Reklama

Cztery rzeczy, dzięki którym Korona znów uciekła z ciemnej dupy

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2017, 17:07 • 5 min czytania 19 komentarzy

Wiecie, za co można lubić Ekstraklasę? Za to, że co rusz trafia się tu projekt, który nie ma prawa wypalić, a który finalnie radzi sobie bardzo dobrze. Tak było przez lata z biednym jak mysz kościelna Ruchem Chorzów, który nie tylko utrzymywał się w lidze, ale i wchodził do pucharów. Tak w tym sezonie jest z Gliwą, który bramkarskim herosem nigdy nie był, a jednak tylko golkiperzy z Lubina i Poznania mają mniej goli puszczonych niż on. Jednak możemy wymieniać bez liku – ta liga zaskakuje nas w zasadzie z tygodnia na tydzień.

Cztery rzeczy, dzięki którym Korona znów uciekła z ciemnej dupy

Piszemy o tym dlatego, że przed sezonem identycznie zapowiadającym się projektem była Korona Kielce. Ciężko było nie przeczuwać, że to – mówiąc kolokwialnie i wprost – nie jebnie, skoro sufit wisiał na włosku, a niektórym zdążył się już zwalić na łeb (prezes Krzysztof Zając). Korona była bowiem drużyną w totalnej rozsypce spowodowanej wyrzuceniem w totalnie niezrozumiałych okolicznościach trenera, który osiągnął z zespołem historyczny wynik, czyli piąte miejsce. Co więcej – na jego miejsce przyszedł gość, który w dwa dni zdążył zrazić do siebie nawet klubowe sprzątaczki i doczekać się twardych rozmów z kibicami w jednym z podmiejskich lasów. Kilku piłkarzy stwierdziło wówczas, że to dobry moment, by pakować mandżur i zawijać się gdzieś dalej. Mało tego, Korona przystępowała do sezonu bez klasowego napastnika (Maciej Górski robił niewiele, by tak go nazywać), a jedyną alternatywą dla defensywnych pomocników wciąż jest Fabian Burdenski.

Wszystko wskazywało, że to pieprznie. A jednak nie pieprznęło. Co o tym zadecydowało?

1. Gino Lettieri poszedł po rozum do głowy.

Nie przypominamy sobie, by w historii ligi jakiś trener wszedł do klubu tak źle. Teksty do piłkarzy w stylu „jesz jak polska świnia”, naigrywanie się z ich polskiej mentalności czy wyrzucenie lubianego piłkarza za przyjście w klapkach sprawiły, że drużyna po dwóch dniach nie mogła na niego patrzeć i w otwarty sposób wyrzuciła z siebie to, co jej się nie podobało. Zachowanie trenera wydawało się nieprzypadkowe, na naszych łamach niemieccy dziennikarze dokonali na nim regularnego roastu. W zasadzie każdy z nich mówił podobne rzeczy, z których układała się spójna całość: z Lettierim nie da się współpracować.

Reklama

Współpracy z Lettierim nie ułatwia fakt, że gość ma betonową postawę względem nauki języka polskiego. Twierdzi, że i tak się go nie nauczy, więc nie warto poznawać nawet najprostszych zwrotów. Dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której trener przekazuje zawodnikom z ławki instrukcje po niemiecku nawet wówczas, gdy na boisku w tym języku mówi 2-3 piłkarzy. Ile w tym logiki? Niewiele. Ile w tym szacunku do miejsca, w którym zarabia się na chleb? Zero.

Lettieri jednak po czasie spasował i atmosfera w drużynie wyraźnie skoczyła w górę. Z pewnością można pochwalić go za to, jak przygotował zespół fizycznie. Kielczanie zwykle zwyczajnie biegają od rywali więcej i szybciej. Zobaczymy, jakie będą dalsze losy Lettieriego w Polsce, jak sprosta pierwszym kryzysom (historia pokazuje, że nie potrafi z nich wychodzić) i czy mu nie odbije (to liga, w której prędzej czy później każdemu zagranicznemu trenerowi odbija). Być może Włoch podszedł do tego niestandardowo i gejzery sodówki uaktywnił w swoich pierwszych dniach w Polsce, a nie ostatnich.

