Reklama

Zbigniew Boniek: – Przesmycki walnął głupotę

redakcja

Autor:redakcja

02 marca 2018, 21:56 • 11 min czytania 22 komentarzy

Krzysztof Stanowski na antenie Weszło FM rozmawia z prezesem PZPN. O czym? Tematy przewodnie są dwa – mail wysłany przez przewodniczącego kolegium sędziów PZPN Zbigniewa Przesmyckiego do arbitrów (TUTAJ szczegóły) oraz dzisiejsza rozmowa prezesa Bońka z Tarasem Romańczukiem na temat powołania go do reprezentacji Polski. Zapraszamy do odsłuchu.

Zbigniew Boniek: – Przesmycki walnął głupotę

Podobno rozmawiał pan dzisiaj z Tarasem Romańczukiem. Nie wyobrażam sobie, by prezes wydzwaniał do każdego, kto nabył polskie obywatelstwo i wypytywał się o reprezentacyjne plany. Tu musiało być drugie dno.

Absolutnie nie było drugiego dna. Jednak jest to zawodnik, który ostatnio stał się jednym z lepszych w polskiej lidze, który dziesięć dni temu został pełnoprawnym obywatelem naszego państwa, który mówi „perfect” po polsku, który otwarcie wyraża chęć występowania z orzełkiem na piersi. Spytałem się Tarasa jak się czuje, jakie jest jego spojrzenie na ewentualne powołanie przez selekcjonera Nawałkę. Piłkarsko czuje się tylko i wyłącznie związany z polską piłką, obywatelstwo przyjął, bo chciałby tu zamieszkać. Zadzwoniłem do Adama i powiedziałem mu, że nie widzę żadnych przeciwwskazań przy nominacji Romanchuka do jego kadry.

A jakie są kryteria w powoływaniu zawodników, którzy polskie obywatelstwo zyskali niedawno?

Kilka lat temu powiedziałem, że nie będzie żadnego procesu unarodowiania zawodników zagranicznych, po to by grali w reprezentacji. Nie będziemy za nikim łazić ani na siłę z dobrych piłkarzy robić kadrowiczów. Uważamy, że w drużynie narodowej grać mogą tylko ci, którzy czują się Polakami. Taras się piłkarsko czuje. Nie wiem, jakie względem niego plany ma Adam Nawałka i czy go powoła.

Reklama

No właśnie: piłkarsko, ale czy życiowo?

Nikt na niego nie wywierał żadnej presji, a on sam deklarował, że tu jest jego drugi dom, że tu chce mieszkać, spędzić resztę życia. Chwała mu za to. Zobaczymy, czy trener będzi go widział u siebie w składzie, ale nie ma żadnych przeszkód natury etyczno-moralnej.

Zasada jest więc taka: jeśli ktoś nie posiada paszportu, to nie dajemy mu go za to, że gra dobrze w piłkę, ale jeżeli coś tam potrafi i ma obywatelstwo to dajemy mu szansę?

Oczywiście. Powiedziałeś jedną rzecz, że „my dajemy paszport”. Nie, my nie dajemy paszportu, bo to nie leży w zakresie naszych kwalifikacji.

Pamiętajmy, że istnieje coś takiego jak „lobbing”.

Mogę zapewnić, że my nikogo nie lobbujemy ani nie lobbowaliśmy. Dziesięć dni temu, tak jak każdy, zobaczyłem, że Taras został obywatelem Polski.

Reklama

Ale skoro do tej rozmowy doszło, to wnioskuję, że prezesowi się ten zawodnik podoba.

Podoba się też pewnie tobie, kibicom, trenerom. Jest z pewnością ciekawą alternatywą. Powiedziałeś na początku, że tu musi być drugie dno. Nie, nie było drugiego dna. Jestem prezesem PZPN-u i jeśli uważam, że słusznie jest do kogoś zadzwonić, to to robię. Staram się w spokojny sposób załatwić sprawę. Gdybym tego nie zrobił, to po kolejnych meczach zaczęłyby się spekulacje, dywagacje, analizy. Dla nas piłkarsko jest Polakiem i jeśli będzie się nadawał, to selekcjoner Nawałka powinien go powołać. Tylko on, na 38 milionów ludzi w kraju, ma taką możliwość.

Mam wierzyć, że nie konsultował pan tego telefonu z selekcjonerem?

