Reklama

Co jest Doktorku? Kiedy wrócisz na tor?

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

04 września 2017, 18:42 • 7 min czytania 5 komentarzy

Valentino Rossi to jeden z najwybitniejszych zawodników sportów motorowych w historii. W Polsce nie jest aż tak znany, bo dla poważnych wyścigów akurat jesteśmy białą plamą na mapie. O globalnej popularności Włocha niech świadczy więc fakt, że nawet u nas można kupić jego napój energetyczny. Rossi właśnie złamał nogę i raczej na pewno może już zapomnieć o tym, że w tym roku zdobędzie 10. mistrzostwo świata. Ale spokojnie, powalczy o nie za rok, mimo niemalże czterdziestki na karku.

Co jest Doktorku? Kiedy wrócisz na tor?

Włosi Rossiego kochają. Nie, to za mało powiedziane. Duża część narodu ma na jego punkcie kompletnego fioła. Kiedy w czwartek media podały informację, że „Doktor” złamał nogę i czeka go dłuższa przerwa, kibice byli załamani. Kiedy dwa dni później reprezentacja Włoch przegrała 0:3 z Hiszpanią, mocno sobie komplikując drogę na rosyjski mundial, wielu kibiców skomentowało: no, szkoda, wielka szkoda. Ale co z Rossim?

Dobra, wiemy, że to śmiała teza, zwłaszcza na Weszło. Jak ją udowodnimy? Cyferkami. Na stronie „La Gazzetta dello Sport” każdy artykuł można ocenić, skomentować, lub polubić. Jeśli chodzi o mecz „Squadra Azzura” z Hiszpanami, najwięcej emocji wzbudził tekst z wypowiedziami po spotkaniu – 1,680. Tymczasem pod informacją o wypadku Rossiego były ponad 52 tysiące reakcji. Serio, Włosi mają na punkcie Rossiego totalną szajbę. Na przykład konferencja prasowe chirurga, który go operował, była transmitowana na żywo!

Doktor, to brzmi dumnie

Polska do sportów motorowych ma się jak pięść do nosa. Sukcesy w wyścigach na międzynarodową skalę osiągał jedynie Robert Kubica. W sportach motocyklowych jest jeszcze gorzej. W Moto GP, czyli motocyklowej Formule 1, jedynym regularnym uczestnikiem z Polski jest… Mateusz Jagielski, fotograf specjalizujący się w zdjęciach wyścigów.

Reklama

Prawda jednak jest taka, że nawet u nas, na peryferiach sportu motorowego, Valentino Rossi z pewnością nie jest anonimową postacią. A jeśli na przykład zamawiasz pizzę w jednej z dużych sieci, to z napojów masz do wyboru klasykę gazowanych, kilka soków i napój energetyczny sygnowany właśnie przez mieszkańca Italii.

rossi energy

No dobrze, ale czemu Rossi ma przydomek właśnie „Doktor”?

Kiedy idziesz do miasta doktor jest przez wszystkich szanowany – powiedział w filmie dokumentalnym „Faster”. Wcześniej używał różnych przydomków. Na ten zdecydował się, kiedy otrzymał honorowy stopień naukowy. – Doktor? Nie wiem, czy jest jakiś konkretny powód. Ale to brzmi pięknie i istotnie. We Włoszech określasz tak kogoś, kto cieszy się szacunkiem i jest ważny – dodaje jego ojciec Graziano Rossi. Sam Valentino czasem żartuje, że wybrał taki przydomek, bo Rossi to pospolite nazwisko wśród lekarzy…

Setka dla 5-latka

Valentino jednak na szczęście nie został lekarzem, tylko poszedł w ślady ojca i wsiadł na wyścigowy motocykl. Graziano był solidnym zawodnikiem, w 1979 roku wygrał nawet trzy wyścigi w klasie 250cc, w mistrzostwach zajął trzecie miejsce. To był zresztą dla niego wyjątkowo istotny rok, bo w lutym urodził mu się syn. Ojciec błyskawicznie zaczął go wprowadzać w świat sportu motorowego. Matka, bojąca się o bezpieczeństwo Valentino, wymogła na mężu, żeby zamiast motocykla był gokart. Początkowo wszystko układało się po jej myśli. Dzieciak szybko jednak stwierdził, że woli dwa kółka. W ten sposób 5-letni Vale zaczął kręcić motorkiem z silnikiem 100cc, czyli… nieznacznie mniejszym niż w najniższej z zawodowych serii wyścigowych (125cc)

