Reklama

Donnarumma, Kluivert, Pellegri i inni. Kto za rok może zawitać do Polski?

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2018, 09:37 • 11 min czytania 1 komentarz

Na młodzieżowym mundialu, który za rok zorganizujemy, błyszczeć będą – taką mamy nadzieję – Polacy, ale z całą pewnością nie tylko oni. Spodziewamy się bowiem naprawdę wielu zagranicznych perełek, wszak to na takim turnieju w przeszłości zaczynały się wielkie kariery Maradony, Messiego i kilku innych kozaków. Spróbujmy więc pochylić się nad piłkarzami, dla których warto będzie odwiedzić nasze stadiony.

Donnarumma, Kluivert, Pellegri i inni. Kto za rok może zawitać do Polski?

Wybraliśmy jedenastkę, przy czym musieliśmy trochę namieszać, jeśli chodzi o pozycje. Ale o tym poniżej…

Gianluigi Donnarumma

Trudno nie znać tego pana. Wróć – chłopaka, choć gra już na tak wysokim poziomie, że chyba śmiało można byłoby go nazywać „panem piłkarzem”. Rocznik 1999, a już ma na swoim ponad 100 meczów w barwach Milanu. I nie, nie wliczamy w ten dorobek występów z Primavery. Włoch szybko stał się jednak punktem odniesienia dla wielu innych młodych golkiperów. Teraz każdy, gdy tylko wcześnie się wybije, jak choćby Alban Lafont z Tuluzy, nazywany jest „nowym Donnarummą”.

Oby tylko nie odbiła mu sodówka. Aczkolwiek trzeba wspomnieć, iż pierwszy kryzys w swojej karierze już zaliczył, kiedy to w czerwcu 2017 roku ogłosił, że nie przedłuży kontraktu z ekipą Rossonerich. No i ruszyła maszyna, bo od razu został uznany za zdrajcę, szczególnie przez bardziej radykalnych kibiców. Zwłaszcza, że zainteresowanie nim wyrażał wówczas Juventus. Wtedy wiele osób stwierdziło – oho, zaczyna gwiazdorzyć, a Mino Raiola dodatkowo miesza mu w głowie. Miesiąc trwało całe zamieszanie, aż w końcu Gianluigi zdecydował się pozostać w Milanie na dłużej. Trudno jednak nie wybaczyć chłopakowi, który potrafi interweniować o tak:

Reklama

Malang Sarr

Przeskok z juniora do seniora jest trudny – ogólnie wielu w tym momencie polega i negatywnie weryfikuje własne możliwości. Zawodnicy ofensywni mają jeszcze to szczęście, że gdy popełnią jakiś błąd, to nie od razu odbija się na wynikach drużyny. A obrońcy? Ich złe zagrania od razu zostają wyeksponowane. A jednak Malang Sarr daje radę i to w OGC Nice, która całkiem nieźle radzi sobie w Ligue 1 – obecnie zajmuje w niej 7. miejsce. Nominalnie to stoper, ale wystawiamy go na na boku obrony ze względu na kłopot bogactwa w jej środku, czego nie można powiedzieć właśnie o prawej stronie defensywy.

– Nie mówcie o nim tak wiele, bo go zepsujecie – przestrzegał Lucien Favre, szkoleniowiec drużyny. Gdy jednak wpiszecie w Google jego nazwisko, pojawi się przed wami sporo plotek transferowych i to z nazwami całkiem niezłych klubów w rolach głównych: Arsenal, Leicester, Everton… Jasne, nie jest to światowy top, ale też wydaje się, iż przechodząc do każdego z nich poczyniłby progres. Co w nim dostrzegli? Przede wszystkim siłę fizyczną, choć Malang nie jest wieżowcem – mierzy nieco ponad 1,80. Do tego – cytując za FourFourTwo – „umiejętność czytania gry i zmysł taktyczny”. Kibice z Nicei szybko upatrzyli sobie w nim nowego idola, po tym jak w debiucie strzelił gola po dośrodkowaniu Seriego. A że w OGC gra od piątego roku życia, to tylko całej tej historii dodaje romantyzmu.

Matthijs De Ligt

Czy jest lepsze miejsce w Europie dla młodych talentów, które jednocześnie mogą tam rywalizować na dobrym poziomie niż Ajax? Fakt, szkółka De Toekomst nie produkuje już topowych zawodników taśmowo, co nie nie oznacza, że nie należy zerkać w jej kierunku w poszukiwaniu utalentowanej młodzieży. Żywym przykładem jest właśnie De Ligt, któremu w wieku 18 lat zdarzyło się już nawet założyć opaskę kapitańską i to właśnie w meczu Eredivisie z SC Heerenveen.

