Mauricio Pochettino żartował po jednym z meczów, że „bez niego Tottenham nie istnieje”. Przepytani przez Soccer AM piłkarze Spurs jeden po drugim wskazywali na niego jako na najlepszego gracza w klubie. Świadkowie twierdzą, że ostatni raz stracił piłkę, gdy na brytyjskim tronie zasiadała jeszcze królowa Wiktoria. Trudno uwierzyć, że mowa o pomocniku, który w tym sezonie wciąż czeka na swojego pierwszego gola lub pierwszą asystę. Ale Mousa Dembele to zawodnik, który wymyka się wszelkim ustalanym latami standardom. Piłkarz absolutnie unikatowy. Niedoceniany, a niezastąpiony.

***
Every single Spurs player we’ve interviewed says Dembele is the best player at the club!
Is he the most underrated player in the Premier League? pic.twitter.com/McPrmButGZ — Soccer AM (@SoccerAM) 20 lutego 2018
***
– W tej chwili gra z taką pewnością siebie, że mógłby napędzić każdy mecz, dokładnie tak, jak zrobił to w ostatnich derbach północnego Londynu.
Steven Gerrard
***
– Mousa Dembele jest jak odkurzacz. Zasysa pressing rywala i odnajduje właściwy moment, by pozbyć się piłki.
Jermaine Jenas
***
– Najlepszym pomocnikiem, u boku którego grałem, jest Mousa Dembele. To łatwy wybór, bo on jest po prostu niemożliwy.
Victor Wanyama
***
– Największy talent? Mousa Dembele. Niektórzy mogą powiedzieć, że wolą Edena Hazarda albo Kevina De Bruyne, ale Mousa ma największe umiejętności. To nienormalne, jak trudno odebrać mu piłkę. Na treningach potrafił robić głupka z Vincenta Kompany’ego.
Wesley Sonck
***
– Gdy ma piłkę przy nodze, jest prawdopodobnie najlepszym piłkarzem jakiego w życiu widziałem
Martin Jol
***
– Zawsze mu mówię: „Mousa, kiedy napiszę książkę, będziesz wymieniony wśród geniuszy, których miałem szczęście poznać”. Jednym z nich był Maradona, pozostałymi: Ronaldinho, Okocha i De La Pena.
Mauricio Pochettino
***
„Klub Uznania dla Mousy Dembele”. Tak nazwał zjawisko, z którym powyżej macie do czynienia James Richardson z „The Totally Football Show”. To oczywiście nie wszystkie wypowiedzi, przez które przebija się podziw dla Dembele (jeśli nadal wam mało, o wiele więcej zebrał Dan Kilpatrick z ESPN, TUTAJ).
Podziw dla zawodnika, którego profil po wpisaniu frazy „Dembele” w Google pojawia się dopiero jako trzeci – po Ousmane i Moussie z Celtiku. Którego niedzielny kibic nie wymieniłby w trójce najlepszych pomocników Premier League. Ba, który u wielu miałby pewnie problem z załapaniem się na podium przeznaczone dla najlepszych piłkarzy Tottenhamu. Bo przecież na szpicy gra najbardziej kompletna dziewiątka świata, która wciąż nie ustaje w dążeniu do doskonałości. Bo za jej plecami poruszają się tacy geniusze jak widzący na boisku więcej niż ktokolwiek inny Christian Eriksen, grający z lekkością podwórkowego wirtuoza Dele Alli czy nawet dynamiczny i piekielnie utalentowany technicznie Son.
Ale nie tylko dlatego.
Cały jego pobyt na White Hart Lane jest też naznaczony kontuzjami. Sześć lat w Tottenhamie, ani jednego sezonu, w którym nie zmagałby się z kilkoma urazami. Katalogujący kontuzje w Premier League portal physioroom.com wylicza, że Belga od połowy 2012 roku, kiedy został zaprezentowany jako piłkarz Kogutów, dopadły 42 urazy. O jeden mniej niż przez dziewięć sezonów w Manchesterze City złapał jego rodak Vincent Kompany, o którym nie raz i nie dwa pisano jako o niesamowitym pechowcu.
(Uwaga, czeka was nieco scrollowania)
Co więc powiedzieć w tym przypadku? Za każdym razem, kiedy Belg dochodził do pełni sił, nie było mu dane rozegrać długiej serii meczów bez przypałętania się kolejnego problemu zdrowotnego. Podczas gdy wielu zawodników co sezon rozgrywa ponad 60 spotkań, on w Tottenhamie ani raz nie dobił do 50.
W jego odbiorze nie pomaga również wspomniana na wstępie statystyka. Zero bramek i zero asyst w obecnych rozgrywkach. Zaledwie 10 goli i 11 asyst w 228 meczach dla Tottenhamu. To o tyle ciekawe, że Mousa Dembele przychodził do Premier League z Eredivisie jako… skrzydłowy. Skrzydłowy, który swego czasu potrafił ustrzelić dwucyfrową liczbę bramek w jednym sezonie dla AZ Alkmaar. I który zdobył jednego z najpiękniejszych indywidualnych goli, jakiego w XXI wieku widziały holenderskie boiska.
