Reklama

Nie mogłem przechodzić obojętnie obok tego, że ludzie wykorzystują 10% potencjału

redakcja

Autor:redakcja

17 sierpnia 2017, 12:53 • 22 min czytania 33 komentarzy

Jeśli dostajecie wysypki na plecach, gdy słyszycie hasło „trening mentalny” czy „rozwój osobisty”, kliknijcie krzyżyk w górnym rogu, bo ten wywiad raczej nie jest dla was. Jeśli w jakiś sposób frapuje was dziedzina, która również w piłce urosła już do takich rozmiarów, że ciężko ją lekceważyć, zapraszam na rozmowę z Rafałem Kubowem, który pracuje nad sferą mentalną z dziesiątkami polskich piłkarzy. W przeszłości był m.in. członkiem sztabu Legii Warszawa i młodzieżowych reprezentacji, gdzie zajmował się głównie analizą taktyczną. Z czasem stwierdził, że więcej jakości do polskiej piłki może wnieść, pracując indywidualnie z piłkarzami i trenerami nad ich głowami. Sprawdźcie, jak mu idzie. 

Nie mogłem przechodzić obojętnie obok tego, że ludzie wykorzystują 10% potencjału

Wkurzasz się, gdy słyszysz, że należy zdelegalizować coaching i rozwój osobisty?

Nie zajmuję się tak naprawdę ani coachingiem, ani typowo rozwojem osobistym. Ja dopasowuję wszystkie znane mi narzędzia to tego, by jak najlepiej pomagać trenerom i piłkarzom w wykonywaniu ich zawodu, który nie jest łatwy.

Ale bywasz nazywany coachem.

Jestem trenerem mentalnym, który specjalizuje się w piłce nożnej. Łączę w ramach tego zajęcia kilka dziedzin. Na pewno są to również elementy coachingu – na przykład umiejętność zadawania dobrych pytań, bo to ważna część mojego zawodu.

Reklama

Jaka jest różnica pomiędzy coachem a trenerem mentalnym?

W coachingu zadaje się pytania bez podsumowania rozwiązań. Ja współpracuję z zawodnikami i trenerami, którzy oczekują ode mnie tych rozwiązań, które są sprawdzone. Jestem bardziej „inwazyjny”. Zadawanie pytań i samodzielne dochodzenie do wniosków to istotna część naszego procesu, ale najważniejsza jest właśnie wiedza, którą mogą wykorzystywać w tych wymagających zawodach. Wymagających, bo trzeba w nich dobrze obsługiwać swój umysł.

Nie wierzę jednak, że nie docierają do ciebie głosy, które krytykują twoją profesję.

Zawsze trzeba się z nimi liczyć, niezależnie od tego czym się zajmujemy. O opinie najlepiej zapytać piłkarzy, z którymi współpracuję. To oni widzą sposób działania, to oni mogą ocenić jego skuteczność i to na ich zdaniu najbardziej mi zależy. Krytyka, o której mówisz, jest o tyle ważna, że mobilizuje do tego, by ciągle dbać o swój warsztat, by się rozwijać, by być jeszcze bardziej skutecznym. Nie dociera do mnie jej zbyt wiele, może to się zmieni, gdy zacznę działać na jeszcze szerszą skalę, ale na pewno nie zmieni się to, że krytykę będę traktował jako prezent. Nawet tę niekonstruktywną.

Krytyka niekonstruktywna też jest prezentem?

Oczywiście pojawia się tzw. hejt, ale tak – to też prezent. Pracuję nad tym z zawodnikami. Niekonstruktywna krytyka pozwala na trening inteligencji emocjonalnej. Dzięki niemu uczymy się radzić sobie ze swoim emocjami – wzmocnić się można tylko wtedy, gdy przyjmujemy na klatę różne bodźce z otoczenia, w tym również hejt.

Reklama

To a propos hejtu. Pojawiają się zarzuty, że jako branżżerujecie na naiwności, a wraz z jej dynamicznym rozwojem szeroko otwarta została furtka dla wszelkich hochsztaplerów, którzy nie mają odpowiednich kompetencji, a z różnych względów zyskują wiarygodność.

Jeszcze raz oddzieliłbym coaching od zajmowania się sportowcami. Ja sam byłem trenerem piłkarskim przez 12 lat, pracowałem m.in. w Legii i w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Dostawałem tam kredyt zaufania i starałem się go spłacić. To jest 12 lat budowania swojego nazwiska i wiarygodności. Również poprzez to, że wielu zawodników skorzystało z moich usług i polecają następnym. Jednak na pewno jest tak, że w tym zawodzie pojawiają się różni ludzie. Nie mnie ich oceniać.