Reklama

Holender uzbierał już ponad 50 występów w pierwszym zespole. Ciekawe, na ilu zatrzyma się jego licznik, skoro praktycznie co chwile słyszy się o kolejce chętnych po jego usługi, na czele z Barceloną zresztą. Na papierze – pasowałby do niej idealnie, wszak w Ajaksie szkolą zawodników w sposób zbliżony do tego z La Masii. Matthijs nie tylko umie przeciąć akcję rywala, ale też rozpocząć takową dla swojego zespołu, co w Dumie Katalonii ceni się wyjątkowo. Ruben Jongkind, jeden z trenerów pracujących w De Toekomst upierał się nawet, iż De Ligt powinien zostać sprawdzony w środku pola! Pisze się o nim podobnie jak o Johnie Stonesie – „jest stoperem z przyszłości”, bo tak dobrze czuje się z piłką przy nodze oraz często bierze udział w rozegraniu. W jego wypadku możemy pytać nie „czy odejdzie z Ajaxu?” leczy „kiedy to zrobi?”

Ethan Ampadu

Z wielu rzeczy słynie Chelsea, ale na pewno nie z hurtowego wprowadzania wychowanków i w ogóle młodzieży do seniorskiej drużyny. Ba, z The Blues częściej kpi się, jakoby klub ze Stamford Bridge był wypożyczalnią młodych zawodników. Gdybyśmy mieli zrobić listę piłkarzy, którzy niegdyś zapowiadali się na wyjątkowych kozaków, a większość czasu spędzili na wypożyczeniach z londyńskiej ekipy, musielibyśmy stworzyć stworzyć do tego jedenastkę lub dwie do osobnego tekstu. Ale dzięki Conte coś jakby się przełamało, bo w paru momentach tego sezonu odważnie postawił na 17-letniego Ethana. Latem 2017 roku przyszedł z Exeter City, a teraz jest filarem drużyny Chelsea grającej w młodzieżowej Lidze Mistrzów, ale dostał też parę poważniejszych szans w FA Cup oraz w Pucharze Ligi. Prześmiewcy powiedzą, że to dlatego, iż przez fryzurę Włoch pomylił go z Davidem Luizem. Różnica jest taka, że Ampadu chyba po prostu lubi, a Brazylijczyka nie do końca.

– Czy jestem zaskoczony tym, jak szybko się rozwija? W ogóle. Po prostu się z tego cieszę – mówił o Ethanie Paul Tisdale, jego były szkoleniowiec z czasów gry w Exeter. – Momentami gra jakby miał doświadczenie 35-latka – dodawał trener. Trudno o lepszy komplement dla nastolatka i to występującego na pozycji stopera. Antonio Conte ponoć najbardziej ceni w nim właśnie te cechy, czyli odpowiedzialność w obronie, którą udowodnił w potyczce z Bournemouth. Dość wcześnie zarobił wtedy żółtą kartkę, ale resztę spokojnie dograł resztę spotkania. Mało tego, otrzymał nawet tytuł „man of the match”. Jeśli nie spotka go jakiś kataklizm (odpukać!) to w przypadku szukania następcy dla Cahilla czy wcześniej wspomnianego Davida Luiza, Ampadu powinien być bardzo poważnie brany pod uwagę.

Ryan Sessegnon

To jedna z wielkich nadziei angielskiej piłki. Chłopak ten urodził się w 2000 roku, a już występuje regularnie w Fulham. Co prawda to tylko Championship, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę jak wymagające fizycznie są to rozgrywki, ponad 3000 minut rozegranych w niej przez Ryana imponuje. Tym bardziej, że nie są to anonimowe występy. Zerknijmy w statystyki – w tym sezonie Anglik rozegrał 40 meczów i strzelił w nich 14 goli, do których dorzucił 4 asysty. Kopara opada. Nic dziwnego, że Sessegnon porównywany jest tak często do Garetha Bale’a. On, podobnie jak Walijczyk, zaczynał swą przygodę na lewym boku obrony, ale nie dziwimy się, że Slavisa Jokanović wielokrotnie przesuwał go już do przodu, widząc ile ten młodzieniec daje drużynie w ofensywie.

„Nastolatek, który może kosztować 50 milionów” – taki tytuł nosi artykuł o Ryanie, który ukazał się w The Times. – To jeden z najlepszych nastolatków, z jakimi miałem okazję pracować – deklarował z kolei Huw Jennings, który niegdyś pracował w Southampton, gdzie szkolili się choćby Adam Lallana, Alex Oxlade-Chamberlain czy Gareth Bale właśnie. Krótko mówiąc, chłop zna się na rzeczy. Pod adresem Ryana sypie się znacznie więcej komplementów – Będę zdziwiony, jeśli nie trafi do jakiegoś wielkiego klubu – mówił wcześniej wspomniany Jokanović. W kolejce już czekają Tottenham, Manchester United, Liverpool, ponoć nawet Bayern Monachium. – Skoro pytają o niego najwięksi, to znaczy, że jego przyszłość jest poza naszą kontrolą – dodaje szkoleniowiec Fulham.

