Reklama

Po czym poznać dobrego trenera?

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2017, 16:49 • 9 min czytania 39 komentarzy

„Dobry trener, tylko wyników nie ma”. Tak miał ponoć komplementować kolejnych utalentowanych szkoleniowców Kazimierz Górski, jasno wskazując, co jest najważniejszym czynnikiem przy ocenie umiejętności trenera. My oczywiście nie jesteśmy tak drastyczni – doceniamy na przykład pracę Macieja Bartoszka, który przecież żadnych tytułów nie zdobył, ale z mizernego potencjału wyciągnął fenomenalny wynik strasząc najbogatszych i największych w Polsce.

Po czym poznać dobrego trenera?

Coś w tym jednak jest, że u niektórych trenerów wiedza, obycie, przygotowanie teoretyczne i klasa nie idą w parze z tym, co dzieje się na murawie. Pierwszy przykład z brzegu – Robert Podoliński, który od czasów Dolcanu systematycznie sunie w dół. Za każdym razem wszyscy są nim zachwyceni – piłkarze, działacze, dziennikarze, całe otoczenie wokół klubu. Wszyscy widzą pracowitość, erudycję, znajomość najświeższych trendów, ciągłe dążenie do doskonalenia się. A potem Radomiak wyłapuje z Bytovią 0:6 w dwumeczu i kończą się marzenia o awansie.

Podobnie było choćby z Andrzejem Rybarskim, specjalistą od moneyball w Górniku Łęczna, ale przykładów znaleźlibyśmy pewnie jeszcze więcej. Samokrytycznie opowiedział nam o tym kiedyś Jacek Zieliński, asystent Franciszka Smudy podczas przygotowań do Mistrzostw Europy, wcześniej m.in. w Koronie czy Lechii. – Ja tutaj zakopany w książkach, układam mikrocykle, analizuję postępy w treningach, sprawdzam statystyki z ostatnich dziesięciu sezonów. A oni mi pod drzwiami, tup, tup, tup, na miasto – śmiał się, pokazując jak wiele dzieli najlepszego teoretyka od czystej – brudnej – praktyki.

Tak, tak, zmierzamy w ten sposób do Marcina Dorny. W ostatnich dniach próbowaliśmy naciągnąć na ostrzejszą krytykę któregoś z ludzi, którzy go znają, pracowali z nim, lub pod jego wodzą. Nie było ani jednego chętnego. Przyduszony Ryszard Dorożała, Trener Koordynator w Wielkopolskim ZPN-ie, stwierdził jedynie, że czasem powinien być większym skur…synem (prosił o wykropkowanie, szanujemy). Ani jednego złego słowa. Ani jednego wytknięcia błędów. Ani jednego walnięcia pięścią w stół – tak, jest słaby, żałosny, zły.

W tym miejscu jednak pojawia się pytanie – czym charakteryzuje się dobry trener? Co wyznacza jego sukces? Czym powinien się zajmować, jakie zadania realizować i przede wszystkim – jakie efekty osiągać?

Reklama

Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.

ZAWODNICY GRAJĄ U NIEGO LEPIEJ NIŻ WCZEŚNIEJ

W piłce klubowej sprawa jest jasna – klub kupuje nieco zapuszczonego Vadisa Odjidję-Ofoe, albo ligowego średniaka, Fiodora Cernycha, a zwinny trener robi z nich gwiazdy ligi. Bjelica sprawia, że kwadratowy Kownacki znów zaczyna czarować i pracować na duży transfer, Magiera wyciąga Kopczyńskiego bezpośrednio z meczu rezerw Legii z ŁKS-em w III lidze i puszcza go na Real – a ten wcale nie wymięka. Probierz kreuje swoich kolejnych Tuszyńskich czy Góralskich, a u Bartoszka piłkarza zaczyna przypominać nawet Bartosz Rymaniak.

Selekcjoner w teorii ma dużo trudniej – widzi chłopaka przez kilka tygodni w roku, ma bardzo ograniczony wpływ na jego program treningowy czy zwyczaje, nie pilnuje realizacji założeń, nie sprawdza, czy na pewno podczas treningu biegowego typ nie chowa się za drzewem. Ale nie trzeba przecież szukać daleko. Adam Nawałka pokazał, że można budować niezależnie od sytuacji klubowej, wręcz przeciwnie, czasem to reprezentacja narzuca trendy. Artur Jędrzejczyk w roli lewego obrońcy? Przesunięcie tam Macieja Rybusa? Konsekwentne powoływanie Krzysztofa Mączyńskiego gdzieś z chińskich restauracji? Wystarczy spojrzeć na wysyp ofert dla polskich piłkarzy po Euro 2016, by zobaczyć, ile dobrego dla tych chłopaków zrobił Nawałka.