Komu, jeśli nie tobie?

To rynek z czasem wszystkich weryfikuje. Pojawiają się różne opinie od piłkarzy, ale w takich wypadkach to może zafunkcjonować tylko na bardzo krótką metę. Bo na dłuższą zawodnik po prostu czuje, czy mu ktoś pomaga, czy nie. To błyskawiczna weryfikacja. Ja kibicuję każdemu trenerowi mentalnemu, by wnosił jakość, bo wszyscy pracujemy na wizerunek tego zawodu w sporcie.

Prowadziłeś we wtorek wykład na kursie trenerskim UEFA A. Czego dotyczył?

Umiejętności miękkich, czyli fachowego budowania relacji z zawodnikiem. Jednak by do tego doszło, najpierw trzeba zbudować relację z samym sobą. Chodzi o samoświadomość trenera, zarządzanie emocjami, inteligencję emocjonalną – szukanie narzędzi, dzięki którym sam szkoleniowiec poczuje się lepiej, będzie potrafił się zdystansować.

Innymi słowy – najpierw trzeba potrafić zarządzać sobą, by móc to samo robić z zawodnikami?

Oczywiście. Nie można dać komuś czegoś, czego się nie posiada – niezależnie czy mówimy o miłości, spokoju czy wiedzy. Żeby komuś pomagać, najpierw trzeba pomóc samemu sobie. Ślepiec nie powinien prowadzić ślepca. Trzeba samemu płonąć, żeby kogoś zapalić. To podstawy.

Niedawno zagadnienie treningu mentalnego poruszono w programie Liga+Extra. W materiale Michał Probierz mówi wprost, że nie dopuściłby kogoś takiego ja ty blisko drużyny.

Szanuję taką opinię. Każdy trener ma swoją filozofię prowadzenia drużyny i żadna nie jest zła. To tylko kwestia stylu. Jeśli ktoś sam potrafi ogarnąć mentalnie zespół, to nie widzę w tym nic złego. Oczywiście pod warunkiem, że taki trener nad sobą pracuje, a wiem, że akurat trener Probierz ciągle bardzo mocno się rozwija. Jeśli potrafi spojrzeć z odpowiednim dystansem na swoich zawodników, to bardzo mocno mu kibicuję. Jest jednak wielu trenerów, którzy szukają u mnie pomocy – widzą, że kolejna para oczu i twarde umiejętności mogą sporo wnieść. Tę samą drogę przechodzili w przeszłości trenerzy przygotowania motorycznego. Kiedyś pierwsi trenerzy nie dopuszczali ich do sztabu, bo byli przekonani, że sami są w stanie bardzo dobrze przygotować zespół. Jednak ta bariera została przełamana, tak samo będzie z kolejnymi, bo następuje coraz większa specjalizacja.

Ale to troszkę lekceważąca opinia, prawda?

Ale trzeba ją po prostu uszanować.

Przekonujesz – trochę wbrew powszechnej opinii – że polscy trenerzy pod względem merytorycznym nie odstają od kolegów po fachu z Zachodu. Twierdzisz nawet, że czasami ich przewyższają, jeśli chodzi o umiejętności, mają jednak deficyty w podejściu mentalnym. Nazwałeś to brakującym elementem.

Tak, robiliśmy (wspólnie z ekipą Deductora, czyli Dawidem Szwargą, Łukaszem i Tomkiem Włodarkami) taki cykl szkoleń z inteligencji emocjonalnej trenera. Twierdzę tak, bo widzę, że przy kontaktach z zagraniczną myślą szkoleniową na stażach czy konferencjach już niewiele rzeczy naszych trenerów zaskakuje. Oczywiście warto szukać takich kontaktów, bo czasami nawet jedno zdanie może wzbogacić warsztat, ale tu już nie ma przełomów. Zainwestowaliśmy mnóstwo w umiejętności twarde trenerów i oni z tego skorzystali. Wisienką na torcie będzie wyposażenie trenerów w umiejętności miękkie, bo tę posiadaną wiedzę trzeba w jakiś sposób przekazać. Więcej trenerów traci pracę przez to, że nie potrafi zarządzać, niż przez to, że nie potrafi grać systemem 4-4-2. To samo dotyczy trenerów, którzy pracują z najmłodszymi – nie brakuje im warsztatu, ale nie potrafią funkcjonować w otoczeniu wymagających rodziców i szefów. Umiejętności miękkich może nie widać na pierwszy rzut oka, ale to trochę jak z prądem w gniazdku – nie widzimy go, ale dostrzegamy, że lampka się pali i za niego płacimy. Nie mogłem przechodzić obojętnie obok tego, że istnieje pewna usystematyzowana wiedza, a przez jej brak trenerzy czasami wykorzystują 10% swojego potencjału.