Kai Havertz

Z konieczności ustawiamy go nieco z tyłu, choć Niemiec bardzo dobrze czuje się w grze ofensywnej. – Ma naprawdę świetną technikę i wszystkie atuty charakterystyczne dla klasowego playmakera. Trzyma głowę w górze, dużo widzi, nie boi się niekonwencjonalnych zagrań – mówi nam Marcin Borzęcki, pasjonujący się ligą niemiecką.

Już teraz transfermarkt wycenia go na 18 baniek, a pewnie niedługo ta kwota jeszcze wzrośnie. Strach pomyśleć ile zażądaliby za niego Aptekarze. Jeszcze większy strach padnie na nich samych, gdy chęć pozyskania go wyrazi Bayern, co – zakładając harmonijny rozwój tego piłkarza – wcale nie musi być wykluczone. Na razie jednak wymiata na BayArenie, co również potwierdzają liczby, wszak w tym sezonie Kai zanotował już 7 ostatnich podań, dzięki czemu jest 4. najlepszym asystentem w Bundeslidze. Heiko Herrlich stawia na niego odważnie, Havertz większość spotkań rozpoczyna w wyjściowym składzie. Jeśli już omija mecze to z powodów takich jak… matura, przez co w poprzednim sezonie ominął wycieczkę do Madrytu na potyczkę z Atletico.

Phil Foden

Mistrzostwo świata do lat 17, do którego walnie się przyczynił, grając „na kierownicy”. Tytuł najlepszego piłkarza tej imprezy. Nagroda od BBC dla sportowej młodej osobowości roku, którą po 11 latach ponownie wygrał piłkarz (w 2006 Theo Walcott). Ponad 300 minut od Pepa Guardioli, debiut w Champions League, a później występ jako najmłodszy w historii zawodnik w fazie play-off…

To już wielkie sukcesy jak na 17-latka. Kiedy debiutował w Premier League w meczu z Tottenhamem, wchodząc przy stanie 3:0, najlepszy tamtego dnia zawodnik, Kevin De Bruyne, podszedł do dzieciaka i poradził mu: – Po prostu ciesz się grą, chłopcze. Phil Foden wychowany jest w rodzinie, która w sercu ma Manchester City. W akademii był od dziecka, tak samo jak na trybunach. – Chcę zostać w City na zawsze – wypalił niedawno. – Moja mama jest fanką Manchesteru City, to ona zaraziła mnie miłością do The Citizens – opowiadał.

Teraz uczy się grać u boku Davida Silvy, Kevina De Bruyne, Ilkaya Gundogana, w dodatku pod skrzydłami Pepa Guardioli. Gdzie niby odebrałby lepsze wykształcenie piłkarskie? To właśnie David często udziela Fodenowi wskazówek, kiedy ten na treningach popełnia błędy. Nawet w meczu z FC Basel widać było, jak mimo młodego wieku szuka wolnych stref między zawodnikami, rozkłada ręce do starszych, wychodzi po piłkę, nie boi się zagrać odważnie do przodu. Na Philu ciąży łatka olbrzymiego talentu, ale w Manchesterze City ma olbrzymie wsparcie, bo to po prostu swój chłopak – dosłownie i w przenośni. A jeśli odniesie sukces w zespole Obywateli, może wkrótce odklei od niego łatkę klubu, który tylko kupuje, zamiast wychowywać?

Jadon Sancho

Pep Guardiola był zszokowany i zasmucony, kiedy latem dowiedział się, że Jadon nie zamierza kontynuować swojej kariery na Etihad. Ponoć nawet planował zintegrować go z pierwszą drużyną podczas bieżącego sezonu, ale Anglik nie chciał już czekać na szansę. Powiedzmy sobie szczerze – jeśli jesteś skrzydłowym, masz 17 lat, spory potencjał, a jednak twoją konkurencję stanowią Raheem Sterling, Bernardo Silva czy też Leroya Sane, to wcale nie należy się dziwić, że zastanawiasz się nad kontynuowaniem swojej kariery właśnie w tym klubie. Nawet jeśli wyrażasz szczery podziw dla Guardioli i rozpływasz się nad nim w wywiadach.

– Wybrałem ten klub, ponieważ w tutaj stawia się na młodych zawodników w pierwszym zespole – powiedział z kolei na konferencji prasowej tuż po podpisaniu kontraktu z Borussią Dortmund. – Jest bardzo szybki, drybluje rewelacyjnie, a do tego wiele widzi na boisku. Przełożył transfer ponad miłość do Pepa, co świadczy o tym, iż naprawdę pragnie się rozwijać. Będą z niego ludzie, jeśli tylko głowa nadąży za jego nogami – ocenia Marcin Borzęcki.

