Reklama

Burdele, czachy, tęczowe trybuny. Odwiedzamy St. Pauli, najbardziej wykręcony klub w Europie

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2017, 10:03 • 33 min czytania 198 komentarzy

Burdel Bundesligi. Największe skupisko lewactwa w piłce nożnej. Upadek europejskiej kultury. Skrajny against modern football. Anarchizm. Ćpuństwo. Pedaliada. Tęczowe trybuny. Jeśli wsłuchać się w opinie o St. Pauli, prawdopodobnie najbardziej znanym profesjonalnym klubie, który otwarcie opowiada się za lewicowymi poglądami i stylem życia, mamy przed oczami obraz totalnej patologii, upadku, utraty jakichkolwiek wartości. Swoją ideologią narażają się na nienawiść większości sceny kibicowskiej, ale…        

Burdele, czachy, tęczowe trybuny. Odwiedzamy St. Pauli, najbardziej wykręcony klub w Europie

Ale rzeczywistość nie jest czarno-biała, ma jeszcze kilka odcieni szarości i cokolwiek by myśleć o niemieckim drugoligowcu, bezsprzecznie trzeba uznać, że ten klub to ogromna ciekawostka. Całe życie pod prąd. Całe życie przeciw wszystkim. Całe życie z ideą tolerancji, pokoju, bezinteresownej pomocy dla drugiego człowieka. Całe życie z zakasanymi rękawami, by pomagać słabszym. Całe życie pozostawiając wyniki klubu gdzieś w drugim rzędzie. Całe życie wspierając klub, który nigdy niczego nie wygrał i prawdopodobnie nigdy niczego już nie wygra. No i najważniejsze: całe życie ze sztandarem rock and rolla w rękach i odpiętymi wrotkami na nogach.

Nie będę oceniał, nie będę pisał, co jest dobre, a co złe, nie będę na siłę trzymał się jakiejś tezy. Zdanie wyrobicie sobie sami. A ja po prostu napiszę o tym, co widziałem przez dwa dni spędzone w sercu St. Pauli. Najbardziej popieprzonej dzielnicy, w jakiej byłem.

***

IMG_0811

Reklama

30-letni Azjata wyprowadzany z burdelu przez dwóch policjantów, zakuty w kajdanki i odprowadzony do karetki. Choć japońskiego czy koreańskiego nie kumam ni w ząb, bez problemu jestem w stanie stwierdzić, że taki stan rzeczy bardzo mu się nie podoba i chciałby wrócić do Dolores, z którą rozpoczął zbyt dzikie harce. Reeperbahn, serce St. Pauli, dzielnicy Hamburga liczącej jakieś 25 tysięcy mieszkańców. Jeśli masz akurat wolne czterdzieści euro, o pociupcianie jest tam tak ciężko jak o domyślenie się, na którą nogę będzie schodził Robben. W burdelu, na ulicy, w hotelu wynajętym na godzinę – do wyboru, do koloru. Burdele na tej dzielnicy są WSZĘDZIE. W pewnym momencie dochodzisz do bramy, przez którą wpuszcza się wyłącznie mężczyzn i to tylko pełnoletnich. W środku czujesz się trochę jak jacyś Beatlesi – co chwilę zaczepia cię piękna pani z parasolką i zapewnia, że warto iść za nią, bo jej koleżanki zrobią z tobą cuda. Wspomniani Beatlesi gościli zresztą na tej dzielnicy tak często, granie tam tak im się spodobało, że aż pozostała po nich w centrum pamiątka.

IMG_0915

Na samym Reeperbahn zaczepiają cię także ci, z którymi – nazwijmy to delikatnie – dość mocno obszedł się rock and roll. Co parę metrów rozbity jest obóz ze śpiworów i kołder, na którym w kilkuosobowych grupach koczują ludzie żyjący na ulicy. Skłamałbym, gdybym napisał, że nie ma wśród nich Polaków. Skłamałbym, gdybym dodał, że nie jest ich wcale dużo. Niektórzy dla bezpieczeństwa trzymają przy sobie psa, gdyby ktoś zechciał zrobić zamach na głęboko schowany nektar, podczas gdy jego właściciele oddadzą się na błogie kontemplowanie bajkowego stanu. Wielu z nich – mimo że po ich twarzach widać, że ich zegar biologiczny przyspieszył o kilkadziesiąt lat – wciąż maluje na czerwono włosy, wciąż trzyma w twarzy kilogramy żelastwa, wciąż obcina się na wyrazistego irokeza.

Wciąż żyje rytmem St. Pauli. Jeśli tylko jest za co.

Z Reeperbahn schodzę na ulicę o wiele mówiącej nazwie Große Freiheit (wielka wolność). Schemat ulicy nie jest zbyt zróżnicowany: burdel, striptiz, kino erotyczne, burdel, striptiz, kino erotyczne, kasyno, burdel, striptiz, kino erotyczne, burdel i… kościół, który uderza w dzwon wtedy, gdy obok trwa wielkie naganianie tych, którzy chcą pozostawić w majtkach tancerek setki euro. W niektórych knajpach po 15 jest już takie życie, śpiewy, tańce, pijaństwo, jak u nas koło 23. Jednak bawią się w głównie przyjezdni, turyści, bogacze z innych części Hamburga.

Tutejsi swoje dawno już przehulali. Bezlitosne tryby St. Pauli już dawno ich przemieliły i wyrzuciły prosto na ulicę.

Reklama

O puszki czy butelki trwa tutaj regularna wojna, a do automatu, w którym można wymienić je na promocyjny kupon do supermarketu, trzeba ustawić się w kolejce. Zaczepia cię każdy dosłownie co chwilę, ale czuje w tym sens, bo wracający z melanżu bądź dopiero na niego idący – ciężko stwierdzić, skoro trwa on praktycznie całą dobę – są wyjątkowo skorzy do poratowania paroma groszami. Kobieta, która obdarowała jedną z grup flaszką została niemal wycałowana po nogach. Gdy idę przez miasto z końcówką napoju, transwestyta zaczepia mnie i prosi o dokończenie ostatków i oddanie butelki. Gdy odmawiam sugeruje, że potrzebuje kurtki, a ta moja jest całkiem spoko, więc w sumie też mogłaby być. A propos butelek, na ulicy i w okolicach ze względów bezpieczeństwa nie ma szans na zakup szklanego napoju, tak samo jak na posiadanie noża (karalne), o broni palnej już nie wspominając.

IMG_0909

 IMG_0913Eingang HerbertstraßeIMG_0998 IMG_0999IMG_0910IMG_1003

Węgierski mieszkaniec St. Pauli twierdził, że na Porsche już prawie ma, więc dla wyrównania rachunku lepiej dorzucić coś do trawy.

IMG_0911 IMG_0924

A to już inna uliczka. Po jednej stronie gejowskie kino, po drugiej… katolicki przytułek, gdzie potrzebujący mogą dostać posiłek i kąpiel.

Tuż nieopodal znajduje się gigantyczny port, przez lata uchodzący za centrum komunikacyjne i to odpowiedź na to, dlaczego St. Pauli jest jakie jest. Historia dzielnicy nie jest zbyt skomplikowana: gdy żeglarze dopływali do portu i cumowali łódź, szli w miasto się zabawić, co napędziło dobrą koniunkturę na najstarszy zawód świata. Ale w ten sposób wykształciło się też co innego: obycie mieszkańców z innością, tolerancja, otwartość. Skoro całe życie był tam ktoś spoza rejonu, zdążyli do nich przywyknąć.