Oczywiście, że rozmawiałem z trenerem jako prezes tej drużyny na ten temat, ale naturalnie nie wpływam na jego decyzję odnośnie powołania Tarasa. Adam powiedział, że piłkarsko się jak najbardziej nadaje, ale najpierw trzeba załatwić sprawę jego „polskości”. Musiałem taki telefon wykonać i wydaje mi się, że to jest normalne.

Zawsze nowy zawodnik w reprezentacji powoduje falę dyskusji.

Pewnie, że będzie sporo dyskusji. Jedni powiedzą, że źle, a inni, że dobrze. Społeczeństwo jest podzielone. Są ludzie za i przeciw i jest to naturalne.

Czyli rozumiem, że PZPN otwiera drzwi Romańczukowi, ale jednocześnie nie wywiera presji na selekcjonerze?

Traktujemy go w kategorii zawodników, którzy są brani pod uwagę w kontekście powołania do reprezentacji Polski. Decyzja leży po stronie trenera.

A pan prywatnie, jako były piłkarz, widzi go jako potrzebnego w kadrze, czy raczej zawodnika numer 25?

Taras świetnie wszedł w rundę wiosenną, a już wcześniej grał dobrze. Jest zawodnikiem mądrym, inteligentnym. Najlepiej czuje się na pozycji defensywnego pomocnika. Umie przechwycić piłkę, bardzo groźny w stałych fragmentach gry. Duża baza tlenowa, dobrze porusza się na boisku. Bardzo dobry piłkarz.

Odczuwa pan z pewnością w ostatnich dniach ciśnienie wokół Zbigniewa Przesmyckiego. Najpierw była sprawa funduszu pośmiertnego, na który sędziowie wpłacają pieniądze. Przekształciło się to w taki sposób, z jakiego nie każdy jest zadowolony. Wtedy niektórzy dziennikarze zaczęli domniemywać, że będzie to przyczyną poddania się do dymisji pana Przesmyckiego. Jak rozumiem – tak się nie stanie?

Ciężko mi jest powiedzieć, czy pan Przesmycki poda się do dymisji. Nic tak nie brudzi jak papier, więc wydaje mi się, że niepotrzebnie się o tym tyle pisze.

Druga sprawa, to wysyłane do sędziów wytyczne na spotkania Ekstraklasy. Łagodnie mówiąc – było to lekko kontrowersyjne.

Zależy, jak na to spojrzymy. Wiadomo, że jest jakaś grupa, która już od początku rządów Zbigniewa chciała go zwalniać i dawała gotowych następców. To nie jest takie proste. Przecież wszyscy pamiętamy, jak to było z polskim sędziowaniem przed przyjściem obecnego szefa kolegium, a jak jest teraz. Wielki skok do przodu. Nie mieliśmy żadnego arbitra w grupie pierwszej. Teraz mamy tam jednego przedstawiciela, dwóch w grupie drugiej, trzech w trzeciej. Wprowadziliśmy VAR. Wiadomo, że najlepszy jest taki sędzia, który nie popełnia błędów. Piłka jest jednak taką gra, że te błędy muszą się pojawić. Ciężko jest zauważyć, czy piłka wyszła dziesięć centymetrów poza boisko. Ja rozumiem, że kibice drużyn, które zostały skrzywdzone, po meczach czują się okradzeni, ale arbitrzy to też ludzie. Moim zdaniem pan Przesmycki zrobił dobrą robotę. To pracoholik. Jest więcej plusów, niż minusów jego pracy.

Porozmawiajmy więc o tych minusach. Powiedział pan, że wprowadziliśmy VAR, ale gdyby tak się zastosować do wytycznych Zbigniewa Przesmyckiego o wznawianiu gry, to, będąc precyzyjnym, moglibyśmy ten system stracić.

Tu akurat Zbyszek walnął głupotę. Popełnił błąd. Wydaje mi się, że nie można z wadliwej komunikacji między VAR-em a sędziami robić wielkiego dymu. Po każdej zdobytej bramce sędzia główny nie może wznowić gry dopóki nie dostanie jasnego sygnału od VAR-u. Mówimy teraz o meczu Legii z Jagiellonią, gdzie nikt na stadionie nie widział błędu. Jednak arbiter aVAR-u, odwijając bramkę uznał, że zawodnik Legii popełnia błąd przy ingerencji zawodnika Jagi, który znajdował się na pozycji spalonej. W tym momencie zrobiło się nerwowo, bo pan Stefański zaczął grę. Wtedy powiedziano mu, żeby wstrzymał mecz, bo gol nie zostanie zaliczony. Jakby tego nie zrobił, to nic by się nie stało.