Justin Kluivert

Dorównać talentem własnemu ojcu – odwieczny problem w piłce nożnej, którego nie przezwyciężyło już wielu, z synem Rivaldo czy Johana Cruyffa na czele. Justin również nie ma łatwego zadania, choć wydaje się, iż akurat jego stać na naprawdę wiele. Na początku bieżącego sezonu dostawał w Ajaksie głównie ogony, ale wypadał w nich na tyle dobrze, że mniej więcej od połowy listopada zaczął już grać od dechy do dechy. I nie występuje jedynie za nazwisko, bo w Eredivisie strzelił już 6 goli oraz zaliczył 4 asysty.

Młody Kluivert nie idzie jednak drogą własnego ojca. – To możliwe, że kiedyś zostanie dziewiątką, ale ogólnie jest zupełnie innym zawodnikiem niż Patrick. Moim zdaniem najlepiej dla niego byłoby grać na skrzydle. Może występować na lewym lub prawym, to interesujące – zaznaczał swego czasu Peter Bosz. Najczęściej z lewego boku zaczyna stamtąd akcje, drybluje, schodzi na lewą nogę, a wtedy obrońcy zaczynają drżeć. Kwestia czasu aż ktoś wyłoży za niego większe pieniądze. Już ostatnio mówiło się, że rączki zacierają sobie na niego Czerwone Diabły, ale ile w tym prawdy? – Nigdy nie wiadomo co zrobisz, gdy pojawi się dobra oferta. Angielska liga na pewno by mnie interesowała – mówił sam zawodnik.

Pietro Pellegri

Kosztował znacznie mniej niż Vinicius, bo – zależnie od źródła – 15 do 21 milionów. Dla nas to detale, bo tak czy siak kwota jest astronomiczna, zwłaszcza jak za gościa urodzonego w 2001 roku. Te pieniądze wyłożyło na niego AS Monaco, więc często podkreślano prześmiewczo, że gdy się rodził, jego kolega z drużyny, Falcao sam miał już 15 lat. Na Stade Louis II spotkały się zatem dwie generacje napastników i należy tylko mieć nadzieję, iż nie dojdzie między nimi do konfliktu pokoleń.

Włoch powinien jednak cieszyć się, bo w osobie Kolumbijczyka zyskał świetnego nauczyciela. Polecimy truizmem, ale jeszcze dużo nauki przed nim. Wiele o jego potencjale mówi kwota, ale równie sporo także fakt, iż w seniorskiej piłce zaliczał dopiero epizody. „Wiemy, że nic nie wiemy” – moglibyśmy hiperbolizować. Pietro wyróżnia się przede wszystkim warunkami fizycznymi, bo mierzy już 188 cm. To z jednej strony oczywiście pozytyw, z drugiej ryzyko, czy w przyszłości jego stawy wytrzymają tak błyskawiczny rozwój ciała. Z trzeciej z kolei sprawia to, iż jest idealnym materiałem na typową dziewiątkę, choć daleko mu do zawodnika, który tylko stoi i dokłada nogę. Wręcz przeciwnie Pellegri lubi zejść do boku, pościgać się z obrońcą albo wziąć udział w akcji kombinacyjnej. No cóż, w Monaco mają w czym rzeźbić.

Vinicius Junior

23 maja 2017 większość środowiska piłkarskiego była zgodna – świat zwariował. Dlaczego? Właśnie tego dnia Real Madryt ogłosił, iż kontrakt z nim podpisze Vinicius Junior, wówczas 17-latek, za którego Królewscy zapłacą 45 milionów euro. Kosmos, zwłaszcza, że jeszcze wtedy Brazylijczyk nie grał na szczeblu seniorskim.

Ryzyko ogromne, ale ponoć potencjał też. W nocy ze środę na czwartek błysnął choćby w meczu Copa Libertadores w meczu z Emelekiem z Ekwadoru, strzelając dwa gole:

 

Furorę robił jednak głównie jako junior, na przykład podczas mistrzostw Ameryki Południowej U-17, na których to został królem strzelców. W pierwszej drużynie Flamengo zadebiutował natomiast mając 16 lat i 302 dni, stając się tym samym najmłodszym zawodnikiem w historii brazylijskiej Serie A. Wszyscy wyróżniają go za technikę oraz dynamikę, ale jak to u młodych chłopaków, decyzyjność ma jeszcze do sporej poprawy. – To jeszcze dzieciak, trzeba od niego dbać, żeby presja nie wpłynęła na niego niekorzystnie – mówił Zico.

29004300_1770286056355941_1844243396_n

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]
Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

1 komentarz

Loading...