Reklama

Bruk-Bet na wczasach, w tych góralskich lasach…

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2017, 17:51 • 3 min czytania 36 komentarzy

Zespoły które do grupy mistrzowskiej wdarły się rzutem na taśmę, skrajnie różnie reagują na fazę finałową. Jedne, tak jak na przykład Korona, odstawiają na bok presję, luzują pośladki i już bez jakiegokolwiek ciśnienia potrafią przeciwnikom sprawić sporo kłopotów. Inne zaś – czego dowodem jest Bruk-Bet Termalica – tylko ciałem pozostają na boisku. Bo myśli ewidentnie krążą gdzieś daleko, daleko, daleko stąd.

Bruk-Bet na wczasach, w tych góralskich lasach…

„Słonie” grają o nic, to prawda. Ale i jednocześnie grają nic. Dziś gospodarze stanęli naprzeciwko Lecha na takiej wyjebce, że zabrakło tylko by w defensywie porozstawiali sobie leżaki, powtykali w boisko parasole, a na głowę wsunęli słomiane kapelusze. „Kolejorz”, zwłaszcza w pierwszej połowie, nie czuł żadnego oporu ze strony niecieczan. Ba – gospodarze okazali się na tyle gościnni, że robili wręcz wszystko, by podopiecznym Nenada Bjelicy nieba przychylić. Prowodyrem był Dalibor Pleva, który chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego gdzie i w jakim celu się znajduje. Najpierw bowiem Słowak zakręcił się na własnej połowie i górną piłkę zgrał do Raduta, a potem w podobnej akcji odbił futbolówkę ręką. Efektem jego niefrasobliwości był zresztą gol dla przyjezdnych – wspomniany Radut skorzystał z prezentu, podciągnął akcję w okolicę szesnastki i precyzyjnie sieknął przy krótkim słupku.

Minuty mijały, a Bruk-Bet garnął się do gry mniej więcej tak, jak kibice Śląska na stadion. Nic, kompletnie nic nie prezentowali gospodarze i choć ich szkoleniowiec reagował zmianami („wędka” dla Plevy po 25 minutach), to początkowo zmian ani widu, ani słychu. A i Lech nie kwapił się za bardzo do tego, by forsować tempo. Dał się nieco uśpić, spokojnie czekał na swojej połowie, a ciosy wyprowadzał raczej sporadycznie. Od czasu do czasu próbował zerwać się Pawłowski, aktywny był Radut, trochę tam z obrońcami poprzepychał się Robak, ale energii to w tym za wiele nie było.

Troszkę się Termalica obudziła tuż przed przerwą, ale taka to była pobudka, że najpierw Misak, a potem Stefanik spróbowali postraszyć Putnocky’ego strzałami z dystansu. Koniec końców postraszyli jednak co najwyżej stewardów stojących za bramką, bo piłka fruwająca gdzieś obok bramki mijała ich głowy raz po raz.

Denerwował się przy linii trener Nenad Bjelica i nie było czemu się dziwić, bo Lech nie grał wielkiego futbolu. Rywal ewidentnie niezainteresowany jakąkolwiek zdobyczą punktową, osowiały, pokładający się na murawie, a na tablicy wciąż 1:0. Wystarczyła przecież jakaś głupia kontra, przebitka, rykoszet i z prowadzenia zrobiły się nędzny remis. W końcu jednak „Kolejorz” wrzucił dwójkę, co w zupełności wystarczyło, żęby rozjechać gospodarzy. Najpierw dośrodkowanie z rzutu rożnego i Gutkovskis pakujący piłkę do własnej bramki, a potem kapitalne wejście w szesnastkę młodego Tomczyka, uderzenie w Trelę i dobitka Radka Majewskiego. Trójka do zera, pozamiatane. I to najmniejszym nakładem sił.

Reklama

No nic, Bruk-Bet Bruk-Betem, ale czekamy jednak na nieco poważniejsze mecze w rundzie finałowej. Lech ma dziś prawo świętować, że tak się ten terminarz ułożył i po przegranym finale Pucharu Polski morale poprawić udało się tak mało wymagającym zwycięstwem. Bo że niecieczanie robili dziś wszystko, by pokazać jak głęboko w dupie mają te ostatnie kolejki, to widzieliśmy doskonale. Na świadectwie żadnej jedynki, będzie trochę dwójek, zatem „jeszcze wpierdol i wakacje”.

3nZN4ZV

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

36 komentarzy

Loading...