Reklama

Niemieccy dziennikarze roastują Gino Lettieriego

redakcja

Autor:redakcja

01 lipca 2017, 14:57 • 7 min czytania 49 komentarzy

Prezes Korony Kielce przedstawił w „Gazecie Wyborczej” Gino Lettieriego  jako trenera, który może w dotychczasowej pracy nie odnosił wielkich sukcesów, ale wszędzie pozostawiał po sobie świetne struktury, które służą poszczególnym klubom do dziś. Cała wypowiedź wygląda tak:

Niemieccy dziennikarze roastują Gino Lettieriego

– Tam, gdzie pracował, zostawiał kluby, które strukturalnie są w świetnym stanie. Augsburg to dziś 1. Bundesliga, a poukładał to Lettieri i awansował z nimi poziom wyżej. Z Duisburgiem wszedł do drugiej ligi i zbudował do dziś funkcjonujące fundamenty. Nie jest to trener spektakularny, nie jest strażakiem w końcówce sezonu gaszącym pożary. Potrafi natomiast świetnie budować sportowo klub.

Krzysztofowi Zającowi w przypisaniu Lettieriemu zasług awansu Augsburga do elity nie przeszkodził nawet fakt, że Włoch pracował tam w latach 2000-2002, w których spora część z obecnych piłkarzy Augsburga wołała jeszcze na księdza „Zorro”.

Odezwaliśmy się do kilku niemieckich dziennikarzy i spytaliśmy, jakie to fundamenty faktycznie pozostawił Lettieri w swoich ostatnich miejscach pracy.

***

Reklama

Wiele o Lettierim mówi fakt, że mało który dziennikarz chce wypowiadać się pod nazwiskiem.

Autor książek o niemieckiej piłce: – Z szatni MSV co chwilę wychodziło, że Lettieri nie potrafi chwalić. Widzi w ludziach wyłącznie błędy, krytykuje, okrzykuje. Nie dziwi mnie to, co mi napisałeś o jego pierwszych dniach pracy w Polsce, bo miałem z nim identyczne doświadczenia. Ten człowiek jest obłąkany. Jak powiedziałem: wszyscy są winni poza nim. Nikt nie rozumie, czego on tak właściwie chce. Piłkarze nie wiedzą, jaki ma plan. Media są zawsze złe, bo nikt w mediach nie ma pojęcia o piłce poza Lettierim. Podczas jednostek treningowych tylko krzyczy dookoła i zwraca się bezpośrednio do piłkarzy, zarzucając im różne rzeczy. U niego w drużynie nie ma czegoś takiego jak radość. Niestety, ten człowiek jest zbyt mały, by brać go poważnie.

Dziennikarz RevierSport: – Lettieri to mały Włoch. Gdy wchodzi do jakiejś szatni od razu musi pokazać, kto w niej rządzi. Ma zapędy dyktatorskie. Piłkarze skarżyli się, że nigdy nie było u niego płynnej gierki. Zawsze bardzo szybko ją przerywał i opowiadał wszystkim swoje mądrości. Przekazywanie uwag jest oczywiście cenne, ale Lettieri robił tego za dużo. Cały czas chciał podkreślić: – To ja tu rządzę!

Autor książek o niemieckiej piłce: – Może i Lettieri ma pojęcie o trenowaniu, ale przekreśla go jego złośliwy charakter. Jego relacje z piłkarzami to krzyk i pełna kontrola nad wszystkim. Kiedy drużyna odnosi sukces, szatnia pewnie nie ma z tym większego problemu. Ale gdy drużyna ma kłopot z wygrywaniem meczów – Lettieri potrafi zadbać tylko o to, by piłkarze byli jeszcze mniej pewni siebie i jeszcze bardziej nie potrafili wydobyć swojego potencjału. Rozmawiałem kiedyś długo z trenerem bramkarzy MSV, Svenem Beuckertem. Zapytałem go:

– Czy Lettieri potrafi w ogóle chwalić? Chociaż raz na jakiś czas?