WARSZAWA 13.12.2015 SWIADOMA PODROZ PRZEZ KARIERE - KONFERENCJA PRASOWA DLA PILKARZY, TRENEROW I SPORTOWCOW --- AWARE JOURNEY THROUGH CAREER - PRESS CONFERENCE FOR FOOTBALLERS, TRAINERS AND ATHLETES IN WARSAW WOJCIECH SOSNOWSKI - SOKOL RAFAL KUBOW JACEK MAGIERA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Na Zachodzie trener mentalny przy drużynie jest już normą?

Nie dzielą nas lata świetlne, ale widać różnicę. Nie mówię już nawet o NBA czy NHL, gdzie nie ma sztabu bez specjalisty od treningu mentalnego. Byłem niedawno u zawodnika, który występuje w klubie zagranicznym i rozmawiałem z jego trenerem mentalnym, który jest stale przy drużynie. Nierzadko tacy trenerzy zasiadają nawet na ławce w trakcie meczów. To nie są ludzie z pierwszych stron gazet i bardzo dobrze, bo pełnią – tak jak ja – jedynie funkcję wspomagającą, ale to specjaliści, którzy na bieżąco potrafią współpracować z zawodnikami. Nie istnieje czarodziejska różdżka, nikt po jednym spotkaniu nie staje się wielki i niezniszczalny. To normalny trening umysłu, który wykonuje się systematycznie.

W mediach społecznościowych często powołujesz się na przykłady z zagranicy.

Marcus Rashford będąc dzieckiem, napisał list do samego siebie z przyszłości, w którym relacjonował, że jest graczem Manchesteru United. Żeby coś powstało w świecie materialnym, musi najpierw powstać w głowie. U nas Robert Lewandowski otworzył mentalnie piłkarzy. Pięć lat temu nie mieściło nam się w głowie, że Polak może grać w Bayernie Monachium i być tam największą gwiazdą. Teraz czas na trenerów. Na razie nie mieści nam się w głowie, że polski szkoleniowiec może pracować np. w Manchesterze United i wygrać z nim Ligę Mistrzów. Abstrakcja! Ale to samo powiedzielibyśmy kiedyś o Lewandowskim w Bayernie. Potrzebny jest pierwszy człowiek, który połączy wszystkie umiejętności i przetrze szlaki dla polskich trenerów, bo oni nie są gorsi.

Gdybyś miał w tej chwili wskazać polskiego trenera, który najlepiej łączy umiejętności twarde i miękkie, to kogo byś wymienił?

Chyba Jacka Magierę, ale również z tego względu, że znam go najlepiej i obserwowałem go z bliska przez dłuższy czas. Miałem styczność z wieloma trenerami, ale najwięcej wiem o jego sposobach pracy. Kiedyś mi zaufał, zobaczył we mnie potencjał, a ja bacznie go obserwowałem i brałem przykład, bo bardzo podobał mi się jego styl prowadzenia zespołu. Najważniejsza kwestia leży w podejściu – żeby być dobrym trenerem, najpierw trzeba być dobrym człowiekiem. Trzeba się rozwijać, bo trenowanie jest tylko fragmentem kontekstu życiowego. Nie ma trenerów idealnych, ale od każdego można się czegoś nauczyć. Od Jacka Magiery najwięcej.

Chciałbym zapytać cię o konkretny przykład, który się z Magierą wiąże. Jakub Rzeźniczak. Bardzo długo pracował z Mateuszem Grzesiakiem, ale wyraźny postęp zauważyć można było u niego dopiero wtedy, gdy zmienił się trener w Legii. Wcześniej zapukał do niewłaściwych drzwi?

Jeśli ktoś chce się rozwijać nie tylko piłkarsko, to ja już to chwalę. Niekoniecznie ze mną, byle ten człowiek był fachowcem. Ja specjalizuję się w piłce nożnej, mówię językiem piłkarskim i dopasowuję wiedzę psychologiczną do futbolu. Nic nie jest od tego oderwane, bo byłem w szatni, znam zapach Bengay’a i wiem, jak to wszystko wygląda. Tylko że my – trenerzy wspomagający – nie odpowiadamy w całości za sukcesy zawodników. Nigdy nie powiem, że dobra gra piłkarza to tylko moja zasługa. To samo powinno tyczyć się innych trenerów, w tym Mateusza Grzesiaka. Jeśli zawodnik dobrze gra, to jest to zasługa wielu osób, my jesteśmy tylko elementem tej układanki, czasami koniecznym. Myślę, że w przypadku Kuby Rzeźniczaka mogło być tak, że ta wiedza się u niego kumulowała, ale dopiero przyjście trenera Magiery, który tworzy przyjazne środowisko, pozwoliło ją wykorzystać i dziś Kuba prezentuje to, co potrafi, bo wiemy, że to solidny zawodnik.

