Reklama

Pich chyba zrozumiał, gdzie jest jego miejsce na ziemi

redakcja

Autor:redakcja

12 stycznia 2017, 12:39 • 2 min czytania 15 komentarzy

Sezon na powroty do Ekstraklasy się rozkręca. Z Rosji do Legii wrócił Artur Jędrzejczyk, z 2. Bundesligi do Lechii Michał Mak, a teraz do Śląska z tego samego kierunku wraca Słowak Robert Pich. O ile pierwszy z wymienionych ruchów można rozpatrywać w kategoriach sukcesu polskiego klubu, o tyle w przypadku dwóch kolejnych otwieranie szampana i fanfary byłyby nieporozumieniem. 

Pich chyba zrozumiał, gdzie jest jego miejsce na ziemi

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że tak samo jak Mak w Arminii Bielefeld, tak Pich w Kaiserslautern odbił się od ściany. Jeśli za kilkanaście lat Tomasz Hajto będzie przy jakiejś okazji wspominał skład tej ekipy z sezonu 2016/17, to raczej nie wymieni nazwiska zawodnika Śląska. Ba! Nawet Jakub Świerczok rozegrał więcej minut w barwach tego klubu i to na poziomie Bundesligi! No i w trakcie jednej rundy.

Dwa podejścia – można się zastanawiać, które gorsze, ale nie ma wątpliwości, że oba brutalnie beznadziejnie. Jakkolwiek patrzeć, Pich wyjeżdżał z Polski jako jeden z lepszych skrzydłowych. Zgoda, bywał chimeryczny, ale w sezonie 2014/15 zagrał we wszystkich meczach, strzelił 10 goli i zaliczył 5 asyst. Kolejny zaczął się jeszcze bardziej obiecująco: 11 spotkań (liga + puchary), 4 gole i 3 asysty. Fajnie – zasłużył na szansę, a Śląsk na pieniądze za jego wypromowanie. No i tak to się skończyło:

piichu

Zawstydzający wynik 194 minut. Jedyną opcją, by przypomnieć, że jeszcze jest piłkarzem był powrót wiosną do Śląska, z której Słowak chętnie skorzystał. Znów pierwszy skład w każdym meczu, cisza, spokój.

Reklama

A jesienią podejście numer dwa do klubu z zaplecza Bundesligi. Owocne mniej więcej tak jak grzybobranie w styczniu…

pich

Ale do sedna. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Ano to, że powrót takiego Picha do Śląska trzeba oceniać w kategoriach… wzmocnienia. Jest niemal pewne, że wniesie do drużyny z Wrocławia więcej niż ekipa z Erasmusa i Łukasz Madej, a niewykluczone, że doliczyć trzeba będzie również Petera Grajciara. Z prostej przyczyny – musiałby się mocno postarać, by wnieść mniej. Skrzydła Śląska istnieją w zasadzie tylko teoretycznie. Dobre występy skrajnych pomocników ekipy z Wrocławia w rundzie jesiennej moglibyśmy policzyć na palcach jednej ręki, nie angażując przy tym kciuka.

Słowak po rozwiązaniu umowy z Kaiserslautern podpisał ze Śląskiem 1,5-roczny kontrakt. Na jego miejscu nawet po wybitnej wiośnie przemyślelibyśmy kolejny wyjazd.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...