Reklama

Kartka z kalendarza: Pajacyki z Weszło i Palermo. Życie dość boleśnie zweryfikowało Króla

redakcja

Autor:redakcja

27 stycznia 2018, 11:27 • 8 min czytania 21 komentarzy

Krzysztof Król… Ech, cóż to był za gagatek! Starsi czytelnicy zapewne pamietają, że należał do grona naszych ulubieńców, co rzecz jasna nie oznacza, że mógł liczyć na głaskanie po głowie. Raczej na wylewanie na nią kubłów z zimną wodą, bo to typ człowieka, którego bez takich kąpieli trudno tolerować. Prawdę mówiąc, nie zastanawialiśmy się nad tym, co się z nim teraz dzieje, ale trafiliśmy na wywiad, który przeprowadziliśmy z nim siedem lat temu. Klasyk. Perełka. I skoro ledwie 30-letni Król od dłuższego czasu nie gra już w piłkę, warto odświeżyć sobie jego słowa. Niektóre z nich brzmią jeszcze zabawniej niż w 2011 roku. 

Kartka z kalendarza: Pajacyki z Weszło i Palermo. Życie dość boleśnie zweryfikowało Króla

Zrzut ekranu 2018-01-26 o 16.21.46

Podobno powiedziałeś kiedyś Jackowi Bednarzowi, gdy dyrektorował jeszcze w Wiśle: „zagram dla was, jeśli dacie mi 500 tysięcy euro i dobry samochód”. Cracovia chyba nie dała, skoro z treningów wracasz taksówką.
– Akurat stać mnie jeszcze na to, żeby samemu kupić sobie samochód. Te słowa wymyślił sobie, niestety, jakiś pajacyk, a nie dziennikarz. Wszystko jest zmyślone. Gość z Warszawy, kocha Legię, nie lubi Wisły. Udawał kolegę, a później palnął w gazecie coś takiego. Teraz to się za mną ciągnie, więc powtarzam – nigdy nie wypowiedziałem tych słów.

Teraz utrzymujesz, że podpisałeś kontrakt z Cracovią, czego klub nie potwierdza. Dyrektor Tabisz twierdzi, że na razie tylko trenujesz z drużyną.
– Klub nie może tego potwierdzić, bo Jagiellonia nie odesłała jeszcze wszystkich dokumentów. Ale to tylko formalność. Prezesów Jagiellonii nie ma w Białymstoku. Czekamy aż wrócą, wtedy powinni wszystko załatwić. Swoje papiery mam już podpisane.

Wyjeżdżając do Chicago przekonywałeś, że wrócisz do silnej, europejskiej ligi. W tym momencie sie na to nie zanosi. Jesteś w ostatnim zespole ligi.

– Miałem zapytania z całkiem ciekawych kierunków, ale menedżer zakazał mi o tym mówić. Radek Osuch uważa, że powrót do Polski będzie najlepszym wyjściem. Na krótki okres czasu, pokazać się i wtedy ponownie ruszyć za granicę.

Podobno miałeś sygnały ze Śląska. Odrobinę lepszy kierunek niż Cracovia.

– Chciałem grać we Wrocławiu. Indywidualnie dogadałem się bardzo szybko, ale niestety Śląsk z „Jagą” już nie. W kwestii samej Cracovii, nie mogę się zgodzić. Wiosną wszyscy będą na nas patrzeć. Na zasadzie – utrzymają się, czy się nie? Uważam, że w polskiej lidze to całkiem realne, pomimo trudnej sytuacji.

Pociągnijmy dalej temat transferowy. Oferta z Palermo to przewodni temat wywiadów, które udzielasz.

– Gdy grałem w Jagiellonii, taka oferta rzeczywiście była. Dogadałem się w sprawie kontraktu i chciałem odejść. Kluby były nawet blisko porozumienia, aż tu nagle w Białymstoku krzyknęli sobie za mnie większe pieniądze. Zostałem w Polsce, a po kilku tygodniach usiadłem na ławce.

Rezerwowy Jagiellonii na celowniku Palermo. Mało kto w to uwierzy. Na twojej pozycji grał wtedy Jarecki… Czytasz komentarze, które pojawiają się na twój temat w Internecie?
– Nie czytam, bo i po co? Wypisują same bzdury. Śmieszą mnie.

Ludzie mają prawo nie dowierzać. Zdecydowanie mają prawo. Uchodzisz za mitomana.

– Nie mają celu w życiu, tylko „jadą” po innych, którzy chcą i mogą jeszcze coś osiągnąć.

Prezes Cezary Kulesza przed twoim przyjściem do „Jagi” mówił: „niech kibice przygotują się na transferowy hit.” Wyszedł hit czy kit?

– Kit? Grałem rok w Jagiellonii i zgłosiło się po mnie Palermo. To ma być kit? Skoro zainteresował się mną jeden z najlepszych zespołów Serie A, to oznacza, że miałem najlepszy sezon z wszystkich obrońców „Jagi”. Palermo nie każdemu składa propozycje kontraktu na pięć lat.

