Reklama

Głuchy Koreańczyk marzy o podbiciu tenisowego światka

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

13 października 2017, 19:30 • 6 min czytania 4 komentarze

W przeciwieństwie do innych mainstreamowych sportów, tenis jest dyscypliną, w której dźwięk odgrywa gigantyczną rolę. I bynajmniej nie chodzi tu o doping kibiców. Podczas wymian trybuny milczą, by zawodnicy mogli utrzymać koncentrację, ale by także właściwie ocenili lot piłki i sposób jej uderzenia, właśnie na podstawie dźwięku. Jak więc doszło do tego, że niesłyszący Duckhee Lee z Korei Południowej stał się profesjonalnym tenisistą i osiąga coraz lepsze wyniki?

Głuchy Koreańczyk marzy o podbiciu tenisowego światka

Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, miałem pewne wątpliwości dotyczącego tego, czy głuchy może zostać wielkim graczem – mówił Joo Hyun-Sang, trener Lee z Mapo High School. – Stawałem się jednak coraz pewniejszy siebie, gdy widziałem jak się rozwija i podnosi umiejętności. Byłem przekonany, że uda mu się tego dokonać.

Lee przyszedł na świat w maju 1998 roku. O tym, że jest głuchy, jego rodzice dowiedzieli się dopiero dwa lata później. Wprawdzie od razu zauważyli, że z ich synem jest coś nie tak, ale nie byli skorzy do szukania przyczyn tego zachowania. Ojciec chłopczyka odbywał wówczas służbę wojskową, a zapracowana matka miała nadzieję, że tajemnicze zachowanie Duckhee minie.

Po bolesnej diagnozie lekarza nie było miejsca na smutek. Matka tenisisty, Park Mi-ja, powiedziała, że już po tygodniu oswoiła się z tą decyzją i wraz z mężem zaczęli interesować się edukacją dla osób niepełnosprawnych. W wieku czterech lat Duckhee trafił do szkoły dla głuchych w Chungju, oddalonym od jego rodzinnego domu o godzinę drogi. Nie mieszkał jednak tak jak pozostałe dzieci w internacie. Park codziennie zawoziła go na zajęcia, a popołudniami chłopak uczestniczył w lekcjach ze zdrowymi dziećmi. – Chciałam, żeby był zintegrowany z normalnymi ludźmi – tłumaczy tę decyzję.

Rodzice Duckhee za wszelką cenę chcieli uniknąć sytuacji, w której ich syn „przesiąknie” towarzystwem głuchoniemych. Ich zdaniem, ludzie posługujący się wyłącznie językiem migowym mają nikłe szanse na znalezienie pracy. – Niewielki procent głuchoniemych stać na niezależność. Chcieliśmy, by Duckhee zarabiał własne pieniądze i żył samodzielnie, jak normalna osoba – mówiła jego matka.

Reklama

Wieczorami uczyła więc swojego syna mówić i czytać słowa z ruchu warg. Jej starania przyniosły spodziewany efekt. Po kilku latach Duckhee opuszczał szkołę dla głuchych… nie znając języka migowego. Wówczas zainteresował się tenisem. Jego ojciec, który w szkole średniej biegał na krótkie dystanse, postanowił zarazić syna miłością do sportu. Zdawał sobie jednak sprawę z jego ograniczeń, dlatego szukał mu indywidualnych dyscyplin, bez konieczności regularnego kontaktu z drużyną. Po głowie chodził mu golf, łucznictwo czy strzelectwo, ale wybór chłopaka padł na inną dyscyplinę olimpijską – tenis, do którego zainspirował go kuzyn.

Najpierw słyszysz piłkę. Potem reagujesz na jej prędkość i spin, w zależności od tego, co usłyszałeś. Kiedy tego nie słyszysz, to naprawdę utrudnia sprawę. W tym sporcie jesteś uzależniony od dźwięku, zwłaszcza podczas gry przy siatce. Zmarnowałam kilka wolejów przez to, że nie słyszałam piłki – powiedziała Martina Navratilova, niegdysiejsza mistrzyni wielkoszlemowa. Podobnego zdania są trenerzy, byli i obecni zawodnicy. Nikt nie kwestionuje znaczenia słuchu podczas gry w tenisa. – To część procesu reakcji. Myślę, że nie zagrasz na swoim najwyższym poziomie, jeżeli nie będziesz słyszał piłeczki dostatecznie wyraźnie – stwierdził Andy Roddick.