Gdybym miał opisać tę dzielnicę jednym słowem, byłoby to zapewne słowo pierdolnik.

Tak, St. Pauli to jeden wielki pierdolnik.

IMG_0922

Ślady klubu widać na każdym kroku.

IMG_0925

***

St. Pauli budowane jest na trochę innych zasadach niż każdy inny klub na świecie. Skrajny against modern football sprawia, że prawdopodobnie nigdy nie wygra on niczego znaczącego, ale też sprawia, że jakoś tak łatwiej się w nim zakochać. Prawa do nazwy stadionu? Niejeden wykładał na stół ogromną kasę, ale to zwyczajnie wykluczone. Sponsorzy? Tak, jeśli nie kojarzą się z komercją, wyzyskiem i najlepiej jeśli wywodzą się z Hamburga bądź okolic. Na stadionie sprzedaje się przez to wyłącznie piwo Astra (lokalne), pije się tylko Fritz-Kolę (lokalną), kiełbaski też są robione przez określone firmy (lokalne), biorące mięso od określonych producentów (lokalnych). Jeśli kibice dochodzą do wniosku, że klub ze striptizem jest słabym partnerem biznesowym – władze po prostu wysłuchują ich wolę i zrywają z nim umowę. Klub popada w długi? Wystarczy wypuścić serię koszulek z napisem „ratownik” i logiem St. Pauli i już uda się uzbierać brakujące dwa miliony euro. Potrzeba rozbudować stadion? Skoro większość udziałów należy do kibiców, to niech kibice wyłożą na to pieniądze. I rzeczywiście – zrobiono wielką ściepkę i pięć tysięcy fanów zdołało uzbierać osiem milionów euro, które klub miał im zwrócić w sześcioletniej perspektywie.

We wszystkich klubach na świecie byłoby to niemożliwe, by kibice zrzucili się i pomogli klubowi wybudować trybunę. Ale już ustaliliśmy, że mowa o klubie, który jest trochę inny.

Mowa o klubie, w którym nigdy nie zagra piłkarz, który ma cokolwiek wspólnego z faszyzmem, seksizmem, nazizmem, rasizmem, który w publiczny sposób wykazał się brakiem tolerancji, który skrytykował lewicowy światopogląd, który nie szanuje drugiego człowieka. Choćby był najlepszym piłkarzem klubu – stanie się z nim to, co stało się z Michel Mazingu-Dinzey, który przyłapany na uczestnictwie w demonstracji antyimigracyjnej musiał żegnać się z graniem w drużynie oldboyów.

Kibice St. Pauli są przekonani, że piłka nożna jest tylko dodatkiem, megafonem, przez który można wykrzyczeć wszystkie hasła, zebrać ludzi, którzy chcą udzielać się społecznie, charytatywnie. Którzy chcą w jakiś sposób zmieniać świat.

IMG_0942

Rasism powoduje śmiertelne skutki.

IMG_0820

Więcej grzybów dla nazistów, by dostrzegali w życiu więcej kolorów.

IMG_0920

„Pogonić nazistów z dzielnicy”

IMG_0822

„Wciąż nie kochamy się z policją”

IMG_0833

***

Klub sam w sobie nie bardzo jest chętny na współpracę. Chcesz przyjechać z Polski i napisać o nas reportaż? To fajnie, ale nie myśl sobie, że musimy odpisywać na twoje maile. Nie ma jednak tego złego, bo okazało się, że codziennie St. Pauli organizuje oprowadzanie z przewodnikiem, za którego robi pracownik klubu, kibic i gość o twarzy rockandrollowca zarazem. Był to bez wątpienia cwaniak z gatunku tych lepszych. Gdy pokazał nam wygniecioną kartkę z najlepszą pirotechniką wszechczasów, oczka mu się aż zaświeciły.

IMG_0873

IMG_1010

„Widzicie tę ścianę? Mieszczą się na niej wszystkie trofea, jakie St. Pauli zdobyło w swojej 107-letniej tradycji. Uważamy, że wszystkie sukcesy trzeba odpowiednio wyeksponować”. Trudno odmówić przewodnikowi ironii. Jeszcze chwila i proponowałbym mu pisanie szyderek na Weszło.

Dusza lepszego cwaniaka dała o sobie znać też wtedy, gdy przewodnik kazał całej grupie trzy razy wychodzić na trybuny i podziwiać murawę, aby samemu w tym czasie spalić sobie peta. Stadion generalnie robi wrażenie dlatego, że jest – hmm – żywy. Nie charakteryzuje go nienaganna elewacja, nie jest to mokry sen europejskich architektów, ale obok kolejnych ścian nie przechodzisz obojętnie. Są trochę jak mury w mieście – wszędzie widać jakieś malowidła, graffiti, napisy, vlepki. Po jednej stronie bije po oczach hasło „kein Fußball den Faschisten” (żadnej piłki dla faszystów), będące jasnym hasłem politycznym.

IMG_0832

IMG_0868 IMG_0869IMG_0860IMG_0813

Nie ma co się oszukiwać, najbardziej wyczekiwanym elementem oprowadzania jest zajrzenie do tunelu. Niesamowity, przerażający, imponujący, zapierający dech w piersiach. Po prostu WOW.

IMG_0902 IMG_0866

Witamy w piekle.

 IMG_0864

„Jebać HSV”. Tak, taki napis znalazł się na stadionie klubu 2. Bundesligi.

O przechodzenie przez tunel pytam Waldemara Sobotę: – Robi wrażenie, co? Gdy pierwszy raz idziesz, jest jedno wielkie wow. Przechodzenie przez tunel jest skrupulatnie zaplanowane. Drużyna przyjezdna ma gdzie indziej swoją szatnię, na rozgrzewkę wpuszczana jest innym wejściem – wszystko po to, by po raz pierwszy przeszła przez ten bojowy tunel przed meczem. Tunel ma zrobić na nich wrażenie i powiedzieć im, że nic nie zostanie im tu w naszym piekiełku odpuszczone.

– Wam to pomaga?

– Niejednokrotnie mieliśmy przez trenerów robione odprawy na temat tego tunelu. Mieliśmy okres, gdy nie potrafiliśmy punktować w domu.

– Czyli tunel przestraszył bardziej was.

– Może nie do końca przestraszył, ale coś nie funkcjonowało. Mieliśmy odprawę i trenerzy kładli nam do głowy, że na każdym, kto widzi ten tunel, od razu robi wielkie wrażenie. Stojąc w tunelu musimy wiedzieć, że tanio skóry nie sprzedamy. Ten mały tunel obrazuje całą naszą dzielnicę. Mimo że czasem jest ciężko, czasem jesteś skazany na życie na ulicy, z każdej sytuacji jest wyjście, bo wspólnie można wiele.

 IMG_0879

„Widzicie tę lodówkę? Jeszcze jakiś czas temu na półkach stała coca-cola, ale od kiedy prężnie zaczęła działać lokalna Fritz-Kola, stwierdziliśmy, że to od nich będziemy brali napoje. Wszystko, co lokalne, uznajemy za lepsze”.

