Reklama

Lewczuk przedłużył kontrakt, teraz mógłby zacząć grać

redakcja

Autor:redakcja

23 grudnia 2017, 12:55 • 4 min czytania 17 komentarzy

Trochę zniknął w tym sezonie z radarów Igor Lewczuk, obrońca w miarę solidnego klubu w bardzo solidnej lidze, bo przecież tak trzeba określić Girondis Bordeaux i Ligue 1. Mimo że nie mamy problemu bogactwa z obsadą reprezentacyjnej obrony, szczególnie w kontekście spadku formy kadrowiczów z Legii Warszawa, ostatnie minuty w biało-czerwonej koszulce Lewczuk złapał jeszcze w 2014 roku, a w ostatnich 12 miesiącach przestał nawet otrzymywać powołania. Wydawało się, że następnym razem usłyszymy o nim, gdy zacznie się dyskusja na temat jego transferu do Lechii Gdańsk, jednak dość nieoczekiwanie Igor przedłużył kontrakt z Bordeaux do 2019 roku.

Lewczuk przedłużył kontrakt, teraz mógłby zacząć grać

I to z pewnością jest dobra informacja. Wydawało się, że 32-letni Polak jest już raczej na wylocie i następny kontrakt podpisze już w Polsce, klub tymczasem pokazał, że jeszcze nie zamierza go skreślać, pomimo słabszej rundy w jego wykonaniu.

No właśnie – dlaczego właściwie Lewczuk zniknął nam z pola widzenia? Najogólniej rzecz ujmując, jak większość Polaków w tym sezonie, zaliczył jeszcze w wakacje dość widowiskowy eurowpierdol. Bordeaux odpadło z węgierskim Videotonem wygrywając u siebie 2:1, na wyjeździe zaś przegrywając 0:1. Co prawda Lewczuk nie zawinił za bardzo w rewanżu, może poza rozkojarzeniem w pierwszych minutach, gdy Węgrzy stworzyli dwie niezłe okazje, ale to on zawalił krycie przy golu na własnym terenie, który okazał się kluczowy. Ogółem zaś przez te 180 minut nie robił dobrego wrażenia, co doskonale widać i na skrótach, i w ocenach – MaxiFoot wycenił jego występy kolejno na 4 i 3 w skali 1-10 (w pierwszym meczu najgorzej w drużynie, w drugim drugi najgorszy wynik z zespołu), nieco łaskawszy był L’Equipe – 5 i 2.

Po tym dwumeczu Igor Lewczuk został przyspawany do ławki, z której wstawał bardzo okazjonalnie i – niestety – na najtrudniejsze mecze. Zagrał 56 minut z PSG, zszedł przy wyniku 1:5. Zagrał z Monaco – 0:2. Co gorsza – przyłożył rękę także do zaskakującej porażki 0:1 z Amiens. Na plus można zaliczyć z kolei współudział przy remisach z Nantes i Marsylią, czyli zespołami z wysokiej francuskiej półki. Po tym ostatnim jednak na dobre wypadł ze składu i od tamtej pory (czyli od 19 listopada) ani razu nie pojawił się na murawie. Mówiło się o problemach z kolanem oraz z kostką, nieźle zaś w meczu przeciw Saint-Etienne wygranym 3:0 wypadł duet Jovanović-Toulalan.

Reklama

Z jednej strony nie byliśmy zdziwieni – media we Francji już latem informowały, że Lewczuk jest na sprzedaż, a pod uwagę działacze Bordeaux brali także wykupienie za około milion euro Michała Pazdana w roli jego naturalnego następcy Igora. Wydawało się, że problemy zdrowotne i z wywalczeniem stałego miejsca w składzie to już po prostu początek pożegnania z Polakiem, któremu i tak w 2018 roku wygasał kontrakt.

A tu bach. W takiej nieciekawej atmosferze, gdy Bordeaux szarpie się w dole tabeli, przegrało 9 z 12 ostatnich spotkań, a Lewczuk zagrał w całej rundzie Ligue 1 trochę ponad 400 minut – przedłużenie kontraktu. 32-latek dostaje więc dość czasu, by ze spokojną głową wyleczyć urazy i dojść do zdrowia, a następnie powalczyć o miejsce w klubie wiosną 2018. Gdyby nie podpis pod nową umową, spodziewalibyśmy się, że Lewczuk zostanie sprzedany zimą, by klub cokolwiek zarobił, w najgorszym wypadku zaś – zostanie przytrzymany do lata na ławce, ale grać będą młodsi Jovanović czy Pellenard, lewy obrońca w końcówce rundy wystawiany również na środku. Przedłużenie zmienia wszystko – Lewczuk dostaje kredyt zaufania, czas oraz nowe możliwości a przede wszystkim – szansę na powrót do reprezentacji i załapanie się na pociąg do Rosji.

Następny mecz z Troyes dopiero w połowie stycznia – wydaje się, że to dość czasu, by Lewczuk wrócił do zdrowia i udowodnił swoją wartość na boisku. Jeśli wróci do składu – niezależnie, czy w roli partnera Toulalana, czy któregoś z pozostałych stoperów – znów zacznie być brany pod uwagę w kontekście reprezentacji. Trzymamy kciuki – sami wiecie, że jest jeden gość w kadrze, którego chętnie wymienilibyśmy na Lewczuka, Kamińskiego, Dawidowicza, Janickiego czy nawet na Mateusza Żytkę. Poza tym… Lewczuk to zwyczajnie fajna historia. Gość, który zaczął robić karierę dopiero koło 30-tych urodzin, pozostając przez cały czas do bólu naturalnym i skromnym. Co ciekawe – właśnie pozaboiskowe cechy wychwala na oficjalnej stronie Bordeaux prezes klubu, Stephane Martin. „Ważna postać w szatni”. Takich nigdy za wiele.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Francja

Komentarze

17 komentarzy

Loading...