Reklama

Sędzia, wiemy gdzie stoi twoje auto. Już ci je zatankowaliśmy!

redakcja

Autor:redakcja

02 lutego 2018, 13:30 • 11 min czytania 11 komentarzy

Sędziowanie to najbardziej niewdzięczny zawód świata. Choćbyś robił wszystko tak jak należy, obie drużyny, obie ławki trenerskie i kibice, oczywiście po obu stronach trybun, i tak będą mieli do ciebie zastrzeżenia. Pokonanie drogi od B-Klasy do profesjonalnego kontraktu to często najprawdziwsza szkoła życia. Przetrwają ją tylko najsilniejsi. 

Sędzia, wiemy gdzie stoi twoje auto. Już ci je zatankowaliśmy!

Dlatego w Niemczech grupa znajomych wpadła na absurdalny pomysł: a jakby tak założyć fanklub, który wpierałby… wyłącznie sędziów? Wymyślał im dedykowane przyśpiewki, transparenty, dopingował i cieszył się po każdej zdobytej bramce po każdym dobrze odgwizdanym przewinieniu? Pijacki pomysł, kipiący absurdem na każdym kroku, przerodził się w coś realnego. Brigade Hartmut Strampe, bo tak nazywa się ów fanklub, jeździ od czasu do czasu na mecze tylko po to, by wspierać arbitrów, a przy okazji świetnie się przy tym pobawić i przekazać dobrą energię. Jak wygląda działalność prawdopodobnie najdziwniejszej grupy ultras na świecie? Opowiada nam o niej Alex Raack – założyciel brygady, a także ceniony niemiecki dziennikarz współpracujący między innymi z kultowym magazynem „11 Freunde” czy prestiżowym „Spieglem” oraz autor książek, m. in. mocnej biografii Uliego Borowki. Zapraszamy do lektury i wspierania poczynań tych pozytywnych wariatów. 

22528321_1906695319649056_2966156963804343345_n 12105725_1506874499631142_7781994050951839723_n

– Dawniej, tak jak każdemu normalnemu kibicowi, zdarzyło nam się wyzwać tego czy tamtego sędziego od najgorszych. W Niemczech sędziowie są często obrażani, czasami bywa to nawet elementem gry na ławkach rezerwowych. Zdarza się, że dziesięć tysięcy ludzi na stadionie krzyczy „sędzia, ty durniu”, ale od pewnego czasu stoimy ponad tym. Gdy sami gramy w amatorskich rozgrywkach, dyskutujemy z sędzią tylko pozytywnie, a po meczu nie pierzemy brudów, a życzymy sobie dobrej niedzieli. Zdajemy sobie sprawę z tego, że obrońcy są od bronienia, napastnicy od strzelania i sędzia też ma na boisku do wykonania swoją robotę. Czemu więc nazywać go z tego powodu durniem?

W każdym kraju kultura kibicowania jest zupełnie inna – czy to w Kongo, Liberii, Polsce czy Niemczech – ale wszędzie występuje element wspólny: wszyscy nienawidzą sędziego. To jest wpisane nie tyle w kulturę kraju, co w kulturę piłki nożnej jako takiej. W każdym innym sporcie granica jest dużo mniejsza i dyskutant od razu zostaje ukarany. W piłce można dyskutować, obrażać i nic się nie dzieje. Najbardziej dziwi to, żę najwięcej tej nienawiści jest w amatorskiej piłce. Regularnie można wyczytać w lokalnej prasie, że arbiter miał gdzieś na jakiejś wiosce problemy – ktoś dał mu po twarzy albo zepsuł auto. Niestety, ale to się dzieje. Poza panami, którzy wypisują mandaty za złe parkowanie, nie ma w Niemczech drugiego tak nielubianego zawodu.

Reklama

Jak w twojej głowie zrodził się tak absurdalny pomysł, jak stworzenie fanklubu wspierającego sędziów?

To był piękny wieczór w moim mieszkaniu w Berlinie, gdzie żyłem przez ostatnie lata. Wraz z moim współlokatorem piliśmy sznapsa i gadaliśmy trochę o pierdołach, a trochę o piłce, bo obaj byliśmy w nią wsiąknięci, współlokator to wielki kibic. W końcu ktoś po paru kolejkach zapytał: ty, pomyśl, co by było, jakby ktoś założył fanklub poświęcony sędziom. Brzmiało to nad wyraz absurdalnie, ale świetnie się przy tym bawiliśmy. „I co, ten fanklub dopingowałby sędziów? Jeździł za nimi?”. Do końca wieczora gadaliśmy już głównie o naszym pijackim pomyśle. Stworzyliśmy nawet nazwę, która finalnie się przyjęła: Brigade Hartmut Strampe.

