Reklama

Panowie, odbieramy bilety i jedziemy na mundial

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2017, 10:05 • 3 min czytania 53 komentarzy

Dudek odstawia taniec na linii i sięga po Ligę Mistrzów, kończy się prezydentura Kwaśniewskiego, TVN emituje pierwszy odcinek „Szkła Kontaktowego”, do kin wchodzi „Komornik”. Sporo czasu minęło od 2005 roku, zmieniło się wiele, również w polskiej piłce, bo główny środkowy obrońca nie przyjeżdża na zgrupowania z Kataru, bo największymi gwiazdami kadry nie są piłkarze Celtiku, bo łowcą bramek nie jest zawodnik Elche. Drużyna narodowa zrobiła więc parę kroków do przodu, ale pierwszego awansu na mundial od 12 lat jeszcze nie wywalczyła. No i właśnie w tej sprawie dzisiaj się spotykamy.

Panowie, odbieramy bilety i jedziemy na mundial

Bilety do Rosji kasjerka trzyma już w dłoni, nam pozostaje tylko się nie wygłupić i wysupłać końcówkę z kieszeni. Nie szukamy w niej czeku na cholera wie jaką kwotę, raczej potrzebujemy paru miedziaków, bo Armenia na wyjeździe i Czarnogóra u siebie to nie jest znów jakiś piekielnie trudny terminarz. Dziś czekają nas Ormianie – w ostatnich trzech meczach eliminacji zawsze przegrani, w tym raz u siebie, kiedy Duńczycy, choć zaczynali od debetu 0:1, powieźli jednak gospodarzy zdecydowanie, strzelając im cztery bramki. W tabeli Polaków i Ormian dzieli przepaść 13-punktowa, jeśli oni stracili 19 bramek w ośmiu meczach, to myśmy tylko jedną mniej strzelili.

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda więc cacy, ale jak nowożeńcy mają chwile wątpliwości przed ślubem, tak i nas, zanim powiemy sakramentalne „tak” mundialowi, nawiedzają czarne myśli. Po pierwsze Armenia u siebie potrafi się postawić, co udowodniła na przykład w tych eliminacjach, ogrywając Czarnogórę u siebie. Po drugie, nigdy z nimi nie wygraliśmy w Erywaniu i nic to, że próbowaliśmy ledwie dwukrotnie; faul zrozpaczonego Bąka proszącego o zmianę, a potem gol z wolnego zaszczepił się nam w głowie już chyba na wieczność. Wreszcie po trzecie, gdy podejmowaliśmy Armenię w Warszawie, to tak zmęczyliśmy bułę wygrywając w ostatniej akcji meczu, że aż trudno oglądać te trzy punkty bez wstydu.

No i też w ekipie naszego rywala największą gwiazdą nie jest kuzyn byłego piłkarza Korony Kielce, ale Henrich Mychitarian, czyli gość, którego można im najzwyczajniej w świecie zazdrościć.

Znaki zapytania wiszą nam więc nad głową, bo do pytań o klasę rywala dochodzą te o naszą dyspozycję. Czy można zaufać będącemu w średniej formie Pazdanowi w obronie? Czy Błaszczykowski nie gra mimo wszystko za mało w Wolfsburgu? Czy Zieliński nie zniknie na cały mecz? Czy Grosik odpali turbo? Czy kadra bez Milika znów będzie cierpieć w ofensywie? I tak dalej, trochę tego jest.

Reklama

Nawiązując jednak po raz kolejny do ślubu – gdyby naszym drużbą był jakiś oszołom, prawdziwek bez krzty pomyślunku, pewnie ucieklibyśmy oknem. No, ale kadra ma Nawałkę, któremu – napiszemy to znów – wypada najzwyczajniej w świecie zaufać. Jasne, przegraliśmy w Danii, ale taki mecz musiał się w końcu przytrafić. Jesteśmy solidni, lecz nie na tyle zajebiści, by golić wszystkich, jak leci. Polegliśmy i cóż, zdarza się, po to wypracowaliśmy taką zaliczkę, by móc sobie na ten komfort pozwolić. Teraz gramy dalej, zostały dwie ostatnie przeszkody.

Naprawdę, nie wyobrażamy sobie tego mundialu bez Polski, za dużo zostało zrobione, by teraz ten awans wypuścić. Spodziewamy się trudnych meczów, ale ta kadra grała już i wygrywała trudniejsze. Świadomość i doświadczenie tego zespołu jest ogromna, piłkarzy znających duże stawki znajdziecie w każdym rogu szatni. Tego nie da się spieprzyć. Albo inaczej – to można spieprzyć bardzo się starając, ale cholera, nie chce się wierzyć, że reprezentanci poparzą się tym mimo wszystko małym ogniem.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

53 komentarzy

Loading...