Jesteś trochę innym przypadkiem niż twoi koledzy po fachu, bo – tak jak wspominałeś – nie zostałeś zrzucony ze spadochronem do środowiska piłkarskiego, tylko się z niego wywodzisz.

Bardzo ciężko pracowałem, by dojść do tego miejsca i ta droga może rzeczywiście nie jest typowa. Ale pracy się nie boję, bo jestem ze Śląska, konkretnie z Jastrzębia Zdroju, gdzie są kopalnie i takie wartości są wpajane. Podjąłem kilka ryzykownych decyzji, nigdy nie uciekałem od problemów, tylko starałem się brać je na klatę. Najpierw walczyłem o to, żeby znaleźć się w Legii czy w reprezentacji, a teraz walczę o to, żeby trening mentalny był powszechny w klubach. Nie stać nas na to, żeby trenować tak ciężko w innych aspektach, a to zaniedbać.

Zaczynałeś jako piłkarz.

Miałem marzenie, żeby grać w reprezentacji. Chyba jak każdy. Może nie miałem odpowiedniego talentu i potencjału motorycznego, może nie trafiłem na odpowiednich ludzi. Sam walczyłem o to, by sprzedać swoje umiejętności na meczach. Grałem jednak tylko pół-profesjonalnie i szybko zorientowałem się, że gdzieś indziej leży mój potencjał.

Czytałem, że na treningach byłeś najlepszy, w meczach – najgorszy.

Coś w tym było, niesamowita przepaść. Ale dzięki temu zacząłem nad sobą pracować. I widziałem, że pewne narzędzia działają w moim przypadku. Zauważyłem też, że z czasem mogę pomagać innym, bo nie jest tak, że jesteś skazany na swoją naturę.

Wyglądasz młodo, ale domyślam się to były czasy, w których świadomość była nieporównywalnie mniejsza.

Świadomość była żadna. Oczywiście był też wszechobecny alkohol, który do dzisiaj przez niektórych nazywany jest najlepszym psychologiem. Brzmi śmiesznie, ale tak naprawdę tragicznie. Jeśli wgłębimy się w historie ludzi, którzy w ten sposób radzili sobie z problemami, to widzimy, że to droga donikąd. Nie ucieczka, a tylko konfrontacja z problemami sprawia, że wzrastamy. To środowisko nie było łatwe dla młodego chłopaka. Ale zauważyłem wtedy, że ciało zna granice, a umysł nie.

Widzisz duże rezerwy w pracy z dziećmi czy młodzieżą? Ja ciągle mam wrażenie, że najpierw pracujemy nad tym, by nauczyć grać, a później martwimy się o głowę, w czym swoją rolę odgrywa też tzw. KOR.

Lekarze działają według zasady „primum non nocere”, czyli „po pierwsze nie szkodzić”. Powinna znaleźć swoje zastosowanie również w pracy z dziećmi. Gdy już przychodzą na trening, przede wszystkim powinny się dobrze poczuć. Piłka musi się najpierw dobrze kojarzyć. A dopiero później nastąpić powinno przekazywanie umiejętności twardych – uczenie taktyki, techniki, motoryki. Odwrotna kolejność może przynieść więcej krzywdy niż pożytku.

Jak teoria ma się u nas do praktyki?

Pracujemy nad tym. Zgłasza się do mnie wielu trenerów z pytaniami o to, jak dbać o ten właściwy rozwój. To jest fajne, że polscy trenerzy pracują nad sobą, mają coraz większy dystans do siebie i pokorę do swoich umiejętności. Ona sprawia, że chcemy się rozwijać, a w przypadku dzieci jest to tym bardziej istotne, że zmieniają się pokolenia. Kiedyś było pokolenie spędzające czas na „trzepaku”, teraz mamy pokolenie Facebooka, choć może już nawet bardziej pokolenie Snapchata, które wchodzi do piłki.

Postanowiłeś zostać trenerem. Wtedy jeszcze bez pomysłu na to, by skręcić w stronę treningu mentalnego?