Finalnie sędzia podjął dobrą decyzję i z tym się zgadzamy. Jednak mi tu chodzi o to, co potem pan Przesmycki napisał do sędziów, żeby cofali te akcje, jak mogą, co jest wbrew wytycznym. Sędziowie mogą głupieć.

Sędziowie nie mogą głupieć. Ci się cieszą, -15 stopni, kibice gwiżdżą – w takiej aurze Daniel Stefański mógł popełnić błąd.

No popełnił błąd, ale chodzi o to, by tego nie powielać.

Największym problemem przy tej sytuacji było to, że sędzia wznowił grę w momencie, kiedy jeszcze nie wiedział, czy gol został strzelony prawidłowo. Okazało się, że nie. Gdyby nie ingerencja zawodnika Jagi, który wychodził z pozycji spalonej, to zawodnik legii nie popełniłby błędu. Moim zdaniem to nie był jakiś rażący błąd.

Gdy słyszymy, co się działo w oficjalnej komunikacji miedzy sędziami, to może nas to zaskakiwać.

Umówmy się, że są to wewnętrzne materiały, które nie powinny wychodzić poza pewne ramy. Jeżeli one wypływają do mediów, to tylko pokazuje, że ten świat sędziowski jest podzielony.

Nie bądźmy dziećmi. W każdej branży coś wypływa.

Wypływają przede wszystkim z ust, czy maili tych, których na pewno nie obchodzi polepszenie polskiej piłki, tylko jak najdłuższe zadomowienie się w niej.

Mogą myśleć, że zwolnienie pana Przesmyckiego polepszy polską piłkę. Nie można tego wykluczyć.

Mają do tego prawo. Ja na dzień dzisiejszy nie planuje żadnych zmian. A co do dymisji Zbyszka Przesmyckiego – musi pan z nim porozmawiać na ten temat. On moim zdaniem swoją robotę wykonuje dobrze. Za projekt VAR-u odpowiedzialny jest pan Gil. Zbyszek chce cały czas pracować i coś wprowadzać.

I pewnie to go najbardziej gubi. Mam takie wrażenie, że błąd jego pracownika go obarcza, więc stara się omamić opinię publiczną, że takowy nie został popełniony. Nie jest to raczej najlepsza taktyka. 

Pan Stefański popełnił błąd, że za szybko wznowił grę. To jednak spowodowało, że anulował nieprawidłowego gola.

Małym błędem naprawił duży.

Tak można powiedzieć. Inny problem wziął się z meczu Lecha ze Śląskiem. Grupa ludzi mówiła, że bramka została zdobyta przez napastnika Lecha w momencie, gdy sędzia gwizdnął.

Chciał gwizdnąć, ale piłka wpadła do bramki.

Pytanie jest inne: co by się stało, gdyby sędzia Frankowski gwizdnął ułamek sekundy wcześniej?

Zdaniem sędziego Przesmyckiego, takiego gola należy uznać.

Oczywiście, że należy zaliczyć, ale tylko dlatego, że z piłką nie ma kontaktu już żaden zawodnik, a sygnał sędziego nic nie przerwał ani nie przeszkodził obrońcom. Niedawno widziałem fragment meczu jednej z latynoskich lig. Zawodnik strzelał do pustej bramki z dwudziestu metrów. Gdy futbolówka znalazła się metr od linii, to na murawę wbiegł chłopak od podawania piłek i zatrzymał te uderzenie. Teoretycznie sędzia powinien dać rzut sędziowski.

Tak było kiedyś.

Okazuje się jednak, że arbiter powinien tego gola uznać. Chłopak od podawania piłek był z drużyny przegrywającej i zrobił to z pełną premedytacją. Pan Frankowski gwizdnął w momencie, gdy futbolówka była w sieci. Wszyscy potem te zdarzenie weryfikowali i z tego zrobiło się zamieszanie.

Zamieszanie zrobiło się raczej z tego, że był tam minimalny spalony zawodnika Lecha. Sędziemu na pewno chodziło o sytuację z Gytkjaerem.

Sędzia sygnalizował pozycję spaloną Gytkjaera, który zdobył bramkę. Ofsajdu ostatecznie nie było, ale kontrowersja – wręcz przeciwnie. Nikt nie chce błedów popełniać.

Wszyscy się tego VAR-u uczymy.