Okej, można odwrócić sytuację – Kapustka dostał szansę ogrzania się przy Lewandowskim, przy takiej jakości piłkarzy, jaką obecnie dysponuje nasza reprezentacja selekcjoner równie dobrze mógłby tam wrzucić Mateusza Wdowiaka i wcale dużo inaczej by to wszystko nie wyglądało. Ale gdy pod wodzą Nawałki lepiej niż w klubie gra praktycznie połowa zespołu (Błaszczykowski odżył właśnie w kadrze, Pazdan pozostał „ministrem obrony” nawet, gdy w Legii zdarzały mu się dużo słabsze mecze, Grosicki szalał na skrzydle, gdy w Rennes był żelaznym rezerwowym). A u Dorny?

Jan Bednarek po szalenie solidnym sezonie kompletnie gubił się w kryciu. Dawid Kownacki, odbudowany przez Bjelicę, znikał gdzieś za plecami obrońców. Frankowski, w Jagiellonii regularnie groźny, dynamiczny i przebojowy, tutaj nie wąchał piłki. Gorzej niż w klubie wyglądali Linetty (nieznacznie), Kędziora (dość mocno) czy Piątek (mocno). W dodatku żaden z tych, którzy nie grali w swoich klubach regularnie nie pokazał, że trener w jego miejscu pracy się myli. Wręcz przeciwnie – przy takim Jaroszyńskim zaczynamy rozumieć stawianie w Krakowie i na Ferraresso (trochę parodysta), i Brzyskiego (trochę emeryt). To zaś może świadczyć o…

Reklama

SELEKCJA

Marcin Dorna nie zaskoczył. Ludzie powołali się sami. U Nawałki też w teorii „powołują się sami”, ale na Euro pojechał gołowąs Kapustka, a nie Sebastian Mila chociażby, z takimi świetnymi występami w eliminacjach i wcale niezłą rundą w barwach Lechii. Dorna ani nikogo nie wyczarował, ani nikogo nie zmotywował, ani nawet nie wprowadził atmosfery rywalizacji. Wydawało się, że Lipski mógłby trenować nie z Pogonią, a z bażantami na wsi u swojej dalekiej rodziny, a i tak miałby miejsce w kadrze. Nie chodzi o szukanie kozłów ofiarnych wśród powołanych – chodzi o to, o czym powiedział w rozmowie z Weszło Andrzej Iwan. –  Od pewnego czasu, większość zawodników czuła się zbyt pewnie. No, a pamiętajmy, że była część piłkarzy, która miała fatalną sytuację w klubie. Moim zdaniem selekcja była za wcześnie zamknięta.

Jasne, osobny rozdział to ograniczony wybór – bo jednak nie wyobrażamy sobie, że nagle od Jacha lepiej gra Hubert Matynia, ale mimo wszystko – rywalizacja była dość symboliczna. Tym bardziej, że selekcja kończy się przecież wyborem składu.

DECYZJE

I tutaj też do ogródka Dorny lądują całkiem spore kamienie. U dobrych trenerów każdy wybór powinien się bronić, u trenerów niezłych – przynajmniej być łatwym do uzasadnienia. Na przykład Nawałka i jego wybory dotyczące opaski kapitańskiej. Naród, eksperci, dziennikarze – zwolenników kapitana Błaszczykowskiego było niemal tylu, co fanów opcji „kapitan Lewy”. Selekcjoner podjął wybór nieoczywisty, w dodatku pozwalając sobie na brak konsekwencji – bo przecież zasady miały być przejrzyste i kapitanem miał być zawodnik z największą liczbą występów w reprezentacji. Po pierwsze jednak – wybór obronił się na boisku i poza nim, gdzie Lewandowski stał się prawdziwym liderem, po drugie zaś – nawet gdyby nie wypalił, Nawałka mógł rozwinąć listę z sześćdziesięcioma argumentami, które potwierdzałyby, że działa logicznie.

U Dorny niestety nie wszędzie da się uzasadniać wyłącznie za pomocą logiki. Występ Dawidowicza w drugim meczu? Stawianie na Wrąbla zamiast Drągowskiego? Opowieść o tym, jak Dawidowicz wypełnił wszystkie założenia taktyczne i zagrał „to, czego od niego oczekiwaliśmy”, po czym… usadzenie go na ławce. Wiele spośród wyborów Dorny wyglądało na takie z kategorii „on się z tego nie wybroni”. Sami naszą ankietę: Wrąbel czy Drągowski” opatrzyliśmy komentarzem, że jeśli Dorna postawi na Wrąbla, a Wrąbel powstrzyma Szwedów – uznamy, że jest jakimś samorodnym trenerskim geniuszem, który widzi lepiej od jakichś 10 milionów Polaków zainteresowanych futbolem, wliczając w tę pulę ekspertów czy dziennikarzy.

