Reklama

Hello Eurazjowpierdol, my old friend…

redakcja

Autor:redakcja

26 lipca 2017, 18:25 • 4 min czytania 377 komentarzy

Iwan Majewskij, którego pamiętamy z Zawiszy Bydgoszcz. Laszlo Kleinheisler, który wcale nie przerastał poziomem ligi węgierskiej. Junior Kabananga, który został wypluty przez Turcję. Tak, Kazachstan 2017 to nie jest już miejsce, w którym grają lokalni pasterze i kilku Rosjan ze szkółki CSKA. Ale nie jest to też Madryt, nie jest to Lizbona, nie jest to miejsce, którego powinien obawiać się mistrz Polski. Albo raczej – którego powinna się obawiać tak doświadczona drużyna, jak Legia Warszawa.

Hello Eurazjowpierdol, my old friend…

A jednak. Dzisiaj w Astanie legioniści zagrali fatalnie i tylko Arkadiuszowi Malarzowi oraz odrobinie szczęścia zawdzięczają, że wciąż pozostają w grze o awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów.

To był powrót do najgorszych czasów polskiego futbolu i nie chodzi nam wcale o to, że Dariusz Szpakowski i Jan Tomaszewski zajęli się wielopoziomową analizą stanu sztucznej murawy na boisku Astany. Legia, która w ostatnich latach mogła z wyższością patrzeć na kolejne eurowpierdole ligowych rywali przegrywających z kolejnymi Stjarnanami, Szkendijami i innymi Żalgirisami, teraz dołączyła do szeregu i nie zaprezentowała pół argumentu w starciu z drużyną z drugiego końca świata. Oczywiście w tym momencie można wylać ciągiem wszystkie żale związane z jet lagiem, trudnością gry na sztucznej murawie, w innym klimacie i na innym kontynencie, ale sytuacje, w których kompromitowała się Legia miały inną, prostszą przyczynę – dziś jej piłkarze byli po prostu słabsi.

Kiedy Junior Kabananga wyprzedza Jędrzejczyka na trzecim biegu to naprawdę niewiele tu winy murawy. Kiedy ten sam Junior Kabananga potrafi oddać strzał mimo towarzystwa czterech obrońców, to naprawdę niewiele tu winy murawy. Wreszcie gdy do wyprowadzania ataku z własnej połowy schodzi trzech pomocników, przez co w przodzie Kucharczyk jest samotny jak ksiądz w walentynki – naprawdę, problem nie leży w sztucznej trawie. Legia wykonała trudną sztukę – potrafiła sprawić, by najpierw w akcji zaczepnej nie mieć ani jednego zawodnika w polu karnym rywala, a następnie, przy kontrataku – nie mieć ani jednego pomocnika na własnej połowie. Odwrócenie zjawiska bilokacji – jeśli w niektórych meczach reprezentacji wydawało się, że Krzysztof Mączyński jest w dwóch miejscach jednocześnie, dziś wydawało się, że w dwóch miejscach jednocześnie go nie ma.

Proste błędy techniczne i taktyczne. Godne leminga z kultowej gry komputerowej dążenie do nadziewania się na kontry. Ta akcja w końcówce drugiej połowy mówi wszystko – Legia, która przez cały mecz wyglądała gorzej pod względem szybkości i przyspieszenia, stawia na frontalny atak, by powalczyć o niewiele dający wynik 2:2. Zamiast tego – o rany, któż mógłby się spodziewać! – dostaje bardzo szybkie kontruderzenie i przegrywa 1:3. To jest coś więcej niż błąd, to jest idiotyzm, brak myślenia, brak elementarnego szacowania opłacalności ryzyka.

Reklama

A takich momentów, w których stołeczni piłkarze wyłączali głowy było więcej. Po niezłym początku, kiedy zablokował kilka strzałów, pogubił się Michał Pazdan. Kompletnie irracjonalnie „na raz” przy drugim golu poszedł Thibualt Moulin, ośmieszony właśnie przez byłego piłkarza Zawiszy, Iwana Majewskiego. Słabi i niepewni byli Maciej Dąbrowski i Artur Jędrzejczyk. Kompletnie bez pomysłu dryblował Guilherme. Na swoim poziomie grał tylko Malarz, raz po raz naprawiając błędy kolegów.

Legia nie tworzyła sytuacji, nie potrafiła też w żaden sposób poradzić sobie z szybkimi, wybieganymi i silnymi Kabanangą i Twumasim. Zasłużenie przegrała, właściwie wynik 1:3 jest niesprawiedliwy dla gospodarzy. Naturalnie trzeba tu zaznaczyć, że Astana nie takich kozaków odprawiała na swoim stadionie z kwitkiem – zremisowała na przykład z Atletico Madryt. No ale dzisiaj nie chodziło wcale o to, że Astana była taka dobra, ale o to, że Legia taka słaba. Plusy? Nieźle wyglądali zmiennicy, kluczową piłkę zagrał Cristian Pasquato, wykończył akcję Armando Sadiku. W tym można upatrywać jakiejś szansy – mistrz Polski jest w przebudowie i z każdym tygodniem powinien wyglądać lepiej.

Na ten moment jednak kompletnie zasłużenie przegrał w kazachskim stepie, który nawet jeśli dobrze doinwestowany, nawet jeśli ściągający zawodników z lepszych europejskich lig – pozostaje kazachskim stepem.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

377 komentarzy

Loading...