Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

08 sierpnia 2017, 12:33 • 7 min czytania 85 komentarzy

Na początek chciałem przeprosić Dariusza Mioduskiego za publikację jego maila. To znaczy, nie tyle za publikację, co za szeroko pojęte heheszki. Czasami tak jest, że coś się zamieści, po dwudziestu minutach człowiek zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno był to dobry pomysł, a po godzinie już jest pewny, że nie.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Był moment, że ten mail mnie rozbawił, bo wyobraziłem sobie, że ktoś pisze tak do mnie, wyobraziłem sobie pracowników, którzy muszą mieć niezły kołowrotek, skoro poprzedni prezes jeździł na deskorolce i mówił „ojebiemy wszystkich”, a drugi wysyła tego rodzaju żarliwe maile.

Ale nie wszyscy mają takie samo poczucie humoru, nie wszyscy też muszą w ten sam sposób komunikować się z zespołem, w jaki robię to ja czy ktoś inny. I z czasem doszło do mnie, że to czepialstwo było po prostu głupie i niepotrzebne, a jak przeczytałem maila kolejne 20 razy to się na serio zawstydziłem. Bo im częściej to czytałem, tym rzadziej znajdowałem faktycznie zabawne fragmenty. Za tamto więc przepraszam.

A teraz do rzeczy. Jak co wtorek.

*

Reklama

Świat zwariował.

Jak można tyle płacić?

Kiedy pęknie ta bańka?

To jest jakaś pralnia pieniędzy.

Ceny oderwały się od rzeczywistości!

Czytam podobne hasła, odkąd interesuję się piłką. Ceny w tym czasie rzekomo oderwały się od rzeczywistości jakieś 23 razy w ciągu 23 lat, tyle samo razy zwariował świat i tyle samo razy zastanawiano się, kiedy pęknie bańka. Tymczasem pękały bańki na rynku nieruchomości czy na rynku dotcomów, ale ta futbolowa – trzyma się mocno. Być może dlatego, że wcale bańką nie jest, a biznesem, który rozwija się niesłychanie szybko, ale wciąż jednak ma mocne podstawy.

Reklama

W sezonie 1997/1998 renomowana firma Deloitte po raz pierwszy pokusiła się o podsumowanie budżetów największych klubów świata. Jak w każdym tego rodzaju zestawieniu istnieje pewien margines błędu, ale sam rząd wielkości mówi nam bardzo dużo. Pozwolicie, że wypiszę najbogatsze kluby sprzed 20 lat (sumy w milionach funtów):

Manchester United – 87,9
Real Madryt – 72,2
Bayern Monachium – 66,2
Juventus – 55,3
Newcastle – 49,2
Barcelona – 48,5
AC Milan – 48,5
Inter Mediolan – 48,2
Chelsea – 47,5
Liverpool – 45,5

Przychody rzędu 45 milionów funtów gwarantowały miejsce w dziesiątce najbogatszych klubów świata. A są to plus minus przychody, jakie w poprzednim sezonie wygenerowała… Legia Warszawa, dzisiejszy europejski biedaczek.

Suma przychodów 10 bogaczy w 1998 wyniosła ok. 570 milionów funtów.

Za sezon 2004/2005 było to już 2,1 miliarda euro.
Za sezon 2009/2010 – 3 miliardy euro.
Za sezon 2015/2016 – 5,3 miliarda euro.

Oznacza to, że w 2016 roku każdy z trzech najbogatszych klubów świata miał przychody wyższe niż… dziesięć najbogatszych klubów razem wziętych niecałe dwadzieścia lat wcześniej.

