Reklama

Jaja w Huy, czyli wyścig, którego nie można przegapić

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

18 kwietnia 2017, 19:09 • 3 min czytania 8 komentarzy

Czy liczący zaledwie 1300 m odcinek drogi może wykończyć zawodowego kolarza? Tak, pod warunkiem, że znajduje się w Belgii, a jego maksymalne nachylenie wynosi… 26%. Już jutro Michał Kwiatkowski wraz z grupą ponad 240 innych śmiałków zmierzą się z jednym z najsłynniejszych podjazdów świata, czyli Mur de Huy. Zwanym też Ścieżką Kaplic, ponieważ na tej krótkiej trasie jest ich aż siedem.

Jaja w Huy, czyli wyścig, którego nie można przegapić

Belgowie kochają kolarstwo równie mocno, co Brazylijczycy piłkę nożną. Dlatego ten tydzień jest dla nich prawdziwym świętem: w środę w ich kraju odbędzie się Strzała Walońska, a w niedzielę jeden z pięciu monumentów, czyli wyścig Liege-Bastogne-Liege. Te imprezy, w połączeniu z rozgrywanym holenderskim Amstel Gold Race, tworzą tak zwany Tryptyk Ardeński. Dla każdego szanującego się fana dwóch kółek ten cykl jest absolutnie wyjątkowy, można chyba zaryzykować tezę, że poza Giro d’ Italia to najważniejsze wydarzenie późnej wiosny. Otwiera go wspomniany Amstel, w którym w niedzielę Kwiatkowski zajął drugie miejsce. Polaka minimalnie wyprzedził Belg Philippe Gilbert.

– Michał miał dobry pomysł na finisz. Chciał zaskoczyć rywala, który jest dobrym sprinterem, więc zaatakował kilkaset metrów przed metą i zyskał niezłą przewagę. Niestety ostatnia prosta była rozgrywana pod wiatr, co sprzyjało Gilbertowi. Stary wyjadacz nie spanikował, tylko metr po metrze dochodził „Kwiatka” – przypomina w rozmowie z Weszło Piotr Wadecki. Selekcjoner reprezentacji Polski nie może się nachwalić swojego rodaka. Uważa, że zawodnik teamu Sky jeszcze nigdy w życiu nie otworzył sezonu kolarskiego tak znakomicie, jak teraz.

– Jest fantastyczny. Mądrze poprowadził zimowe przygotowania i teraz zbiera tego plony. Jeździ bardzo odważnie, mocno. Do wszystkiego podchodzi z dużym spokojem, a jednocześnie wie, że stać go na wiele.

Czy również na wygranie Strzały Walońskiej? Zdaniem Wadeckiego – tak:

Reklama

– Podczas niedzielnego wyścigu „Kwiato” wyglądał na mocniejszego zawodnika od Grega Van Avermaeta i Alejandro Valverde. Kiedy przeskakiwał do ucieczki przy podjeździe, żaden z tej dwójki nie był w stanie do niego doskoczyć.

To właśnie Valverde jest legendą La Flèche Wallonne. Hiszpan wygrał trzy ostatnie edycje wyścigu (!), łącznie triumfował w nim czterokrotnie. Nikt w historii nie może pochwalić się podobnym osiągnięciem.

– Świetnie jeździ po górach. Takie podjazdy jak Ściana Huy bardzo mu odpowiadają, ponieważ są strome i nie za długie – tłumaczy Wadecki.

Tak naprawdę cała zabawa na Strzale Walońskiej w zdecydowanej większości przypadków zaczyna się właśnie na początku Mur de Huy. To sztywny i wąski podjazd, dlatego jest bardzo istotne, aby zacząć go z jak najlepszej pozycji.

– Tam ciężko atakować nawet z piętnastego miejsca. By myśleć o sukcesie, trzeba cały czas jechać mniej więcej w pierwszej piątce – uważa komentator Eurosportu Tomasz Jaroński.

– Sky zrobi wszystko, żeby Michał nie został w tyle – dodaje Wadecki. Zdaniem Jarońskiego Michał nie będzie jednak jedynym liderem brytyjskiej grupy na środowy klasyk.

Reklama

– Zespół na pewno popracuje też na Sergio Henao. Kolumbijczyk udowodnił w przeszłości, że ten słynny podjazd mu „leży”.

Kiedy dopytujemy Jarońskiego o anegdoty związane z nazwą Mur de Huy, ten odpowiada w swoim stylu:

– Przy komentarzu telewizyjnym to nie przeszkadza, bo „h” jest nieme. Pamiętam jednak, że kiedyś pisałem dla Przeglądu Sportowego o edycji Strzały Walońskiej, którą wygrał Laurent Jalabert, pseudonim „Jaja”. Relację z imprezy zatytułowałem więc „Jaja w Huy”, redakcja go jednak nie puściła.

Cóż, w tej sytuacji pozostaje nam chyba tylko obiecać, że jeśli Michał jutro zatriumfuje, damy tytuł „Huy z nimi wszystkimi. Kwiatkowski znowu okazał się najlepszy!”

KAMIL GAPIŃSKI

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

8 komentarzy

Loading...