Hartmut Strampe to bardzo znany niemiecki arbiter, który sędziował w latach dziewięćdziesiątych. Dlaczego on? Wyglądał jak typowy, modelowy niemiecki sędzia. Trochę jak policjant – charakterystyczne wąsy, włosy blond równiutko przycięte, patyczkowaty. No, tak wyobrażaliśmy sobie właśnie typowego, niemieckiego sędziego. Na boisku był bardzo, bardzo skrupulatny. Zapadł nam w pamięć tym, że sędziował jeden z najsłynniejszych meczów w historii Bundesligi. Bayern – Borussia i dwanaście żółtych kartek, dwie czerwone, nieuznane trzy bramki, w których dopatrywał się często najmniejszych przewinień, co wówczas trochę wychodziło poza naszą wyobraźnię. Tak sobie gadaliśmy o tym meczu, Hartmucie Strampe, fanklubie, ale wciąż był to tylko pijacki pomysł.

A wiadomo, jak to z pijackimi pomysłami bywa – zwykle rano się już o nich nie pamięta. 

Ale ja na drugi dzień poszedłem do pracy do redakcji „11 Freunde” i zwierzyłem się kolegom z tego, co wymyśliliśmy. Spodobało im się, przedstawiliśmy pomysł kierownictwu, by zrobić coś na wzór happeningu i ładnie to opisać, ale oni niekoniecznie byli zachwyceni. Po jakimś czasie pomysł jednak powrócił i zrobiliśmy to czysto hobbystycznie. Zamówiliśmy na polskiej stronie ultrasów specjalny banner, szaliki, zadbałem o flagę z podobizną naszego sędziego, chorągiewki, żółte i czerwone kartki dla naszych kibiców. Full wypas! Skoro mieliśmy już atrybuty, zdecydowaliśmy się pójść na nasz pierwszy mecz. Ale z kim? Była nas przecież dwójka, a szalików mieliśmy trochę więcej. Zmobilizowaliśmy naszych znajomych i zebrała się grupka dwudziestu osób. Ze względów logistycznych wybraliśmy mecz Hertha BSC kontra VfB Stuttgart.

12109105_1510199742631951_1172142965076590625_n

Reklama

Hartmut Strampe

Trzeba szczerze powiedzieć – wszystko zainscenizowaliśmy tak, by poniosło się to szerokim echem. Nie byliśmy fanklubem, dla którego nie liczyło się nic więcej niż czysta radość – poza tym, że się świetnie bawiliśmy, chcieliśmy zrobić szum. Fotka z tej strony, fotka z tamtej, tu wszystko ładnie zaplanowane. Już po pierwszym meczu lokalna gazeta nas podłapała i… poszło. Udzieliłem chwilę potem wywiadu dużemu portalowi „Zeit Online”, zainteresowały się nami wszystkie media, nawet telewizja Sky zaproponowała, że chce potowarzyszyć nam na trybunach i zrobić o nas o nas reportaż, więc specjalnie po to wybraliśmy się na nasz drugi mecz. Względnie szybko osiągnęliśmy na naszym Facebooku dziesięć tysięcy polubień. Zrobiliśmy coś na wzór żywej satyry, ale początkowo szczerze mówiąc byłem przekonany, że nikt nie weźmie nas na poważnie. Gdy jednak zobaczyliśmy reakcje, zaskoczyliśmy się. Wszyscy mówili, że to fajna, pozytywna, wesoła inicjatywa. Tak po prostu – daliśmy ludziom trochę radości. Dostawaliśmy też informacje, że ludzie dzięki nam zmienili zdanie o arbitrach i zaczęli ich bardziej doceniać. Warto mówić o nich przecież też w pozytywnym sensie, nie tylko negatywnie, zwłaszcza, że idiotów atakujących sędziów nie brakuje.

Jak wygląda doping waszego fanklubu? Jesteście na meczu i… co dalej? 