 IMG_0881 IMG_0882

Fotki dziennikarzy zajmujących się St. Pauli porozwieszane po pokoju dla mediów. Sam nie wiem, co o tym myśleć.

Przewodnik opowiada nam też fajną anegdotę, która doskonale oddaje mentalność tutejszych kibiców.

– Kolega pyta się, dlaczego na naszym stadionie piwo jest tak drogie, kiełbaski są takie drogie, wejściówki są takie drogie, generalnie na wszystko trzeba wyłożyć kasę. Mówię mu, że takie są standardy 2. Bundesligi, musimy się do tego przystosować. Odpowiada: „Aha… Wiesz co? To ja w sumie będę kibicował, byśmy spadli z ligi. I tak mi wszystko jedno, w której gramy, ale przynajmniej ożłopię się więcej browarów za tę samą kasę”.

 IMG_0890

Reklama Astry tak jak i całe St. Pauli – raczej bezpruderyjna.

IMG_0862 

Słowa Rafaela Nadala, które mają zmotywować piłkarzy St. Pauli przed wejściem na boisko.

IMG_0838

Pod stadionem znajduje się pomnik upamiętniający żydowskich kibiców St. Pauli zamordowanych podczas drugiej wojny światowej. – Podoba mi się to, że co roku upamiętniamy pod tym pomnikiem ofiary Holocaustu. Jest uroczyste złożenie wieńca, przychodzą nie tylko kibice, lecz także piłkarze i władze klubu, jest uroczysta mowa. Całość wygląda bardzo dostojnie.

W sklepie kibiców trupią czachę ma dosłownie wszystko. Miś? Proszę bardzo, może nie wystraszy dzieciaka. Miska dla psa? Kości na dnie mogą nabawić pupila psiej depresji, na ich widok cieknie ślinka, zjeść się ich jednak nie da. Pierścionki, czapki, inne gadżety? Wszystko jest. Najbardziej niestandardowe są dwie rzeczy.

IMG_0907

Toster.

 IMG_0841

Tęczowe czapki.

Sklep ogólnie nawiązuje do tradycji, gdyż został wyłożony brukiem ulic St. Pauli. Na koniec oprowadzania przewodnik wypalił:

– A ty skąd jesteś? Strzelam, że z Polski. Musisz być z Polski, masz jakiś taki polski ryj.

Dawno nie byłem tak dumny jak z tego zdania.

IMG_0846 IMG_0845 IMG_0844 IMG_0842 IMG_0840 IMG_0839

***

To, co od razu rzuca się w oczy, to kompletnie inna kultura kibicowania niż w Polsce.

W Polsce wygląda to tak: idziesz na mecz, oglądasz mecz, wracasz z meczu.

Na St. Pauli wygląda to tak: idziesz na stadion, pijesz piwo, pijesz drugie piwo, spotykasz się, rozmawiasz, poznajesz, oglądasz mecz, pijesz kolejne piwo, spotykasz się, znowu rozmawiasz.

W Polsce na meczu spędzasz dwie godziny, wielu z kibiców St. Pauli przyszło już o 15-16 i wyszło ze stadionu koło 21:30. A potem poszło na miasto. Kibice gromadzą się głównie pod Fanladen – jest to sklep, w którym kibice sprzedają swoje rzeczy, załatwiają bilety, spotykają się, by omówić swoje kolejne akcje. Miejsce otwierane jest o 15 każdego dnia, można tam przyjść, napić się piwka, spędzić czas jak kibic St. Pauli.

IMG_0816IMG_0937 IMG_0935 IMG_0934 IMG_0936

Musicie wiedzieć, że w Niemczech picie piwka w miejscach publicznych jest legalne i kibice St. Pauli bardzo chętnie z tego prawa korzystają.

Jeśli gdzieś można znaleźć kumatego kibica, z którym można pogadać szerzej o klubie, to właśnie tam. I tak wyhaczyłem Christiana, który

a) jest sportowcem reprezentującym St. Pauli, należy do sekcji maratońskiej tego klubu,

b) jest aktywny kibicowsko, organizuje maraton „Lauf gegen Rechts” (bieg przeciwko prawicy), będący czymś w rodzaju manifestacji poglądów.

– Bieg powstał pięć lat temu jako odpowiedź na demonstracje prawicy przeciwko nam. Powiedzieliśmy sobie, że nie ma sensu odpowiadać demonstracją na demonstrację, zrobimy maraton. Na pierwszą edycję przyszło wiele ludzi i zaczęliśmy organizować bieg co roku i zbierać datki od ludzi. W tym roku było 2000 uczestników.

– Sporo.

– Przyszło też wiele osób, którze z klubem nie mają nic wspólnego, ale zwyczajnie utożsamiają się z dzielnicą i naszymi poglądami. Ja osobiście dołączyłem do St. Pauli głównie z powodu poglądów. Klub dopiero jakieś 20 lat temu zaczął wyraźnie sympatyzować z lewicą i w szybkim tempie pociągnął za sobą mieszkańców dzielnicy. Teraz w zasadzie to niemożliwe, by ktoś miał prawicowe poglądy i był jednym z nas. Prezydent St. Pauli też jest jasno określony politycznie, przychodzi nawet na nasz maraton. Nam generalnie nie chodzi o sport wyczynowy, a sport masowy. Dla kibiców HSV to śmiertelnie ważne, czy drużyna będzie grała w Bundeslidze, czy po raz pierwszy w historii spadnie niżej, a dla nas… to bez znaczenia. Klaszczemy także wtedy, gdy drużyna przegrywa. Wszystko nam jedno.

– Dla piłkarzy to dość lajtowa sytuacja, grają praktycznie bez presji trybun.

– Masz rację. Na stadionie HSV piłkarze są ostatnio wygwizdywani bardzo często, w tym sezonie słyszałem u nas może jakieś pojedyncze gwizdy, ale to naprawdę wyjątki. Pamiętam mecz z Norymbergą w tamtym sezonie, w którym przegraliśmy u siebie 4:0 po beznadziejnym meczu. Wszyscy normalni w takich okolicznościach wygwizdaliby swoją drużynę, a my… oklaskaliśmy Norymbergę za świetny mecz. „Nurnberg, Nurnberg!” – krzyczeliśmy. Nie było w tym cienia ironii – po prostu podobała nam się ich gra i uznaliśmy, że warto to docenić. Staramy się być nastawieni pokojowo do wszystkich kibiców. Na przykład przed meczami zawsze gramy hymn drużyny przeciwnej. Nie zdarza się to na żadnym innym stadionie w Niemczech. Gdyby gdziekolwiek indziej został puszczony hymn St. Pauli, zderzylibyśmy się z przeraźliwą falą gwizdów.

– To tak właściwie dlaczego wszyscy was nie lubią?

