Reklama

Jak zagonić gwiazdy do gry defensywnej? All-star game w nowym formacie

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2018, 17:35 • 5 min czytania 5 komentarzy

Ubiegłoroczny weekend gwiazd NBA przelał czarę goryczy. O ile laicy bawili się fantastycznie, bo gwiazdy na parkiecie urządziły sobie konkurs trójek i wsadów połączony z popisem radosnej gry obronnej, o tyle każdy, kto z koszykówką widzi się częściej niż raz na rok patrzył na „show” z niesmakiem. Zawsze mecze gwiazd odbywały się w szampańskiej atmosferze ogólnej wesołości, jednak rok temu kompletnie zatracono balans, co widać już po suchym wyniku – 192 do 182. Dlatego w tym roku przeprowadzono szereg zmian, z których najistotniejszą jest… postawienie na ambicje poszczególnych koszykarzy.

Jak zagonić gwiazdy do gry defensywnej? All-star game w nowym formacie

W teorii najistotniejsza wydaje się najprostsza motywacja w życiu większości ludzi na całej planecie – nagroda pieniężna. W tym roku liga uzależnia premie za udział w meczu gwiazd od wyniku – zwycięzcy otrzymają po sto tysięcy dolarów, podczas gdy przegrani będą musieli się zadowolić jedną czwartą tej kwoty. Pamiętajmy – mówimy o kilkunastu najlepszych koszykarzach w USA, którzy zarabiają w każdym sezonie kwoty nie z pięcioma, ale siedmioma zerami, a na początku wcale nie ma jedynki. Władze ligi podkreślają jednak, że najwybitniejsi przedstawiciele tego sportu na całym świecie znaleźli się w miejscu, w którym są dzisiaj, właśnie przez bezustanną walkę o nagrody. Tak, podobne kwoty zarobiliby prawdopodobnie spędzając ten wieczór z rodziną i obserwując wspólnie, jak na konto spływają kolejne dolary, albo – w wersji ambitniejszej – wstawiając zdjęcie z butami sponsora na Instagrama.

TEAM STEPH WYGRYWA ALL-STAR GAME? KURS 2,11 W LV BET!

Mark Bartelstein, znany agent NBA, przekonuje jednak dla Bleacher Raport, że to zagranie nie na chciwości, ale zawziętości zawodników. – Nie chodzi jedynie o to, żebyś ty zdobył nagrodę, ale również o to, by twój rywal został z niczym – wypala ze szczerością, a my… zaczynamy widzieć w tym sens. Tym bardziej, że zagranie na ambicji poszczególnych koszykarzy wymuszono już wcześniej, zmieniając tradycyjny format meczów „Wschodu” z „Zachodem”.

Tym razem zamiast podziału geograficznego i rywalizacji dwóch konferencji, mamy personalne starcie dwóch wielkich koszykarzy – na parkiet Staples Center w Los Angeles wybiegną Team LeBron oraz Team Steph. LeBron James i Stephen Curry, kapitanowie obu zespołów sami dobrali sobie drużyny w specjalnym drafcie, do którego kandydatów wspólnie wskazali koszykarze, kibice, dziennikarze, trenerzy i eksperci. Najpierw wielka selekcja, dyskusje dotyczące wyboru, głosowania, później zaś wygaszenie świateł i powrót zasad znanych z podwórka. „Parowanie się do dwóch” i jazda. No dobra, parowania nie było, LeBron dostał prawo wyboru jako pierwszy z uwagi na zwycięstwo we wszystkich możliwych głosowaniach. Na pocieszenie Curry mógł wybrać kolor koszulek, ponieważ to jego konferencja jest oficjalnym „gospodarzem” meczu.

Reklama

ZWYCIĘSTWO LEBRONA I JEGO DRUŻYNY? KURS 1,75 W LV BET!

