Reklama

Z hali w Lubinie trafił na największe korty świata. Kubot szaleje w deblu

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

01 kwietnia 2017, 18:37 • 4 min czytania 0 komentarzy

W 1995 roku Łukasz Kubot był sklasyfikowany w… piątej dziesiątce rankingu 13-letnich polskich tenisistów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł wówczas przypuszczać, że chłopak wygra kiedyś wielkoszlemowy turniej. A jednak – olbrzymia pracowitość doprowadziła go do triumfu w Australian Open. Dziś nasz zawodnik może sięgnąć po drugi największy skalp w deblowej karierze – w duecie z Marcelo Melo zagra w finale ATP Masters 1000 w Miami.

Z hali w Lubinie trafił na największe korty świata. Kubot szaleje w deblu

– Brytyjski trener Nick Brown powiedział, że Łukasz to taki zawodnik, który ze swojej kariery wycisnął 120 %. Zgadzam się z nim. Kubot osiągnął świetne wyniki, będące efektem jego niesamowitego profesjonalizmu. W polskim tenisie nie ma drugiej osoby, która byłaby tak pracowita – uważa Adam Romer, redaktor naczelny miesięcznika „Tenisklub”.

Jako dzieciak regularnie wstawał na treningi o piątej rano. Brał rakietę na ramię, wsiadał na rower i jechał na salę gimnastyczną w Lubinie, na której ciężko trenował.

Jako 23-letni chłopak stwierdził, że będzie ćwiczył… w Czechach. Postawił całe życie do góry nogami i przeprowadził się do Pragi. W tamtych czasach nasi południowi sąsiedzi mieli siedmiu zawodników w pierwszej setce singla rankingu ATP i trzynastu w deblu. Łukasz uznał, że może się od nich wiele nauczyć. Po robocie nie potrzebował wysublimowanych warunków do relaksu – wynajął dwa skromne pokoje przy kortach, na których ćwiczył.

Te dwa przykłady pokazują, jak zawziętym zawodnikiem jest Kubot i ile jest w stanie poświęcić dla tenisa.

Reklama

– Potwierdzam słowa Adama: Łukasz to mega profi. Całe jego życie jest podporządkowane sportowi. W związku z tym raczej nie jest duszą towarzystwa, tylko typem gościa, który odchodzi od stołu o 22 i mówi, że trzeba się wyspać, by kolejnego dnia być w formie. Chociaż po sezonie, w trakcie players party, potrafił zakręcić nóżką – opowiada Weszło najlepsza przez lata polska deblistka Klaudia Jans-Ignacik.

Umiejętności taneczne Kubota poznał zresztą cały świat. Na szczęście nie dzięki występom w Tańcu z Gwiazdami, a z innego powodu: Polak lubi zaprezentować kibicom kankana na korcie, po wygranych meczach.

Pokonanie Gaela Monfilsa w 3. rundzie Wimbledonu wcale nie było największym łukaszowym osiągnięciem w singlu. Bo przecież dwa lata później zagrał na najsłynniejsze trawie na świecie w ćwierćfinale, w którym uległ zresztą Jerzemu Janowiczowi.

– To był kosmiczny wynik. Pamiętajmy, że Łukasz jest gościem, który wszedł do setki najlepszych singlistów dopiero mając 27 lat. Znalazł się w niej w 2009 roku, po tym jak wystąpił w finale turnieju w Belgradzie. Niestety, uległ w nim Novakovi Djokoviciowi – przypomina Adam Romer.

Żywiołem Łukasza jest jednak gra podwójna. To właśnie w niej osiągnął swój największy sukces: w 2014 wraz z Robertem Lindstedem wygrał Australian Open. To właśnie deblowi podporządkował swoją karierę: od 2015 skupia się już niemal wyłącznie na nim, singla gra tylko od święta. Powód? Jego ciało nie wytrzymywało olbrzymich obciążeń, doznawał wielu kontuzji. Decyzja wyszła Kubotowi na dobre – prezentuje wysoki poziom, a urazy przestały mu doskwierać.

Reklama

– W tym roku Łukasz kończy 35 lat. Jak wspominałem, prowadzi się wzorowo, dlatego jestem w stanie wyobrazić sobie, że pogra na wysokim poziomie do czterdziestki. W grze podwójnej to nic niezwykłego, przecież rywalizujący w niej Daniel Nestor to rocznik 1972, a Leander Paes – 1973! – zdradza Romer.

Gdyby Kubot wygrał dziś w Miami, byłby to drugi najlepszy wynik w jego karierze. Albowiem amerykańska impreza należy do grona turniejów ATP Masters 1000, które są w hierarchii tylko o półeczkę niżej od Australian Open, Rolanda Garrosa, Wimbledonu i US Open.

Romer:

– Łukasza i Marcelo stać na zwycięstwo z parą Nicholas Monroe i Jack Sock. Więcej: uważam, że Polak i Brazylijczyk są faworytami tej potyczki.

Jeśli jego prognozy się sprawdzą, Kubot i Melo nieźle się wzbogacą – każdy otrzyma po 192,5 tys dolarów. Większe konfitury są oczywiście do zgarnięcia na turniejach wielkoszlemowych, a zdaniem Romera Łukasz i Marcelo mogą w nich namieszać.

– O ile nawierzchnia w Paryżu jest dla Łukasza za wolna, o tyle potrafię sobie wyobrazić, że ten duet wygrywa na przykład Wimbledon. Serwis Melo i return Kubota mogą w Londynie być kluczami do sukcesu.

– Ten debel absolutnie ma potencjał na wygranie szlema. Panowie rozumieją się na korcie i poza nim, to może zaprocentować – potwierdza Klaudia Jans-Ignacik.

– Melo to niesamowity spokój! Widać, że trzyma swoją najlepszą broń na rozstrzygające momenty. Dobrze się uzupełniamy – ja jestem bardziej w gorącej wodzie kąpany – opowiadał niedawno w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Kubot.

Dziś to właśnie w jego stronę z utęsknieniem patrzą tenisowi kibice w Polsce. W związku z kryzysem Agnieszki Radwańskiej i ostrym zjazdem Jerzego Janowicza, Łukasz może być tą osobą, która w 2017 zapewni im dużo pozytywnych wrażeń. Niech zacznie od Miami, a potem kto wie, może rzeczywiście doprowadzi fanów do ekstazy na Wimbledonie i… w turnieju Masters?

KAMIL GAPIŃSKI

Fot. 400mm.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Australian Open

Komentarze

0 komentarzy

Loading...