Różnimy się od tego, co robią standardowi kibice. Po pierwsze – u nas nie ma żadnych prowokacji. Po drugie – nie jeździmy na każdy mecz jednej drużyny bądź jednego sędziego, a wybieramy się po prostu od czasu do czasu na spotkanie bez żadnego klucza. Zwykle przygotowujemy jak najwięcej inscenizacji. Były mecze, na których już przesadzaliśmy z kolejnymi gagami i było tego zwyczajnie za dużo. Ostatni nasz mecz to liga okręgowa w Berlinie. Trochę dzika dzielnica miasta – Berlin-Wedding – na której sędziom zwykle nie jest do śmiechu. Poinformowaliśmy ludzi na naszym Facebooku i zebraliśmy się w aż w pięćdziesiąt osób. Przyjeżdżali nawet ludzie z Lipska czy Koblencji, była nawet z osoba Augsburga, która wybrała się specjalnie na mecz, a to przecież prawie 600 kilometrów od Berlina. Podczas meczu dopingowaliśmy sędziego, który 30 lat temu dostał podczas meczu dość mocno po twarzy. Piłkarze go dopadli i niewiele brakowało, a by go połamali. To była głośna sprawa w Niemczech. Fantastycznie wspominam ten dzień. Skołowaliśmy maszynę do karaoke, dzięki której każdy znał tekst przyśpiewek. Zrobiliśmy też kilka banerów, na przykład „against modern free-kick spray” albo „on już ma żółtą!”. Lubimy adaptować hasła związane z ruchem ultrasów do naszych warunków. Oczywiście był z nami też transparent z wizerunkiem Hartmuta Strampe, którego jesteśmy brygadą. Niektórzy przychodzą w koszulkach sędziego, mają swoje kartki, flagi. A na trybunach? Po prostu śpiewamy i się bawimy. Musimy uważnie oglądać mecz i patrzeć, czy sędzia podejmuje dobre decyzje. Jeśli odgwizduje poprawnie rzut wolny – krzyczymy i radujemy się, jakby padła bramka. Jeśli wszystkie kartki pokazane są dobrze – mamy prawdziwy powód do świętowania!

A co, gdy sędzia popełni błąd? 

Krzyczymy, że nic się nie stało! Mamy nawet swoją piosenkę.

(Alex zaczyna śpiewać)

„Każdy popełnia błędy, oooooo!”.

Od razu stajemy w jego obronie. Najbardziej cieszymy się wtedy, gdy pozostali ludzie nas rozumieją i podłapują. Spotykamy się po to, by mieć czas na wypicie piwka w spokoju i spędzenia z nowo poznanymi osobami świetnego dnia.

12687989_1560108314307760_1435692724422418374_n

Zwycięstwo albo sprawozdanie meczowe.

Jakie jeszcze inne przyśpiewki macie? 

Jednym z naszych haseł rzucanych z trybun jest „You’ll never judge alone” („nigdy nie będziesz sędziował sam”). Śpiewamy po prostu to samo, co fani Liverpoolu, zmieniając tylko jedno słowo. W latach 80-90 na niemieckich stadionach królowała przyśpiewka:

– Sędzia, wiemy gdzie stoi twoje auto. Już się pali! Już się pali!

Zmieniliśmy ją na:

– Sędzia, wiemy gdzie stoi twoje auto. Już je zatankowaliśmy! Już je zatankowaliśmy!

Często bawimy się słowami. W Niemczech popularnym zwrotem jest „pozostać wiernym swojej linii”, co oznacza, by żyć w zgodzie z własnymi zasadami. Lubimy zatem wykorzystać to wyrażenie:

– Pozostań wierny swojej linii, asystencie!

Nasze kibicowanie to zatem cała seria przeróżnych gagów, które wzbudzają ogólną wesołość. Bardzo lubię pasję i zaangażowanie tradycyjnych ultrasów, ale dziwię się, że zbyt często zapominają o dobrym humorze, zabawie. Wszystko biorą totalnie na poważnie, jakby futbol był najważniejszą rzeczą na świecie. My chcemy się bawić, a to mimo wszystko w niemieckim stylu kibicowania rzadkie podejście. Staramy się użyć kreatywności, by przekazać dobrą energię.

Kiedy pokazujecie żółte i czerwone kartki? Sugerujecie sędziemu decyzję? 

Nie, absolutnie, wspieramy go i ufamy mu. Pokazujemy kartki dokładnie wtedy, gdy robi to sędzia,  by pokazać, że trzeba uszanować jego decyzję. To on wybiera, decyzja o wyrzuceniu kogoś z boiska nie jest łatwa i chcemy pokazać, że nie jest w niej sam.

Jak reagują sędziowie, gdy widzą wasze wsparcie? Pracują lepiej czy ta presja działa na nich paraliżująco? 

Na poziomie Bundesligi przy pełnym stadionie prawdopodobnie nie widzieli, że w ogóle byliśmy obecni na meczu, ale na amatorskich ligach… z tego, co pamiętam, wszystkie nasze mecze były świetnie posędziowane. A więc dobrze, że jesteśmy! Po ostatnim meczu sędzia był zachwycony tym, w jaki sposób go wspieraliśmy, tak że po meczu… został z brygadą i pił z nami do północy. Okazał się świetnym gościem, pracuje dziś po latach świetności w muzeum. Sędziowie naprawdę się cieszą, że ktoś uprawia inny styl kibicowania niż ten, do którego przywykli. Są dumni z tego, jak są wspierani. Zauważyłem w ogóle, że nasza obecność bardzo wpływa na atmosferę samego meczu. Kiedy grupa czterdziestu osób wspiera z trybun każdą decyzję sędziego, piłkarze wiedzą, że nie okaże się on pobłażliwy i nie ulegnie presji zawodników. Nagle okazuje się, że piłkarze mają bardzo pokojowe nastawienie i w zasadzie mało jest w tych meczach żółtych kartek.

