Reklama

Czy koleje zdezorganizują finał Pucharu Polski?!

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2017, 12:19 • 7 min czytania 80 komentarzy

Od paru lat finał Pucharu Polski to naprawdę wielka sprawa. Potężne młyny za obiema bramkami, tysiące fanatycznych kibiców po obu stronach, ale i mnóstwo sympatyków dobrej piłki, którzy z wysokości neutralnych sektorów oglądają kolejne finały. Poza drobnostkami – wzór organizacji ze wszystkich stron: na medal spisują się i kluby, i PZPN, i nawet służby porządkowe, tego dnia dość wyrozumiałe wobec świętujących kibiców. Oczywiście, pamiętamy doskonale występ pirotechniczny lechitów, za który groziły im naprawdę srogie kary, ale ustalmy – po tym, co widzieliśmy choćby we Francji to jakieś didaskalia do naprawdę fantastycznie napisanej piłkarskiej sztuki.

Czy koleje zdezorganizują finał Pucharu Polski?!

Jak to zwykle bywa – za sukcesem organizacyjnym takiego wydarzenia stoi masa ludzi pozostających kompletnie w cieniu. Prezes przetnie wstęgę, Tymbark wręczy puchar, kibice zaprezentują sektorówkę a komentator fachowo opisze to wszystko ze swojego stanowiska, ale najpierw ktoś musi wstęgę przygotować, puchar wytopić, stanowisko uprzątnąć a kibiców dowieźć.

I z tym ostatnim właśnie pojawił się problem. Kibice Lecha Poznań do tej pory zgodnie z kolejowym rodowodem swojego klubu większą część atrakcyjnych wyjazdów załatwiali poprzez pociągi specjalne. Co to takiego? Najkrócej rzecz ujmując – wynajęte od różnych kolejowych spółek tabory wyłącznie do dyspozycji kibiców, dzięki którym:

a) nie ulega zniszczeniu tabor używany na co dzień
b) kibice bardzo ściśle kontrolują samych siebie, bo wszelkie straty pokrywają z własnych kieszeni
c) więcej zarabia PKP
d) mniej wydają pasażerowie
e) mniej poci się policja, kontrolująca bez trudu jeden zbity transport zamiast setek rozsianych aut

 – Zgłosiliśmy, że potrzebujemy 3 tysiące miejsc parkingowych pod Stadionem Narodowym – mówi nam z kolei Marcin Kawka ze stowarzyszenia kibiców Lecha Poznań. To reakcja na zachowanie kolejowych spółek, które przy organizacji Pucharu Polski robią dosłownie wszystko, by kibicom życie maksymalnie utrudnić.

Reklama

Do tej pory współpraca była uregulowana w wyjątkowo jasny sposób – kibice zgłaszali zapotrzebowanie, PKP InterCity bądź spółka Przewozy Regionalne (czasem też inni przewoźnicy) dokonywali wyceny, po czym nieniepokojony pociąg ruszał w trasę z miasta klubu gości na mecz. Takich przejazdów odbywało się mnóstwo, w Ekstraklasie z pociągów specjalnych korzystały właściwie wszystkie większe ekipy, najliczniejsze z nich – jak Lech właśnie – rzadziej podróżowali autami i autokarami niż właśnie koleją. Przewoźnicy zwęszyli biznes, więc stworzyli specjalny zespół specjalnie do działania wraz z kibicami. – Negocjacje zawsze przebiegały sprawnie, ceny ustalaliśmy tak, by i przewoźnik był zadowolony, i kibice zaoszczędzili w stosunku do kosztu wyjazdu własnym autem czy autokarem – tłumaczą nasi rozmówcy z kolejnych stowarzyszeń. Wszyscy mieli identyczne doświadczenia – duża elastyczność, solidność, zdolność do negocjacji.

