Reklama

Skorupski znów na zero z tyłu, Tonelli puentuje horror w Neapolu!

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2017, 23:21 • 4 min czytania 24 komentarzy

Nie licząc kontuzjowanego Arkadiusza Milika, dziś mogliśmy teoretycznie obserwować na włoskich boiskach łącznie aż pięciu Polaków. Ostatecznie czujemy jednak spory niedosyt, bo choć zobaczyliśmy ich trzech, to zaledwie jeden z nich grał od pierwszej minuty. W dodatku dobry humor może dziś mieć tylko dwójka – Łukasz Skorupski spisał się bez zarzutu w starciu z Palermo, a Piotrek Zieliński znacznie pomógł odmienić oblicze fatalnego do pewnego momentu Napoli.

Skorupski znów na zero z tyłu, Tonelli puentuje horror w Neapolu!

Nie poznawaliśmy dzisiaj przez długi czas neapolitańczyków. Zespół, który bez trudu radził sobie z szybką, kombinacyjną grą, dzisiaj błądził jak Ryszard Petru po Europie. Podopieczni Maurizio Sarriego wyglądali jak żołnierze, którym odebrano mapy, zakneblowano generała, a całą broń skonfiskowano. Kapitalny w końcówce 2016 roku Dries Mertens? Nakryty czapką, a w nielicznych okazjach potwornie nieprecyzyjny. Dynamiczni skrzydłowi w osobach Insigne i Callejona? Również wyłączeni z gry. Kreatywny środek pola z dowódcą Hamsikiem? Zduszony przez wszędobylskich przeciwników.

Gra gospodarzy nie kleiła się praktycznie od samego początku, a nam obraz wicemistrza Włoch z każdą minutą zlewał się coraz bardziej – nudne i pozbawione pomysłu Napoli, pustawe i mocno wyblakłe trybuny i murawa w stanie takim, jakby w ostatni weekend zorganizowano na niej ze dwa koncerty, a w trakcie tygodnia giełdę samochodową. Wszystko zgrywało się w logiczną całość i przyznać musimy, że nie szły za tym wcale optymistyczne wnioski.

Co innego przyjezdni. Sampdoria była bowiem wyśmienicie przygotowana do tego starcia pod kątem taktycznym, co widać było w praktycznie każdym ruchu. Wszyscy doskonale wiedzieli jak ustawić się, by zneutralizować mocne strony przeciwnika i kiedy zaatakować, by wykorzystać luki w defensywie neapolitańczyków. Jeden z takich ataków właśnie zakończył się golem – Vlad Chiriches dał się jak dziecko ograć Schrickowi, który wpadł w pole karne, posłał piłkę wzdłuż bramki, a do pustej bramki odbił ją… Hysaj. Samobój, który w idealny sposób spuentował dotychczasową grę gospodarzy.

Reklama

Po przerwie nie zmieniło się wiele i potrzeba było dopiero czerwonej kartki dla Silvestre’a, by coś w grze gospodarzy drgnęło. To był impuls, który pociągnął za sobą całą nawałnicę ataków. Niezłe okazje do zdobycia gola miał choćby Mertens – Belg w listopadzie i grudniu ładował takie bramy, że głowa mała, a dziś mając na przykład piłkę na piątym metrze potrafił wykopać ją gdzieś w okolice Wezuwiusza. Do tego by doprowadzić do wyrównania, potrzeba było jednak faceta, który od dłuższego czasu jest już na wylocie z San Paolo. Manolo Gabbiadini najpierw zmienił słabiutkiego Jorginho, a kilka chwil później z najbliższej odległości trafił do siatki. W kolejnych minutach ekipa Sarriego niemiłosiernie obtłukiwała bramkarza Sampdorii – świetną okazję miał znów Gabbiadini, potężną bombę w końcówce posłał też Hamsik, ale wszystko to na nic. I gdy wydawało się, że mecz skończy się podziałem punktów, to dosłownie w ostatnich sekundach zagranie ze skrzydła kapitalnie wykorzystał Lorenzo Tonelli, dla którego był to… debiut w barwach Napoli.

W trakcie ostatnich 30 minut na placu pojawiło się jeszcze dwóch Polaków – pół godziny dostał Piotrek Zieliński, a kwadrans Karol Linetty. Ten pierwszy wszedł oczywiście z zadaniem odmienienia gry Napoli i przyznać trzeba, że od Polaka rozpoczynało się wiele dobrych akcji. Przechwytywał piłkę w środku pola, rozrzucał na boki, dyktował tempo gry – pewnie gdyby któryś z jego kolegów wykorzystał choć jedną szansę, to „Zielkowi” moglibyśmy przypisać choćby asystę drugiego stopnia. Tak czy owak, występ na wyraźny plus. A Linetty? On, podobnie jak i reszta kolegów, odbył w ostatnich minutach trening biegowy. Napoli grało, Sampdoria patrzyła modląc się o to, by nie dać sobie wyrwać cennego remisu, aż w końcu skończyła bez niczego.

***

Jedynym Polakiem grającym dziś na boiskach Serie A od pierwszej minuty był więc Łukasz Skorupski, który – to już w zasadzie w jego przypadku rutyna – znów był opoką defensywy. W starciu sąsiadujących ze sobą drużyn w tabeli Empoli ograło u siebie Palermo 1:0, a Polak zachował czyste konto, dzięki czemu odjechał kilku bramkarzom z czołówki Serie A.

Reklama

Sam mecz jednak specjalnie nie zachwycił, bo długo nie zapowiadało się na tego choćby jednego jedynego gola. Czekać musieliśmy więc aż do pojawienia się na boisku 37-letniego Massimo Maccarone. Napastnik, który do seniorskiej piłki wchodził jeszcze wtedy, gdy Skorupski dzielnie walczył o promocję do kolejnej klasy w podstawówce, chwilę po tym jak zameldował się na placu, wpadł w szesnastkę i został ściągnięty do parteru przez Thiago Cionka. Rzut karny, precyzyjna bomba w róg i pozamiatane. Empoli tym samym umocniło się w tabeli nad strefą spadkową wyciągając przewagę nad Palermo już do siedmiu punktów.

Empoli – Palermo 1:0 (0:0)
1:0 Maccarone (rz.k.) 78′

Napoli – Sampdoria 2:1 (0:1)
0:1 Hysaj (sam.) 30′
1:1 Gabbiadini 77′
2:1 Tonelli 90+5′

Najnowsze

Weszło

Komentarze

24 komentarzy

Loading...