No ale Wrąbel Szwedów nie powstrzymał.

ZMIANY POMAGAJĄ DRUŻYNIE

Nie pomogły. Czasem wręcz wydawały się przeszkadzać. Podobnie było zresztą z reakcją na wydarzenia na boisku – dwukrotnie prowadziliśmy 1:0 i dwukrotnie kompletnie nie potrafiliśmy odpowiedzieć na bardziej ofensywną grę przeciwnika. Dostosowywaliśmy się do przeciwników, zamiast konsekwentnie grać według własnych założeń. Nie widać było w tym ręki Dorny, nie widać było reagowania, w ogóle nic nie było widać.

SZATNIA IDZIE ZA NIM W OGIEŃ

Kolejna cecha dobrego trenera – gdy ma możliwość zbudowania własnej szatni, dobrania zawodników pod siebie, wybrania tych, którzy najbardziej mu odpowiadają – finalny efekt jest taki, że drużyna idzie za nim w ogień. Oczywiście, mogą się zdarzyć konflikty na linii piłkarze-trener, ale zazwyczaj mają miejsce na początku jego urzędowania, albo w sytuacji, w której trener nie ma pełnego wpływu na stan osobowy – transfery czy przedłużenia kontraktów.

Ale tutaj? Dorna budował drużynę od lat, zna się z częścią tych chłopaków jak łyse konie, powinien być dla nich jak ojciec, w najgorszym przypadku – bardzo bliski wujek. Tymczasem już po pierwszym meczu dwóch piłkarzy w ten czy inny sposób uderzyło w trenera. Kontrargument, że Bielik to rocznik 1998, cztery lata młodszy od dominujących w kadrze zawodników z rocznika 1994 nie do końca do nas trafia – przecież nikt Dornie Bielika do drużyny nie wepchnął. To zresztą zahacza też o kolejny problem selekcjonera. U-21 było zbiorem prawdopodobnie najlepszych zawodników poniżej 23 roku życia. Nie było zaś drużyną. Można dyskutować, czy rolą trenera młodzieżowego jest ogrywanie najlepszych pod kątem dorosłej kadry, czy stworzenie możliwie najlepszej drużyny. Jeśli jednak oceniamy trenera – to bierzemy pod uwagę obie możliwości. Bielik ani się nie ograł, ani nie wyglądał na część zgranej ekipy.

I to trzeba zapisać wyłącznie na konto Dorny.

ZNEUTRALIZOWANIE ZALET RYWALI

Cały świat wiedział, że Ward-Prowse ze stojącej piłki robi czary. Polska nie wiedziała, dzięki czemu pomocnik miał 1203 szanse, by dokładnie dograć ze stałego fragmentu gry. Albo Dorna nie zdecydował się na kategoryczny zakaz faulowania w okolicach szesnastki i desperackie próby uniknięcia wybicia piłki na rzut rożny, albo drużyna nie potrafiła tego zrealizować. W tym drugim przypadku – okej, jest usprawiedliwiony słabością poszczególnych graczy. Ale i ze Szwedami (kompletnie pusty środek pola), i ze Słowacją (problemy z pressingiem) wyglądało to po prostu jak niezrozumienie strategii trenera przez jej wykonawców.

***

Marcin Dorna może być naprawdę porządnym trenerem. Może mieć umiejętności i wszystkie potrzebne cechy. Może mu się udać z pięcioma kolejnymi drużynami, które poprowadzi. Głupotą byłoby przecież ocenianie Mourinho przez pryzmat schyłkowej Chelsea biegającej w środku tabeli czy Claudio Ranieriego w kontekście jego osiągnięć z reprezentacją Grecji. Nie takim trenerom jak Dorna zdarzały się wpadki – i to nie tak błahe, jak zawalony turniej U-21.

Ale trzeba to napisać wprost – Dorna nie zaprezentował ani jednego atutu. Nie pokazał się dobrze z żadnej strony, nie zrobił nic, spośród rzeczy, które muszą wykonywać cenieni trenerzy. Można na upartego bronić go, że w tego typu rozgrywkach nie chodzi o wynik, ale w żadnym wypadku nie można zdejmować z niego odpowiedzialności, czy przekonywać, że mamy po prostu słabych piłkarzy. Słabych piłkarzy nie biorą do Premier League, słabi nie grają w Serie A czy w czubie Ekstraklasy.

Dorna ten turniej zawalił, razem z piłkarzami. Może wkrótce, jak jego piłkarze, trafi do Southamptonu i Sampdorii, ale ten turniej dla nich wszystkich był skrajnie nieudany. Możemy się zgodzić, że Dorna nie jest złym trenerem, ale wszyscy muszą się zgodzić z nami, że źle poprowadził drużynę w tych konkretnych rozgrywkach.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

39 komentarzy

Loading...