Reklama

Niechciane w lidze, teraz biorą ją szturmem. Zmiana warty w siatkarskiej Łodzi?

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2017, 11:17 • 7 min czytania 5 komentarzy

Listopad 2010 roku. Na ciasnej hali, w której wiecznie przecieka dach, grzyb zagląda spod każdego materaca, a klepki trzeba wyrównywać co pół sezonu, siatkarki Łódzkiego Klubu Sportowego szykują się do derbowego meczu ze Startem Łódź. W obu ekipach grają głównie niedawne juniorki, amatorki, które sportem zajmują się w przerwach między pracą a szkołą. Mistrz Polski z 1983 roku teraz gra w szkolnych świetlicach, próbując się wydostać z najniższych klas rozgrywkowych, do których zleciał przez wieczne problemy z pieniędzmi. 

Niechciane w lidze, teraz biorą ją szturmem. Zmiana warty w siatkarskiej Łodzi?

Grudzień 2017 roku. W Atlas Arenie, najbardziej nowoczesnej łódzkiej hali, na oczach 5 tysięcy widzów (rekord całej ligi w tym sezonie) siatkarki Łódzkiego Klubu Sportowego szykują się do derbowego meczu z Budowlanymi Łódź. Ubiegłorocznym wicemistrzem Polski, drużyną, która od lat gra w czubie najwyższej ligi siatkówki kobiet. To dopiero trzecie derby po powrocie ŁKS-u na szczebel centralny, pierwsze, do których klub nie przystępował już z łatką mniej doświadczonego i słabszego personalnie beniaminka. 

ŁKS Łódź w siedem lat przejechał kawał drogi. Sportowo to wprawdzie ledwie trzy awanse, ale warto pamiętać, że to nie do końca tak, jak w piłce nożnej. Liga Siatkówki Kobiet, do niedawna Orlen Liga, przyjmuje bowiem w swoje grono nie tyle zwycięzców bezpośredniego zaplecza, I ligi, ale drużyny, które do elity pasują organizacyjnie, sportowo oraz wizerunkowo. Co z tego wynika? Cóż, ŁKS był po prostu niechcianym gościem na tym bankiecie. Łódzki sport był dość jasno podzielony – dwa największe kluby to piłka nożna, ale za ich plecami byli Budowlani z rugby i siatkówką żeńską na najwyższym krajowym poziomie. Awans ełkaesianek to kolejny zespół do dzielenia tortu. Tortu z miejskich pieniędzy, tortu z lokalnych sponsorów, tortu ze stron dodatków sportowych. Pierwszy wywalczony na boisku awans w I lidze okazał się niewystarczający, by kolejny sezon spędzić w najwyższej klasie. Wówczas najmożniejsze kluby i organizacja prowadząca rozgrywki nie wyraziły zgody na dołączenie łódzkich siatkarek do OL. Nie jest wielką tajemnicą, że obawiano się kibiców, problemów organizacyjnych, także tych logistycznych, bo Atlas Arena byłaby eksploatowana przez kolejny klub.

Ale dwukrotnego wygrania bezpośredniego zaplecza Orlen Ligi, budżetu zapewnianego przez stałego sponsora klubu, firmę Commercecon oraz zapewnień, że nie będzie żadnych problemów z infrastrukturą, zlekceważyć już się nie dało. W sezonie 2016/17 poszerzono ligę o dwa beniaminki, a potwierdzeniem, że to odświeżający ruch był już sam proces wydawania licencji. W pierwszym terminie uzyskały ją bez trudu obie ligowe nowości – ŁKS Łódź i Budowlani Toruń. Także na boisku beniaminki nie odstawały – ŁKS skończył ligę na szóstym miejscu, zespół z Torunia o dwie lokaty niżej.

Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak dopiero przed sezonem 2017/18. Przebudowano zespół, wcześniej, jeszcze w 2016 roku, zatrudniając również nowego trenera. ŁKS nie bał się ryzyka – za stery usiadł Michał Masek, Słowak, który wprawdzie miał już na koncie mistrzostwo Polski i dwa mistrzostwa Niemiec, ale tylko jako asystent pierwszego szkoleniowca. W Łodzi dostał szansę sprawdzenia się za sterami i… na razie idzie więcej, niż dobrze. Już praca w ubiegłym sezonie robiła wrażenie, ale obecne rozgrywki ŁKS otworzył od serii 8 zwycięstw. Ani jednej porażki, wyniki łeb w łeb z mistrzyniami Polski z Polic, które od czterech sezonów rokrocznie kończą ligę z trofeum, walcząc również w europejskich pucharach. Wypaliły praktycznie wszystkie transfery – Regiane Bidias, 10-krotna mistrzyni Brazylii w barwach Rexony Rio de Janeiro z miejsca stała się jedną z najlepszych zawodniczek całej ligi. Ogromnym wzmocnieniem okazała się Zuzanna Efimienko, ściągnięta z Serie A. A przecież utrzymano też trzon składu z Izabelą Kowalińską na czele. Ta pierwsza dołączyła do ŁKS-u rok wcześniej stanowiąc symbol ambicji łódzkich działaczy – wyciągnięto ją bowiem z samego Chemika Police, w dodatku jako MVP sezonu 2016.

Reklama

Wszystko po to, by walczyć z najlepszymi. A w pierwszej kolejności – stać się najlepszą siatkarską drużyną w mieście. Zdetronizować Budowlane, niepodzielnie rządzące siatkarską Łodzią od początku problemów ŁKS-u. Przywrócić magię z lat osiemdziesiątych, gdy to zespół z al. Unii 2 bił się o siatkarskie mistrzostwa.