– Nie zgodzę się, nie wszyscy, w każdym klubie są osoby, które sympatyzują z St. Pauli. Na Facebooku są grupy typu „HSV gegen Rechts”, ludzie podzielają nasze poglądy. Powiedziałbym raczej, że w Niemczech jesteśmy uwielbiani. To niesamowite, że klub z 2. ligi przyciąga takie zainteresowanie. Są w Niemczech też inne kluby lewicowe, na przykład SV Babelsberg 03 z Poczdamu, który gra w piątej lidze, ale ideologię ma taką samą. Na wielu stadionach problemem są faszystowskie czy rasistowskie hasła i my staramy się wyrzucić je ze stadionów. W pewien sposób przyjaźnimy się nawet z fanami Bayernu Monachium, który uważamy za największe zło i komercję. Mają swój lewicowy fanclub i my wspieramy tych kibiców, mimo że klubu kompletnie nie szanujemy. Różną mamy opinię. Mówią o nas, że jesteśmy burdelem Bundesligi. Wystarczy się przejść uliczkami, które są nieopodal i już będziesz wiedział, dlaczego. Mówią też, że u nas są same ćpuny, ale teraz już tak nie jest. Zobacz tych wszystkich ludzi wokół. Piją piwo. Gdybyś przyszedł tu 20 lat temu, gdy ja zaczynałem chodzić na St. Pauli, wszyscy paliliby trawę. I co, źle było? Wszyscy spokojni, pełen luzik, mega pokojowa atmosfera.

– Ze strony innych dochodzi do jakichś aktów nienawiści?

– Oczywiście.

– Często?

– Jest parę miast, w których jest problem. Największa nienawiść jest w Rostocku. Wschód Niemiec generalnie jest bardziej radykalny niż zachód, Rostock jest tego najlepszym przykładem, bo tam dominują odmienne poglądy. Ciężko jest też w Dreźnie. Ostatnio graliśmy tam jesienią i kibice zostali obrzucani kamieniami, ale to normalne. Przed dwoma tygodniami fan HSV pobił na mieście fana St. Pauli, nawet napisały o tym gazety, co pokazuje, jak rzadkie mimo wszystko jest to zjawisko. Tydzień później fan St. Pauli podobno się zrewanżował, co uważam osobiście za gówniane zachowanie. Ale to są naprawdę incydenty.

– W Lipsku mówili mi, że Millerntor to jedyny stadion w Niemczech, gdzie kibice RB czują się bezpiecznie.

– Oczywiście nienawidzimy klubu RB Lipsk, uważamy go za totalne nieporozumienie. Ale do kibiców nie mamy nic. Kiedy tu byli, nie pokazywaliśmy naszego sprzeciwu wobec RB, bo czemu są winni kibice? Klub zrobił tylko dobrą akcję, bo na tablicy wyników, gdzie zawsze są herby obu drużyn, przy drużynie gości pozostawił puste pole. Herb RB do złudzenia przypomina przecież logo pewnego napoju, to oczywista reklama, z czym my się nie zgadzamy.

IMG_0932

Christian

– Wyobraźmy sobie sytuację, że dziś na meczu Heidenheim strzela bramkę, ja stoję na sektorze ultrasów i skaczę z radości. Dostaję po zębach?

– Nie, dlaczego? Na każdym stadionie pewnie dostałbyś po nosie, ale u nas nie. Na trybunach wśród kibiców normalnie siedzą kibice gości i nic się nie dzieje. Chociaż są mecze, które uznaje się za spotkania podwyższonego ryzyka. Jest organizowana specjalna ochrona, policja ustawia się przy stacji metra i eskortuje kibiców, by ci dotarli bez żadnych incydentów na swoje trybuny, jest też zakaz sprzedaży alkoholu.

– Na wyjazdach jesteście jakoś specjalnie chronieni?

– Nie, jesteśmy jak każda inna grupa.

– No dobra, wyobraźmy sobie inną sytuację: jestem w sektorze St. Pauli i obrażam jednego z piłkarzy Heidenheim. Mówię na przykład, że jest czarny i ma spierdalać. Co się dzieje?

– Będziesz miał problemy. Zębów nie stracisz, ale zostaniesz wyprowadzony z sektora i ze stadionu. Nie akceptujemy takich zachowań, ale – uwierz – one się nigdy nie zdarzają. Nie tutaj. Nie pamiętam, by doszło u nas do jakiegoś rasistowskiego tekstu, w ogóle nie obrażamy rywali.

– Organizujecie jako klub wiele akcji społecznych i charytatywnych. Z czego jesteś najbardziej dumny?

– Sam mam przy sobie teraz masę ulotek, które za chwilę pójdę po rozdawać (Christian pokazuje, że ma ich cały worek – red.). Cały klub to jedna wielka akcja społeczna. Triatlonowa sekcja raz do roku w zimę – trochę wzorem nas – też organizuje zawody, na których zbiera datki. Piłkarze sami nawołują do tego, by zostawiać stare ubrania i przekazywać bezdomnym. Cała inicjatywa Viva con Agua jest kapitalna, rozkręcił ją były piłkarz St. Pauli, który podczas pobytu na Kubie zauważył, że ludzie mają problem z normalnym dostępem do wody, wrócił i zaczął zbierać pieniądze by każdy na świecie miał do niej dostep. Gdy przed laty nagle zmarł bardzo aktywny młody działacz St. Pauli, stworzyliśmy w afrykańskiej szkole bibliotekę i nazwaliśmy ją jego imieniem. Myślę, że byłby dumny. Staramy się iść też trochę pod prąd. Niemiecki związek przy współpracy z Bildem organizowali przed dwoma laty akcję, by podczas meczów okazać wsparcie dla uchodźców. My jesteśmy generalnie bardzo otwarci na uchodźców, ale nie włączyliśmy się do tej szopki. Zrobiliśmy bardzo dużo, by ich w tamtym czasie godnie przyjąć, ale reszta realnie nie zrobiła nic. To my zorganizowaliśmy na stadionie dużą salę, gdzie gromadziliśmy ubrania i przekazywaliśmy uchodźcom. Nikt z nas nie miał problemu, by przekazać im darmowe bilety na mecz. To był wtedy popularny temat w Niemczech, więc wszyscy postanowili, że można się w nim ogrzać. Powiedzieliśmy, że nie mamy zamiaru w tym uczestniczyć. Fanladen każdego klubu ma problem z tym, by zaktywizować swoich kibiców, by ci byli zaangażowani, ofiarowali pieniądze na różne akcje, włączali się w nie. Tutaj jest inny problem – za dużo dobrych projektów. Każdy ma jakiś pomysł jak można pomóc, a wszystkiego nie można zrealizować.

– Trochę dziwne, że wszyscy was nienawidzą, a nie widzą tych wszystkich akcji, które robicie.

– Albo może widzą i dlatego nas nienawidzą, bo jesteśmy w nich lepsi?

 ***

Zanim zaczniecie wyzywać kibiców St. Pauli od lewaków, zamiast uznacie ich za tęczową pedaliadę, zanim zmieszacie z błotem, warto poczytać o akcjach społeczno-charytatywnych, które rozkręcili. Prawda jest taka, że należy się za nie ogromny szacun. Oto tylko niektóre z nich:

– w 2006 roku w czasie mundialu na stadionie St. Pauli zorganizowano mistrzostwa świata dla nieistniejących państw. Udział wzięły m. in. Grenlandia, Cypr Północny, Tybet, Zazinbar i w roli gospodarza Republika St. Pauli. Choć imprezę chciała zablokować FIFA, choć wiele do powiedzenia miały Chiny, kibicom udało się wszystko zorganizować i po puchar sięgnął Cypr Północny. Po co to wszystko? Po to, by wspomniane ekipy choć raz poczuły, jak to jest grać pod własną flagą.