Prowadziłem wszelkie grupy dziecięce, począwszy od sześciolatków, juniorów w Śląskiej Lidze Juniorów, drużynę kobiet. Gdy miałem 24 lata, objąłem po raz pierwszy zespół seniorów – amatorów, którzy grę łączyli np. z pracą w kopalni. W zasadzie obojętnie czym się zajmowałem w życiu – czy odśnieżałem ulicę, czy sprzedawałem hot-dogi w budce – wszędzie była ta sfera miękka, na którą trzeba pracować. Powoli odkrywałem, że bardziej fascynuje mnie psychologia niż taktyka. Po treningu, po tym co musiałem robić, bo dawało mi pieniądze na chleb, siadałem, otwierałem książki psychologiczne i szedłem w to coraz głębiej.

NOWY DWOR MAZOWIECKI 29.05.2015 MECZ 32. KOLEJKA III LIGA GRUPA LODZKO-MAZOWIECKA SEZON 2014/15: LEGIA II WARSZAWA - SWIT NOWY DWOR MAZOWIECKI 0:0 --- POLISH THIRD LEAGUE FOOTBALL MATCH: LEGIA II WARSAW - SWIT NDM 0:0 RAFAL KUBOW KRZYSZTOF DEBEK JACEK MAGIERA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak trafiłeś do Legii?

Podjąłem odważną decyzję i pojechałem do Legii na staż. Tam moim celem stało się pomaganie jej na stałe. Mieszkałem na Śląsku, gdzie było wtedy wiele drużyn na poziomie ekstraklasy. Zaproponowałem, że będę je obserwował i wysyłał raporty, co łączyłem z inną pracą. Pisałem je nocami. Tak jak powiedziałem – fascynowały mnie umiejętności miękkie, ale taktyka też zawsze była moją pasją. Dużo współpracowałem wtedy z Jackiem Magierą – może na początku łapał się za głowę, ale z czasem zobaczył, że moja praca ma jakość. W pewnym momencie rzuciłem wszystko i przeprowadziłem się do Warszawy, by pokazać na co mnie stać. To trwało długie miesiące, a nawet lata, ale przekonałem do siebie sztab i zacząłem pracę na stałe za kadencji Jana Urbana. Lekkie szaleństwo, ale za każdym sukcesem stoją odważne decyzje.

Jan Urban to chyba ciekawy przykład w nawiązaniu do naszej rozmowy. Ma w środowisku opinię człowieka bardzo przyjaznego, bezproblemowego. Te umiejętności miękkie są w jego przypadku – jeśli chodzi o oferty pracy czy późniejszą sympatię zespołu – nawet ważniejsze niż sam warsztat.

Podaję jego przykład na szkoleniach. Ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami, potrafi sprawić, że piłkarze „umierają za niego na boisku”. To jest podstawa, te umiejętności pozwoliły mu trenować Legię czy Lecha. Jeśli trener chce pracować tam, gdzie jest presja, gdzie są zawodnicy z mocnymi charakterami, to bez z nich nie da sobie rady. Zachowując wszelkie proporcje – za podobnego trenera uchodzi Carlo Ancelotti. Od wielu lat trenuje tylko wielkie drużyny, bo każdy prezes wie, że poradzi sobie z gwiazdami.

Pytanie, czy same umiejętności miękkie wystarczają…

Trenerów należy oceniać w dłuższej perspektywie. Jan Urban zdobywał mistrzostwa i wygrywał puchary, do czego nie dochodzi się tylko umiejętnościami miękkimi. One jednak pozwalają otoczyć się odpowiednim sztabem ludzi.

W reprezentacjach młodzieżowych pracowałeś już nad sferą mentalną?

Tam też zajmowałem się głównie analizą taktyczną – naszej gry czy gry przeciwnika, ale miałem też swoją działkę, jeśli chodzi o pracę mentalną. Przygotowywałem filmy motywacyjne i miałem sesje z zespołem. Te podstawy bardzo pomagają mi w dzisiejszej pracy. To, co mówię piłkarzom, nie jest dla nich abstrakcją. Używam słów, którymi posługują się w szatni, na treningu. Jeśli pracujemy na podstawie wizualizacji, to łatwiej mi zasiać w głowie zawodnika te obrazy, które występują na boisku. Wiem też, kiedy on może użyć tych narzędzi – kiedy są przerwy w grze, jak wygląda zgrupowanie. Background piłkarski to niewątpliwie moja mocna strona.

W którym momencie – kosztem pracy przy taktyce – zdecydowałeś się postawić na trening mentalny?