Dlatego też tak olbrzymią wagę miały wczorajsze derby Łodzi. To walka o prymat w mieście w tym wypadku należy to potraktować dosłownie. Samo wyznaczenie terminu meczu (Budowlani grają w Lidze Mistrzyń, przez co nie mogły rozegrać meczu w pierwotnie ustalonym terminie) był już delikatną przepychanką – w środowisku mówiło się, że działacze wzajemnie obwiniają się o próby układania dat najbardziej niekorzystnych dla rywali, co zresztą ochoczo nagłaśniała łódzka prasa. Doszło do tego, że po zawarciu kompromisu, oba kluby wydały wspólne oświadczenie, by uciąć plotki o zakulisowych szturchańcach. I tak mecz 11. kolejki rozegrano już przed dziewiątą serią spotkań, w Atlas Arenie pozostającej domem dla obu drużyn.

Rywalizacja w mieście to jedna strona medalu. Druga to już czysty sport. Walka o prymat w Łodzi miała wyjątkową wagę, bo ŁKS przystępował do meczu jako wicelider goszczący u siebie drużynę z trzeciego stopnia podium. Ełkaesianki wygrały wszystkie osiem meczów, Budowlani sześć z ośmiu. Efekt? Mimo nieciekawej pory rozgrywania spotkania, w czwartek o 18.00, na Atlas Arenie stawiło się 4920 widzów. Dla porównania – finał ligi w ubiegłym roku obejrzało równe pięć tysięcy, ogółem zaś liczbę meczów z lepszą frekwencją odkąd ŁKS awansował  można policzyć nie tyle na palcach, co na dłoniach. Dwa. Finał i jeszcze jeden mecz w Sopocie, finito, nic więcej.

Organizatorzy postarali się, żeby nie był to kolejny zwykły mecz siatkarski. Za boiskiem ustawiono ogromną strefę dla dzieciaków – dmuchaną zjeżdżalnię, mini-boisko, stoisko do malowania twarzy. Swoje miejsce miała także „Szlachetna Paczka”, w którą aktywnie zaangażowały się również siatkarki ŁKS-u, zbierając pakę dla jednej z rodzin z bazy SP. Dopisali też kibice – jeden sektor dość szczelnie zapełnili fani Budowlanych, całą trybunę „prostą” zajęli z kolei fanatyczni ełkaesiacy, którzy przygotowali także dwie oprawy.

Co ciekawe – praktycznie nie było widać policji, ochronę w całości ogarniali starsi siwi panowie, którzy dukali jedynie „w strefie dla dzieci za dużo ludzi, proszę chwilę poczekać, aż ktoś inny ją opuści”. Do tego, mimo że doping trwał pełne trzy sety, praktycznie nie było derbowych wymian uprzejmości pomiędzy kibicami.

Reklama

Zuzanna Efimienko dość trafnie skomentowała dla Przeglądu Sportowego – można chyba zacząć mówić, że Łódź to stolica siatkówki żeńskiej.

***

Stolica, która od dziś ma nowego prezydenta. W ubiegłym sezonie beniaminek dostał od wicemistrzów potężną lekcję – przegrał dwa razy po 0:3. Teraz nadszedł czas srogiego rewanżu. Pierwszy set? Pogrom. Do dwunastu. W drugim ŁKS znów prowadził grę – odskoczył najpierw do wyniku 17:10, potem do 21:14. W końcówce Budowlane urwały jeszcze kilka punktów, przegrywając do 21, ale po dyspozycji obu drużyn było już raczej jasne, kto dziś będzie świętował. W trzecim, najrówniejszym secie, przesądziły indywidualności. Bidias i Kowalińska punktowały jakby już teraz grały o mistrzostwo – razem zdobyły w tym secie aż dziesięć punktów.

Dziennikarz Radia Łódź nie ma wątpliwości, że miejsce w elicie ŁKS-owi się należało.

3:0. Niedawny beniaminek niechciany w lidze przy rekordowej publice ograł wicemistrza, wskakując tym samym, przynajmniej do soboty, na fotel lidera. ŁKS ma w tej chwili aż sześć punktów przewagi nad lokalnym rywalem, zajmującym trzecie miejsce. Za wcześnie jeszcze, by mówić o zmianie w hierarchii łódzkiej siatkówki, ale te wygrane derby mogą być symbolicznym początkiem zmiany warty. A może i… Początkiem „powrotu króla”? ŁKS do Ekstraklasy dopchnął się po 23 latach przerwy. Od mistrzostwa z 1983 roku dzieli nas już zaś prawie 35 lat. No właśnie. Prawie. Wciąż możliwy jest przecież powrót na tron po dokładnie 35 latach, co więcej – na 110. urodziny założonego w 1908 roku klubu.

Na razie to sfera marzeń. Ale siedem lat temu marzeniem było spięcie budżetu na grę w lidze wojewódzkiej i ciepła woda w szatniach. Dziś ŁKS to jeden z najbogatszych, najlepiej zorganizowanych, najchętniej oglądanych i sportowo najlepszych klubów siatkówki żeńskiej. Ludzie odpowiedzialni za odrodzenie tego zasłużonego dla siatkówki w Polsce klubu potrafią z marzeń robić cele, a potem wspomnienia. Tak było z I ligą, tak było z Ekstraklasą, tak stało się i z wygraniem derbów przeciw Budowlanym.

Fot główne: Pilot08.

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...