Rzecz jasna przełomem było wejście systemu pay-per-view, przy czym niekoniecznie chodzi o kupowanie oddzielnie każdego spotkania, ale też po prostu płacenie abonamentu kodowanym stacjom. Mniej więcej na rok 2002 datuje się moment, kiedy kluby piłkarskie w praktyce stały się firmami produkującymi rozrywkę telewizyjną. Jeszcze w 2002 kluby pokroju dzisiejszego Empoli czy Genui mogły liczyć na 4,5 miliona euro rocznie z tytułu przychodów TV. W 2016 roku było to już ok. 36 milionów euro. Jeśli przeanalizujemy wartości kontraktu telewizyjnego w Anglii, to kolejno rósł on w taki sposób:

1992 – 1997: 191 milionów funtów.
1997 – 2001: 670 milionów funtów.
2001 – 2004: 1,2 miliarda funtów.
2004 – 2007: 1 miliard funtów
2007 – 2010: 1,7 miliarda funtów.
2010 – 2013: 1,8 miliarda funtów.
2013 – 2016: 3 miliardy funtów.
2016 – 2019: 5,1 miliarda funtów.

To oznacza, że w ciągu 20 lat cena jaką telewizja zdecydowała się płacić za każde jedno spotkanie w Anglii wzrosła z 0,6 miliona funtów do 10 milionów funtów! I te ceny nie biorą się z kosmosu. Między 2015 a 2016 rokiem przychody Sky wzrosły z 7,5 miliarda funtów do 10 miliardów.

A przecież patrząc na piłkę, musimy patrzeć na ekosystem, w którym współżyją różne podmioty z różnych branż. Łatwość z jaką można dzisiaj obejrzeć mecz piłkarski względem trudności, z jakimi trzeba było się borykać dwadzieścia lat temu jest znamienna. Dzisiaj sponsor dużego klubu dociera poprzez media – a media rozwinęły się przez 20 lat niewyobrażalnie – do konsumentów z całego świata, jednocześnie konsument jest zaledwie jedno kliknięcie od sklepu (a nie 1000 kilometrów od niego), co czyni sponsoring znacznie bardziej efektywnym. Dodatkowo patrząc na historię futbolu, przeszliśmy od czasów, w których kluby kupowały sobie stroje do gry w piłkę, do czasów, w których za grę w konkretnych strojach otrzymują duże pieniądze.

W 2013 roku Adidas podpisał dziesięcioletnią umowę z AC Milan o wartości 200 milionów euro. Ale już dwa lata później ta sama firma podpisała dziesięcioletnią umowę z Manchesterem United o wartości 750 milionów funtów. Wyciekł też kontrakt niemieckiej firmy odzieżowej z Realem – dziesięć lat za około miliard euro. A już momencik – w przyszłym roku – wejdzie w życie umowa amerykańskiej firmy Nike z Barceloną. Katalończycy dostawać będą rekordowe 155 milionów euro rocznie.

Globalni producenci sprzętu sportowego traktują takie kontrakty jako po pierwsze zarobek (najbardziej znane kluby sprzedają rocznie ponad dwa miliony koszulek, z których zdecydowana większość zysku trafia do producenta), a po drugie reklamę. Trudno mówić, by i ten rynek był biznesową wydmuszką, skoro przychody firm Nike i Adidas znacząco rosną…

Zrzut ekranu 2017-08-08 o 10.51.54

A przecież za plecami wielkiej dwójki pojawiają się inni gracze. Chociażby firma Under Armour, która swój pierwszy sklep otworzyła dopiero w 2008 roku, a dzisiaj generuje przychody w wysokości około 5 miliardów euro rocznie.

Porównać można byłoby też wartości reklam na koszulkach, reklam na bandach, wpływów od UEFA z tytułu startu w Lidze Mistrzów, które rosną i rosną i w ciągu dwudziesty lat wzrosły kilkunastokrotnie. Wszystko to razem składa się na szybujące budżety klubów.

Jak więc można mówić o transferowym szaleństwie?