Reklama

Dziś Valentino Rossi jest jednym z najbardziej utytułowanych motocyklistów w historii. Na koncie ma 7 tytułów mistrza świata w klasie Moto GP, w tym pięć z rzędu w latach 2001-05. Może się też pochwalić największą liczbą wygranych wyścigów – w sumie na najwyższym stopniu podium stawał 88 razy, o dwadzieścia więcej od drugiego w tej klasyfikacji Giacomo Agostiniego.

GP Włoch, Holandii, Hiszpanii i Katalonii wygrał po siedem razy, w Malezji i Wielkiej Brytanii triumfował sześciokrotnie. Na podium meldował się 188 razy, czyli niewiele mniej niż drugi Jorge Lorenzo i trzeci Dani Pedrosa razem wzięci…

Chcę być osobą, a nie ikoną

Rossi ma na koncie także inne osiągnięcia: na przykład w mistrzowskim sezonie 2003 na podium ukończył wszystkie 16 wyścigów. Wiadomo – świetna maszyna, doskonały kierowca, ale takie rzeczy i tak praktycznie w sportach motorowych się nie zdarzają.

Nie jeżdżę dla rekordów. Motywacja, by pobić to, czy inne osiągnięcie nie jest wystarczająca. Musisz to lubić. Najlepszą motywacją są wyścigi z najmocniejszymi rywalami. Kiedy wygrywasz za łatwo, to wygrana nie smakuje tak samo – mówi Rossi. I dodaje. – Nazywam się Valentino Rossi. I chcę być osobą, a nie ikoną.

Ikoną jednak już jest. Trudno zresztą, żeby było inaczej w kraju rozkochanym w sportach motorowych i motocyklach. Valentino jest dla nich naturalnym bohaterem, zwłaszcza, kiedy włoscy kierowcy w Formule 1 znaczą niewiele. Bo, choć to może się komuś wydać nierealne, podczas gdy Ferrari regularnie walczy o zwycięstwo w F1, to na włoskiego mistrza królewskiej serii kibice czekają od ponad 60 lat. Poza tym to niesamowicie sympatyczny gość, zawsze uśmiechnięty, nawet po awarii motocykla, czy pechowej porażce. Nie złości się, jak wielu innych zawodników, a zamiast tego rzuca dowcipami. Mówi też po angielsku z cudownym włoskim akcentem, w dodatku wysokim głosem. Ma do tego bujną czuprynę i ubiera się w jak najbardziej jaskrawe kolory. Takie indywiduum trudno nie lubić.

vr kibice

Rossi cieszy się więc zasłużoną sławą największego kozaka w sportach motorowych. I tu może kolejne zaskoczenie. Choć Włochy produkują mnóstwo wybitnych piłkarzy, siatkarzy, narciarzy, pływaków, żeglarzy, czy tenisistów, to w plebiscycie „La Gazzetta dello Sport” na najlepszego sportowca Italii nikt nie ma tylu triumfów, co właśnie Valentino Rossi. „Doctor” odbierał prestiżową nagrodę w latach 2001, 2002, 2003, 2008 i 2009.

Motocykl traktuję jak kobietę

Nie zawsze jednak było dobrze i po tłustych latach przyszły także chudsze. Po serii zwycięstw i miejsc na podiach nastąpiła inna, wyjątkowo bolesna dla tak utytułowanego zawodnika: kolejnych wyścigów bez wygranej. W sumie – 46. Ta liczba to w ogóle klucz do Rossiego. Z numerem 46 jeździ od początku kariery. Nie zmienił go na jedynkę, kiedy miał do tego pełne prawo, jako mistrz świata. 46 to numer, z którym jeździł Graziano Rossi w swoich wygranych wyścigach w roku urodzin Valentino. „Doktor” jest do niej wyjątkowo przywiązany. To zresztą jeden z wielu jego przesądów. Na przykład zawsze przed wyścigiem staje dwa metry od motocykla, robi głęboki skłon, potem podchodzi do maszyny, kuca i „rozmawia z motocyklem”. Wsiada i zsiada z niego zawsze tą samą nogą, zakłada i zdejmuje rękawice zawsze w określonej kolejności, i tak dalej.

