Reklama

Vive rozpoczęło sezon. Czy znowu zakończy go jako zwycięzca Ligi Mistrzów?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

03 września 2017, 13:49 • 3 min czytania 1 komentarz

Poprzedni sezon PGNiG Superligi w wykonaniu piłkarzy ręcznych PGE Vive Kielce był jak rockandrollowy koncert, podczas którego kapela od pierwszej do ostatniej sekundy daje czadu, bez najmniejszej chwili wytchnienia. Zawodnicy Tałanta Dujszebajewa wygrali wówczas wszystkie 32 spotkania! Obecne rozgrywki, zgodnie z oczekiwaniami, znowu zaczęli od mocnego uderzenia. W wyjazdowym spotkaniu rozwałkowali 36:20 beniaminka ekstraklasy, MKS Kalisz. Ten wynik nie może dziwić, bo wszystko wskazuje na to, że mistrzowie Polski będą w najbliższych miesiącach jeszcze silniejsi niż dotychczas. Poza kibicami z Płocka, którzy wierzą w swoją Wisłę, nikt nie zastanawia się nad tym, czy kielczanie obronią tytuł – pytanie brzmi raczej: w jakim stylu to zrobią? No i – przede wszystkim – czy znowu będą w stanie wygrać Ligę Mistrzów?

Vive rozpoczęło sezon. Czy znowu zakończy go jako zwycięzca Ligi Mistrzów?

Latem Vive opuściło m.in. dwóch znanych zawodników – Piotr Chrapkowski i Tobias Reichmann. Ten pierwszy, reprezentant Polski, odszedł do Magdeburga, ponieważ wiedział, że nie ma szans, aby być kluczowym szczypiornistą kieleckiego klubu. Z kolei Niemiec stęsknił się już za ojczyzną, dlatego wybrał ofertę mającego mocarstwowe ambicje MT Melsungen. Jego odejście nie doprowadziło jednak kibiców do wrzenia, ponieważ Bertus Servaas zadbał o to, żeby do klubu przyszły prawdziwe gwiazdy, zawodnicy z absolutnego handballowego topu. Prawy rozgrywający Alex Dujszebajew i prawoskrzydłowy Blaż Janc zdecydowanie zasługują na to, by obdarować ich takimi komplementami.

– Na swoich pozycjach są pewnie w top 3 na świecie, fajnie dla polskiej ligi, że tacy goście do niej przyszli – zauważa Paweł Noch, asystent selekcjonera reprezentacji Polski Piotra Przybeckiego.

Vive wzmocnił jeszcze m.in. zdolny Marko Mamić, który docelowo ma stać się następcą Karola Bieleckiego na lewej połówce. Chorwat to gość z rocznika 94, dwanaście lat młodszy od „Koli” i dekadę od Michała Jureckiego. Dujszebajew i Janc to także młodzi zawodnicy, urodzeni odpowiednio w 92 i 96 roku. Wszyscy ci goście wpisują się w politykę klubu, polegającą na tym, żeby odmłodzić skład. Owszem, nadal nie brakuje w nim dojrzałych graczy – poza wspomnianymi rozgrywającymi w zespole zostali przecież m.in. Uros Zorman, Mariusz Jurkiewicz czy Sławomir Szmal – ale generalnie to goście urodzeni w latach 90. mają powoli przejmować stery w drużynie.

W tym miejscu rodzą się ważne pytania: czy trener Dujszebajew stworzył potwora? Czy obecne Vive będzie najmocniejszym zespołem w historii klubu?

Reklama

– Na dziś trudno odpowiedzieć na to zagadnienie. Czas pokaże, jak silny jest to zespół. Na pewno na razie numerem 1 jest to Vive, które w  2016 roku wygrało Ligę Mistrzów – uważa Noch.

To właśnie triumf w Champions League będzie w obecnych rozgrywkach głównym celem kielczan. Obrona mistrzostwa Polski ma być dla nich tylko przystawką do głównego, europejskiego dania.

– Nie wolno przyznawać medali na samym początku ligi, ale rzeczywiście na dziś Vive wydaje się być zespołem poza zasięgiem reszty stawki. Mimo wszystko uważam jednak, że Wisła ma większe szanse podjęcia walki z kielczanami, gdy finały odbywają się w systemie mecz i rewanż, niż jakbyśmy grali tak, jak wcześniej, do trzech wygranych spotkań – tłumaczy Noch.

W Lidze Mistrzów kielczan czeka jednak niełatwe zadanie – poziom czołowych klubów w Europie jest wyjątkowo wyrównany.

– O wygranych w meczach potentatów decydują niuanse, jak skuteczność bramkarzy czy lepszy dzień jednego z rzucających zawodników. Różnice między zespołami z topu są naprawdę minimalne – uważa asystent Przybeckiego.

Nie sposób się z nim nie zgodzić – rzut oka na europejską czołówkę wystarczy, by dojść do wniosku, że drużyn, które mogą wygrać LM, jest… osiem. Vive, Barcelona, Vardar Skopje, PSG, Rhein-Neckar Loewen, Flensburg Handewitt, THW Kiel, Telekom Veszprem – wszystkie te zespoły mają na tyle duży potencjał, żeby rywalizować o główne trofeum. Każda z tych ekip posiada wysoki budżet, gwiazdy w składzie i osobowości trenerskie na ławce.

Reklama

– Dzisiaj na pewno nie podjąłbym się typowania nazwy drużyny, która wygra Ligę Mistrzów – puentuje Noch. My też – w ostatnich sześciu latach w tych rozgrywkach triumfowało sześć różnych klubów…

KG

Fot. FotoPyk

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...