WARSZAWA 22.07.2017 MECZ 2. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - KORONA KIELCE 1:1 MATEUSZ MOZDZEN JAKUB ZUBROWSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

2. Nowi piłkarze okazali się wzmocnieniami.

Oczywiście nie wszyscy, Koronie zdarzyły się transfery absurdalne (Burdenski?!), ale kilka nowych twarzy zwyczajnie trzeba pochwalić. Zlatan Alomerović może nie udowadnia na każdym kroku, że ktoś w Borussii popełnił duży błąd odpalając go, ale generalnie gwarantuje solidny poziom (chyba że – jak w Poznaniu – musi poradzić sobie ze złapaniem dośrodkowania, z czym ma spore problemy). Adnan Kovacević jest przydatny w ataku (przy rzutach rożnych piłka zawsze cudownie spada na jego głowę), a i w defensywie radzi sobie na tyle dobrze, że na powrót kapitana, Radka Dejmka, nikt specjalnie nie przebiera nogami. Bardzo dobre wrażenie na skrzydle robi Ivan Jukić, który ze swoją dynamiką może startować do czołowych skrzydłowych w lidze. Ciężko oceniać ruchy Soriano i Kaczarawy – obaj nieustannie mają problemy ze zdrowiem – ale ich dotychczasowe występy świadczą o tym, że mają pojęcie o zdobywaniu bramek. Obaj mają podobną charakterystykę: wysocy, silni, raczej do roli lisa pola karnego niż napastnika chodzącego po całym boisku. Nawet Cvijanović wyskoczył z taką formą, że Nabil Aankour po powrocie do zdrowia wcale nie wejdzie do składu jak do swojego pokoju.

3. Środek pola Korony to dziś ligowy top.

Reklama

Mamy tu na myśli głównie parę Możdżeń – Żubrowski. Pierwszy z wymienionych – po sezonach będących ciągłym zjazdem – wreszcie w Kielcach ustabilizował formę. Niewykluczone, że pomogło mu w tym duże zaufanie, jakim został obdarzony: w Koronie gra wszystko, bo zwyczajnie nie ma innych opcji, w Lechu czy Lechii ciągle musiał mierzyć się z dużą rywalizacją i rzucaniem po pozycjach. Żubrowski z kolei to kolejny przykład na to, jak niewielka różnica dzieli pierwszą ligę i Ekstraklasę. Facet spędził w Stali Mielec bite 4,5 sezonu (zaczynał od trzeciej ligi) i w wyższej lidze w zasadzie z miejsca – od pierwszego meczu – zaczął zawyżać poziom. Jeśli dalej będzie utrzymywał na boisku ten poziom spokoju i opanowania, wkrótce zacznie mieć oferty od koncernów sprzedających melisę i rumianek.

Aha, nie zdziwimy się, jeśli Żubrowskiego wyjmie za niedługo jakiś topowy polski klub. A może i Możdżeń nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

4. Niezmienna atmosfera

W Kielcach zmieniają się trenerzy, zmieniają się szatnie, zmieniają się władze klubu, ale nie zmienia się jedno: kozacka atmosfera. Nie mamy pojęcia, jak oni to robią, ale telewizja klubowa Korony wciąż jest w stanie generować obrazki, które jasno pokazują, że w Kielcach dzieje się dobrze. Zobaczmy na przykład świeżą rzecz, czyli to jak Krystian Miś dowiedział się o powołaniu do U-21. Urocze, co?

 

Albo radość po pucharowym meczu z Wisłą Kraków, która świadczy o tym, że w drużynie wszystko jest OK.

 

***

Oczywiście nie ma sensu popadać w euforię, bo to dopiero początek sezonu i będzie jeszcze ze dwadzieścia okazji, by to wszystko gruchnęło, ale obok takiego fenomenu jak Korona Kielce nie można przejść obojętnie. Jakkolwiek źle by się wszystko zapowiadało – oni na koniec po prostu grają w piłkę często lepiej niż reszta. I jeśli mamy strzelać, po sezonie znów będą powody by stwierdzić, że tak źle to jeszcze nie było. A później Korona po prostu wyjdzie na boisko i zrobi swoje.

Nie wiemy, co musiałoby się stać, by Korona faktycznie – cytując klasyka – walczyła o spadek. Oczyma wyobraźni widzimy, jak Dieter Burdenski samemu staje na bramce, stawia swojego syna na dychę, a resztę pozycji obsadza kuzynami/bratankami/siostrzeńcami/pociotkami. A Korona i tak utrzymuje się w lidze, a telewizja klubowa co tydzień dostarcza kozackich obrazków z szatni.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...