Najważniejsza sprawa to mieć dobre relacje z maszyną, zrozumieć, czego ona chce. Ja myślę o motocyklu jak o kobiecie i zdaję sobie sprawę, że to brzmi głupio, ale taka jest prawda – mówi.

Odnośnie 46 – kibice Rossiego mają nadzieję, że dopiero w takim wieku zdecyduje się zakończyć karierę. Na razie dobija czterdziestki i po pechowym upadku na treningu przechodzi rehabilitację. Niestety, już teraz wiadomo, że odpuści co najmniej dwa wyścigi, przez co w praktyce straci szansę na kolejny tytuł (na razie traci do Andrei Dovizioso 26 punktów).

To kolejny wypadek Rossiego na motocyklu, ale w tym sporcie to nic nadzwyczajnego. Dalsze od normalności były za to zarobki „Doktora”. „Sports Illustrated” 10 lat temu wyliczył, że zgarnisa 34 miliony dolarów rocznie, a „Forbes” umieścił go na 9. miejscu najlepiej zarabiających sportowców świata. Kłopot w tym, że amerykańskie magazyny najwyraźniej czytali także pracownicy włoskiego urzędu podatkowego, którym liczby zdecydowanie się nie zgadzały z deklaracjami motocyklisty. Ruszyło wielkie śledztwo, okazało się, że Rossi zameldował się w Londynie i unikał większości podatków. Koniec końców zapłacił 35 milionów euro, dogadał się z fiskusem i mógł wrócić do ścigania.

Sława jest jak więzienie

Rossi to oczywiście przede wszystkim wyścigi motocyklowe, ale zdecydowanie „Doktor” nie ogranicza się tylko do dwóch kółek. Startował na przykład w WRC, w Rajdzie Wielkiej Brytanii zajął dobre 12. miejsce, 13 minut za Sebastianem Loebem. Regularnie jeździ w mniejszych rajdach, głównie we Włoszech. Na koncie ma także oficjalne testy w Formule 1. W bolidzie Ferrari poradził sobie doskonale, kręcąc czas około sekundy gorszy od Michaela Schumachera. Przez długi czas był łączony ze stajnią z Maranello, dekadę temu wiele wskazywało na to, że zastąpi w czerwonym bolidzie odchodzącego na emeryturę „Schumiego”.

Valentino_Rossi

Nie lubię bycia sławnym, to jest jak więzienie. A gdybym jeździł dla Ferrari, było by jeszcze gorzej – mówi wprost. Kiedy media spekulowały, że jednak zwiąże się kontraktem z włoską stajnią, odpowiedział: – Ciekawe skąd Ferrari miałoby wiedzieć, co będę robił w przyszłym roku, skoro ja sam nie wiem, co będę robił w przyszłym tygodniu!

Ostatecznie romans Rossiego z Formułą 1 zakończył się na testach, rozmowach i spekulacjach medialnych. Teraz „Doktor” ma ważny do końca 2018 roku kontrakt z Yamahą. Nie jest tajemnicą, że jego motywacją i obsesją jest wywalczenie 10. tytułu mistrza świata. W tym roku zaczęło się od trzech miejsc na podium, potem przyszły dwa gorsze wyścigi, wygrana w Holandii, w wakacje trzecie miejsce w Wielkiej Brytanii. W ostatnich sześciu Grand Prix sezonu miał walczyć o tytuł. Jak pisaliśmy wcześniej – w praktyce będzie to niemożliwe. 39-letni Włoch nie zamierza jednak rozpaczać. Na razie przeszedł operację złamanych kości strzałkowej i piszczelowej, zrobił komplet badań i wypisał się ze szpitala.

W domu będę odpoczywał, a potem zacznę rehabilitację najszybciej, jak to będę możliwe. Zobaczymy, jak zareaguje moje ciało i podejmę decyzję, co dalej. Zrobię wszystko, co możliwe, żeby jak najszybciej wrócić do ścigania – oświadczył „Doktor”. Te słowa dla jego kibiców brzmią jak najlepsza recepta na skołowane nerwy.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...