Dziś trudno wyobrazić sobie podobną akcję w jego wykonaniu. Za fajerwerki w Tottenhamie odpowiadają inni, wymienieni wcześniej. On zaś dostarcza im piłki, tworzy wolne przestrzenie, samemu unikając okazji do strzałów i bardzo rzadko próbując otwierających podań, w czym wielu widzi odbicie jego przeszłości Za młodu grał bowiem w dość specyficzną odmianę piłki nożnej bez bramek, polegającą na zatrzymaniu futbolówki na linii końcowej i zdobywaniu w ten sposób punktów.
Jeśli więc ktoś nie śledzi z zapartym tchem każdego spotkania Kogutów, jeśli nie czerpie wiedzy o futbolu z nieco bardziej zaawansowanych statystyk, trudno mu będzie docenić skalę umiejętności Dembele. No bo jak wychwalać pod niebiosa piłkarza będącego pomocnikiem jednej z najpiękniej grających w ataku drużyn w Europie, jeśli ten w marcu nadal nie ma choćby jednego punktu w klasyfikacji kanadyjskiej? Z tego względu trudno spodziewać się go na liście kandydatów do Złotej Piłki czy wymienianego wśród najlepszych zawodników na swojej pozycji w Europie.
Ale wystarczy odpalić któryś z ostatnich meczów, zagłębić się w statystyki podań, posiadania piłki, kontaktów z futbolówką, by dostrzec, że za zasłoną marnych liczb kryje się prawdziwy futbolowy geniusz. W jednym z podcastów fanów Tottenhamu, „The Fighting Cock”, goście żartowali, że w pierwszym meczu 1/8 finału Champions League z Juventusem Dembele miał więcej kontaktów z piłką na połowie Starej Damy niż cały zespół gospodarzy na połówce Tottenhamu. I choć brzmi to absurdalnie, to nie jest to wcale teza szczególnie łatwa do obalenia. Belg w pojedynkę zanotował bowiem 10,3% posiadania piłki w całym meczu. Wykonał 100 podań, z czego aż 95 znajdowało drogę do celu. Nie miał też na swoim koncie choćby pojedynczej straty.
I to właśnie jest jego największy atut. Coś, czego wielu nawet najznamienitszych generałów środka pola nie ma opanowanego w podobnym stopniu. Do Dembele można podać nawet wtedy, gdy ten czuje oddech dwóch rywali na plecach. I być pewnym, że nie da się pozbawić futbolówki. Zbigniew Boniek zwykł mówić, że podać piłkę do Andrei Pirlo, to jak zamknąć ją w sejfie i doprawdy trudno znaleźć porównanie, które lepiej będzie pasować również do Belga. „W ciągu kilku ostatnich tygodni grał przeciwko zawodnikom kalibru Paula Pogby i Nemanji Maticia z Manchesteru United czy Samiego Khediry i Miralema Pjanicia z Juventusu. Wszystkich ich zniszczył” – rozpływał się nad Dembele w swoim felietonie dla BBC Jermaine Jenas.
***
– Fizycznie to potwór. A jednocześnie porusza się jak balerina.
Eric Dier
***
– Doskonale wiesz, co zamierza zrobić, w którą stronę będzie chciał ruszyć z piłką, co sprawia, że jeszcze gorzej czujesz się z tym, że nie możesz nic na to poradzić.
Danny Rose
***
Gdy mija przeciwników, robi to w charakterystyczny sposób. Kiedy opuszcza ramiona i zbiera się do swojego tańca, doskonale wiesz, że bez uciekania się do faulu nie jesteś w stanie temu zaradzić. W tym sezonie próbował mijać rywali dryblingiem 55 razy. Tylko dziewięciokrotnie bez powodzenia. Wśród piłkarzy, którzy przynajmniej 50 razy w tym sezonie próbowali przejść przeciwnika właśnie w ten sposób, tylko Mario Lemina z Southampton robił to skuteczniej (49 dryblingów udanych, 5 nieudanych).
A jednak znów – pewnie za nic nie wymienilibyście Mousy Dembele wśród trzech, pięciu czy nawet dziesięciu najlepszych dryblerów ligi angielskiej. Bo nie stwarza sobie tym sposobem sytuacji strzeleckiej, nie wkręca się bezczelnie w pole karne rywali, jak wielokrotnie nawet w ostatnim czasie Salah, Hazard czy Mane, ale tworzy swoimi zwodami przewagę w środkowej strefie. Zasysa pressing jak odkurzacz i we właściwym momencie, gdy pomoże partnerom pozbyć się ścisłego krycia, obsługuje ich podaniem. Maksymalnie ułatwia robotę wirtuozom jak Eriksen, Son czy Alli, zyskując dla nich kilka dodatkowych metrów kwadratowych, samemu usuwając się nieco w cień.
