Reklama

Jako Szymancić byłby wart 20 milionów euro? Szymański pod lupą

redakcja

Autor:redakcja

09 lutego 2018, 22:07 • 3 min czytania 59 komentarzy

Wypowiedzi Romeo Jozaka na temat Sebastiana Szymańskiego nakazywały wierzyć, że talent zawodnika Legii wykracza daleko poza futbolową przeciętność. „To jeden z najbardziej utalentowanych zawodników, jakich widziałem w swojej karierze”. „Gdyby był Chorwatem, odszedłby do mocnego klubu za 20 milionów euro”. Jesienią jednak – choć to słowa z listopadowego Cafe Futbol – wielu szans od Jozaka nie dostał. Dlatego dziś, gdy wreszcie wyszedł w podstawowym składzie, postanowiliśmy właśnie jego wziąć pod lupę.

Jako Szymancić byłby wart 20 milionów euro? Szymański pod lupą

Jak to zwykle z naszymi wyborami bywa, jakiś problem musi się pojawić. W przypadku Szymańskiego był to odniesiony w pierwszej połowie uraz, który sprawił, że trzeba go oceniać nie za 90 minut, a za połowę tego czasu. Na drugą połowę bowiem już nie wyszedł, swoje żniwo zebrały starcia z Baliciem i przede wszystkim to w okolicach środka boiska z Jagiełłą, po którym wściekły na sędziego za niezatrzymanie gry Malarz zarobił żółtko.

Bramkarz Legii mógł być podwójnie wkurzony, bo Jagiełło nie wykosił zawodnika grającego przeciętnie, a jedną z najjaśniejszych postaci Legii w pierwszej części meczu. Najbardziej oczywista pochwała należy mu się za asystę. Wrzutka z rogu na głowę Niezgody na krótkim słupku była precyzyjna, była odpowiednio mocna i zawieszona na właściwym dla napastnika pułapie. A przecież kilka chwil wcześniej równie groźnie Szymański rzucał piłkę z prawej strony z wolnego. Wtedy jednak Remy’emu futbolówkę zdjął w ostatniej chwili z głowy Leciejewski.

Samo to, że 18-letniemu Szymańskiemu oddano stałe fragmenty na początku spotkania pokazuje dobrze, jakie zaufanie ma do jego techniki Jozak. Ale Szymański nie ograniczał się bynajmniej do kopania ze stojącej piłki. Może czasami za dużo holował piłkę w strefach, gdzie powinien się jej szybciej pozbywać. Ale widać było, że niesamowicie chce się pokazać. Podobały nam się te drobne detale. To pokazywanie, gdzie chce dostać piłkę, proszenie o nią już kilka ułamków sekundy po tym, jak oddał ją partnerowi. Balić próbował wielokrotnie przykleić się do niego jak plaster, ale znacznie starszego (i większego) rywala Szymański „odklejał” szybkimi, krótkimi sprintami. Inteligentnie próbował też Balicia nabrać raz czy dwa na zwód tak, by ten zaryzykował złapanie drugiej żółtej kartki.

Reklama

Okazję by asystować – poza sytuacjami ze stałymi fragmentami – Szymański miał jeszcze raz. Kiedy dogrywał w tempo do wbiegającego w pole karne Hamalainena. Fin zderzył się jednak przypadkowo z biegnącym obok niego do piłki Kopaczem, co uniemożliwiło mu dojście do naprawdę porządnie zagranej piłki.

Naprawdę chętnie zobaczylibyśmy, jak chłopak spisałby się w drugiej części meczu i czy duża aktywność na początku nie sprawiłaby, że wraz z upływem minut nie stawałby się mniej dynamiczny i mniej chętny, by pokazywać się do każdej piłki. A może byłoby wręcz przeciwnie?

Niestety, na werdykt w tej sprawie przyjdzie nam poczekać (oby nie okazało się, że przez odniesiony uraz dłużej niż do następnej kolejki). Ale po próbce, jaką dał przez trzy kwadranse w Lubinie, uważamy, że jest na co czekać.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

59 komentarzy

Loading...