Reklama

Najwięksi zwolennicy limitów obcokrajowców właśnie mają z nimi problem

redakcja

Autor:redakcja

11 lutego 2017, 11:11 • 4 min czytania 34 komentarzy

W niedawnej analizie poświęconej limitom obcokrajowców (całość TUTAJ) przytoczyliśmy hipotetyczną sytuację. Napisaliśmy wtedy: „W Lechu łatwo sobie wyobrazić scenariusz, w którym na boisku równocześnie przebywają Kostewycz (Ukraina) i Tetteh (Ghana), a urazu doznaje Putnocky. Trener Bjelica – by móc wprowadzić Buricia (Bośnia) – musiałby dokonać dwóch zmian, czyli ściągnąć kontuzjowanego bramkarza oraz zdjąć z boiska Ukraińca bądź Ghańczyka”. Naprawdę nie przypuszczaliśmy, że już w pierwszej wiosennej kolejce poznaniakom przyjdzie stawić czoła temu problemowi.

Najwięksi zwolennicy limitów obcokrajowców właśnie mają z nimi problem

Wczoraj Lech wyszedł na mecz z Bruk-Betem tylko z jednym graczem spoza Unii, Kostewyczem. Jeszcze w pierwszej połowie kontuzję złapał jednak Trałka i musiał zostać zastąpiony przez Tetteha. W drugiej połowie urazu doznał Putnocky, po czym od razu wykonał w kierunku ławki charakterystyczny gest zmiany. Przez chwilę wydawało się, że Bjelica będzie musiał już w 67. minucie gry wyczerpać limit zmian, czyli zdjąć Słowaka i wpuścić Buricia (jedyny bramkarz w rezerwie) oraz rozbić dobrze radzący sobie blok defensywny i posadzić na ławce Kostewycza lub rzucić wędkę Tettehowi. A wszystko po to, by na murawie nie przebywało równocześnie więcej niż dwóch graczy spoza Unii.

Ostatecznie jednak do zmiany bramkarza w ogóle nie doszło, chociaż w pewnej chwili przy ławce Lecha zrobiło się spore zamieszanie, w którym aktywnie uczestniczył kierownik drużyny, Mariusz Skrzypczak. Bo to właśnie jego zadaniem było przypilnowanie kwestii regulaminowych:

Rzecz jasna tego typu problemy możliwe są tyko w Polsce, gdzie obowiązują najostrzejsze limity w całej Unii Europejskiej (w każdym innym kraju może grać więcej obcokrajowców) oraz nie uznaje się wielu umów z krajami spoza wspólnoty (np. w Hiszpanii cała trójka Kostewycz, Tetteh i Burić miałaby dokładnie takie same prawa, jak obywatele UE). Nie wiemy, czy sytuacji do końca był świadomy sam Nenad Bjelica, który – co jest tu bardzo wymowne – przyznał po meczu, że w kolejnych spotkaniach rozważy posadzenie na ławce dwóch bramkarzy, czego w swojej trenerskiej karierze nigdy wcześniej nie robił.

Reklama

Paradoks sytuacji polega na tym, że problem z limitami ma właśnie Lech, który w ostatnim czasie otwarcie popierał obowiązujące u nas przepisy. Jakiś czas temu w programie „Stan Futbolu” Karol Klimczak mówił o przewadze konkurencyjnej, którą tym sposobem uzyskał jego klub. Jeżeli jednak mocniej pochylimy się nad tymi słowami, dojdziemy do wniosku, że chodzi tu tylko o korzyść na rynku lokalnym. Lech ma świetną akademię, która regularnie promuje utalentowanych zawodników, więc poznaniacy dalej będą zasilać nimi pierwszą drużynę. Inne zespoły, które nie mają tak dobrej akademii, i które obecnie nie mogą ściągać większej liczby dobrych piłkarzy spoza Unii, będą miały problem. Czyli Lech faktycznie ma pewną przewagę.

lech_efKup książkę „Lech Poznań. Encyklopedia Fuji. Tom 8” w promocyjnej cenie w Sklepie Weszło

Często jednak mówi się, że Lech potrzebuje mocnej ligi, by samemu być mocnym (to samo tyczy się Legii czy Lechii). To trochę kłóci się z aktualnym punktem widzenia poznaniaków, którzy niejako cieszą się z faktu, że inni nie będą mogli wzmacniać się innymi sposobami (czyli poprzez ściąganie dobrych graczy spoza UE). Czy zatem obowiązujące przepisy sprawią, że młodzi piłkarze Lecha staną się lepsi? Niespecjalnie, bo przecież lepszym można się stać przede wszystkim dzięki rywalizacji z lepszymi. Obowiązujące u nas przepisy z pewnością tego nie gwarantują, a także nie sprawiają, że więcej klubów będzie korzystać z akademii, bo przecież można do woli wypełniać kadrę tanimi Słowakami czy Węgrami.

Jakkolwiek spojrzeć, popieranie obecnych rozwiązań właśnie odbija się „Kolejorzowi” czkawką. Jeżeli trener Bjelica od teraz faktycznie będzie trzymał na ławce dwóch bramkarzy, to siłą rzeczy może zabraknąć na niej miejsca dla jakiegoś młodego chłopaka z akademii, który przy korzystnym wyniku mógłby zacząć się ogrywać (a golkiperów wprowadza się tylko awaryjnie). Wczoraj natomiast swego rodzaju ofiarą limitów stał się młody Marcin Wasielewski, który wszedł na boisko dopiero w 92. minucie gry. Jak na pomeczowej konferencji przyznał sam Bjelica, długo czekał z dwoma ostatnimi zmianami właśnie ze względu na problemy Putnockiego.

Reklama

I chyba najlepszym podsumowaniem obowiązujących u nas limitów obcokrajowców jest fakt, że nawet najwięksi zwolennicy tego rozwiązania mają z nim problem.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

34 komentarzy

Loading...