Reklama

Armenia miała ambicje, a Dania całą resztę piłkarskich atutów

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2017, 20:26 • 3 min czytania 3 komentarze

Jeśli ktoś liczył, że w meczu Danii z Armenią stanie się coś dobrego dla naszej reprezentacji, to przeżył natychmiastową euforię, która z czasem zamieniała się jednak we frustrację. Cóż, jedynie pierwsze minuty mogły dawać nadzieję na to, że outsider naszej grupy coś tutaj ugra. Gasła ona jednak coraz bardziej z każdą minutą tego spotkania.

Armenia miała ambicje, a Dania całą resztę piłkarskich atutów

Zakładamy, że większość czytelników miała już okazję spóźnić się na imprezę, a wtedy początki bywają trudne. Pierwsze chwile niezwykle ciężkie, bo prawie wszyscy już wstawieni i trochę trudno nie zamulać. No, ale z każdym kolejnym kieliszkiem jest coraz lepiej… Takiego niezbyt punktualnego gościa przypominała dzisiaj Dania, która, mówiąc delikatnie, nie weszła dobrze w mecz. Wszelkie akcje w ofensywie grali mniej więcej na takim tempie, w jakim robi to Wisła Płock, czyli łagodnie mówiąc żółwim. Z drugiej strony była Armenia, która po strzale Adamyana poczuła krew. Tutaj co prawda zabrakło jeszcze siły i precyzji, ale przy próbie Koryana było już wszystko – siła, celność, technika – co złożyło się na cudną bramkę.

Przenosząc to na żargon bokserski, to Dania dostała strzała i była liczona, ale był to bardziej cios otrzeźwiający, a nie definitywny nokaut. Na reakcję długo nie trzeba było czekać, bo Duńczycy doprowadzili do wyrównania już po dziesięciu minutach, a mogli i wcześniej, gdyby Cornelius oddał lepszy strzał z piątego metra. Na listę strzelców wpisał się jednak Delaney, a na zestawienie partaczy – cała defensywa Armenii. Umówmy się, że dośrodkowanie Dalsgaarda przypominało kopnięcie balona, który unosił się w powietrzu tak długo, aż spadł wprost na głowę niepilnowanego pomocnika Danii. Oczywiście goście nie zamierzali poprzestać na jednej bramce i drugiego ciosu szukali już w pierwszej połowie. No, a jak trwoga, to do Eriksena, który dwa razy się nie myli. Za pierwszym razem, gdy podszedł do rzutu wolnego, to uderzył jedynie w mur. Za drugim w okienko. Cóż, gość jest niesamowity!

Nie spodziewaliśmy, że Petrosyan w przerwie dokona cudu i jego piłkarze zamienią się w graczy Realu Madryt, ale też liczyliśmy jednak na trochę więcej, bo poza zaangażowaniem nie zaprezentowali już nic więcej. A za ambicję i osławioną „jazdę na dupie” według najnowszych wytycznych FIFA bramek nie przyznają. Według tych starszych też.

Reklama

Nasi pogromcy z piątku wszystko mieli więc pod kontrolą, ale też specjalnie nie kwapili się, żeby postawić kropkę nad „i”. Rzecz jasna, jakieś okazje były, bo doskonałą okazję zmarnował Kvist, który zbyt długo czekał ze strzałem, gdy w bramce nie było golkipera Armenii. Następnie dogodną szansę zmarnował Fischer, a przyczynił się do tego Meliksetyan, który popisał się całkiem niezłą obroną. Za trzecią próbą Duńczyków w drugiej połowie było już jednak po meczu, bo z dystansu celnie kropnął Delaney. A jakby tego było mało, to po dziesięciu minutach 26-latek na koncie miał już hat-tricka. Tym razem w doliczonym czasie gry strzelił po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. A kolejna w ostatnich dniach asysta powędrowała na konto Eriksena.

Cóż, emocje mieliśmy jedynie na początku, a cała reszta potoczyła się według scenariusza, który przewidywała większość – łatwe i pewne zwycięstwo Duńczyków.

Armenia – Dania 1:4 (1:2)
1:0 Koryan 6’
1:1 Delaney 17’
1:2 Eriksen 29’
1:3 Delaney 82’
1:4 Delaney 93’

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...