Topowi sędziowie mają już z wami jakieś relacje?

Wieść o naszej brygadzie rozeszła się wśród sędziów bardzo szybko, natomiast żaden z nich nie napisał do nas, więc w sumie nie wiem. Myślę jednak, że jako inteligentni ludzie wiedzą, że jesteśmy połączeniem satyry i powagi. Bardziej bezpośredni kontakt mieliśmy z arbitrami z niższych lig, którzy zawsze byli zachwyceni. Osobiście zadzwoniłem natomiast do Hartmuta Strampe i spytałem, co o nas sądzi. Powiedział, że wszystko jest w porządku i pomysł bardzo mu się podoba. Kibice też są pozytywnie nastawieni, zwykle uważają, że to co robimy jest po prostu fajne, wesołe. Raz tylko doszło do incydentu, gdy jeden z naszych chłopaków przepychał się z kibicem VfB Stuttgart, bo ten widząc nasze szaliki myślał, że jesteśmy kibicami jakiejś innej drużyny (brygada ma barwy stanowiącego dość mocną siłę kibicowską Dynamo Drezno – red.). Ale to incydent, zwykłe nieporozumienie. Wszyscy przyjmują nas znakomicie.

12190032_1514599622191963_5705764129220656851_n

Jakie jest wasze zdanie w sprawie VAR-u? Też wspieracie technologię tak jak sędziów? 

Zależy nam na dobrej pracy sędziów, a skoro VAR ułatwia im zadanie, ciężko mieć do tego pretensje. Zwłaszcza, że po bezbłędnie poprowadzonym meczu wszyscy są zadowoleni. To jak z rozwojem technologii w każdej dziedzinie. Możesz cieszyć się wspominając dawne czasy i jeździć samochodem z mapą w ręku, ale skoro masz możliwość skorzystania z nawigacji, to z niej korzystasz. No bo dlaczego nie? Bo przyzwyczajenie do tradycji, bo nostalgia? Przecież lepiej zaufać kolegom widzącym kilka powtórek niż popełniać błędy, po których wszyscy będą wyzywać cię od ślepców. Pamiętam, jak po Euro 2008 mogliśmy posłuchać rozmów sędziów przez system audio i uświadomiliśmy sobie wtedy, jak łatwo popełnić błąd. Arbiter podjął błędną decyzję, ale był przekonany, że bramkarz wybił piłkę z linii. Naprawdę był tego pewny. Na powtórkach okazało się, że dość znacznie się pomylił. I co, należy nazywać go idiotą? Nie, bo taki sędzia obejrzy sobie powtórkę i zobaczy: aha, faktycznie się pomyliłem, naprawię to.

W ostatnich miesiącach idealną osobą do wspierania była Bibliana Steinheus, która wywołuje w szeroko pojętym środowisku spore kontrowersje.

To tak dziwna dyskusja, trochę jak ta, czy w drużynie piłkarskiej jest miejsce dla gejów. A dlaczego nie? Skoro jakaś kobieta może zajmować się czymś w piłce na takim samym poziomie jak mężczyźni, to ja nie widzę problemu. Liczy się przecież to, czy ktoś jest dobrym sędzią, a nie to, czy jest kobietą czy mężczyzną. Teoretycznie nie miałbym też nic przeciwko, by kobiety grały w piłkę w męskich zespołach, ale zdaję sobie sprawę, że ze względu na ograniczenia fizyczne jest to zwyczajnie niemożliwe, więc nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Ale przy pracy sędziego, która de facto jest bardziej umysłowa i wymaga podejmowania decyzji, oceny sytuacji – naprawdę nie widzę przeciwskazań. Po jej pierwszym meczu napisaliśmy dość jasno na Facebooku, że to pieprzone wszystko jedno, jakiej sędzia jest narodowości czy płci. Niestety, ale ludzie, którzy mają z nią problem, mają problem sami ze sobą. Bo jaki normalny człowiek obruszałby się tylko z tego powodu, że sędziuje kobieta? Wspieramy każdego sędziego, niezależnie od tego, czy jest dobry, czy nie. Nawet jeśli ktoś z Polski chce nas zaprosić na swój mecz, pozostajemy otwarci. Każdy może zostać członkiem Brigade Hartmut Strampe!

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

You’ll never judge alone

„Spray sędziowski – gówniany pomysł”

Kto nie skacze jest stronniczy, hej, hej!

MOŻECIE ŚLEDZIĆ POCZYNANIA BRYGADY NA JEJ FACEBOOKU 

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Cały na biało

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

11 komentarzy

Loading...