Sam Lech Poznań zostawił w kasie przewoźników za ubiegły sezon ponad 600 tysięcy złotych. To potężna kasa, którą PKP zdobywało niskim kosztem – kibice nie wybrzydzali na uszkodzone siedziska czy porysowane szyby, więc wagony podstawiane dla ich potrzeb nie należały do najbardziej ekskluzywnych w taborze. Obsługa grupy kibicowskiej była prosta – za całość płaciło stowarzyszenie, więc po pociągu nie musiał spacerować konduktor a gapowiczów po prostu nie było. Zniszczenia? To też pokrywały stowarzyszenia. Dlatego PKP i inne spółki dbały o kibiców, jak o najbardziej luksusowych klientów – co w świetle kwot nie może dziwić.

Dochodziło do sytuacji dość kuriozalnych, gdy przewoźnicy stawali w obronie wyjazdowiczów przed… zakusami ustawodawców próbujących ograniczyć transport kolejowy. Gdy pracowano nad zmianą w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych i forsowano zapisy, które mogłyby uniemożliwić komfortową jazdę pociągami specjalnymi, kibice mogli liczyć na wsparcie swoich partnerów biznesowych.

Szczytowym punktem współpracy kibiców i spółek kolejowych był bez wątpienia Puchar Polski w ubiegłym roku, gdy lechici ruszyli dziewięcioma składami – sześcioma z Poznania i trzema podstawionymi do Piły, Gniezna i Środy, z których ruszyli kibice z licznych wielkopolskich fanclubów. W tym roku pewnie byłoby podobnie, gdyby nie… dobra zmiana.

– Przedstawmy to matematycznie – gdybym chciał zakupić dla swojej grupy 600 biletów na pociąg PKP Intercity z Poznania do Warszawy 2 maja 2017 roku, to po uwzględnieniu przewidzianych w regulaminie zniżek za trwającą niespełna trzy godziny podróż w lśniącym składzie zapłaciłbym 28 złotych od osoby. Tymczasem zaproponowano nam podstawienie pociągów specjalnych w zaporowej cenie 120 złotych od osoby – tłumaczy działający jednocześnie również w Ogólnopolskim Związku Stowarzyszeń Kibiców Kawka. Skąd ta nagła zmiana cen? Kibice Jagiellonii Białystok obliczyli, że po zmianach w spółkach kolejowych ceny biletów w pociągach specjalnych zdrożały o… 72%.

– W naszym przypadku nie doszliśmy do cen. Zgłosiliśmy, że chcielibyśmy wynająć pociągi na dwa mecze wyjazdowe, ale usłyszeliśmy, że wycena będzie dla nas tak niekorzystna, że nie ma w ogóle sensu tego liczyć – mówi Piotr Koszecki ze stowarzyszenia kibiców GKS-u Katowice. – Wcześniej nie było żadnych problemów z negocjowaniem stawek, zawsze tworzono korzystne oferty. Teraz nowi ludzie nie potrafią kompletnie zorganizować wyjazdów w sposób, który był już przecież wielokrotnie stosowany.

Reklama

Efekt jest taki, że przewoźnicy nie tylko stracili już pieniądze za kilka odwołanych wyjazdów, ale są też na dobrej drodze do zarżnięcia kury znoszącej złote jaja, czyli zerwania współpracy z „Kolejorzem”. – Na ten moment mamy jeden pociąg specjalny z PKP IC, Arka Gdynia ma trzy, to wszystko. Kolejnych nie jesteśmy w stanie wynegocjować – padają argumenty, że trzeba będzie ściągać je z całej Polski. Rok temu do Warszawy dowoziły nas składy przyprowadzone do Poznania choćby z Zamościa – tłumaczą kibice Lecha. I dodają, że to nie jest pierwsza rysa na współpracy z kolejami. – Przy wyjeździe do Krakowa zostaliśmy przewiezieni przez… Kielce. W teorii przez remonty, zapchanie torów i tak dalej, w praktyce – zapłaciliśmy więcej, bo dystans kilometrowy był większy.

Na spotkaniach grup roboczych wokół finału Pucharu Polski scenariusz jest ten sam – kolejarzy przekonują kibice, przekonują ich przedstawiciele władz piłkarskich, nawet policjanci – ale nie, „bo nie”, „bo się nie da”.

