Reklama

Jarmila Kratochvilova. Owoc sztucznie nawożony?

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

14 marca 2018, 19:57 • 8 min czytania 19 komentarzy

O polskiej sztafecie 4×400 było głośno, chociaż pobiła rekord świata mający ledwie czteroletnią brodę. Wynik sensacyjny i ważny, ale z perspektywy całej lekkiej atletyki na pewno nie epokowy. Taki bez wątpienia będzie dzień, kiedy pobity zostanie najstarszy i chyba najbrudniejszy rekord, czyli 800 m Czeszki Jarmili Kratochvilovej. Warto przypomnieć ten bieg, bo w tym roku stuknie mu już 35 lat. To najdłużej obowiązujący lekkoatletyczny rekord naszej planety.  

Jarmila Kratochvilova. Owoc sztucznie nawożony?

– Jeżeli zostanie pobity, to na pewno w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach – twierdzi rekordzista Polski Paweł Czapiewski.

*

„Jarmil Kratochvil”

„Schwarzenegger bieżni”

Reklama

 „Zwierz”

Dr Jekyll

„Skrzyżowanie Shreka i Andy’ego Townsenda (irlandzkiego piłkarza występującego w latach 90. m.in. w Chelsea Londyn – red.)”

To tylko kilka pseudonimów nadanych Jarmile Kratochvilovej, która dla wielu pozostaje symbolem przeżartej dopingiem lekkiej atletyki lat 80. Chociaż do dziś formalnie pozostaje czyściutka jak łza.

*

Na jej rekordzie świata uzbierała się już warstwa kurzu gruba na prawie 35 lat. Najlepszy wynik w historii 800 m kobiet został pobity 26 lipca 1983 r. podczas mityngu w Monachium.

Reklama

Reprezentantka ówczesnej Czechosłowacji pierwsze kółko pobiegła w 56.1, czym wykończyła resztę zawodniczek. Druga na mecie zameldowała się nasza rekordzistka kraju Jolanta Januchta i straciła do niej ponad siedem sekund. Kratochvilova uzyskując 1:53.28 poprawiła o piętnaście setnych sekundy wcześniejszy, trzyletni rekord globu należący do Nadieżdy Olizarenko. Wielka rzecz, chociaż bicie rekordów świata nie było wtedy jeszcze tak dochodowym biznesem jak obecnie. Kratochvilova stała się gwiazdą, ale do kieszeni wpadło jej wtedy raptem trzy tysiące koron.

Wynik od początku budził jednak wątpliwości. Przede wszystkim ze względu na sylwetkę biegaczki, która była bardziej napakowana niż niejeden lekkoatleta. Do tego prawie niewidoczne piersi, krótkie włosy, kark jak u kulturysty i niemalże męskie rysy twarzy. Oglądając nagranie z monachijskiego biegu można odnieść wrażenie, jakby po bieżni zasuwał tam bokser. Tyle, że piekielnie szybki.

Chociaż Czeszka oficjalnie nie oblała żadnego testu antydopingowego, to przez wielu i tak uznawana była za farmakologiczny produkt zza żelaznej kurtyny. Podejrzenia nasiliły się jeszcze bardziej niespełna miesiąc po rekordowym biegu, kiedy bez większych problemów zdobyła złote medale na 400 i 800 m na pierwszych w historii lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Helsinkach.

Oprócz podejrzanej postury w jej czystość nie wierzono jeszcze z kilku powodów.

Po pierwsze, specjalizowała się tak naprawdę nie w 800, ale w 400 m. Na tym dystansie była już wtedy wicemistrzynią olimpijską z Moskwy, wicemistrzynią Europy i trzykrotną halową mistrzynią Starego Kontynentu. Osiem stów za namową swojego trenera Miroslava Kvaca zaczęła trenować – według różnych źródeł – dopiero w 1981 lub 1982 r.

Po drugie, zanotowała niebywały progres. Zaledwie rok przed mistrzostwami świata w Finlandii biegała 800 m wolniej aż o 3,3 s. Warto też spojrzeć na jej najlepszy czas uzyskany rok po rekordzie świata, czyli w 1984 r. – był gorszy o 4,4 s. To przepaść. Mówimy więc albo o niebywałym talencie, który potrafił kapitalnie trafić z formą, albo o niebywałej ściemie.