Odpowiedź brzmiała: – Nie, to w ogóle nie w jego stylu. Lettieri nie chwali.

Reklama

Lettieri widzi w ludziach tylko błędy, błędy, błędy… Standardowa scena z treningu to przerwanie zajęć i krzyczenie na wszystkich dookoła, wytykanie błędów.

Autor bloga o MSV: – W Wiesbaden podobno dorobił się ksywki „Napoleon”.

Manfred Schäfer z Bilda: – Jest bardzo zapatrzony w siebie i zarozumiały.

Autor bloga o MSV: – W Duisburgu dało się usłyszeć, że metody Lettieriego z drużyną nie są zbyt nowoczesne. Powiedziałbym, że to taki zły pies. Jego styl był autorytarny, sam ton głosu miał strasznie szorstki. Po drużynie było widać, że coś ich hamuje. Po awansie do drugiej ligi grali tak, jakby nie chcieli za wszelką cenę popełnić błędu. Tak jakby bali się, że w pojedynkę zawalą mecz albo gdy zbytnio się otworzą – dostaną kilka bramek. Ciągły strach. Nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności, ryzykować, spróbować czegoś zaskakującego.

Thomas Dudek z 11Freunde i Spiegel Online: – Gdyby Lettieriego zwolniono szybciej, Duisburg by się utrzymał.

– W MSV stracili cierpliwość w momencie, gdy Lettieri na meczu z Unionem Berlin powiesił na ławce rezerwowych listę kontuzjowanych piłkarzy. Było ich tam jedenastu. Ten pomysł podsunął mu jego doradca ds. medialnych. To oczywiste, że kontuzje denerwują cię jako trenera, ale gdy ty masz z tego powodu pretensje do zespołu, nikogo to nie zmotywuje. Wszyscy potraktowali tę scenę jako tanie usprawiedliwienie porażki. Wiem od ludzi z klubu, że ta akcja zniszczyła jego pozycję. W 2. lidze długo broniono Lettieriego, gdyż zwolnienie go oznaczało wypłatę odszkodowania. MSV jest biednym klubem.

– Gdy na miejsce Lettieriego przyszedł Ilija Gruew, MSV przeszło nagłą przemianę. Nowy trener wyprowadził Duisburg z ostatniego miejsca do barażów, co było wielką sensacją. Klub pokonał wtedy nawet pnące się w górę RB Lipsk.

Autor książek o niemieckiej piłce: – W ogóle w Duisbugu wszyscy są zgodni, że awans do 2. Bundesligi za czasów Lettieriego to głównie zasługa drużyny, która sama przejęła stery. W drugiej lidze po dziesięciu meczach MSV było w czerwonej strefie. A Lettieri tylko gderał, gderał, gderał…

Dziennikarz Frankfurter Rundschau:- W FSV Lettieri nie wygrywał meczów, ale przez pryzmat pracy w tym klubie bym go akurat nie oceniał. Był tam tylko kilka miesięcy, drużyna była w bardzo trudnej sytuacji, dwa tygodnie po jego zatrudnieniu z klubu zniknął prezes i zarząd, klub musiał ogłosić upadłość. No i trzeba mu oddać, że jego przyjście w krótkim czasie ożywiło FSV. Odsunął kilku piłkarzy od drużyny, ale to było naturalne, bo zespół się nie przykładał.

***

Bardzo ciekawym tematem jest współpraca Gino Lettieriego z mediami.

Dziennikarz RevierSport:- Będziecie mieli z nim ciekawie. Gdy nie ma wyników, potrafi obrazić się na dziennikarzy i stwierdzić, że z nikim nie rozmawia. W Duisburgu dwa razy mieliśmy taką sytuację. Ale to niewielka strata, bo Lettieri w zasadzie nigdy nie powiedział więcej niż trzeba było. To taki sceptyk. Wszystko widział w ciemnych barwach.