Czarny scenariusz? Setki kibiców upchnięte w rejsowych pociągach Poznań – Warszawa, między zwykłymi pasażerami, przy jednoczesnym najeździe samochodowym i autokarowym. Takiej operacji logistycznie nie będzie w stanie udźwignąć policja, ale przede wszystkim – infrastruktura drogowa przy bramkach na autostradzie A2 i już wokół Stadionu Narodowego. Przypomnijmy – w Warszawie. O ile policjantom odpada oddzielanie kibiców obu drużyn biorących udział w finale – wszak to mecz przyjaźni – to już ochrona przed mieszkańcami stolicy wydaje się uzasadniona. A jak tego dokonać, jeśli fanatycy będą dojeżdżać jednocześnie pociągami z zachodu i północy, przeszło tysiącem aut i pojedynczymi autokarami?

Dlaczego kibice wypowiadając się na temat PKP i PR ironizują na temat „dobrej zmiany”? Bo odmienne traktowanie rozpoczęło się wraz z wymianą kadr w publicznych spółkach zafundowaną przez zwycięzców ostatnich wyborów.

– Warto tu dodać – to nie wygląda na jakąś zaplanowaną akcję z góry, że ośrodki decyzyjne nakazują kolejom: utrudniajcie życie kibicom. Nie, po prostu fachowców, ludzi z doświadczeniem, którzy mieli wypracowane schematy działania zastąpili wystraszeni i pozbawieni inicjatywy – przekonuje Koszecki. – Nie wiedzą jak się do tego zabrać, nie uczestniczyli w rozwiązywaniu wcześniej tego typu problemów.

– A przy tym zajmują się kompletnie nieistotnymi rzeczami – dodaje Kawka. – Na specjalnym spotkaniu, w którym ustalaliśmy reguły przewozu kibiców kolejami słuchaliśmy przez bite dwie godziny o tym, że część składów jest zbyt długa w stosunku do długości krawędzi na dworcach, na których się zatrzymują, przez co wysiadanie byłoby utrudnione. Pytałem – ilu przejazdów to dotyczy – bo wiem, że wyjazdów, które wymagałyby takich składów nie ma w Polsce dużo. Usłyszałem: my nie prowadzimy takich statystyk. Więc przez dwie godziny zajmowaliśmy się rzeczą, która może dotyczyć dwóch przejazdów rocznie.

Pat trwa. Ostatnia wymiana pism na linii kibice Lecha – przewoźnik miała miejsce przed świętami, ostatnie pismo dotarło o 16.09. – Od razu do nich zadzwoniłem. „Pracujemy do 16.00”. A jutro? Od jutra osoby mogące podjąć decyzje w tej sprawie są na urlopach – kwituje Marcin Kawka.

Osobny temat to transport arkowców. O ile ci bez problemu dogadali się z dwiema spółkami kolejowymi i przejadą na Dworzec Wschodni pociągami, o tyle ich przejście z dworca na stadion jest już sporym problemem. Pierwszy plan – autobusy przegubowe zapewnione przez miasto – nie wypalił, bo miasto nie ma zamiaru inwestować przy okazji tego meczu. Drugi plan – przemarsz kibiców ulicami miasta – został zawetowany przez policję, przerażoną wizją tak ogromnego marszu w dzień, w którym i tak na nogi zostaną postawione siły z połowy państwa. Doszło do tego, że wynajem autobusów zaproponował… PZPN, choć i tu nie ma jeszcze ostatecznych decyzji, z uwagi na niechęć do wzięcia odpowiedzialności za ewentualne straty.

*

Zakreślona w kalendarzach kibiców na czerwono data święta całego polskiego futbolu może zamienić się w dzień chaosu. Kto by pomyślał, że starania kibiców, PZPN-u i dziesiątek innych osób zaangażowanych w organizację meczu pokrzyżować może wymiana kadr w kolejowych spółkach…

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

80 komentarzy

Loading...