Reklama

Siejo z Korona TV szczerze o pierwszych tygodniach nowej Korony

redakcja

Autor:redakcja

06 listopada 2017, 15:04 • 8 min czytania 9 komentarzy

To już norma, że Korona Kielce odpala zwłaszcza wtedy, gdy nikt się po niej tego nie spodziewa. Ten sezon to jednak taka petarda, jakiej chyba jeszcze nie było: zespół gra niesamowicie, w ostatnich tygodniach jest wręcz najlepszy w lidze i nic dziwnego, że spływają na niego pochwały z całego kraju. Często zarzucacie nam, że przed sezonem powątpiewaliśmy w taki sukces, pisząc choćby o tym, że Lettieri na 28 poprzednich meczów wygrał tylko dwa (bo tak było), niemieccy dziennikarze zjechali go równo z błotem (bo zjechali), a kilku piłkarzy miało go dość po pierwszych dwóch dniach (bo miało). 

Siejo z Korona TV szczerze o pierwszych tygodniach nowej Korony

Dlatego cieszy nas też, że osoby związane z Koroną emocjonalnie, będące razem z nią dzień w dzień i widzące wszystko od kulis też nie boją się napisać, że były przed sezonem pełne obaw. Bardzo spodobał nam się facebookowy wpis Michała Siejaka – gościa, który stoi za Korona TV, nieprzerwanie najlepszą klubową telewizją w Polsce. Siejo podsumowuje pierwsze miesiące nowej Korony bez pudrowania – wcale nie ukrywa, jakie miał przed sezonem obawy. Próbuje jednocześnie wyjaśnić, co szczególnego jest w tym kieleckim klimacie, że nigdy, ale to absolutnie nigdy nie może dojść do katastrofy lokalnego klubu. Mimo że często pachnie nią aż na Pomorzu.

Wrzucamy poniżej wpis Sieja w oryginale. Naszym zdaniem bardzo wartościowa lektura.

***

W ostatnim czasie wszyscy rozpływają się nad świetną formą Korony Kielce – i słusznie. Za chwilę będzie i o tym, ale jest pewna sprawa, która w tym wszystkim nurtuje mnie już od paru tygodni i nie daje spokoju. To nie będzie tekst o tym, że Korona przed sezonem była skreślana, a teraz mogę się pośmiać z ekspertów.

Reklama

Doskonale pamiętamy atmosferę wokół klubu na przełomie czerwca i lipca. Odejście trenera Bartoszka w dość dziwnych okolicznościach, transfery anonimowych dla nas piłkarzy, rozstania z paroma, których ceniliśmy. Pierwsze spotkanie po urlopach było, hmm, dziwne. Mnóstwo nowych twarzy, całkowicie inny sztab szkoleniowy, podział na „nas” i „ich”. Minęło parę dni i wybuchła słynna afera klapkowa. Atmosfera na treningach i w hotelu Binkowski była tak gęsta, że odechciewało się relacjonowania życia Korony.

Wielkimi krokami zbliżał się obóz w Bremie. Pierwszy raz zupełnie nie miałem ochoty jechać na zgrupowanie. Szczerze powiedziawszy – wsiadając w autokar chciałem się tylko upewnić, że faktycznie jest tak źle, jak się mówi. Jasne, udało się pokazać parę fajnych momentów z obozu (w sumie po to tam pojechałem), ale klimat, delikatnie mówiąc, nie był idealny. Czytałem komentarze typu „Widzicie? W Koronie wciąż dobra atmosfera w drużynie!” i śmiałem się w duszy mówiąc „No, tym razem nie do końca masz rację…”. To wszystko było bardziej dobrą miną do złej gry.

Pamiętam jak dziś tajne spotkanie drużyny z władzami klubu w Bremie. Miało nie być z niego żadnych przecieków i rzeczywiście udało się dotrzymać słowa. Po tylu miesiącach wydaje mi się, że mogę jednak już uchylić rąbka tajemnicy. Przekaz ze spotkania był ostrożny – w pierwszych kolejkach może być ciężko, dopiero od września będzie można mówić o jakimś zarysie tego, czego oczekujemy długofalowo. Padła też deklaracja, że jeśli w jednym z trzech pierwszych meczów (Zagłębie, Legia, Cracovia) powinie nam się noga to nie będzie pretensji. Każdy pukał się w czoło, mieliśmy przecież z hukiem przegrać wszystkie te 3 mecze.