Po trzecie, wiek. Bijąc rekord świata miała już 32 lata, a to dla lekkoatlety bardziej ostatnia prosta przed emeryturą, niż czas na tak kosmiczne wyniki. Tym bardziej, że Czeszka w ciągu kilku tygodni pobija aż dwa rekordy globu. Na mistrzostwach w Helsinkach jako pierwsza kobieta w historii złamała też granicę 48 s na 400 m (47.99, przetrwał dwa lata).

*

Kratochvilova i jej trener od początku odpierali zarzuty tłumacząc, że sukcesy były efektem morderczego treningu i pochodzenia biegaczki, która była przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Od najmłodszych lat pomagała bowiem na roli. – Jestem dziewczyną ze wsi – lubi powtarzać była lekkoatletka, która obecnie jest trenerką w swojej ojczyźnie.

Kratochvilova urodziła się w 1951 r. w Golcuv Jenikov, niewielkiej miejscowości leżącej ponad 100 kilometrów na wschód od Pragi. Po latach wspominała, że regularnie pomagała w gospodarstwie swojego wuja. Ręcznie zbierała na polu ziemniaki i buraki, a mając 12 lat potrafiła wrzucić widłami siano na poddasze budynku gospodarczego jak dorosły facet. Trudno jednak uznać wszystko za prawdę, bo można dokopać się też do plotek, że spośród wszystkich dzieci w domu była najbardziej chorobliwa, a kiedy jej rodzice pierwszy raz usłyszeli o jej lekkoatletycznym talencie, byli tym ponoć mocno zdziwieni. Gdzie leży prawda, wie tylko ona sama.

Na początku łączyła treningi z normalną pracą, z tym że zamiast machać widłami, była pomocą księgowej. Potrafiła wstawać o 4, żeby urządzić sobie przebieżkę jeszcze przed robotą. Notowała coraz lepsze wyniki, ale trudno napisać, że była gwiazdą bieżni. Owszem, zdobywała medale mistrzostw kraju, ale w skali Europy bardzo długo była jedną z wielu. Była po prostu przeciętna. Pierwszy medal międzynarodowej imprezy – srebro halowych mistrzostwach Europy w Wiedniu – zanotowała mając już 28 lat.

Trener serwował jej katorżnicze treningi, chociaż czytając niektóre relacje można odnieść wrażenie, jakby zostały one żywcem wyciągnięte z filmu „Rocky”. Bieganie po zamarzniętym stawie, ciągnięcie przez kilkaset metrów przyczepionej opony wypełnionej piachem, wielogodzinne sesje przewalania żelastwa na siłowni – to tylko niektóre ćwiczonka. Innym razem, chcąc szybciej dojść do pełnej sprawności po kontuzji ścięgna Achillesa, została też poddana ciekawej kuracji w basenie. Nałożono jej dodatkowo obciążoną kamizelkę, maskę gazową, a wszystko po to, żeby ograniczyć oddech i zwiększyć puls.

Trener Kvac po latach opowiadał, że była tak nakręcona na trening, że czasami nie chciała nawet dać się namówić na drzemkę między treningiem porannym a popołudniowym. Szkoleniowiec musiał ją zamykać w pokoju na klucz, żeby tylko się położyła.

OSTRAWA 16.06.2009 LEKKOATLETYKA/MITING ZLATA TRETRA NZ JARMILA KRATOCHVILOVA MAREK BICZYK/PRZEGLAD SPORTOWY/NEWSPIX.PL GOLDEN SPIKE OSTRAVA 2009 --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Jej niestandardowe podejście do treningów potwierdził też w wywiadzie dla Weszło Marian Woronin. Rekordzista Polski na 100 m miał informacje z pierwszej ręki, bo przez pewien czas razem z nią trenował.

– Wołali na nią Kratochvil. Ona była jak zwierz. Powiem tak: to co robiła na treningu, to ja mogłem robić tylko w marzeniach. Jak szła na siłownię i chwytała sztangę, to brała na nią trzy razy większe obciążenia niż ja, chłop. To może budzić podejrzenia, ale z drugiej strony też nie wydaje mi się, że to wszystko mogła zrobić tylko dopingiem. Nie chciałbym jej osądzać, czy coś brała, ale wcale niewykluczone, że miała jakieś powiązania z genami męskimi. Cholera wie.

Bo oprócz podejrzeń dopingowych, były też te związane z jej płcią. Biegaczka była nawet poddawana upokarzającym testom, ale ku zdziwieniu wątpiących, przeszła je.