– były bramkarz St. Pauli, Volker Ippig, w latach 80-tych przerwał karierę i wyjechał na rok do Nikaragui charytatywnie pomagać przy budowie szpitala. Klub oczywiście okazał mu wsparcie, a po powrocie dalej kontynuował swoją karierę.

– na trybunach doszło do fali protestów tylko dlatego, że władze miasta ogrodziły tereny, na których schronienie znajdowali nie przeszkadzający nikomu bezdomni.

– klub rozkręcił projekt Kiezhelden (bohaterowie dzielnicy), w ramach którego pomoc może dostać każdy, kto tylko spotkał się z wykluczeniem społecznym, niesprawiedliwością, albo zwyczajnie nie ma co włożyć do garnka.

– gdy niemiecki związek zagroził ostrymi karami za pirotechnikę, na następnym meczu dosłownie całe trybuny odpaliły… zimne ognie.

– gdy na byłego prezesa St. Pauli wylewała się fala hejtu, a stwierdzenie „łysy pedał” stało się już niemal jego ksywką, trybuny na znak protestu zrobiły oprawę z tęczowych flag.

– były piłkarz St. Pauli widząc jak na Kubie nie każdy ma dostęp do wody pitnej, wrócił do kraju i rozkręcił akcję, która ma tę wodę na każdym zakątku świata zapewnić. Aktywnie wspierają ją właśnie kibice, m. in. poprzez oddawanie swoich kubków, za które przy kupnie browara płacisz 1,5 euro. Masz później dwie opcje: albo zwracasz go do punktu sprzedaży i otrzymujesz 1,5 euro, albo oddajesz do jednego z wolontariuszy i wspierasz szczytny cel.

IMG_0990

Nie jest to żadne pitu-pitu, tak na oko jakieś 3/4 widzów oddaje kubki na fundację. Takich przytłoczonych wolontariuszy widziałem kilkunastu tylko na jednej trybunie.

***

Atmosfera na stadionie? Rzeczywiście czuć tę wolność, rzeczywiście jest przekrój społeczeństwa, rzuca się w oczy naprawdę duża liczba niepełnosprawnych, ale wielkiego fanatyzmu nie obserwuję. Zamiast żywiołowego dopingu kibice skupieni byli raczej na poinformowaniu o ich kolejnej akcji. Tym razem jest to protest przeciwko spotkaniu G-20, które odbędzie się w we wrześniu w Hamburgu. O całej akcji najlepiej opowie Christian:

– No jak to dlaczego protestujemy?! Putin, Trump, Erdogan, wszyscy najwięksi oszuści tego świata w jednym miejscu. Wydamy na to miliony euro i zostanie ustalone tylko to, że kapitalizm to świetny ustrój i musi funkcjonować lepiej. Nie rozumiem, dlaczego robią to akurat tutaj, gdzie wiadomo jakie jest środowisko. Nie zdają sobie sprawy z fali protestów? Dziś przed meczem zbieramy podpisy, po meczu robimy małą demonstrację, na trybunach też coś wywiesimy – tłumaczy z zapałem.

W pamięci utkwiła mi kobieta, która przyszła na mecz z tak na oko dwuletnim dzieckiem, które trzymała zawinięty w specjalny kubrak. Jeśli jednak chcesz przyjść na mecz i nie chcesz go ciągać po trybunie – możesz pozostawić je w przystadionowym przedszkolu. Choć na St. Pauli zdecydowana większość kibiców utożsamia się z ideologią klubu, to nie jest też tak, że na trybunach obserwuję same skrajne postaci, samych anarchistów, samych punkowców. Nie, większość to zupełnie przeciętni ludzie, którzy po prostu jarają się tym chodzeniem pod prąd, akcjami charytatywnymi czy szerzeniem tolerancji.

IMG_0908 

St. Pauli to prawdopodobnie najbardziej pokojowy klub Europy, a o wojnie nie pozwala zapomnieć mu… ogromny bunkier, który widać z każdego punktu stadionu. Grubość ścian trzy metry, mieściło się w nim podczas wojny 18 tysięcy ludzi, dziś jest tam dyskoteka.

honig honig2

St. Pauli stwierdziło, że chce pomagać pszczołom, a że nic to nie kosztuje, wystawiło na stadionie ul i produkuje miodek.

IMG_0948 

Buda z wegańskim żarciem. Wydawałoby się, że na stadionie to raczej strzał w stopę, a jednak kolejka ustawiła się spora, a i jedzenie całkiem znośne.

Oglądając 2. Bundesligę raczej nie przeżywasz szoku kulturowego. Ot, poziom solidnego meczu Ekstraklasy, nic więcej. Wynik 3:0, St. Pauli puknęło rywala na miękko. Jak spisał się Waldek Sobota? Rozegrał pełne 90 minut, miał udział przy bramce, bo to po jego strzale padł samobój, po którym cały stadion wykrzyczał jego nazwisko. Ogólnie był aktywny, dał parę piłek do przodu, po których kumple mieli akcję. W skali Weszło takie 6,5.

IMG_0970 

Na meczu spotkałem starego, dobrego znajomego. Liczyłem na jakąś brameczkę, ale w sumie nie można oczekiwać Hollywoodu. Gdy po meczu piłkarze zbierali burę od kibiców Heidenheim, Denis potulnie poprawiał włoski.

Generalnie cały czas czuć na stadionie rockowy klimat. Piłkarze wychodzą na mecz przy utworze ACDC – “Hells Bells”, a po bramkach leci „Song 2” zespołu Blur. Po bramkach zaobserwowałem też dość dziwną praktykę – niektórzy rzucali z góry w tłum plastikowe kufle z resztką piwa. Lądowały one na głowach tych na dole, a piwo lało się na stojących dookoła ludzi. Dziwne.

IMG_0994

Tęczowa czapeczka na meczu? Taka prawda, że włożenie jej na naszym meczu byłoby sprawą podwyższonego ryzyka.

 IMG_0992

„Liczy się tylko miłość” i dwóch całujących się facetów na muralu. Możliwe tylko w St. Pauli.

 IMG_0988

Refugees welcome.

IMG_0959

Kibice Heidenheim intonujący przyśpiewki w tłumie kibiców St. Pauli? Żaden problem

 IMG_0969

***

 IMG_0963

– Dlaczego chodzę na St. Pauli? Chyba dlatego, że czuję tu wolność, swobodę, tolerancję. Nikt mi tu nie mówi, że dziwnie wyglądam. Mam normalną pracę, a społeczeństwo różnie mnie ocenia. Tu tego nie czuję.

***

 0005L08EUP23A89O-C116-F4

Fotka z oficjalnej strony St. Pauli. Trener Lienen  nie mógł przyjść stanąć do fotki z nowym nabytkiem klubu, więc ktoś… przywdział jego maskę. Nie, St. Pauli nie jest zbyt normalnym klubem, w którym wszystko musi być na tip top. Zresztą trener jest w St. Pauli uwielbiany i nie bez znaczenia jest to, że obnosi się ze swoimi poglądami politycznymi.