Wielu powie, że czyni go to ograniczonym piłkarzem, bo rywale mogą w ciemno zakładać, że nie będzie próbował ostatniego podania czy przedarcia się w pole karne zakończonego strzałem. Mauricio Pochettino, pod którego okiem Dembele wniósł swoją grę na obecny, najwyższy w życiu poziom, swego czasu sam także to zasugerował. Mówiąc, że gdyby tylko miał okazję pracować z Belgiem, kiedy ten miał 18-19 lat, stałby się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.
Kogo jak kogo, ale akurat argentyńskiego szkoleniowca trudno posądzać o przesadną wiarę w swoje umiejętności jako trenera-nauczyciela. Gdyby komuś jednak przyszło to do głowy, warto byłoby się zastanowić, czy jakikolwiek zawodnik, z którym miał okazję pracować w Tottenhamie i który nie bał się ciężkiej pracy, grał pod jego wodzą tak samo lub gorzej niż za poprzednich szkoleniowców. Jeszcze za czasów Southampton Pochettino doskonale scharakteryzował Pablo Osvaldo: – Na treningach sprawia, że cierpisz jak pies. Wtedy go za to nienawidzisz, ale gdy przychodzi weekend jesteś mu za to wdzięczny. Widzisz, że to działa.
I choć są aspekty gry Dembele zakorzenione tak głęboko, że szkoleniowiec Tottenhamu nie będzie w stanie ich już odmienić, to i tak wiele udało się podkręcić. Również dzięki codziennej ciężkiej pracy Belga, który nigdy ostrego zasuwania na treningach się nie bał. Progres widoczny jest gołym okiem.
Belg postrzegany jest też wciąż jako piłkarz niezwykle agresywny. Ale od słynnej „Battle of the Bridge”, a więc zremisowanego przez bijący się z Leicester o mistrza Tottenham meczu z Chelsea, trudno przypomnieć sobie, by kompletnie stracił panowanie nad sobą. Zdecydowanie nie można było odnotować takich wyskoków jak ten, za który został ukarany przez Football Association sześciomeczową dyskwalifikacją:
***
„Dembele jest jak obraz, któremu zapomniałeś się przyjrzeć w galerii. Jak występ supportującego zespołu w barze, któremu się nie przysłuchiwałeś. Jak dziewczyna, z którą zaiskrzyło, a od której nigdy nie wziąłeś numeru” Alex Dunn, Bleacher Report
***
Doprawdy szkoda, że nigdy nie będziemy mieli okazji się przekonać, do jakich rozmiarów urósłby talent Mousy Dembele, gdyby tylko za młodu trafił na Pochettino lub innego szkoleniowca, który byłby w stanie rozwinąć go również w aspektach, których dziś 30-latkowi brakuje. Bez tego już na zawsze pozostanie zawodnikiem o nie do końca uwolnionym potencjale, a więc i nigdy do końca niedocenionym. Zbierającym pochwały zdecydowanie niewspółmierne do jego zasług dla drużyny. Szczególnie od tych, dla których w futbolu nie liczy się wiele ponad gole i asysty.
SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl
niech da taki show w LM jak legia, to pogadamy i pochwałach.
Przeżyjmy jeszcze raz tę wspaniałą przygodę:
https://www.youtube.com/watch?v=wHd538tuRX4
Nawet tutaj musi sie pojawić Legia. Nadal boli?
W meczu z Juve (pierwszym) byl krolem srodka pola.
Oby dzis pomogl wyeliminowac stara…dame 😉
Faktycznie świetnie trzyma piłkę, ok. Ale poza tym gra chamsko, żeby nie powiedzieć perfidnie i brutalnie.
Przy jego koledze ze środka pola Dele Alli’m (któremu styki przepalają się wyjątkowo często) Dembele jest łagodny jak baranek.
Prawda. A o ile jeszcze brutalną grę Dembele można zrozumieć patrząc przez pryzmat jego zadań boiskowych, to już Dele Allego (moim zdaniem grajka przereklamowanego co najmniej tak jak Pogba), który niby ma być piłkarzem kreatywnym, ciężko zrozumieć.
W ogóle jest straszny „hajp” w ostatnich kilku latach na łebków, którzy się przebojem wdzierają do składów drużyn. I raptem po jednym dobrym sezonie już są okrzykiwani gwiazdami światowego futbolu. Mam tu na myśli Alli’ego, Dembele czy Mbappe. Zeszły sezon mieli co prawda fantastyczny, ale w tym przyszły kontuzje/spadki formy i już tak kolorowo nie jest.
Dodatkowo mierzi mnie to, że takiemu Alli’emu często jego zachowanie uchodzi na sucho i nie dostaje za nie kartek. Widocznie sędziowie nie mają jajec i nie chcą mu ich dawać np. za nazwisko.