Reklama

Kolekcjonerzy spadków znów w akcji. Lecą, lecą i nie mogą przestać

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2018, 17:37 • 3 min czytania 1 komentarz

Są w przyrodzie zjawiska niezmienne. Minusowe temperatury zimą, upały latem, występowanie po sobie kolejnych dni tygodnia, wschód oraz zachód słońca… I tak dalej, i tak dalej, moglibyśmy wymieniać bez końca, wszak mówimy o sprawach oczywistych. Co istotne, zasada „niezmienności” bardzo sprawnie funkcjonuje również w polskiej piłce, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę. Dla przykładu Adam Mójta i Mateusz Żytko regularnie spadają z ligi. Tak było w ekstraklasie, tak jest w niższych ligach, tak byłoby też lidze oldbojów/ministrantów/biznesowej lidze szóstek/gdziekolwiek. Niemożliwe? Nieprawda, bo Mójta i Żytko byliby w stanie spaść nawet z ligi zamkniętej zorganizowanej na kształt NBA.

Kolekcjonerzy spadków znów w akcji. Lecą, lecą i nie mogą przestać

Na początek na warsztat weźmy Żytkę, który spadki kolekcjonuje od 2002 roku, kiedy z ligi zleciał w barwach Śląska Wrocław. Cztery lata później podobną sytuację przeżył jako zawodnik Polonii Warszawa, a w latach 2011-2012 zaliczył efektowny dublet, spadając piętro niżej odpowiednio z Polonią Bytom i Cracovią. Później przyszła krótka hibernacja, ale przecież instynktów nie można wiecznie trzymać na uwięzi. Żytko ponownie uruchomił więc tryb, z którego jest najbardziej znany i w tym sezonie przewiózł Pogoń Siedlce z pierwszej ligi do drugiej. Tym samym zaliczył piąty spadek w karierze, co czyni go współrekordzistą w tej dziedzinie.

Zaszczytnym pierwszym miejscem Żytko dzieli z Patrykiem Rachwałem, który piąty poziom spadkowego wtajemniczenia osiągnął już dwa lata temu. Od tego czasu trochę dał sobie na wstrzymanie i pozwolił się dogonić młodszemu koledze po fachu.

Obaj zawodnicy nie powinni jednak osiadać na laurach, bo za ich plecami czai się już grupa pościgowa, której członkowie zrobią wszystko, by obalić dotychczasowych suwerenów i wygodnie rozsiąść się na tronie króla spadków. Na czoło peletonu wysunął się niedawno Adam Mójta, który w minionym sezonie był blisko zaliczenia aż dwóch spadków! O ile jednak pierwsza drużyna Piasta Gliwice jakimś cudem uratowała ekstraklasowy byt, to rezerwy (gdzie Mójta też grał) nie dały rady i w słabym stylu pożegnały się z czwartą ligą. Spadkowy bilans Mójty aktualnie prezentuje się więc następująco:

2010 – spadek z Odrą Wodzisław
2015 – spadek z GKS-em Bełchatów
2016 – spadek z Podbeskidziem
2018 – spadek z rezerwami Piasta

Reklama

No, jeszcze raz i będzie mógł poczuć się, jak najlepsi. O ile, rzecz jasna, nie da się wyprzedzić Grzegorzowi Boninowi, który ostatnio może pochwalić się imponującą serią dwóch spadków z rzędu w barwach Górnika Łęczna. Były reprezentant kraju dzięki temu zrównał się z Mójtą i aktualnie również ma na koncie cztery wyloty. Dwa z Łęczną, jeden z Górnikiem Zabrze (2009) i jeden z ŁKS-em (2012). Wygląda to na całkiem solidny podkład pod decydujący atak na szczyt żenady.

Ale wiecie co? W gruncie rzeczy rywalizacja o miano tego naprawdę najlepszego wśród wielokrotnych spadkowiczów zapowiada się pasjonująco. Dlatego prosimy was, panowie – nie zwalniajcie! Przed wami jeszcze niejeden spadek, więc gra naprawdę jest warta świeczki!

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...