Reklama

„Mentalność zwycięzcy”? Unai Emery może ją ma, ale nie potrafi jej przekazać

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2018, 18:32 • 8 min czytania 12 komentarzy

PSG ma mocarstwowe plany i takie same możliwości, szczególnie finansowe. A że w futbolu pieniądze (przynajmniej w teorii) zapewniają jakość, to Katarczycy zarządzający klubem wydają je na potęgę. Co sezon jednak nie potrafią osiągnąć nic w Europie. Ćwierćfinał, ćwierćfinał, ćwierćfinał, ćwierćfinał, 1/8 oraz – na co wskazuje wynik wczorajszego meczu – 1/8. Oto ostatnie sześć lat w wykonaniu paryżan w Lidze Mistrzów. Sukcesów nie dał im Ancelotti, nie osiągnął ich Blanc i Unai Emery też raczej tego nie zrobi.

„Mentalność zwycięzcy”? Unai Emery może ją ma, ale nie potrafi jej przekazać

Nie ma wymówek. Brzydko mówiąc, baskijski trener dostał do pracy możliwe najlepsze narzędzia jakie były dostępne na rynku, czyli Neymara oraz Mbappe, ale nawet z nimi w składzie nie potrafi przeskoczyć przeciętnego w Europie poziomu. Kogo jeszcze musiałby mieć, aby przesunąć szklany sufit o kilka pieter wyżej? Superbohaterów, Tsubasę czy kilka postaci z kreskówki „Galactic football”?

Wylosowanie Realu Madryt na pewno nie było szczytem marzeń Nassera Al-Khelaifiego. O każdej innej drużynie napisalibyśmy, iż odpadnięcie w dwumeczu z Królewskimi należy traktować jako ryzyko wkalkulowane, ale w tym wypadku jest inaczej. Zarządcy PSG mają jasno określony cel – zwycięstwo w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach na świecie. To rzecz nienegocjowalna. Nie mieści im się w głowach, że na drodze może stanąć ktoś lepszy, co de facto dzieje się od paru ładnych lat. Aby być zostać najlepszym, trzeba też pokonywać najlepszych, czego, jak widać, Emery nie jest w stanie zagwarantować.

To paradoks, bo właśnie takim agentem od zadań specjalnych i teoretycznie niemożliwych miał się okazać. Katarczycy byli zachwyceni jego Sevillą. Zresztą, trudno było nie być, skoro Los Nervionenses pod wodzą tego trenera zwyciężali w „Champions League dla ubogich”, Lidze Europy, przez trzy lata z rzędu. Każdy wtedy chwalił tę ekipę – bo grała mądrze, czasem nawet wyrachowanie, no i w końcu zabójczo skutecznie. Skoro Unai potrafił osiągać świetne rezultaty na poziomie proporcjonalnym do możliwości Andaluzyjczyków, to dlaczego nie miałby poradzić sobie równie dobrze parę poziomów wyżej? „Seems legit” – chciałoby się powiedzieć. Był w tym sens, pomysł, ale też i ukryty haczyk, na który Al-Khelaifi oraz jego świta chyba nie zwrócili uwagi.

A w Hiszpanii trąbiono o tym przy okazji niemal każdego meczu jego drużyn z Realem czy Barceloną. Emery bowiem rzadziej wygrywał z topowymi rywalami, niż na niebie można zobaczyć Kometę Halleya. Co tu się rozpisywać, spójrzcie choćby na tę infografikę:

Reklama
źródło: lesportiu

Dodając dwumecz PSG z Barceloną sprzed roku, otrzymujemy zawrotne 2 zwycięstwa, 6 remisów, 17 porażek. Ale idźmy dalej – Emery versus Real Madryt? 5-1-15. Atletico? 3-10-10. Aż chciałoby się przytoczyć słynną okładkę „Faktu”.

Poniekąd nie ma się co dziwić Katarczykom, wszak ta historia nie tyle się powtarza, co jest wręcz kontynuacją beznadziejnego trendu i nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić w tej kwestii. Tym bardziej, że sam Bask chyba nie widzi w sobie zbyt wiele winy. Zawsze potrafił sobie wynajdywać jakieś wymówki, na przykład – co oczywiste – błędy sędziów. Wiadomo, iż tym do ideałów jest daleko, ale czy w ten sposób można usprawiedliwiać wszystko?