***

Po meczu uderzyłem do knajpy, by spotkać z polskimi kibicami, którzy specjalnie na spotkanie St. Pauli przyjechali aż z Brzegu pomiędzy Opolem a Wrocławiem. Jeśli wierzyć Google Maps, jest to prawie 700 kilometrów, chociaż sami mówią, że łykają tę trasę w 5,5 godziny. Na meczach bywają regularnie, tworzą nawet formalny fanclub „Śląscy Piraci”, który liczy jakieś 15 osób. Skromnie, ale fakt, że w Polsce uchowały się dwa oficjalne fancluby zespołu z 2. Bundesligi mówi sam za siebie.

IMG_1012

Od lewej Andrzej, Grzegorz, Sylwester, Krzysztof.

– Mogę zrobić wam fotkę?

Krzysztof: – Możesz, ale rozmawialiśmy ostatnio z chłopakami z Torunia i mówili nam, że pousuwali swoje zdjęcia na Facebooku, bo się boją. Ktoś dostał kiedyś wpierdol, było parę nieprzyjemnych sytuacji z racji tego, że na swoim profilu mieli grupowe zdjęcie wszystkich członków. Przestali pokazywać swoje twarze. Jak to w ogóle o nas jako kraju świadczy?! Wrzucisz tę fotkę do artykułu i sam jestem ciekawy, co się będzie działo.

– Ale co, myślisz, że będą was szukać?

Krzysztof: Szukają.

Grzegorz: Nie spotkałem się z czymś takim mimo wszystko. Ktoś mnie będzie ścigał, bo byłem na meczu?

Krzysztof: Słyszałem, że oni jako oficjalny fanclub byli szukani w Poznaniu czy Pile. Wyłapywali ich na Facebooku, serio.

– Czyli wnioskuję, że łatwo dostać po zębach będąc kibicem St. Pauli.

Krzysztof: Nielubiane jest. Bardzo.

Grzegorz: Dlaczego tak właściwie? Bo gejowski klub? Nie jest gejowski. Bo lewacki?

Andrzej: Wznosi pewne idee, bardzo niepopularne u nas. U nas kluby są osadzone w głębokiej prawicy, dlatego St. Pauli jest nielubiane. Trochę podejście na zasadzie „nie, bo nie”. W Niemczech oczywiście też jest tak, że St. Pauli ma wrogów, nawet bardzo zagorzałych.

Krzysztof: Ale ta nienawiść kibiców jest bardziej okazywana na trybunach niż na mieście. Najbardziej przeciwko są prawicowe kluby jak Hansa Rostock czy Dynamo Drezno. Zresztą Hansa goniła kiedyś po meczu nawet kibiców Pogoni Szczecin, to ultrafaszystowskie towarzystwo.

Andrzej: Rostock to klub-mordercy, są bardzo prawicowi. W Hamburgu na bazie portu całe miasto wychowywało się w duchu wielorakości, tolerancji, wielokulturowości. Możesz być tu sobą.

– Są przyzwyczajeni, bo zawsze był tu ktoś z zewnątrz.

Sylwester: Nie musisz się czaić, gdy stoisz na trybunach i chcesz powiedzieć coś po polsku. Wręcz jak ktoś usłyszy, to sam zagada i zapyta skąd jesteś. Wczoraj gadałem z dziewczyną pod stadionem i cieszyła się, że przyjechała 100 kilometrów za St. Pauli. Jak jej powiedziałem, że my zrobiliśmy ich 700, to nie mogła uwierzyć. „To my myślałyśmy, że się poświęcamy, bo zrobiłyśmy 100 kilometrów, a oni zrobili 700?!”.

Grzegorz: Tu jest zupełnie inaczej. Pamiętam jak na jakimś meczu poszliśmy się przejść gdzieś tam koło toalet i coś Krzychu zacząłeś krzyczeć. Ludzie się zbiegli, pokrzyczeli z tobą, mimo że nie rozumieli przecież polskiego, pobawili się. W Polsce by na ciebie popatrzyli jak na idiotę.

Krzysztof: Wyobraźcie sobie co by było, gdyby na Legii na żylecie stanął jakiś Niemiec w szaliku Legii i zaczął coś mówić po niemiecku. Chyba by go zabili.

Sylwester: Myślę, że by dostał i nie obejrzał meczu, bo by go od razu wynieśli. I to mimo że byłby kibicem Legii!

Grzegorz: Tu nie byłoby stresu, gdybyś chciał wziąć szalik jakiejkolwiek drużyny i przyjść w nim na mecz. My jesteśmy cały czas na sektorze ultasów, ale nie widziałem żadnej zadymy, nikt nigdy po twarzy nie dostał.

Krzysztof: Oni spotykają się wszyscy w knajpach, później wszyscy idą na mecz. Nie mają problemu, by pogadać z innymi kibicami. Wyobrażasz sobie, że kibice Legii idą przed meczem we Wrocławiu do pubu, gadają tam z kibicami Śląska, a potem wspólnie idą na mecz? Taka sytuacja kompletnie w Polsce nie występuje. Wyjdź sobie w koszulce Polonii Bytom we Wrocławiu. Nie ma cię! Ostatnio słyszeliśmy o sytuacji, gdy szedł we Wrocławiu gość w bluzie St. Pauli i jakiś koleś, kibic Śląska, prawie go pobił.

Sylwester: Zobacz, ilu ludzi w mocno sędziwym wieku identyfikuje się z klubem. Byliśmy w Dreźnie i przyjechała para: on po osiemdziesiątce, ona pewnie też. Wysiedli, on w koszulce, ona także. Przyjechali razem z innymi kibicami autobusem na mecz podwyższonego ryzyka.

Grzegorz: Niepełnosprawni też jeżdżą często na wyjazdy.

Sylwester: Ludzie się przyzwyczajają do tego stylu życia.

Krzysztof: To są wartości, które na co dzień każdy z nas ma. Otwartość na drugiego człowieka, pomoc. Może to dziwne, ale tego u nas w kraju nie można za bardzo zobaczyć.

– Właśnie, wyobrażacie sobie taki klub jak St. Pauli w Polsce? Gdybym zobaczył na polskim stadionie gościa w tęczowej czapce to bałbym się, że za chwilę straci głowę.

Grzegorz: No właśnie tego nam brakuje w Polsce, dlatego trochę uciekamy. Tej zwykłej tolerancji. W tym klubie jest bardzo dużo tolerancji.

Sylwester: Gdyby taki klub powstał w Polsce, wszyscy ultrasi znaleźliby sobie wspólnego wroga i młóciliby go non stop, przy każdej okazji.

Krzysztof: Jakkolwiek na to spojrzeć, jesteśmy narodem mało tolerancyjnym, trochę ksenofobicznym. Dużo mówimy o tolerancji, ale gdy przyjdzie co do czego, to nic z tego nie wynika.

Sylwester: Jesteśmy gościnni, otwarci… Tak, tak, znamy to.

Krzysztof: Ale my osobiście naprawdę jesteśmy tolerancyjni. Zobacz, pozwalamy Andrzejowi z nami jeździć (śmiech). Śmieję się, bo Andrzej kibicuje Wiśle Kraków.

Grzegorz: Myślę, że ten klimat w klubie to też kwestia struktury. W Polsce klub ma swojego właściciela. Albo to jest miasto, albo jakiś biznesmen. Tu 51% klubu formalnie należy do kibiców.

