Reklama

Carlitos i Kecskes kończą sezon Koronie, Wisła jeszcze powalczy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

06 maja 2018, 18:40 • 4 min czytania 28 komentarzy

Jesienią Wisła Kraków w ciągu kilku dni dwukrotnie przegrywała na stadionie w Kielcach – najpierw po dogrywce w Pucharze Polski, a potem w lidze. Wiosną u siebie tylko z Koroną zremisowała i dopiero teraz wreszcie była górą w tym ważnym dla kibiców starciu. Jak już „Biała Gwiazda” wzięła rewanż, to bardzo srogi. Gospodarze przegrali aż 0:3 i sezon w praktyce się dla nich skończył.

Carlitos i Kecskes kończą sezon Koronie, Wisła jeszcze powalczy

Wcale nie musiało tak być. Korona miała swoje momenty, potrafiła składnie rozegrać jedną czy drugą akcję, ale nie miała w swoich szeregach takiej indywidualności jak Carlitos. Miała natomiast takie indywiduum jak Akos Kecskes. Węgierski stoper robi wszystko, żeby wylecieć z drugiego polskiego klubu. Nie przez przypadek odpalono go z Termaliki, a teraz chyba wkrótce to samo zrobią w Kielcach. Kecskes został najbardziej ośmieszony przy pierwszym golu Carlitosa, natomiast drugiego mu „wypracował”. Miał mnóstwo miejsca i czasu, więc… podał pod nogi Hiszpana, który spokojnie wykorzystał sytuację sam na sam. Piłkarski kryminał.

Carlitos na dzień dobry zdobył bramkę po minięciu trzech rywali (po Kecskesie nie dali mu rady Mateusz Możdżeń i Adnan Kovacević) i tak się rozochocił, że chwilami – zwłaszcza w drugiej połowie – bawił się na boisku. Obrońcy Korony robili w majtki, gdy tylko as „Białej Gwiazdy” znajdował się przy piłce. W końcówce bezczelnie wszedł jak w masło w całą kielecką defensywę, zagrał na ścianę z Tiborem Haliloviciem i mógł mieć hat-tricka, ale tym razem zabrakło wykończenia. Po chwili jeszcze minimalnie za mocno lobował Zlatana Alomerovicia, piłka wylądowała na górnej siatce. Carlitos wcześniej liczył na rzut karny, gdy po kolejnej serii zwodów przewrócił się przy wystawionej nodze Łukasza Kosakiewicza, ale sędzia Łukasz Szczech po obejrzeniu powtórek nie zdecydował się na podyktowanie jedenastki.

Wtedy raczej nikt nie protestował, znacznie więcej zamieszania towarzyszyło sytuacji z pierwszej połowy. Fran Velez ewidentnie dostał w rękę po strzale Marcina Cebuli. W tej kwestii nie sposób się kłócić.

Reklama

Arbiter długo korzystał z VAR-u i w końcu zdecydował, że na wapno nie wskazuje. Patrząc powierzchownie, chciało się pisać o błędzie, ale analizując na spokojnie (i zasięgając opinii lepiej zorientowanych) trzeba dojść do wniosku, że sędzia Szczech miał rację. Dlaczego? Nie było ruchu ręki do piłki. Dodatkowo Velez został trafiony w prawą rękę, która nie powiększała obrysu ciała (a lewą i tak wyraźnie chował tuż przed strzałem). W emocjach nawet po obejrzeniu powtórek zawodnicy Korony pewnie nie będą przekonani, dla sędziego to też był trudny moment, jednak dał radę.

Nie dał natomiast w drugiej połowie, gdy nie zauważył, że Marcin Wasilewski z premedytacją uderzył w brzuch Kovacevicia. Okoliczność łagodząca to fakt, iż nawet koledzy z VAR-u mu tego nie zasygnalizowali. A Wasilewski powinien się nad sobą zastanowić, bo w drugim meczu z rzędu robi coś podobnego. Tym razem się upiekło. Szczech miał też problem, żeby po zmianie stron panować nad wydarzeniami. Co chwila ktoś leżał na boisku. Wtedy brakowało mu zdecydowania, pokazania, że wie, jaką decyzję podjąć.

Korona gola nawet strzeliła i przez chwilę się cieszyła z wyniku 1:1, ale bez potrzeby podchodzenia do monitora Szczech miał pewność po konsultacji z wozem, że asystujący Kaczarawie Możdżeń znajdował się na minimalnym spalonym po błyskotliwym podaniu Gorana Cvijanovicia. Słoweniec prezentował najwięcej jakości w kieleckim zespole, ale głównie w pierwszej połowie.

Nie było za to spalonego przy drugiej bramce dla Wisły, bo Michael Gardawski kompletnie odłączył się od grupy. W efekcie Jesus Imaz po zagraniu Pola Lloncha natychmiastowo się obrócił i spokojnie strzelił w dalszy róg. Tutaj wielkie brawa dla hiszpańskiego skrzydłowego, ale ogólnie nie błyszczał i psuł sporo zagrań w ofenswie. Każdy Wiślak zagrał jednak przynajmniej na minimum przyzwoitości. Goście byli zdyscyplinowani w defensywie i bardzo dużo biegali. Jako drużyna zrobili aż osiem kilometrów więcej od Korony. Nie ma przypadku.

Ogólnie fajnie się ten mecz oglądało, choć wynik sugeruje, że było to granie do jednej bramki. Wisła po podbiciu Białegostoku zdobyła również Kielce i jeszcze po cichu może liczyć na czwarte miejsce. Dla Korony już po herbacie, na trzy kolejki przed końcem traci do Górnika Zabrze osiem punktów. Gino Lettieri będzie miał okazję do eksperymentów i dania szansy tym, których losy ważą się w kontekście nowego sezonu.

Reklama

[event_results 455494]

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...