Gdy pracowałem w rezerwach Legii i byłem człowiekiem odpowiedzialnym za pracę z młodzieżą. Trzeba było być dla nich trochę mamą i tatą, bo wiadomo jak to w Legii – każdy przyjeżdża do niej z różnych stron Polski. Odpowiadałem choćby za doglądanie spraw szkolnych. Zobaczyłem, że potrafię nawiązać relacje, że potrafię pomóc, czasami w niełatwych sytuacjach. To początki mojej pracy indywidualnej. A te efekty były dość szybkie i namacalne – okazało się, że to dziedzina, w której do piłki mogę wnieść największą jakość. Bo wielu trenerów asystentów było ode mnie lepszych, tak jak wielu było wcześniej takich piłkarzy, ale wiedziałem, że jako trener mentalny mogę zajść daleko i mieć realny wpływ na zawodników, którzy dostają instrukcję obsługi swojego mózgu.

Z jakimi problemami zgłaszają się do ciebie piłkarze?

Zgłaszają się nie tyle z problemami, co z chęcią rozwoju. Z głową piłkarza, który gra na poziomie ekstraklasy czy I ligi, z reguły jest wszystko w porządku. Ma jednak taki zawód, że w ciągu kilkudziesięciu minut na oczach kilkudziesięciu tysięcy ludzi musi pokazać wszystko, co ma najlepsze. Niewiele jest profesji, w których weryfikacja następuje w takiej formie. To są ludzie, którzy są normalni, ale dążą do mistrzostwa. I żeby je osiągnąć, muszą się stale rozwijać. Głównie jest to praca nad koncentracją, nad kontrolą emocji, nawet nad treningiem technicznym, który… można robić w głowie – metodą wyobrażeniową przecierać pewne szlaki nerwowe. Ważne jest, by do właściwych wniosków nie dojść za późno, gdy organizm nie pozwala już osiągnąć pełni formy.

Zbigniew Boniek, który bez wątpienia wielkim piłkarzem był, mówi, że bardzo dobry zawodnik zaczyna się od szyi w górę. Tyle tylko, że jego i graczy podobnego typu z czasów dzisiejszych, nie podejrzewałbym o wielką pracę nad sobą. Widzisz wielu takich urodzonych zwycięzców?

Jasne, do wielu wniosków można dojść metodą prób i błędów. Masa zawodników bardzo fajnie sobie ze wszystkim poradziła bez pomocy psychologów i trenerów mentalnych. Tylko jeśli coś jest nieświadome, to ciężko to modelować. Widzimy piłkarza, który sobie świetnie radzi, jest skoncentrowany, daje z siebie wszystko i bardzo fajnie rozwija swoją karierę, ale pytanie brzmi – jak ja mam to zrobić? Jestem przecież innym człowiekiem, mam inne otoczenie. Robert Lewandowski od wielu lat współpracuje z psychologiem, ale jeśli popatrzymy na jego życiorys, to zobaczymy, że on musiał szybko dojrzeć. Stracił tatę. Musiał zmierzyć się z odrzuceniem, co nie było łatwe. Czasami ta indywidualna droga kształtuje zawodnika. Ale jeśli zostawimy to przypadkowi, będziemy mieli jednego Lewandowskiego, jednego Glika, jednego Grosickiego. A chodzi o system wychowywania mistrzów, który mają choćby Niemcy. Motoryka Lewandowskiego nie jest lepsza niż całej reszty polskich piłkarzy, ale w jego głowie są zasiane takie rzeczy, które robią różnicę. Każdy piłkarz o odpowiedniej motoryce, technice może dojść tam, gdzie doszedł on.

Weźmy Kamila Glika. To piłkarz, za którego sukcesem nie stoi sztab ludzi – od dietetyka przez trenera mentalnego – a mimo to o żelaznej psychice. Wychodzi na boisko i robi swoje.

Niektórzy piłkarze osiągnęli coś dzięki pomocy, niektórzy pomimo jej braku. Ale żeby robić coś świadomie, trzeba należeć do pierwszej grupy, znać przepis. Kamil to przykład o tyle mi bliski, że wychował się 500 metrów od mojego bloku – on jest z osiedla „Przyjaźń”, ja z osiedla „Bogoczowiec”. Zapewne tego nie pamięta, ale graliśmy na jednym boisku. Jest trzy lata młodszy, ale już rywalizował z nami i był lepszy, więc to były dla mnie pierwsze sygnały (śmiech). To twardy charakter, ukształtowany we wczesnym dzieciństwie. Nie można jednak podchodzić do tego w ten sposób, że każdy chłopak urodzony w przeciętnej polskiej rodzinie, musi przejść te wszystkie zawirowania, by do czegoś dojść. Nie musi. Można pracować nad sobą tak, by ta głowa służyła. Zawodnicy, którzy wychowali się w dostatku, pod kloszem, nie mają wcale mniejszych szans, ale potrzebna jest odpowiednia praca. Doświadczenie życiowe są różne. Co jeśli zdamy się na to, że musimy przejść jakieś cierpienie, by ukształtować charakter i osiągnąć sukces, a to cierpienie nie nadejdzie? Życie nie polega na tym, by cierpieć. Mówi się, że ono uszlachetnia, ale nie – w przypadku wielu ludzi sprawiło, że się nie podnieśli.