W pierwszej rundzie obaj panowie wybierali towarzystwo do pierwszej piątki spośród graczy, którzy uzyskali miejsce w TOP 10 ogólnego głosowania. Niestety, nie było transmisji telewizyjnej, choć obaj koszykarze na Twitterze przyznali, że za rok nie wyobrażają sobie, by nie wybierać składów na żywca na antenie którejś ze stacji TV. Do drużyny LeBrona trafili Kevin Durant, Anthony Davis, DeMarcus Cousins oraz… Kyrie Irving. Szczególnie ten ostatni wybór rozbudził dyskusje – bo przecież Irving przed momentem uciekł z Cleveland Cavaliers, czyli właściwie… innego Team LeBron. W dodatku wybrał ofertę bezpośrednich rywali do wygrania konferencji wschodniej – Bostonu Celtics, w barwach którego Irving chce budować własną legendę, jakże inną od roli „pomocnika LeBrona”. Pod tym kątem wybory Curry’ego zeszły na dalszy plan – trafili do niego James Harden, DeMar DeRozan, Joel Embiid oraz Giannis Antetokounmpo.

Przy wybieraniu ławki role się zamieniły – zaczął Curry, LeBron wybierał jako drugi. Według ekspertów – nie widać tego w jakości obu składów, gdzie wyraźnie lepszy wydawał się zespół LeBrona. Ławka u Jamesa to Westbrook, Aldridge, Love, Oladipo, Wall, Beal oraz Porzingis. Curry dobrał zaś swojego „brata”, Klaya Thompsona oraz Lillarda, Butlera, Greena, Lowry’ego, Townsa i Horforda.

W wyniku urazów drastycznej zmianie uległ team LeBrona – Cousinsa zastąpił Paul George, zaś tercet rezerwowych Wall-Love-Porzingis zastąpili Drummond, Dragić i Walker. Co ciekawe – nie zmieniło to jakoś drastycznie kursów, nadal wyraźnym faworytem pozostaje król i jego świta, którego LV BET wyliczył na 1,75 (przy 2,11 na Curry’ego z kumplami).

POWYŻEJ 338,5 PUNKTU W NBA ALL-STAR GAME? KURS 1,86 W LV BET!

Najważniejszym pytaniem jednak niezmiennie pozostaje to o stopień zaangażowania. Poleganie na ambicjonalnym starciu reprezentanta mocarstwa Golden State Warriors, Curry’ego, z władcą z Cleveland mogło być jeszcze niewystarczające, ale po wyborze składów? James z Durantem i w tle Irving, wydawałoby się, że niespecjalnie tęskniący do czasów współpracy z LBJ? Po drugiej stronie Curry w towarzystwie wciąż niedocenianych i rozwijających się w zastraszającym tempie Antetokounmpo (nawet chyba nauczyliśmy się już poprawnie pisać jego nazwisko) i Embiida? Przecież tam musi buzować od ambicji, od pragnienia udowodnienia swojej wartości, od pokazania, że to ja jestem tutaj szefem. Świadczą o tym choćby setki artykułów w amerykańskich portalach, gdzie dokładnie przeanalizowano nawet mimikę Irvinga podczas wypowiedzi dotyczących meczu gwiazd, w którym znów stanie u boku Jamesa.

Reklama

A to tylko wierzchołek, bo przecież dyskusje dotyczą też tych, którzy zostali wybrani w drugim terminie. Po „oryginalnych” nominacjach Russell Westbrook otwarcie skrytykował brak Paula George’a, jednocześnie narzekając, że w ASG udział weźmie Lillard. Pominięty (i sfrustrowany z tego powodu) wydawał się również Andre Drummond.

To dowód, że nawet wśród tak zarabiających i tak grających koszykarzy, ego wciąż pełni istotną rolę w napędzaniu sukcesów. Jeśli taką perspektywę nałożymy na wszystkie zmiany w All-Star Game – od premii po sposób wyboru drużyn – możemy faktycznie zacząć wierzyć, że obejrzymy coś więcej, niż radosną quasi-koszykówkę w wykonaniu gromadki kumpli.

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...