Reklama

Kartka z kalendarza. Wspominamy czasy, w których Chińczycy walczyli o piłkarzy pokroju Mączyńskiego

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2018, 09:56 • 2 min czytania 4 komentarze

W ostatnim czasie dalekie i egzotyczne podróże w polskim futbolu stają się coraz bardziej modne. Nasi zawodnicy zdają sobie sprawę z tego, że jednak lekko przyjemniejsza jest gra w kraju, w którym dostajemy odcisków na dupie od siedzenia na leżaku, a niż na ławce rezerwowych, przy towarzyszącym nam deszczu na jednym z wielu brytyjskich zadupiów. Dlatego patrząc na ruch Marcina Budzińskiego kompletnie nie jesteśmy zdziwieni ani zaskoczeni. Oprócz tego, że dostanie więcej kasy, to przy okazji zwiedził Manchester. Dzisiaj jednak przypomnimy gościa, którego uznajemy za pewnego rodzaju pioniera takowych ruchów. Cztery lata temu za Krzysztofa Mączyńskiego Guizhou Renhe wywaliło na stół pół miliona euro.

Kartka z kalendarza. Wspominamy czasy, w których Chińczycy walczyli o piłkarzy pokroju Mączyńskiego

Umówmy się – wówczas „Mąka” nie był uznawany za takiego zawodnika, jakim jest obecnie. Grał z reguły mocno przeciętnie, gdyby przenieść jego umiejętności na dzisiejsze realia to w niczym nie różnił się od Szymona Matuszka. Dlatego, gdy delegacja ze wschodu przyjechała z teczką z okrągłymi dwoma milionami złotych, to mina nam się lekko wydłużyła, a w środku zaczynaliśmy koncert śmiechu. Za taką kwotę mogliśmy wymienić około czterdziestu piłkarzy z naszej ligi, którzy byliby bardziej warci owej ceny. No ale cóż – nie do nas należała ta decyzja, a Mączyński dostał szansę przeżycia najfajniejszej przygody podczas swojego istnienia. Nie tylko on panoramę Zabrza zamieniłby na coś takiego.

Zrzut ekranu 2018-01-06 o 12.48.22

Transfer doszedł do skutku kilka dni później, a Mączyński może nie był dla Guizhou tym, kim dla Shanghai Shenhua Carlos Teveza, ale swoje z(a)robił. 36 występów, cztery bramki i zdobył przy okazji Superpuchar. Osiągnięcia sportowe były, miał okazję poznać nową i nieznaną przez siebie kulturę, zobaczył jak wyglądają Chiny od kuchni, a i trochę grosza na konto wpłynęło. Jedyny minus był taki, że gdy zachciało mu się wracać do ojczyzny, to sama podróż zajmowała około jednego dnia, nie wliczając w to ponowną aklimatyzację. Układ był prawie idealny, tym bardziej, że był pupilkiem Adama Nawałki, który za nic nie chciał zrezygnować z usług „Mąki”.

Na początku przygody Krzyśka z kadrą kompletnie nie rozumieliśmy fascynacji tym zawodnikiem. Ot, zwykły solidny ligowiec, nic nadzwyczajnego. W kadrze grał słabo, nie mógł się wpasować w koncepcję. Wszystko co dobre dla niego zaczęło się od zgrupowania przed spotkaniami ze Szkocją i Irlandią. Wówczas, Mączyński przywdziewał na co dzień koszulkę Wisły Kraków. Dwa mecze życia, w których wywalczył sobie miejsce w galowej jedenastce na mistrzostwa Europy we Francji. Z początku ryzyko, którego nie bał się podjąć, całkiem nieźle wyszło w praniu. To tylko pokazuje, że jednak czasem warto podjąć decyzję, która na początku wygląda mało racjonalnie.

Reklama

 

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

4 komentarze

Loading...