Reklama

Kto nie widział, niech żałuje. Kapitalne otwarcie Euro kadry futsalu!

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2018, 22:54 • 3 min czytania 13 komentarzy

Po cichu, po wielkiemu cichu, swoje zmagania na mistrzostwach Europy rozpoczęła dzisiaj reprezentacja futsalu. Ale zaczęła od wjazdu razem z bramą. Ich pierwszym rywalem była Rosja, faworyt turnieju, wicemistrz świata i Europy, w której barwach grali tak rdzenni Rosjanie jak Robinho, Eder Lima, Romulo i Esquardinha. Mało który kraj na świecie nie pompuje tyle forsy w futsal, co oni. Z drugiej strony my, dla których sukcesem ponad oczekiwania był już awans, pierwszy od 2002 roku. 

Kto nie widział, niech żałuje. Kapitalne otwarcie Euro kadry futsalu!

I co? I mamy remis. 1:1, na które cała drużyna zasłużyła wspaniałą walką. 

To prawda, że bohaterem mecz był bramkarz Kałuża. To prawda, że bodaj trzy razy wybijaliśmy piłkę z linii bramkowej. To prawda, że Rosjanie Brazylijczycy znacznie częściej byli przy piłce, a w ataku pozycyjnym widać było większą klasę.

Ale też nie róbmy z tego meczu jakiejś desperackiej obrony Częstochowy, bo to po prostu nie miało miejsca. Od pierwszych minut potrafiliśmy zaskoczyć rywala, robiliśmy fajne kontry. Po dziesięciu minutach w próbach strzeleckich było 9:10 na naszą niekorzyść, i jakkolwiek z czasem te proporcje się zmieniały, tak w żadnej chwili nie rozjechały się na dobre. Zaangażowaniem, determinacją i wolą walki Polacy mogli dzisiaj obdzielić piętnaście drużyn. Rzadko da się powiedzieć, żeby gra obronna była efektywna i efektowna, ale tak dziś grali Polacy. Czasami wydawało się, że takiego choćby Zastawnika trener Korczyński sklonował, bo ten raz odbierał, potem już strzelał. Ale to też oczywiście urok futsalu – szybka gra.

Imponowaliśmy pomysłowością w ataku: w jednej akcji nasz obrońca zagrał niesamowicie wysoką jak na futsal piłkę, klasyczną futbolową świecę i wydawało się, że zapomniał o co w tym sporcie chodzi. A za chwilę wyglądało na to, że to ukartowana akcja, bo zbiliśmy głową przy bierności zaskoczonych Brazylijczyków, a potem powinien paść gol, gdyby nie szalejący w bramce Zamtaradze.

Reklama

Tak, jesteśmy pewni – jeśli ktokolwiek u rywali może dzisiaj zejść z podniesionym czołem, to właśnie golkiper. Miał niejedną okazję, by się wykazać, raz wybronił nawet – w zasadzie – akcję dwóch na jednego.

Wiecie co jest najgorsze, gdy polska drużyna gra z rywalem z najwyższej półki, ale dzięki waleczności i hartowi ducha jest w stanie podjąć rękawicę, a potem przystawić gigantowi nóż do gardła? Że to wszystko przyniesie ostatecznie tylko honorową porażkę. Tamci wcisną, a my swoje okazje zmarnowaliśmy i będziemy mogli znowu gdybać. Rozpamiętywać, że byłoby tak pięknie, gdyby tylko futbolówka inaczej odbiła się od słupka, gdyby bramkarz rywali nie miał dnia konia, gdyby nie to, gdyby nie tamto.

I taki też był najbardziej prawdopodobny scenariusz, gdy Cziszkala w 35 minucie trafił w okienko. Wymęczyli, wydusili tego gola, przetrzymali napór, wygraliby i nikt by nie pamiętał o przebiegu meczu – tym to śmierdziało.

Ale na 9.3 sekundy przed końcem Michał Kubik huknął na 1:1.

Cud?

Nie, nie cud. Obrażalibyśmy w ten sposób tych chłopaków. Zasłużyli na ten sukces jak mało kto, po prostu na niego zapracowali. Gratulujemy.

Reklama

I na pewno nie przegapimy kolejnego meczu, tym razem z brązowym medalistą poprzednich, mistrzostw Europy, dla odmiany Brazylijczykami, tym razem grającymi pod flagą Kazachstanu. Znowu rozsądek jest przeciwko nam, ale znowu jest komu utrzeć nosa.

Do boju panowie.

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...