Krzysztof: Ludzie głosują, to oni decydują, czy danego sponsora wpuścić do klubu, czy im pasuje. Podoba mi się to, że nie ma podejścia „łapiemy pieniądze za wszelką cenę”.

– Mnie zaimponowało to, że gdy lokalna firma zaczęła produkować colę, od razu weszła do klubu i zamieniła coca-colę, nawet jeśli się to pewnie finansowo nie opłacało.

Grzegorz: Znasz taki klub w Polsce, gdzie udziałowcami są kibice i to oni decydują?

– Wisła Kraków.

Andrzej: To nie kibice, to mafia.

Krzysztof: Znamy z relacji, że tam układy sypią się dlatego, że ktoś miał tańsze narkotyki. Taka piłka nas nie interesuje, dlatego znaleźliśmy sobie St. Pauli. Ludzie w Polsce się dziwią: co to w ogóle za klub?! St. Pauli kojarzy im się wyłącznie z jeżdżeniem na kurwy. Przepraszam, ale takie jest skojarzenie. A że tak grają w piłkę? To pewnie jakiś dziwny, lewacki klub. Poza tym jak można kibicować drużynie z 2. Bundesligi?

– Co oni wygrali?!

Krzysztof: Właśnie, co oni wygrali?

Sylwester: Teraz tak naprawdę przez cały sezon bronili się przed spadkiem do trzeciej ligi.

Grzegorz: W zasadzie byli nawet głównym kandydatem do spadku. Ten sezon to taki roller-coaster, że szok. Ale to jest fenomen. Nawet jak przegrywają wszystko, stadion jest zawsze pełny i dlatego najbardziej lubię być właśnie tutaj. Byłem na paru meczach, gdy St. Pauli było na dnie tabeli i po każdym meczu ludzie zostawali, klaskali, dziękowali za mecz. Nikt w ogóle nie gwiżdże. W ogóle! I cały czas doping. W Dreźnie dostali straszne baty, niby tylko 1:0, ale mecz był dramatyczny. Piłkarze przyszli do nas ze spuszczonymi głowami, a ludzie stali i im klaskali. Niesamowity widok.

– U nas 45 minuta, 0:0 i już gwizdy.

Krzysztof: Nie ma takiego niezdrowego parcia na wynik.

Andrzej: Bo tu się normalnie grało, a nie kombinowało z Fryzjerem przed każdym meczem. U nas przez tę naszą przeszłość jest trochę podejście kibiców „aha, pewnie puścili mecz, oszukują nas”. Dlatego ta frustracja może być częściej wylewana.

Sylwester: W Polsce nie ma tak naprawdę kultury chodzenia na mecze. Nie wykształciła się.

Andrzej: Blisko nas jest Śląsk Wrocław, bo mieszkamy w Brzegu, najbliżej na Ekstraklasę mamy właśnie do Wrocławia. Pojechaliśmy na mecz, obejrzeliśmy go i… w zasadzie na tym się skończył wieczór. Ani przed meczem nie możesz nic zrobić, ani po meczu nic się nie dzieje. Tutaj ludzie zbierają się przed stadionem, piją sobie piwko przyniesione ze sobą, gadają, mogą zjeść kiełbaskę. Na dobrą sprawę jesteś w stanie spędzić na stadionie cały dzień.

– Potwierdzam. Wczoraj sporo ludzi przyszło już trzy godziny przed meczem, 40 minut po meczu stadion jeszcze był pełny, punkty gastronomiczne wciąż pracowały na najwyższych obrotach.

Andrzej: W Krakowie jest to samo. Ludzie są wypuszczani, rozchodzą się, nic się nie dzieje. Idą do domów.

Krzysztof: Byliśmy kiedyś na meczu, który zaczynał się o 13:30. Na drugi dzień poszliśmy na śniadanie na Fischmarkt i spotkaliśmy tam kolesia w koszulce St. Pauli. Mówi: „nie wiem, co na to moja żona, ale wyszedłem wczoraj na mecz i jeszcze mnie nie było w domu”. Mecz jest o 13, oni potrafią w knajpach siedzieć do samego wieczora. Żyją tym. U nas jest pójście na mecz i rozejście się.

Grzegorz: Czy tu jest 2. Bundesliga, czy pierwsza, na stadion zawsze przychodzi tyle samo osób. Gdyby był jeszcze większy obiekt, przychodziłoby ich więcej.

Krzysztof: Od czterech do siedmiu tysięcy kibiców jeździ na wyjazdy. U nas w kraju czasami są takie mecze, że siedmiu tysięcy nie ma na dwóch spotkaniach razem wziętych. No tak jest, nie oszukujmy się.

– Jak jesteście przyjmowani na wyjazdach?

Grzegorz: Byliśmy na meczu w Dreźnie i trzeba powiedzieć, że to jest świetnie zorganizowane. Mistrzostwo świata. Zebraliśmy się na jakimś dużym parkingu na przedmieściach, przyjeżdżały tam autokary St. Pauli. Było koło pięciu tysięcy ludzi. Podstawiali nam autobusy, policja zamykała na chwilę ruch i bardzo sprawnie dojeżdżaliśmy na stadion. Nawet nie mieliśmy kontaktu z kibicami z Drezna.

– Na miasto się nie dało się wyjść po meczu?

Krzysztof: Nie, nie wyjdziesz, nie da się. Dowiozą cię na ten parking i potem sobie rób co chcesz.

Sylwester: Weszliśmy na stadion i od razu pojawiły się gwizdy, wyzwiska i pokazywanie paluchami, że nam podetną gardła. Ale mimo wszystko czujesz się bezpiecznie.

– Czyli z barwami na miasto lepiej nie wychodzić.

Sylwester: Nie, nie, daj spokój (śmiech).

Krzysztof: Mieliśmy hostel przy stadionie i już się szykowaliśmy na mecz, siedzieliśmy przy piwku i trochę byliśmy przerażeni, bo zaczął iść na nas koleś, taki kurde…

Sylwester: No zwierz!

Krzysztof: Zwierz, o. Taki on jeden jak nas trzech. Wytatuowany jak diabeł, cała twarz. Siedzieliśmy i „oho, zaraz będzie”. Ale nic się nie działo. Nie prowokujemy, nie manifestujemy tego, że jesteśmy z St. Pauli, bo my nie jesteśmy jakimiś chuliganami. Nie napieprzamy się. Pamiętam jak w grudniu poszedłem do knajpy w Hamburgu na drinka i spotkałem dwóch kolesi z St. Pauli. Postawili mi kolejkę, bo nie wierzyli, że jestem z Polski. Po pierwsze – że ktoś przyjechał tyle kilometrów na mecz. Po drugie – oni mają nas strasznie zaszufladkowanych, myślą, że u nas w kraju wszyscy myślą skrajnie prawicowo. My to kibole, zadymiarze, narodowcy. Wszystko idzie w świat.

– Tak oczywiście nie jest, ale takie akcje jak w meczu z Legii z Borussią nie pomagają.

Krzysztof: Piliśmy, a obok siedzieli kibice HSV i oglądali mecz. Dyskutowali ze sobą i nie było żadnej agresji. Nie wyobrażam sobie, by kibice Wisły Kraków siedzieli w knajpie obok kibiców Cracovii i nic się nie działo. No sorry, tak u nas jest i tyle. A tu bezproblemowo, pełen pokój.