Najdroższym piłkarzem w sezonie 1997/98 był Brazylijczyk Ronaldo kupiony przez Inter Mediolan za równowartość 28 milionów euro. To oznacza, że Włosi wydali na jednego piłkarza równowartość około połowy swoich rocznych przychodów. Gdyby dzisiaj jeden z trzech najbogatszych klubów świata chciał kupić piłkarza za połowę swoich rocznych przychodów, musiałby wydać około 350 milionów euro. A przecież wtedy Inter kolejne 29 milionów wydał na Alvaro Recobę i Taribo Westa…

Jestem przekonany, że pod względem „higieny” biznesu, dzisiejsze transfery za 100 milionów euro są znacznie zdrowsze niż np. transfer Sebastiana Abreu za 10 milionów do Deportivo, w sezonie 1997/98, nie wspominając nawet o sprowadzonym do Betisu rok później Denilsonie za 31 milionów euro. Wtedy wiele klubów to były studnie bez dna i kaprysy mniej lub bardziej bogatych właścicieli, dzisiaj są to już prężne, samofinansujące się przedsiębiorstwa (przy czym niekoniecznie chodzi mi o PSG).

Jeśli spojrzymy na kwoty transferowe na przestrzeni kolejnych lat, nie ma w nich nic specjalnie szokującego, widać za to pewną prawidłowość. Na przykład najdroższy transfer w sezonie 2006/2007 to było przejście Andrija Szewczenki do Chelsea, co kosztowało Londyńczyków około 15 procent rocznych przychodów (42 miliony euro). Z kolei Kevin de Bruyne, czyli najdroższy piłkarz sezonu 2015/16 kosztował już 74 miliony euro, ale oznaczało to 14 procent budżetu Manchesteru City. Szokujące wielu 105 milionów euro w sezonie 2016/2017 za Paula Pogbę stanowiło 15 procent budżetu Manchesteru United.

Mówiąc krótko, w cenach piłkarzy nie ma zupełnie nic dziwnego. Wraz ze wzrostem rynku, będą rosły i one. Kluczowi pracownicy, gwarantujący wynik sportowy oraz rozpoznawalność na całym świecie, dalej będą rozrywani – zupełnie tak jak w innych branżach. Od zawsze grupa najlepszych i najsłynniejszych piłkarzy świata liczyła kilkunastu albo kilkudziesięciu zawodników i to się nie zmieni. Będą oni dokładnie tak samo poszukiwani na tym specyficznych rynku pracy jak byli 20 lat temu, a wzrost przychodów sprawi, że jedni będą chcieli sprzedawać już tylko drożej, a inni będą mieli środki, by spełnić te żądania.

Nikt więc nie zwariował, nie ma żadnej bańki, świat nie stoi na głowie i nie tańczy break-dance. Chyba że uznamy, iż bańką jest cały rosnący biznes w postaci mediów, odzieży sportowej, wszelakiej reklamy. A na takie stwierdzenie chyba nikt się nie zdobędzie.

Tak, drodzy państwo. Kluby piłkarskie są dzisiaj zdrowsze niż 20 lat temu, a ceny bardziej rynkowe, jeśli zestawimy je z ówczesnymi przychodami. Dzisiaj Barcelona jednym transferem (Neymar) jest w stanie spłacić całe swoje zadłużenie, które nabiło się przez dziesięciolecia.

*

Trzeba natomiast sobie jasno powiedzieć, że całe to zestawienie najdroższych piłkarzy w historii…

Neymar – 222 miliony euro
Pogba – 105 milionów euro

…to jest groch z kapustą, pomieszanie z poplątaniem. Rzetelnego rankingu nikt nie stworzył i boję się, że nikt nie stworzy, a powyższe „wyliczenia” będą powielane przez bardzo długo.

To prawda, Manchester United zapłacił za Pogbę 105 milionów euro, ale z tej kwoty nie wszystko trafiło do Juventusu Turyn. Ponad 30 milionów euro otrzymał menedżer Mino Raiola. Jego uposażenie jest wliczane do sumy transakcji i nikt z tym nie polemizuje.

Natomiast 222 miliony euro w całości trafiły do Barcelony, menedżer otrzymał osobne wynagrodzenie – podobno w kwocie 60 milionów euro.

Powinniśmy więc albo mieć takie sumy…

Neymar – 222 miliony euro.
Pogba – 72,5 miliona euro.

Albo takie…

Neymar – 282 miliony euro.
Pogba – 105 milionów euro.

W przeciwnym razie „mieszamy systemy walutowe”.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
0
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

85 komentarzy

Loading...