Wydawać by się mogło, że w kontekście Lee te słowa nie mają większego znaczenia, bo tenis powinien być dla niego jedynie hobby, odskocznią od problemów dnia codziennego. Nic bardziej mylnego. – Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się z trenerem syna, powiedzieliśmy mu z mężem, żeby nie traktował tego jak zabawę. A jeśli Duckhee nie będzie rokował na przyszłość, zrezygnujemy – relacjonowała Park.

Szybko okazało się, że chłopak dysponuje sporymi umiejętnościami, zaczęły się pierwsze sukcesy w swoich kategoriach wiekowych. Niewątpliwie bardzo ważną rolę od samego początku jego kariery odgrywała firma Hyundai, która zaczęła sponsorować Lee, gdy ten miał 13 lat. Stanowiła – i nadal stanowi – dla niego zabezpieczenie finansowe, tak bardzo istotne w życiu każdego młodego tenisisty. Mimo osiąganych sukcesów, większość miejscowych specjalistów nie wierzyła jednak, że Duckhee jest w stanie przejść krok dalej. Ich zdaniem Koreańczyk po prostu nie poradziłby sobie w zmaganiach z profesjonalistami, gdzie różnica w tempie gry jest widoczna gołym okiem.

Zapewne nie zdawali sobie wówczas sprawy z tego, w jakim stopniu Lee bazuje na pozostałych zmysłach. Jakby to powiedział Tomasz Hajto – ma doskonałe antizipieren. Czyta swoich przeciwników jak otwartą książkę na podstawie pracy nóg, zamachów. Indonezyjczyk Rungkat, który mierzył się z Lee w zeszłym roku powiedział: – Wygląda to tak, jakby zawsze wiedział, w którą stronę chcę posłać piłkę. Nie sądzę, żeby zgadywał raczej czyta w moim umyśle.

Do tej pory jego największym sukcesem na korcie jest wygranie kilku Futuresów oraz finał Challengera osiągnięty we wrześniu minionego roku. Wciąż nie udało mu się zadebiutować na Wielkim Szlemie, choć w styczniu znalazł się już w ostatniej rundzie kwalifikacji do Australian Open. W tym roku regularnie gra już na poziomie Challengera, co w kwietniu zaowocowało awansem na najwyższe w karierze, 130. miejsce w rankingu. W ciągu ostatnich miesięcy w pokonanym polu zostawiał m.in. Dudiego Selę, Vaska Pospisila czy Gerarda Melzera – zawodników znanych nawet ludziom interesujących się tenisem wyłącznie przy okazji Wielkiego Szlema.

Reklama

Sam Lee uważa, że jego niepełnosprawność nie ma większego znaczenia w kontekście gry. Za sporą niedogodność uważa jednak… swój wzrost. Koreańczyk ma tylko 175 centymetrów – tyle samo co David Ferrer, od lat będący rodzynkiem z grona mikrusów w ścisłej czołówce. Dopiero w ciągu ostatnich kilku miesięcy coraz lepsze wyniki wykręca inny liliput, o pięć centymetrów niższy Diego Schwartzman, który na US Open pokonał potężnego Marina Cilicia.

Jak wygląda jego życie okołosportowe? Najbliżsi współpracownicy Lee opisują go jako uśmiechniętego chłopaka niemającego problemu w relacjach z innymi zawodnikami. Większym problemem są natomiast konferencje prasowe będące przecież nieodłącznym elementem w Tourze. Koreańczyk odczytuje pytania z ruchu warg tłumacza, natomiast sam mówi niewyraźnie i ciężko go zrozumieć. Po jednym z meczów nawet rodzima stacja zdecydowała się na użycie napisów w trakcie jego wypowiedzi.

Lee ma dopiero 19 lat i wciąż wiele do zrobienia. Jego celem jest osiągnięcie statusu najwyżej notowanego tenisisty w historii Korei Południowej. Żeby tego dokonać, musiałby awansować na 36. miejsce w rankingu – tę pozycję latem 2007 roku piastował Hyung-taik Lee. Póki co nie jest jednak najlepszy nawet wśród czynnych zawodników w swoim kraju. Znacznie wyżej od niego znajduje się wspomniany wcześniej o dwa lata starszy Chung, z którym Lee był w jednej drużynie w tegorocznym Pucharze Davisa.

19-latek ma jednak przed sobą masę czasu na spełnienie marzeń. A mimo młodego wieku i tak osiągnął już więcej, niż jakikolwiek inny niesłyszący tenisista w historii…

WIKTOR DYNDA

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Komentarze

4 komentarze

Loading...