. Zdajemy sobie sprawę z krytyki, macie do niej prawo. Przyjmujemy ją z pokorą i szukamy rozwiązań na przyszłość. Najbliższa to niedzielny mecz w Kazaniu. Rywal też musi zarządzać przy wyniku negatywnym w pierwszym spotkaniu. Na dwóch ostatnich mundialach po takim meczu mogliśmy się pakować, ale jestem przekonany, że tym razem będzie inaczej. Wiem, że czysto piłkarsko nie jesteśmy od Kolumbii gorsi. Wierzę w tych chłopaków. To nie była „ostatnia wieczerza”. Nie chcemy jechać do domu bez postawienia swojej pieczątki na tym turnieju. Stać nas na to, by to zrobić. 

O przyjęciu odważnej taktyki na wczorajszy mecz: 

Reklama

– Każdy trener przed spotkaniem ustala taktykę pod przeciwnika i jest przekonany, że zrobił to, co należało. Boisko weryfikuje te wybory. Spotkanie nie było dobre w naszym wykonaniu, ale taktyka to tylko jeden z elementów. Wczoraj doszła głowa, bo wydaje mi się, że byliśmy trochę zamuleni. Nie wychodziło nam to, co normalnie wychodzi, ale nie wydaje mi się, że przez to, iż graliśmy czwórką w obronie czy bez dwóch defensywnych pomocników. Straciliśmy bramki w sytuacjach dziwnych. To nie były żadne wielkie akcje przeciwników, to bardziej my się do tego przyłożyliśmy. W piłce bardzo ważna jest ta głowa, dyspozycja fizyczna, dopiero później taktyka. Bardzo rzadko mówi się o tym, że ktoś wygrał, bo grał 4-4-2 albo 3-5-2 – to są elementy ważne, ale one zafunkcjonują tylko wtedy, gdy funkcjonują głowy, nogi, chęci. Na to liczymy w niedzielę. 

Moim zdaniem to w ogóle nie było jakoś wielce ofensywne ustawienie. Patrzę na ten mecz przez pryzmat spotkania z Niemcami w Warszawie – można powiedzieć, że było podobne z jedną różnicą, bo wtedy koło Krychowiaka grał Jodłowiec jako drugi defensywny pomocnik, a dziś Zieliński. Ustalenia były te same. Po stracie piłki w zasadzie dziewięciu zawodników było poza jej linią, więc trudno powiedzieć, że przesadziliśmy z ofensywą. To był dziwny mecz, bardzo wolny. Zadecydowały niuanse i błędy. Doceniam klasę rywala, ale oni nie zrobili wiele więcej, by wygrać. 

SOCZI 20.06.2018 MISTRZOSTWA SWIATA W PILCE NOZNEJ 2018 KONFERENCJA PRASOWA REPREZENTACJI POLSKI --- 2018 FIFA WORLD CUP POLISH FOOTBALL NATIONAL TEAM PRESS CONFERENCE IN SOCHI ZBIGNIEW BONIEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

O zmianach Nawałki, w tym późnym ściągnięciu beznadziejnego Milika: 

– Jako prezes i człowiek, który za tę drużynę w pewnym sensie odpowiada i życzy jej jak najlepiej, w kwestie indywidualne nie będę wchodził. Sam Arek przyznał po spotkaniu, że nie wypadł najlepiej, podobnie zresztą jak inni. Analizując to spotkanie, można przyznać rację, że reakcja była spóźniona, ale gdybyśmy przy drugiej bramce nie zrobili kolektywnego błędu, bo w zasadzie w pięciu popełniliśmy szkolne błędy, to mecz skończyłby się pewnie wynikiem 1-1 i nie byłoby tematu. 

O nastrojach w drużynie: 

– Nie ma żadnej rezygnacji, to byłoby zbyt łatwe. Żeby być sportowcem na pewnym poziomie, trzeba pokonywać słabości. Takie życie nie jest utkane ze zwycięstw, a z porażek, na które trzeba reagować. Czekamy teraz na charakter, na „balls”, bo są takie momenty, w których trzeba się określić i pokazać, co jest najważniejsze. Widziałem chłopaków na śniadaniu, każdy jest trochę smutny z powodu tej porażki, ale jest też reakcja ze strony zawodników i sztabu. Dopóki jest iskierka nadziei, będziemy walczyć. To nie jest dla nas żadne wytłumaczenie, ale są tu drużyny, które też przegrały pierwsze spotkanie, a ciągle liczą, że zdobędą tytuł. My po to nie przyjechaliśmy, choć ktoś może sobie marzyć o cichu, ale mamy swój plan i jeden błąd nie może go przekreślać. 

O powodach do optymizmu: 

– Oglądałem treningi tej drużyny nie przez 15 minut, a w całości. Jeśli miałbym powiedzieć coś po piątkowych zajęciach, to powiedziałbym, że jestem przekonany, iż rywala rozjedziemy. Tak to wyglądało i nic się nie zmieniło. Kilku zawodników jest w naprawdę wysokiej formie. Mamy też alternatywy, zobaczymy, jak trener do nich podejdzie. 

O czasie wolnym piłkarzy: 

– Piłkarze muszą mieć czas dla siebie. Po porażkach czasami interesuje nas tzw. „gossip”, ale muszę powiedzieć, że tu się dzieją same dobre rzeczy. To normalne, że piłkarz może pójść sobie z kolegą na coca-colę czy gdzieś z żoną, jeśli tu przyjechała. Nie doszukiwałbym się w tym jakichkolwiek elementów, które mają znaczenie na to, co dzieje się na boisku. 

O niesprzyjającym klimacie w Soczi:

– Nie ma się do czego odnosić, bo warunki są fantastyczne. Niczego nam nie brakuje, a ja wielkiego ciepła czy wilgotności nie odczuwam. Od 12 do 17 jest ciepło, ale gdy przez wiele lat grałem we Włoszech o 15, gdzie pogoda też była, nikt nie narzekał. Pierwsze słyszę, żeby komuś coś tu nie pasowało. Wiedzieliśmy, jakie będą temperatury. Możemy trenować też o 18, gdy jest przyjemnie. Nie wydaje mi się, by był tu jakikolwiek problem. 

Całość zakończona zachętą do krytyki i puszczeniem oczka: będziemy o niej pamiętać. Nawet jeśli powyżej nie padło nic wielce przełomowego, stanowisko prezesa mogło być w niektórych kwestiach trochę bardziej zdecydowane, a zdarzyło się także lukrowanie rzeczywistości (baza), to pewien przełom jest. Na naszym ostatnim mundialu w analogicznej sytuacji na konferencji prasowej pojawił się kucharz, co było dopełnieniem obrazu nędzy i rozpaczy. Choć sęk oczywiście w tym, że lepsza organizacja lepszą organizacją, ale to moment, w którym pora na czyny na boisku.

roki pasek

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...