Jeszcze jeden konkretny przykład. Jacek Kiełb to chyba najbardziej emocjonalnie reagujący na wszystko z piłkarzy, których znam. Mówił mi kiedyś, że długo pracował nad jedną sprawą. Jak byłem młody i straciłem piłkę, to bardzo to przeżywałem. Biegałem z tą myślą w głowie. Traciłem pierwszy raz, drugi, trzeci i w 15. minucie byłem do zmiany. Nie potrafiłem sobie zakodować, że mam jeszcze cały mecz, żeby się poprawić”. To częsty problem?

Tak. Przypomina mi się jeden z wyścigów Michaela Phelpsa. Jego trener Bob Bowman był pasjonatem psychologii. Pewnego razu Phelps wskoczył do wody i dostała się ona za okulary. Miał setną sekundy lub nawet mniej, by podjąć decyzję, że to nie ma dla niego znaczenia i płynie dalej. Dzięki profesjonalnej wizualizacji potrafił ten wyścig wygrać, pobijając przy tym rekord świata. To nieprawdopodobne osiągnięcie. Czasami zawodnik „rozpływa się” pod wpływem jednego zagrania. Jeśli profesjonalnie zarządza się swoim umysłem, systematycznie trenuje, takie rzeczy nie mają miejsca. Przeszłość nie jest po to, żeby nas obciążała, tylko po to, żeby nas wzbogacała. To się ćwiczy. To jest mięsień świadomości.

Mięsień?

Można nazywać to różnie, ale staram się mówić językiem sportu. Mięsień, bo go ćwiczymy i wzmacniamy jak np. biceps.

WARSZAWA 13.12.2015 SWIADOMA PODROZ PRZEZ KARIERE - KONFERENCJA PRASOWA DLA PILKARZY, TRENEROW I SPORTOWCOW --- AWARE JOURNEY THROUGH CAREER - PRESS CONFERENCE FOR FOOTBALLERS, TRAINERS AND ATHLETES IN WARSAW RAFAL KUBOW FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Zdarza się, że piłkarz szuka u ciebie rady i za chwilę mówi: nie, to nie dla mnie?

Zdarzyło się tak, że piłkarz zmienił klub i ta odległość była tak duża, że nasze osobiste spotkania, o które dbam, nie byłyby tak częste. Ustaliliśmy więc, że będzie pracował z kimś, kto jest na miejscu. Dobro zawodnika zawsze jest na pierwszym miejscu. Z reguły oni sami się mnie zgłaszają, ja rzadko wychodzę z taką propozycją, więc siłą rzeczy, gdy widzą efekty, to nie chcą z tej drogi nawrócić. Nie wykluczam, że z czasem zdarzy się coś takiego, że nie nawiążemy z zawodnikiem właściwego kontaktu i podamy sobie rękę, ale na razie się nie zdarzyło.

Ktoś dzwoni do ciebie dwa dni przed ważnym meczem i chce natychmiastowego efektu. Trener mentalny może być strażakiem czy to musi być proces?

Ja wierzę w proces, ale zdarzało się tak, że zawodnik zgłaszał się przed ważnym meczem, bo chciał się optymalnie przygotować. Da się to zrobić – jesteśmy w stanie usiąść przed spotkaniem i przygotować sobie taki plan mentalny na mecz, żeby on wypadł najkorzystniej jak tylko może. Jednak jeśli pracuję z zawodnikami dłużej, to staram się dawać im takie narzędzia, żeby później już sami potrafili z tym poradzić.

To to samo co odpowiednia motywacja, o którą dba z reguły trener?

Motywacja jest zawodnikowi bardziej potrzebna do codziennej pracy. Jeśli mecz wywołuje u niego duże pobudzenie, to znak, że motywację ma ogromną. Chodzi o to, by była na odpowiednim poziomie. Mówi się czasem, że ktoś „za bardzo chciał”. Jeśli struna w gitarze jest zbyt napięta, to wyda brzydki dźwięk lub się zerwie. Jeśli jest za słabo napięta, wyda albo brzydki dźwięk, albo w ogóle. Chodzi o to, by struna była napięta idealnie, wtedy wyda piękny dźwięk. Zawodnik pokaże wszystko, co potrafi i na co pracował przez lata.

