Reklama

Jak zrazić do siebie ludzi przy wyborze kadry? Tłumaczy Lucas Hernandez

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2018, 15:35 • 5 min czytania 8 komentarzy

Temat powołań do reprezentacji zawsze wzbudza sporo zainteresowania, a jeśli trafią się jeszcze jakieś niespodzianki, to już w ogóle jest o czym gadać. Albo na co psioczyć – zależnie od sytuacji. Najczęściej na farbowanych lisów, bo z nimi trudno się identyfikować. Ale tym razem wyjątkowo nie mamy na myśli reprezentacji Polski. Zerkamy bowiem na zachód i kuriozalny przypadek Lucasa Hernandeza.

Jak zrazić do siebie ludzi przy wyborze kadry? Tłumaczy Lucas Hernandez

Na wstępie zaznaczmy – nie mówimy tutaj o byle ogórku na poziomie (no wybaczcie) Leganes, ale o gościu, który w najbliższych latach może stanowić o sile obrony Atletico. Właściwie już w tym sezonie trzeba uznać go za jeden z mocniejszych punktów w ekipie Diego Simeone. Co jakiś czas z powodu drobnych urazów wypada Filipe Luis, a wtedy wchodzi za niego Lucas i nie ma żadnego spadku jakości. Tak samo, kiedy występuje w roli stopera, bo nie domaga Savić lub Gimenez. Rezerwowy jak złoto, choć nie do końca jest to właściwe określenie, skoro rozegrał już blisko 2400 minut. Zwłaszcza zimę miał świetną, bo czyścił praktycznie wszystko co mu się tylko pod nogę lub głowę nawinęło.

Nie można się dziwić, że jego usługami zainteresowały się reprezentacje Francji oraz Hiszpanii. Lucas bowiem ma dwie ojczyzny i akurat w tym nie ma nic złego. Urodził się w Marsylii, ale kiedy był jeszcze dzieckiem wraz z całą rodziną przeniósł się do Hiszpanii, a od 11. roku życia grał w Atletico. Gdyby tu chodziło tylko o dylemat na zasadzie przywiązania do jednego lub drugiego kraju – wszystko byłoby ok, w globalnej wiosce ta kwestia pojawia się coraz częściej. Niestety dla samego Hernandeza, w pewnej chwili zaczął kłapać dziobem.

Jakiś czas temu, półtora lub dwa tygodnie wstecz, wydawało się, że obrońca Atletico dołączy do La Roja, co samo w sobie nie wzbudziło wielu sensacji. Sam piłkarz wydawał się być zadowolony takim obrotem spraw. – Hiszpania dała mi wszystko, czuję się Hiszpanem. To dla mnie oczywiste. Znacznie lepiej mówię w języku kastylijskim niż francuskim. Uważam, że to rozwiewa wszelakie wątpliwości – deklarował. Szczerze mówiąc, na początku w ogóle nie zwróciliśmy uwagi na tę wypowiedź. Ot, obie strony w końcu zdecydowały się na taki mariaż, nic szokującego. Gorzej, że już parę dni później powołanie przyszło nie od Julena Lopoteguiego, lecz Didiera Deschampsa. I wtedy okazało się, że Lucasowi przydałoby się zażyć vitę-buerlecithin, bo ewidentnie ma problemy z pamięcią. – Jestem dumny z tego, że będę mógł reprezentować swój kraj – przyznał, przyjmując wezwanie do kadry Les Blues.

Niewiele zmienia w tym wypadku fakt, iż na przeszkodzie w przyznawaniu Lucasowi obywatelstwa stanęło tamtejsze ministerstwo sportu oraz FIFA, które znalazły w regulaminach kwestie uniemożliwiające załatwienie tej sprawy. Bo, po pierwsze, mógł on zainteresować się tym tematem wcześniej, skoro mieszkał w Hiszpanii odkąd skończył 4 lata, a nie dopiero w chwili, gdy miał dwie drogi do wyboru. To po prostu nieszczere. Po drugie, nie zmienia w żaden sposób podejścia piłkarza.

Reklama

Mamy zatem klasyczny przykład na to, iż większość piłkarzy powinna przemawiać tylko i wyłącznie na boisku. Po pierwsze, żeby nie ośmieszać samych siebie. Po drugie, bo nikt nie lubi jak się z niego próbuje zrobić idiotę, a tak mogły poczuć się całe rzesze kibiców. Oczywiście, ostatecznie wychodzi na to, że idiotę zrobił z siebie sam Hernandez. Trudno jednak odczytywać jego zachowanie inaczej niż jako kompletny brak szacunku wobec… no właśnie, kogo? Mieliśmy napisać „swoich rodaków”, lecz czy defensor Rojiblancos w ogóle potrafi prawdziwie identyfikować się z którymś z tych krajów?

Zdajemy sobie sprawię, iż nie żyjemy w idealnym świecie i nawet statystyka potwierdziłaby, że podobne odchyły mogą się zdarzać. Dobrze byłoby jednak uniknąć w przyszłości podobnych spraw. Lojalność wobec klubów dałoby się jeszcze jakoś kwestionować, bo przecież piłkarze też mają prawo traktować futbol jako zwyczajną pracę. Wielu to podkreślało, szczególnie Latynosów z Ameryki Południowej, i w tym w sumie nie ma nic złego. Ale kiedy zawodnicy zaczynają traktować kadry narodowe niczym kluby, no to coś już jest nie halo.

Sam Lucas na pewno nie uważa, iż zrobił coś złego. A skoro tak, to też nie należy uznawać go za człowieka, który chłodno kalkuluje jak by tu zrobić wokół siebie rozgłos. Powiedzmy sobie otwarcie – PR-owo raczej wypada słabo, więc tę wersję trzeba wykluczyć. Skłaniamy się ku innej – on po prostu najpierw robi, potem mówi, a na samym końcu myśli, chociaż też nie zawsze.

Im dłużej myślimy o tej sprawie, tym bardziej nachodzi nas inna wątpliwość – czy ten reprezentacyjny odlot Hernandeza w ogóle powinien szokować? Popadanie w kłopoty on i jego brat z zespołu zza miedzy, Theo z Realu Madryt, mają bowiem wpisane w DNA. Swego czasu stoper Atletico dostarczył tematów iberyjskim pudelkom, ponieważ został oskarżony przez swoją dziewczynę o stosowanie wobec niej przemocy. Dostał zakaz zbliżania się do niej, więc niedługo potem… para wzięła ślub i wyjechała w podróż. Kiedy już Lucas wrócił do Hiszpanii, musiał spędzić noc w areszcie, no bo przecież złamał postanowienia sądu.

Jego brat z kolei wywołał skandal, kiedy opublikował zdjęcia ze swoich urodzin, na których to dwóch karłów ubranych w stroje Realu pozuje z przystawionym do skroni piłkarza pistoletem. Innym razem, niedługo przed transferem na Santiago Bernabeu, został oskarżony o napaść seksualną.

Fani obu madryckich ekip na pewno jeszcze mają nadzieję, że Theo i Lucas w końcu zmądrzeją i wydorośleją. A jeśli nie, to ich kluby mogłyby zadbać chociaż o współpracę piłkarzy z agencjami public relations. Bo my niby lubimy prawdziwków, ponieważ mamy o czym pisać, ale Real czy Atletico raczej nie są zadowolone z wizerunku swoich zawodników. Cieszmy się zatem, że u nas bardziej popularni są choćby bracia Golec…

Reklama

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...