Skoro tak, dlaczego nie jesteś dziś na słonecznej Sycylii?

– Sprawy się przeciągały, nie wiedziałem, co mam myśleć. Byłem tak niecierpliwy, że podpisałem kontrakt z Chicago Fire. Trzy dni później telefon z Włoch, że jednak mnie chcą. Niestety, było za późno. Pospieszyłem się, bo lubię mieć wszystko czarno na białym. W tym przypadku lepiej było poczekać.

Zmieńmy temat. Lubisz opowiadać o Realu?

– Nie ma znaczenia czy lubię. Ludzie i tak pytają.

Co twoim zdaniem zadecydowało, że na dwa lata trafiłeś do Madrytu?

– Na pewno pomogła mi reprezentacja młodzieżowa. Wiem, że wpadłem w oko skautom Realu podczas mistrzostw Europy do lat 19. Zaprosili mnie na tygodniowe testy, a po trzech dniach zaproponowali kontrakt.

Kiedyś mówiłeś, że po dwóch.

– Może ktoś coś przeinaczył. Zresztą to już dość odległe czasy. Mam tylko nadzieję, że czegoś mnie nauczyły. W końcu nie codziennie trafia się do Realu.

Ten sam ośrodek treningowy, szatnie sąsiadujące z pierwszą drużyną, wspólne posiłki – filmowy obrazek, ale właśnie tak wygląda szkółka „Galacticos”.

– Dokładnie. Każda grupa wiekowa, od sześciolatków, trenuje dokładnie w tym samym miejscu, co gwiazdy pierwszej drużyny. Ma się z nimi kontakt na co dzień. Młody chłopak ogląda to z bliska i motywuje się, by do nich dołączyć.

Udaje się nielicznym.

– Ale udaje. Młody chłopak z Castilli przychodził na trening pierwszej drużyny i zasuwał lepiej niż ci z podstawowego składu. Każdy wiedział, że to kwestia jednego udanego meczu i można zostać na stałe. Pamiętam taką sytuację. Brakowało obrońcy, Carlos kontuzjowany, Salgado kontuzjowany. Capello wziął młodzieżowca, a ten zagrał super mecz i dzięki niemu został. Mnie się nie udało. Kilka razy potrenowałem z pierwszą drużyną, ale nic więcej.

Reklama

Zachowały się jakiekolwiek kontakty?
– Żaden nie przetrwał. Każdy ciągnie swój wózek. Gdy mieszkałem w Madrycie, zdarzały się wspólne obiady z Jurkiem Dudkiem. Miałem też dobry kontakt z Argentyńczykami, którzy mieszkali blisko mnie. Juan Forlin gra dziś w Espanyolu. Santiago Villafane chyba w Boca Juniors (ostatnio testowany w Polonii Warszawa – przyp. red.). Obaj kumplowali się z Higuainem, więc czasem wychodziliśmy gdzieś razem.

Więc samochodu od Raula jednak nie pożyczałeś.
– Ja niby coś takiego opowiadałem? Pierwszy raz słyszę. Jakieś pajacyki z różnych portali i gazet, Weszło.com na przykład, wymyślają niestworzone rzeczy. Chciałbym z tymi wszystkimi ludźmi pogadać w cztery oczy (Krzysio nie spytał się niestety, komu udziela wywiadu – przyp. red.).

Na potrzeby wywiadu przyjmijmy teorię o wielkim medialnym spisku i idźmy dalej. Mało kto pamięta, że kiedyś „podpadł” ci też Howard Webb.

– Wyrzucił mnie z boiska w mistrzostwach świata do lat 20. W meczu przeciwko Brazylii. Nie zasłużyłem na czerwień. Przy pierwszej kartce ratowałem Krzyśka Strugarka. Pato dostał od niego piłkę prawie na „sam na sam”, więc musiałem chwycić za rękaw. Tu się z Webem zgadzam, ale drugi faul nie był na żółtą.

Schodziłeś z boiska zalany łzami.

– Dziwisz się? Mistrzostwa świata, masz 20 lat, grasz z Brazylią przy 60 tysiącach ludzi. Każdy marzy o czymś takim. Ale nie tak, żeby dostać od razu czerwoną kartkę.

Najświeższy etap twojej kariery to Chicago Fire. Podobno z polecenia Tomasza Frankowskiego.

– Wszyscy mówią, że z polecenia, a „Franek” po prostu dał Amerykanom kontakt do mnie. Myślę, że sami się zainteresowani. Nikt ich specjalnie nie namawiał.

Skauci zza Oceanu wypatrzyli cię w Białymstoku? Kompletnie nierealne.

– W Białymstoku pewnie nie, ale na młodzieżowych mistrzostwach świata czy Europy byli, więc może tam wpadłem im w oko.