W prywatnych rozmowach z drużyną dominowało przekonanie, że o utrzymanie będzie naprawdę bardzo ciężko. O ile w poprzednich latach czuć było tę żądzę udowodnienia wszystkim, że się mylą, tak tutaj… Było inaczej. Niewiele wskazywało, że to odpali. Polecam wywiad z Mateuszem Możdżeniem przed meczem z Zagłębiem, który jako jedyny nie bał się w tamtym momencie powiedzieć, co czuje. Sam napieprzałem na to wszystko. Jeśli ktoś pytał mnie o nastawienie przed sezonem i co o tym wszystkim myślę – nie dawałem złudzeń. Nie chciałem oszukiwać, tak po prostu czułem, choć w głębi serca zawsze miałem nadzieję, że jednak nie będzie tak źle. Jedynym światełkiem w tunelu była postawa w meczach sparingowych. Jedynym, ale za to jakim…

Dlaczego o tym teraz piszę i tak grzebię w tamtym niefajnym okresie? Chcę Wam pokazać jak bardzo ja i inni daliśmy się nabrać, ponieść emocjom. Omotała nas ta cała nagonka. Jest mi przykro, że ja – gość, który przeżył przedsezonowe zapowiedzi / ciężkie momenty za Ojrzyńskiego, Pachety, Tarasiewicza, Brosza i Wilmana – tym razem się poddał i uwierzył, że będzie źle nie dając szansy przed pierwszym gwizdkiem. We wszystkich poprzednich przypadkach miałem stuprocentową pewność, że znów ośmieszymy zapowiedzi ekspertów (poza Ojrzyńskim, bo jego casus dopiero mnie tego nauczył). Po paru latach to właśnie przy Lettierim zwątpiłem i przegrałem. Włoskiemu szkoleniowcowi dostało się trochę rykoszetem po odejściu trenera Bartoszka. Co by nie zrobił – każdy patrzył na niego jak na intruza, niepasujący element. Jasne, pewnie parę rzeczy z tamtego czasu można było lepiej rozwiązać, wydaje mi się też, że poprzez te „tarcia” obydwie strony lekko odpuściły i za jakiś czas spotkały się we wspólnym punkcie. Sam widzę już zupełnie inne, zmienione podejście niektórych osób, jest naprawdę pozytywnie i w porządku.

Teraz – patrząc szerzej – jestem w stanie zrozumieć ruch polegający na wymianie trenera. Przy obecnej kadrze niezbędna jest osoba, która w języku niemieckim może szybko dotrzeć do niektórych zawodników. Sądzę, że trener Bartoszek – przy całej sympatii i szacunku do jego osiągnięć – nie pasowałby do tej układanki. To zupełnie inna szkoła prowadzenia drużyny (też dobra). Sam zresztą wspominał, że nie podobała mu się wizja zespołu, jaką włodarze roztoczyli na sezon 17/18, m.in. dlatego odszedł. Drużyna z poprzedniego roku była wyjątkowa – teraz po prostu zdecydowano się na inną drogę.

Reklama

Mając to wszystko na uwadze, do tej pory nie czułem jakiejś wielkiej satysfakcji z wyśmiewania tegorocznych przedsezonowych opinii o Koronie. Nie byłbym ze sobą szczery naigrywając się z innych, kiedy sam uważałem, że będzie źle. Dlatego teraz publicznie biję się w pierś, zrzucam ten balast. Będzie można troszkę pośmiać się z tych, którzy nas skreślali i jeszcze się nie zreflektowali.