Dziennikarz Frankfurter Rundschau: – Jest niezwykle czuły na krytykę, musiałem kilka razy wysłuchać od niego komentarzy na temat tekstu. Natomiast nie jest pamiętliwy i mimo to dalsza współpraca z nim układała się normalnie.

Autor książek o niemieckiej piłce:- Gdy tylko Lettieri rozpoczął pracę w Duisburgu, od razu otrzymał doradcę ds. mediów. Uchodził za choleryka i w klubie uznano, że trzeba mu pomóc w relacjach z dziennikarzami. Obawiano się, że swoimi wypowiedziami będzie podburzał nastroje i tylko sobie zaszkodzi. Doradca przekazywał mu, co powinien mówić w mediach i prowadził jego Facebooka. Wrzucał ciągle fotki, na których Lettieri spędza czas z rodziną czy obcuje z kibicami. Zależało im na jak największym ociepleniu wizerunku. W klubie byli świadomi, że Lettieri potrafi być kompletnym dupkiem i chcieli uniknąć kompromitacji.

– Doradca robił też Lettieriemu PR na forach internetowych. Zasłynął jako użytkownik Prima111. Udawał, że jest normalnym kibicem MSV i przy każdej możliwej okazji bronił Lettieriego. Podobnie prowadzony był facebookowy profil trenera – doradca wrzucał jakieś zdjęcie i jednocześnie samemu zamieszczał pod nim pochlebne komentarze z kilku kont. Kiedyś zostałem przez niego zapytany, czy mogę zrobić coś w rodzaju filmu promocyjnego o Lettierim, by pokazać go w jak najlepszym świetle. Oczywiście odmówiłem. Gdy w końcu wyszło, że Prima111 to doradca Lettieriego, w godzinę z forum zniknęło jego konto. Doradca spakował się i wyjechał na kilkudniowy urlop, by zejść z linii strzału. Trener-amator posiadający doradcę-amatora – katastrofa gwarantowana.

***

Dziennikarze z Frankfurtu są też zgodni co do tego jak wyglądała rozmowa kwalifikacyjna Gino Lettieriego w Koronie Kielce.

Manfred Schäfer z Bilda: – Dziwiliśmy się, dlaczego Fabian Burdenski nagle stał się podstawowym zawodnikiem FSV. Wyjaśniło się w chwili, gdy został trenerem klubu Dietera Burdenskiego. Fabian zaczął grać u Lettieriego dokładnie w momencie, gdy jego ojciec przejął klub w Kielcach.

Dziennikarz Frankfurter Rundschau: – Potwierdzam, że przez cały sezon Burdenski nie odegrał praktycznie żadnej roli. I tak nagle, z dnia na dzień stał się podstawowym piłkarzem. Wcześniej nawet nie wchodził z ławki – a wylądował od razu w pierwszym składzie. Myślę, że to była przysługa dla Dietera Burdenskiego i w ramach podziękowania ten powierzył mu pracę w Kielcach. Jestem przekonany, że Fabian jest zbyt słaby na polską Ekstraklasę. W trzecioligowym FSV miał marginalne znaczenie.

A oto fakty:

12.04: Dieter Burdenski oficjalnie przejmuje Koronę Kielce.

16.04: Fabian Burdenski znienacka po 32 meczach na ławce/poza kadrą staje się podstawowym piłkarzem FSV.

Do momentu debiutu w wyjściowym składzie jego kariera w FSV wyglądała tak:

burdenskii

Dziennikarz RevierSport: – Lettieri w żadnym klubie nie wytrzymał dłużej niż dwa lata i ciągnie się za nim fatalna opinia, z drugiej strony nigdy nie miał problemów ze znalezieniem pracy. Może po prostu wie, z kim trzymać?

Zebrał JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Komentarze

49 komentarzy

Loading...