Amerykanie narzekają, że MLS nie może wyjść z cienia. Nie potrafi dorównać popularnością innym dyscyplinom.

– Zależy w którym mieście. Gdy graliśmy w Seattle, na mecz przyszło 66 tysięcy ludzi. Jeśli w Ameryce piłka nożna jest gdzieś w tyle, to gdzie jest u nas? Nie porównujmy realiów, bo nie ma sensu. Zresztą nie ma się co dziwić, że ludzie przychodzą na NBA czy NFL. Baseball na przykład, oglądając w telewizji idzie zasnąć, ale na żywo jest super-widowiskowy. Warto iść dla samej atmosfery.

A propos atmosfery. Pewnego razu postanowiłeś ją nieco podkręcić, prowadząc doping w „młynie”.

– Kibice w Chicago mnie lubili, bo po każdym spotkaniu rzucałem któremuś koszulkę, pogadałem. I kiedyś rzeczywiście, zaciągnęli mnie na swój sektor i wsadzili na tę „dziuplę”, z której dopingują.

Przeczytałem, że twoim zdaniem w MLS gra się jeszcze bardziej siłowo niż w Polsce.
– Zdecydowanie. Liga jest bardziej fizyczna i piłkarsko dużo lepsza od naszej.

Trener Carlos de los Cobos wyraził opinię, że siłowo nie ustępujesz rywalom, ale jesteś zbyt wolny.
– Później w rozmowie w cztery oczy przekonywał, że niczego takiego nie powiedział. Wyszła z tego mała afera. Przy dyrektorze sportowym zapowiedziałem – jeśli trener tak uważa, to ja w tej chwili odchodzę. Później tłumaczył to całkiem inaczej.

Mianowicie?
– Przyszedł do niego jakiś dziennikarz i zaczął podpuszczać. A że trener z angielskim radzi sobie raczej słabo, to coś pokręcił. Dziennikarz po prostu chciał wcisnąć do drużyny swojego zawodnika. Nie udało się, chłopak trawy nawet nie powąchał.

Hmm… Powąchał. Gra tam cały czas, zamiast ciebie. Ale idźmy dalej. Kadrowo, poza drobnymi wyjątkami, Chicago Fire jednak nie powala.

– Teraz może nie, ale jeszcze kilka miesięcy temu grali Fredrik Ljunberg i Nerry Castillo. Znajdź mi takich w Polsce. Castillo poszedł do Arisu Saloniki, kiedyś kosztował 15 czy 20 milionów euro. Naprawdę, nie dorównujemy Amerykanom. Obiekty, baza treningowa, stadiony – wszystko mają dopięte na ostatni guzik.

Skoro MLS bije nas o głowę, dlaczego walczysz o angaż w Cracovii?

– Po rozmowie z żoną i menedżerem postanowiłem, że mając 23 lata nie mogę zostać w MLS. Amerykanom nie zależy, żeby zawodnika promować i sprzedać, tylko na tym, żeby dla nich grał.

Chicago nie skorzystało z opcji przedłużenia wypożyczenia. Tymczasem ty twierdzisz, że sam zrezygnowałeś.

– Tak właśnie było. Mam swoje ambicje i chcę grać jak najwyżej. Wierzę, że Cracovia to nie jest jeszcze ten najwyższy poziom, jaki osiągnę w przyszłości. Chcę się pokazać w Ekstraklasie i wyjechać.

Wspomniałeś o żonie. Zdaje się, że jeden z największych sukcesów, jakie odniosłeś w USA, nazywa się właśnie Patrycja Mikuła.
– Kto by się spodziewał, nie? Pojechałem do Chicago grać w piłkę, a poznałem tam swoją żonę. Można powiedzieć, że osiągnąłem nawet więcej niż chciałem. Patrycja jest w ósmym miesiącu ciąży. Gdy urodzi się nasze dziecko, przeniesie się do Polski. Nie wyobrażam sobie, by mogła zostać za Oceanem, kiedy ja jestem tutaj.

Jako modelka ma w Krakowie ograniczone możliwości.

– Cały czas obowiązuje ją kontrakt w Stanach. Jak trafi się jakaś sesja, poleci na 2-3 dni i wróci. Z tym nie będzie problemu. To, że jest ze mną ma dziś dla mnie większe znaczenie niż to gdzie i w jakim klubie gram. Gdyby chciała, żebym zrezygnował z piłki, pewnie bym to zrobił. Na szczęście nie stawia mnie przed takim wyborem.

Duże poświęcenie dla osoby, którą poślubiłeś po siedmiu tygodniach znajomości.

– Siedmiu tygodniach? Licząc dokładnie, pobraliśmy się po dwudziestu siedmiu dniach…

Niezła historia.

– No tak, ale kiedy pozna się człowieka i wie czego od niego oczekiwać, to nad czym się zastanawiać?

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...