Reklama

Niespodzianka: Juventus wygrywa u siebie. A jutro jest środa.

redakcja

Autor:redakcja

14 marca 2017, 23:03 • 2 min czytania 20 komentarzy

Trudno sobie właściwie wyobrazić bardziej bezsensowny mecz. Może gdyby Porto grało u siebie. Może gdyby w ostatnich latach zatrzymało w drużynie choć kilka z regularnie odsprzedawanych do silniejszych lig gwiazd. Może gdyby przegrało na własnym terenie tylko jednym, a nie dwoma golami. Niestety, żaden z tych warunków spełniony nie został i FC Porto pojechało do Turynu na pewne ścięcie. Jedyna nadzieja na udany mecz? Juventus zacznie się bawić z przybyłym do jego królestwa kotem i obejrzymy jakieś fajne popisy Dybali czy Higuaina.

Niespodzianka: Juventus wygrywa u siebie. A jutro jest środa.

Niestety. Spełnił się najgorszy z możliwych scenariuszy. Turyńczycy na mecz z Porto wyszli z nastawieniem podobnym do zblazowanego policjanta ruszającego na ostatni patrol przed długim weekendem. Odbębnić, zapomnieć. Fajerwerków nie było właściwie wcale, jakiegoś napierania tym bardziej, Porto zawodziło równie mocno, ani przez moment nie potrafiąc zagrozić bramce Buffona. Goście nie robili właściwie nic, by choć trochę rozruszać ten dwumecz kontaktowym golem. Tak naprawdę pierwszej połowy mogłoby nie być wcale, gdyby nie sytuacja z 42. minuty. Zamieszanie w polu karnym, dobitka strzału, piłka zmierza do bramki i… Maxi Pereira rzuca się na nią w stylu najzwinniejszych bramkarzy o kocim refleksie. Piłka uderza go w rękę, o której można powiedzieć wszystko, poza tym, że była ułożona naturalnie. Czerwona kartka, rzut karny, pewny strzał Dybali 1-0 i… W ludzkich warunkach sędzia zakończyłby w tym momencie mecz. Niestety, futbol jest okrutny i musieliśmy się męczyć jeszcze całą drugą połówkę.

Przyznajemy – było jednak o wiele lepiej niż przed przerwą. Porto, wiedząc już, że walczy wyłącznie o zachowanie twarzy a nie awans, coraz śmielej kontrowało nieco leniwych gospodarzy. Doskonałą okazję – sam na sam z Buffonem po wygranym pojedynku biegowym – zmarnował Soares, w świetnej sytuacji minimalnie obok słupka uderzał Jota. Także Juventus po godzinie gry trochę się otrząsnął i kilka razy poważnie zagroził bramce Casillasa. Była to pewna namiastka emocji, choć jednocześnie cały czas chodziło nam po głowie, że tych biednych 22 mężczyzn na murawie, kilkadziesiąt tysięcy na trybunach i kolejne kilkaset tysięcy przed telewizorami z powodzeniem mogłoby oglądać dramatyczną remontadę Leicester City zamiast męczyć się kolejnymi podaniami (łącznie 458 w środku pola / łącznie 328 do tyłu i to tylko w wykonaniu Juventusu!).

Zresztą, najwięcej o meczu powie właśnie ta liczba podań. Dybala, Mandżukić, Higuain i Cuadrado łącznie nastukali ich 135. Tyle co Dani Alves w pojedynkę.

Tak, zdecydowanie lepiej było wybrać Leicester City. Albo nowe odcinki „Ojca Mateusza”. Albo spacer po Koluszkach. Jedyny godny odnotowania fakt: forma w meczach u siebie Juventusu wygląda obecnie tak:

Reklama

ZZZZZZZZZZZZZZ

Przyzwoicie.

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Liga Mistrzów

Komentarze

20 komentarzy

Loading...