Zrobiliśmy taką konferencję z sytuacjami, w których użyliśmy VAR-u. Siedemdziesiąt decyzji tego systemu, a tylko dwie błędne. Jedną z nich był faul w meczu Śląska z Cracovią. Przewinienie według sędziego było, a wszyscy się zastanawiali, czy odbyło się to w wewnątrz czy na zewnątrz pola karnego. Okazało się, że było w środku. Faulu ostatecznie nie było, bo zawodnik Śląska przyaktorzył.

Najlepsze podsumowanie występków pana Przesmyckiego, to słowa prezesa o tym, że walnął głupotę.

Czasami mu mówię: Zbyszek, nie staraj się odnosić do wszystkiego. Sędzia to polityk. Raz gwiżdże jednym, a raz drugim. Teraz nie mamy klasy sędziowskiej od pięćdziesięciu lat wzwyż, bo cała ta szajka siedzi w więzieniach za korupcję. Obecnie takich problemów, dzięki Bogu, nie mamy. Po jakimkolwiek meczu wszyscy doczepiają się sędziów. Nikt nie rozmawia o piłce i to na pewno jej poziomu w Polsce nie podniesie. Zbyszek swoją robotę wykonuje dobrze i niech dalej się nią zajmuje.

Teraz chcę poruszyć drugi temat o funduszu sędziów. Rozumiem, że pan zapoznał się z tekstem „Sportowych Faktów”?”

Widziałem ten artykuł, ale prawda jest zupełnie w inną stronę. W 2014 roku, firma audytowa powiedziała nam: panowie, na koncie PZPN-u macie milion złotych z nieokreślonego źródła. Jak ktoś z sędziów to ujrzy, to wypłacacie jego rodzinie cztery czy pięć tysięcy. Wyjście było jedno – arbitrzy musieli założyć swoją fundację. Szesnaście wojewódzkich związków piłkarskich założyło fundusz. Po opinii prawnej i wielu ludzi uznaliśmy, że środki przekazujemy na konto tej fundacji. Gdy te pieniądze przerzucaliśmy, dostaliśmy zgodę od każdego z szesnastu związków. Jakieś domniemania, że te pieniądze zostały roztrwonione, są kompletną głupotą. Prezes zarządu zarabiał dwa tysiące brutto pensji, do tego potrzebował służbowego komputera i telefonu, więc musieliśmy mu to sfinansować. Pracownik, który zarządzał tym funduszem dostawał więcej pieniędzy i to dużo więcej.

Jest dostęp do tych pieniędzy czy nie ma?

Oczywiście, że jest. Papier wszystko przyjmie, tak jak zresztą mówiłem. Dzisiaj czytałem wywiad z jednym z byłych arbitrów na Wirtualnej Polsce, który od czterech lat nie jest aktywny, a dzisiaj wytacza ciężkie działa przeciwko sędziemu Przesmyckiemu. O tym czasie, o tej godzinie, właśnie drugiego marca. To dziwne.

Rzucę teraz grubym porównaniem, ale gdy ujawnia się jedna zgwałcona kobieta, to za nią idzie piętnaście kolejnych. Często jest tak, że akurat w takiej chwili ktoś się pojawia i nie czyńmy z tego zarzutu.

Nie czynię z tego zarzutu. My staramy się być jak najbardziej uczciwi.

A że pan Przesmycki jest dożywotnim fundatorem tej fundacji jest w porządku czy nie?

Pan Przesmycki nie bierze z tego tytułu żadnych pieniędzy, a fundatora zmienić się nie da. Żyjemy dzisiaj w czasach, w których afera jest trzy razy bardziej oglądana niż normalne zarządzanie. To nie jest tak, że prezes Boniek po tym, jak ktoś w internecie ma do niego o coś pretensje, to od razu wyciąga wnioski. Jeżeli kogoś zwolniłem, to miałem najwyraźniej powód i nikt na tę decyzję nie wpłynął. Nie będę reagował na jakiekolwiek zaczepki.

Nie ma pan czasami chęci zaprosić takiego człowieka, który żali się, że Zbigniew Przesmycki zniszczył mu karierę i zapytać się o całą historię?

Zastrzeżenia są do wszystkich. Do mnie też są i do redaktora również.

To prawda, nawet teraz ludzie piszą, że słaby jest ten wywiad, bo same przyjemne pytania zadaję.

Niedawno przyszedł do mnie po trzech latach dziennikarz Wirtualnej Polski, który przeprowadził tak słodki wywiad, że nawet nie chciało mi się go autoryzować, bo nawet nie było czego. Pretensje są do wszystkich, tak jak powiedziałem.

 

https://weszlo.fm/audycje/runforest-3/

Najnowsze

Komentarze

22 komentarzy

Loading...