Tweet Dylana o Emerym

Wczoraj zresztą Emery przyjął podobną narrację. – Arbiter [Gianluca Rocchi] faworyzował Real, podjął wiele decyzji na ich korzyść – lamentował zaraz po meczu. – Dało się to zauważyć w kwestiach takich jak rozdawanie zółtych kartek, dyktowanie rzutów wolnych po faulach czy przyznanie im karnego. A ręka Ramosa? Dla mnie to było przewinienie i powinniśmy otrzymać jedenastkę. Drużyna rozegrała dobry mecz, ale wynik tego nie oddaje. Z innym sędziowaniem, osiągnęlibyśmy lepszy rezultat – narzekał.

Rozumielibyśmy go nawet, gdyby równolegle do tego pokusił się o parę zdań autorefleksji, ale nic takiego nie miało miejsca. Widocznie Bask uważa, że podjął dobrą decyzję, wystawiając Lo Celso kosztem Diarry czy Pastore, choć Argentyńczyk okazał się być praktycznie najgorszym na boisku, co spowodowało z kolei całkowite rozchwianie taktyczne zespołu. A rozegrał aż 84 minuty! Widocznie trener sądzi, iż słusznie zdjął Cavaniego po nieco ponad godzinie gry, a za niego wpuścił Meuniera, choć na tablicy widniało wówczas 1:1. Wróciła karma za skrajny minimalizm. Szkoleniowiec musiał uznać, iż do niczego nie przyda mu się Angel Di Maria, oceniając potencjał chyba najlepszy z rezerwowych PSG, który jednak przez 90 minut tylko oglądał mecz przez 90 minut marznąc na przydzielonym mu krzesełku. W końcu widocznie Emery twierdził, że z powodów taktycznych dobrze było posadzić na ławce Thiago Silvę i grać Kimpembe, choć tego wieczoru Presnel – według whoscored – nie wygrał ani jednego pojedynku główkowego i zaliczył tylko jeden odbiór. Przypominamy, piszemy o stoperze!

Reklama

Kapitan „Les rouge et bleu” ponoć nieźle zdziwił się, gdy usłyszał decyzję o tym, iż przeciwko Realowi wystąpi jego młodszy kolega. Ba, podobno cała drużyna była w szoku. Takimi wyborami Unai raczej nie przysparza sobie sympatii wśród swoich podopiecznych. – Trener powinien wzbudzać stan pomiędzy strachem a zachwytem – mawiał niegdyś Gabriel Batistuta. Bask u swoich podopiecznych wzbudza zapewne wszystko oprócz tych dwóch uczuć. O braku autorytetu niech świadczy chociażby zachowanie Neymara po zakończonym meczu. Brazylijczyk był wkurzony po przegranej, co oczywiście jest naturalne. Po końcowym gwizdku jednak od razu zszedł do szatni, zwyczajowo nie podał ręki ani kolegom z drużyny, ani tym z zespołu przeciwnego, przed wejściem do tunelu cisnął czymś o ziemię, olewając również trenera. W szatni z kolei, według informacji Don Balon, wydzierał się na innych piłkarzy, bo jego zdaniem nie mają już szans na awans.

Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż Emery nie potrafi w żaden sposób zapanować nad szatnią. Na pewno pamiętacie choćby awanturę jaka wynikła pomiędzy Neymarem a Cavanim, kiedy obaj chcieli wykonać rzut karny. Reakcja trenera? „Dogadajcie się”. To chyba jeden z najgorszych przykładów na zarządzanie zasobami ludzkimi na tym poziomie piłki nożnej. Większość szkoleniowców zareagowałaby tutaj ostro (a więc słusznie) waląc pięścią w stół samemu wyznaczając wykonawcę jedenastek, tymczasem Bask postanowił zapomnieć o problemie, licząc, że sam się rozwiąże. Innym razem z kolei kłócił się natomiast z Hatemem Ben Arfą, bo kompletnie nie wiedział co z nim zrobić. A że skrzydłowy też aniołkiem nie jest, to otrzymaliśmy kolejny konflikt. – Co Ty sobie myślisz, nie jesteś żadnym Messim! – miał mu wygarnąć szkoleniowiec. Z jednej strony to dobrze, iż nie dał sobie wejść na głowę. Z drugiej, lepszym pomysłem byłby dialog, coś tak nam się wydaje…