Hasłgłowa” często wraca w kontekście piłkarzy, którzy nie radzą sobie po wyjeździe do zagranicznych klubów. Rzeczywiście przegrywają przez nią? Sam poniekąd zachęcasz do wyjazdów. Piszesz na przykład: Jeżeli kiedykolwiek okaże się, że jesteś najbardziej utalentowaną osobą w szatni, poszukaj innej szatni. Jeżeli będziesz otaczał się słabszymi od siebie w danej dziedzinie, to sam nie urośniesz. Nie staraj się być cały czas królemna wsi. Postaraj się czasami wejść w rolę „wieśniakaw mieście”.

Zachęcam do podejmowania wyzwań. W mediach społecznościowych staram się dawać inspirację, czasami przy dłuższym artykule przekazać konkretną wiedzę. Przy indywidualnej współpracy, szukam z zawodnikiem konkretnego planu, realnego spojrzenia na własne umiejętności i tego optymalnego kroku. Bo nie można rzucać się na coś, co jest poza zasięgiem. Dziecko najpierw leży, później siedzi, raczkuje, następnie chodzi. Nie może chodzić od razu po leżeniu, bo jego ciało nie jest na to gotowe. Wyzwania są ważne, ale muszą być adekwatne. Często brakuje właściwego planowania kariery. Zawodnik, który pokazał się przez rok w polskiej lidze, wyjeżdża, choć nie zmierzył się jeszcze z presją drugiego sezonu. Czasami my patrzymy na takiego piłkarza przez różowe okulary, bo jest młody i się sprawdził. Zanim zmierzy się z prawdziwymi oczekiwaniami, idzie do mocnej ligi, a tam już jest bardzo twarda rywalizacja. Wszyscy piłkarze są gotowi, często trenerzy już nawet nie zajmują się nimi indywidualnie, bo nie ma takiej potrzeby. Są jednymi z wielu i muszą sobie z tym poradzić. Często bez rodzin. Ale człowiek, który poradził sobie z samym sobą, może poradzić sobie z każdym wyzwaniem, które przed nim.

Dużo masz roboty?

Obecnie jest kilkudziesięciu zawodników, z którymi pracuję, bądź pracowałem, bo dajemy sobie też czas na pracę indywidualną, ale ciągle mamy kontakt. Zainteresowania jest coraz więcej.

Z jakiego poziomu to zawodnicy?

Ekstraklasa, I liga, II liga, wielu zawodników z młodzieżowych reprezentacji, którzy mają wielkie ambicje. Cały przekrój – począwszy od piłkarzy z rocznika 2002 po doświadczonych graczy, którzy też przygotowują się do wyjazdu na Zachód, bo patrzą na kolegów z topu i czują, że mogą jeszcze zmienić swój świata.

Dlaczego nie podajesz nazwisk? Na przykład Paweł Frelik buduje swoją markę poprzez eksponowanie ludzi, którym pomaga.

Biznesowo może postąpiłem trochę gorzej, ponieważ ze swoimi zawodnikami ustaliłem, że ode mnie to nie będzie wychodzić. Taka praca lubi spokój i ciszę. Jeśli oni chcą o tym wspomnieć, to też nie ma w tym nic złego, widziałem, że kilku zrobiło to w wywiadach, jednak ja nie chcę być tą stroną, która o tym opowiada. Nie mówię, że inna polityka jest zła, po prostu ja wybrałem taką.

Brak formalnego wykształcenia psychologicznego to coś, co ci przeszkadza w pracy?

Podam taki przykład. Skończyłem AWF-u w Gdańsku. Przeczytałem w czasie tych studiów jedną, może dwie książki. Jak to na studiach. Z zakresu psychologii przeczytałem setki, byłem na dziesiątkach kursów. Nie miałem czasu na kolejne studia, ale tak mocno dbam o swoje umiejętności twarde, że o nie jestem spokojny.

Masz ambicje, żeby przekonywać nieprzekonanych?

Nie mam. Wychodzę z założenia, że człowieka nie da się przekonać. Można stworzyć takie warunki, żeby on przekonał sam siebie. Po prostu. Efekty i wyniki mówią głośniej niż wszystko inne. Myślę, że każdy kto spróbował, potwierdzi.

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. FotoPyK

ROKI KONIEC

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

33 komentarzy

Loading...