Wątpliwości wciąż budzi jednak koks, bo to, że lata 80. były szczytowym momentem dopingu w „lekkiej” oraz że przodowały w tym m.in. kraje bloku wschodniego, wiedzą wszyscy. W 2006 r. dziennik „Mlada Fronta DNES” dotarł do tajnych raportów dowodzących o istnieniu całego systemu dopingowego w Czechosłowacji, ale na Kratochvilovą nic tam nie znaleziono.

Nikt nigdy mnie do niczego nie zmuszał. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś ktoś do mnie przyszedł i mówił: musisz to wziąć. A gdyby tak było, to i tak bym odmówiła – mówiła po latach na łamach „The New York Times”.

A trener Kvac wciąż zapewnia, że jedynym specyfikiem, który doustnie i w zastrzykach podawał swojej podopiecznej, była legalna witamina B12. Wtedy to była innowacja.

*

Jarmilę Kratochvilovą miał okazję poznać Paweł Czapiewski, wciąż aktualny rekordzista Polski na 800 m. Spotkał się z nią podczas jednego z obozów, kiedy ona była już starszą panią. Ogólne wrażenie? Miła, sympatyczna kobieta.

– Była podejrzewana o stosowanie dopingu, ale wciąż tylko podejrzewana, dlatego nie mówię, że robiła to na pewno. Chociaż prawdopodobieństwo jest duże, bo w tamtych czasach zawodniczki nie miały za bardzo wielkiego wyboru – mówi Weszło, próbując też porównać tamtą epokę z dzisiejszą: – Czym one się różnią? Technologia i metody treningowe poszły w XXI w. bardzo mocno do przodu, a ludzie biegają wolniej (obowiązujące rekordy świata na 100, 200, 400 i 800 m kobiet padły zgodnie w latach 80. – red.). Tamto pokolenie wcale nie było dużo lepsze, tylko dość powszechnie stosowało doping. Mocny spadek poziomu niektórych dyscyplin spowodowany był po prostu udoskonaleniem polityki antydopingowej. Lata 80. poważnie zaburzyły proporcje w osiąganiu rekordów.

Zapytaliśmy go też, na ile realne jest tak udane jak w przypadku Kratochvilovej łączenie startów na 400 i 800 m.

– To zupełnie różne konkurencje, chociaż zdarzają się perełki. W latach 70. oba dystanse udanie łączył chociażby Alberto Juantorena, ale później lekkoatletyka poszła mocno w kierunku specjalizacji. 400- i 800-metrowcy już na etapie selekcji są zupełnie innymi typami zawodników wykonującymi zupełnie inny trening. Przykład: 400-metrowiec miesięcznie przebiega około 100-150 km, a 800-metrowiec 300-400 km. Nawet według podziału dystanse do 400 m tworzą tzw. blok sprintów, a 800 m jest już w wytrzymałościowym. Jeżeli ktoś biegnie mocno 800 m, gdzie musi pójść w wytrzymałość, to naturalnie ma mniejsze szanse na 400 m, gdzie trzeba być szybkim i dynamicznym. Trening pod 800 m zabija dynamikę. Ale jeżeli, za przeproszeniem, nażresz się czegoś i będziesz lepszy od reszty o dwadzieścia procent, to pewne niuanse być może przestają mieć znaczenie.

Rekord 67-letniej dziś Kratochvilovej jest poza zasięgiem współczesnych biegaczek. Wystarczy przypomnieć, że Caster Semenya złoty medal na ostatnich igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro zdobyła z czasem 1:55.28. A jedyną zawodniczką, która w XXI w. zbliżyła się do czasu Czeszki, była w 2008 r. Kenijka Pamela Jelimo, a to i tak było 1:54.01.

Ile więc może jeszcze przetrwać rekord z Monachium?

Czapiewski: – Znalazłem kiedyś zabawną notkę w gazecie z 1936 r. Naukowcy obliczyli granicę ludzkich możliwości i np. na 400 m mężczyzn wyszło im 46.50, gdzie teraz tyle biegają czasami juniorzy. Dlatego przestrzegałbym przed opinią, że jakiś rekord jest nie do pobicia. Tym bardziej, że zakres dozwolonych metod treningowych jest większy niż kiedyś. Trudno sobie wyobrazić, żeby kobiety regularnie biegały na 800 m 1:53, ale jeżeli rekord zostanie pobity, to na pewno w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Podejrzewam, że dokona tego ktoś pokroju Semenyi, gdzie obecne będą wątpliwości względem płci.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

19 komentarzy

Loading...