– Widzę, że zawsze jak przyjedziecie poznacie kogoś, z kimś wypijecie piwo, z kimś wymienicie się kontaktami.

Krzysztof: Spotkałem tu kiedyś kolesi z fan clubu z Argentyny. Wczoraj widziałem gościa z Bostonu, przecięliśmy się w knajpie i chwilę pogadaliśmy. Spotkaliśmy też wczoraj kibiców Rayo Vallecano. To takie małe St. Pauli. Kibice wymusili tam na prezesie rozwiązanie kontraktu z Zozulyą, który okazał się być profaszystowski. To też jest fajne. Zwróć uwagę, że tu do klubu zawodników dobierają pod kątem społecznym. Jeśli ktoś się udziela w złych akcjach, jeśli wypowiadał się rasistowsko czy seksistowsko, to nie ma szans, by się tu dostać.

Andrzej: Dlatego tu przyjeżdżam, bo to jest klub… nie chcę powiedzieć, że punkowy, ale idący pod górę, pod prąd. Lubię wolnościowe tematy. Kiedyś byłem na meczu Śląska Wrocław z Borussią Dortmund. Ci tzw. kibole zaczęli strasznie wyzywać. W ogóle tego nie rozumiałem. Przyszło więcej osób niż normalnie by obejrzeć Borussię, ludzie mieli żółte koszulki, a ci zamiast ich przyciągnąć jakoś na stadion, tylko ich zniechęcili. Zachowywali się jak na jakichś derbach, a to byli potencjalni kibice Śląska Wrocław. Ja sam powiedziałem, że nie będę już po tej akcji chodził na ten stadion. Środowiska kibiców to u nas często zamknięte twierdze.

– Którą trybunę wybieracie?

Sylwester: Tę najbardziej wykrzyczaną.

Grzegorz: Podobno ultras, ale ja tam żadnych ultras nie widzę.

Sylwester: Za to są na niej podobno najlepsze kiełbaski (śmiech).

Grzegorz: Na tej trybunie masz przekrój od małych dzieci do starych ludzi. Nie ma tak, że przychodzą jakieś byczki po dwadzieścia lat i nikt więcej. Nie, są wszyscy.

Krzysztof: Zwróć uwagę, jak duży procent kobiet jest na meczach. Przyjechaliśmy kiedyś na mecz z żonami, praktycznie wszyscy członkowie naszego fanclubu byli na meczach. Mój syn też się kiedyś ze mną wybrał.

– To chyba też taki stadion, na który fajnie przywieźć rodzinę.

Sylwester: Tak, bo niczego się nie obawiasz. Tak jakbyś poszedł z dzieckiem na obiad do Pizza Hut.

Krzysztof: Jesteś pozbawiony jakiejś takiej stadionowej adrenaliny, że coś ci się może stać. Jak masz małe dziecko i nie bardzo chcesz z nim iść, możesz zostawić dziecko w przedszkolu, które jest na stadionie. Same mecze dobrze się ogląda, poziom 2. Bundesligi dorównuje naszej Ekstraklasie.

Grzegorz: Nie żartuj nawet. Gdyby Ekstraklasa dorównywała do tego poziomu, to byłoby dobrze. Byłeś na meczu?

– Byłem, ale szczerze mówiąc wyższego poziomu niż w Ekstraklasie nie widziałem.

Grzegorz: Myślę, że średnia drużyna z 2. Bundesligi grałaby pierwsze skrzypce w Ekstraklasie. Weź takie St. Pauli. Myślisz, że miałoby problem z utrzymaniem się w Ekstraklasie?

– Raczej nie. Pierwsza ósemka spokojnie.

Grzegorz: W czubie moim zdaniem.

Andrzej: W czubie nie.

Krzysztof: Pierwsza piątka. Zwróć uwagę, że St. Pauli grało sparingi ze Śląskiem Wrocław i Lechią Gdańsk. Oba wygrane. Patrz też na inną rzecz. Klub przegrywał całą jesień i co zrobiliby w Polsce z trenerem?

– Wyrzucaliby.

Krzysztof: A tu nie dość, że cały czas jest jeden trener, to jeszcze wszyscy mu klaszczą. Trzymają ciśnienie.

– Albo w ogóle go nie mają.

Grzegorz: Mają, muszą mieć.

Krzysztof: Oczekują od St. Pauli lepszej gry, mimo wszystko tu nie wszyscy kibice są ideowi, są też tacy, którzy po prostu lubią dobry futbol. Musi być zaangażowanie. Co roku chcą podnosić poziom sportowy, ale nie chcą robić tego za wszelką cenę, bo to nie jest sztuka. Klub jest zbudowany bardzo fajnie. Prospołecznie i tak dalej.

Grzegorz: Ale nie ma też takiego niezdrowego cisnienia. W Polsce nie raz pewnie były sytuacje, że jakiś piłkarz dostał po twarzy.

Krzysztof: Nie jesteśmy jakimiś skrajnymi antifa, nie jesteśmy ultrasami, jesteśmy normalnymi ludźmi. Mamy swoje rodziny, swoje normalne prace. Poglądy mamy – jak to się mówi – jak dupę, czyli każdy ma swoje. Czy podchodzimy do naszej pasji ideologicznie, panowie? Chyba nie. Ta postpunkowość jest zbliżona do tego, co każdy z nas kiedyś robił. A ty co, myślałeś, że spotkasz się z fanclubem St. Pauli i spotkasz jakichś anarchistów z irokezami?

Grzegorz: Czapek w barwach tęczy i irokezów nie mamy.

Krzysztof: Niektórym się u nas wydaje, że St. Pauli to tylko jakiś lewacki margines. Sami narkomani, punkowcy, odrzutki. Andrzej raczej nie wygląda nam na odrzutka (śmiech).

Grzegorz: Ale na punkowca…

Krzysztof: Siwego!

Andrzej: Siwego, no co. Punk ma w Polsce przecież długą historię (śmiech).

IMG_0897 IMG_0899 IMG_0878 IMG_0877 IMG_0886

***

Nie wiem, czy St. Pauli to miejsce, w którym chciałbym mieszkać. Nie wiem, czy St. Pauli to ideologia, którą chciałbym przesiąkać. Bo choć wiele z tych idei jest pięknych, bo choć wolność, anarchia, otwartość na każdą inność brzmi super, to jednak setki ludzi żyjących na ulicy, których mijałem przechadzając się po tej brutalnie obchodzącej się ze swoimi ludźmi dzielnicy, nie biorą się znikąd. Choć to oczywiście przejaskrawienie – poznałem też kibiców St. Pauli, którzy wiodą normalne życie, w którym daleko im do rock and rolla. Klub? Jest piękny w swoim szaleństwie, jest fantastyczną formą spędzania wolnego czasu, jest bez wątpienia czymś więcej niż tylko piłką nożną.

I jest czymś, co z pewnością warto zobaczyć. Choćby dla poszerzenia horyzontów i zaszokowania się, że kibicować można jednak inaczej.

JAKUB BIAŁEK

Przy pisaniu tekstu korzystałem z książki Fabiana Balickiego „Więcej niż piłka nożna? St. Pauli jest tą możliwością”.

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

198 komentarzy

Loading...