Naprawdę – ciężko mi wytłumaczyć dlaczego i tym razem się udało. Idealną odpowiedzią będzie chyba cytat z Przemka Trytko, który odchodząc z Kielc mówił: „Jest w Koronie coś fajnego, czego nie ma nigdzie indziej. To, że ciężko wytłumaczyć czym to jest, świadczy o tym, że jest to prawdziwe”. Czasem mam wrażenie, że co by się nie działo – kielecka szatnia przetrwa wszystko i obróci to w sukces.

Powoli kończąc – troszkę jeszcze o tych pochwałach, bo też chcę się z tego pocieszyć. Nie będę powielał tego, co już powiedziane – że świetnie przygotowani fizycznie, że pięknie grają, że ciekawe transfery. Wyróżnię tylko Kovacevicia – dla mnie jest to najlepiej grający piłką środkowy obrońca w historii Korony. Co do ogółu chciałbym zwrócić tylko uwagę na świetne przygotowanie taktyczne zespołu. Nigdy w Koronie nie mieliśmy tak elastycznej drużyny. Trener potrafi idealnie dopasować strategię pod przeciwnika. Jak trzeba to zagramy 4-2-3-1, 4-4-2, 4-1-2-1-2, 3-5-2, 5-3-2 – pewnie jeszcze trochę tych ustawień mógłbym wypisać. Na razie nie sprawia nam to większej różnicy jak zagramy, a przy ewentualnych błędach taktyka na bieżąco jest modyfikowana w trakcie meczu, nawet kosztem zmiany w 30. minucie. Niech za przykład posłuży mecz w Zabrzu. Zagraliśmy tam 3-5-2 (bądź jak kto woli 5-3-2). Po kilkudziesięciu minutach przegrywaliśmy 0-2, trener postanowił jeszcze przed przerwą ściągnąć Misia i wpuścić Gorana. Jukić przesunięty został na lewe wahadło, Cvijanović miał rozruszać środek. Do przerwy 1-3, musieliśmy gonić wynik, więc postawiono wszystko na jedną kartę – wszedł Kaczarawa i Cebula, a zszedł m.in. środkowy obrońca. Teoretycznie taktyka była podobna, z tą różnicą, że po bokach mieliśmy już dwóch stricte ofensywnych zawodników (Cebula i Jukić), zamiast obrońców (Rymaniak i Miś). Takie przykłady można powielać, nie zazdroszczę drużynom przeciwnym rozpracowywania Korony. Gdy wydawało się, że 3-5-2 będzie już stałą taktyką, ostatnio wyszliśmy z czterema obrońcami i sami widzieliście jak to wyglądało. Osobiście bardzo lubię takie smaczki, to taka truskawka na torcie, kto gra w FM-a ten wie o czym mówię.

Podsumowując – jest fajnie, ale pamiętajmy, żeby nie popadać w hurraoptymizm. Sezon jest długi, różne rzeczy mogą się jeszcze dziać. Nie oczekujmy pucharów, nie podpuszczajmy trenera, żeby obiecał, że na święta Korona będzie miała 1/2 PP i miejsce na podium w lidze – tak, Marcin (mowa o Marcinie Długoszu, pracowniku biura prasowego Korony – red.), wyciąłem to pytanie po ostatnim meczu i go nie wstawiłem. Takie ciągłe zaskakiwanie dużo lepiej smakuje, niż przyzwyczajenie się do luksusów. Kiedyś przyjdzie moment kryzysu, a gdy uda się z niego wyjść, wtedy będę 10x bardziej szanował tę pracę trenera, niż obecnie. I tak jak wcześniej przekierowywałem do wywiadu z Możdżeniem przed Zagłębiem, tak teraz odsyłam do jego rozmowy w Eurosporcie po zwycięstwie nad Śląskiem. Wyraźny entuzjazm w głosie, wręcz podniecenie tym, jak drużyna funkcjonuje w ostatnim czasie. Sporą drogę przeszła ta ekipa w ostatnich miesiącach. Chapeau bas, że wszystkim zainteresowanym udało się to poskładać do kupy. Oby tak dalej!

Choć ostatnie dni były bardzo intensywne, nie czuje się tego zmęczenia. Praca z Koroną sprawia teraz ogromną przyjemność.

MICHAŁ SIEJAK

Fot. Łukasz Zarzycki

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...