Kłótnie, nad którymi Emery nie potrafi zapanować to już niemal klasyka praktycznie w każdej ekipie, którą prowadzi. W poprzednim sezonie, gdy Matuidi miał pretensje do Krychowiaka za spowodowanie rzutu karnego, to Thiago Silva, a nie Unai zażegnywał kryzys. Kiedy Aurier i Kurzawa sprzeczali się z Ben Arfą znów sprawę rozstrzygał kapitan, a nie trener. Nawet w Sevilli, gdzie uchodzi za uosobienie sukcesów, Bask miewał problemy z utrzymaniem dyscypliny wśród swoich piłkarzy. Miał konflikt chociażby z Gaelem Kakutą co do tego jak powinien grać, podobnie było również z Gerardem Deulofeu oraz Iago Aspasem. Z tym sprzeczali się nawet podczas meczów! Wiadomo, ci zawodnicy to w gruncie rzeczy niezłe ananaski, ale skoro z ani jednym z nich nie potrafił się dogadać to o przypadku czy pechu nie możemy mówić.

– Jak niegdyś Blanc, tak teraz Emery ma opinię miękkiego, niepanującego nad gwiazdami szkoleniowca. Nie jest przyzwyczajony do pracy z takimi nazwiskami. W Paryżu generalnie wszystko kręci się wokół piłkarzy. To Neymarowi i Brazylijczykom ma być dobrze, nie trenerowi. A on sobie nie pomaga. Sam powtarza „protagonistami są piłkarze” i niby trudno się z takim banałem kłócić, ale to dużo o nim mówi – opisuje Eryk Delinger, pasjonat piłki francuskiej, piszący o niej dla „LeBallonMag”.

Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż również z przełożonymi zdarzało mu się mieć na pieńku. – „Miał kosę” z byłym dyrektorem sportowym Olivierem Letangiem (on, nie Emery, ściągnął Krychowiaka, ten go ponoć nie chciał), ale wygląda na to że z obecnym, Antero Henrique, też mu za dobrze nie idzie. W grudniu wyszedł problem komunikacyjny: jednego dnia Unai powiedział, że chciałby zimą ściągnąć „szóstkę”, a następnego Henrique (też w prasie) odpalił, iż nie śpieszy im się do ściągania graczy, Lo Celso sobie radzi i zimowe okno nie jest mu do niczego potrzebne. W końcu za darmo przyszedł Lassa, a w decydującym meczu zamiast niego wystawił Giovaniego, z którego żaden defensywny pomocnik i jak zapewne wszyscy widzieli, po 45 minutach się z tego wyboru częściowo wycofał, bo zamienił GLC miejscami z Verrattim – opowiada Delinger.

Nie ma więc przypadku w tym, że jeśli już ktoś błyszczy pod wodzą Baska, są to raczej zawodnicy może nie drugoplanowi jeśli chodzi o rolę w zespole, lecz na pewno ci pozostający na drugim planie pod względem charakteru. Między innymi dlatego postawił on na Areolę, co by nie mówić o meczu z Realem postępy robi Kimpembe, a harmonijnie rozwija się także Rabiot.

To jednak zdecydowanie za mało, by Emery obronił się w oczach… wszystkich. Bo dzisiaj i kibice PSG wymagają od drużyny już bardzo dużo. Jeszcze więcej dziennikarze, a Nasser Al-Khelaifi wiadomo czego – wejścia na sam szczyt. Puchary krajowe? Fajne pamiątki, nic więcej. Jak bardzo paryżanie i szejkowie olewają ten temat niech świadczy to, iż Unai nie został zwolniony już po poprzednim sezonie, gdy mistrzostwo odebrało im Monaco. O jego słabej pozycji z kolei sporo mówi wypowiedź… Arsene’a Wengera. – Potwierdzam, był temat mojego przejścia do PSG – wyznała legenda Arsenalu, krótko po tym jak przedłużyła kontrakt z Kanonierami.

W tej historii wszystko zmierza w jednym kierunku – zwolnienia Emery’ego. Cud musiałby się stać, aby ten szkoleniowiec poprowadził paryżan do zwycięstwa Lidze Mistrzów. Potrzeba im bowiem bardziej menedżera, który potrafiłby lepiej zarządzać ludźmi niż magnesami na tablicy taktycznej, bo na dziś to piłkarze rządzą w szatni, a nie on. Każda gwiazda sama dla siebie staje się panem, więc w szatni panuje dyscyplinarny bałagan. I niech sobie Unai pisze ile chce o „mentalności zwycięzcy” (taki tytuł nosi biografia Emery’ego). Może naprawdę ją ma, ale co z tego, skoro nie umie jej zaszczepić u swoich podopiecznych? Następnej szansy na to w PSG już zapewne nie dostanie.

Mariusz Bielski

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Francja

Komentarze

12 komentarzy

Loading...