Reklama

„W tym lokalu nie obsługujemy takich jak ty” – wspomnienia Fanfana Kalengi

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 grudnia 2016, 15:33 • 10 min czytania 0 komentarzy

Pamiętać go mogą jedynie najzagorzalsi fani polskiej piłki ligowej. Chociaż w Pogoni rozegrał niespełna 120 minut, a poza Polską podbił tylko ligę… Gozo, ciekawych historii ma pełen worek. Opowieści za Szczecina i kilku bardziej egzotycznych zakątków świata serwuje Fanfan Kalenga.

„W tym lokalu nie obsługujemy takich jak ty” – wspomnienia Fanfana Kalengi

(Na dzień dobry obdarowuję Kalengę szalikiem Pogoni. Cieszy go on bardziej niż można
byłoby się spodziewać
).

Świetna sprawa z tym szalikiem. Na jednym z lotnisk zgubiłem bagaż ze wszystkimi piłkarskimi pamiątkami. Miałem koszulkę i proporczyk Pogoni, a teraz zostało mi tylko to (Kalenga pokazuje bliznę na skroni).

Mam nadzieję, że to na boisku cię tak urządzili.

Dokładniej mówiąc na treningu. Wyskoczyłem do górnej piłki, ale zamiast z nią spotkałem się z naszym bramkarzem, Olszewskim. Poza boiskiem był bardzo wyluzowanym człowiekiem, ale na murawie nie było z nim żartów.

Reklama

Jacyś inni koledzy z Pogoni zostali ci w pamięci?

Pamiętam twarze, a nazwiska mogę skojarzyć dopiero kiedy je zobaczę albo usłyszę. Wiesz jaki jest polski język dla obcokrajowców.

Spróbujmy więc przywołać trochę wspomnień (pokazuję Kalendze skład Pogoni z sezonu 2001/2002).

Z Bartkiem Ławą najbardziej się trzymałem. Inteligentny gość, a do tego dobry piłkarz. Paweł Drumlak miał niesamowite możliwości. Gdyby tylko głowa pracowała tak dobrze jak nogi, na pewno zaszedłby dalej. Zresztą w ogóle było kilku takich, gdzie psychika nie nadążała. Przypomina mi się jeden, chociaż nie potrafię sobie przypomnieć nazwiska, który piłki za dobrze nie kopał, ale pochodził z bogatej rodziny, więc miejsce w drużynie jakoś się znalazło. Na treningi przyjeżdżał Audi TT. Audi TT w Polsce, w 2001 roku. Po co było mu trenować?

Widzę, że pod względem piłkarskim nie wspominasz Polski najlepiej?

Poziomu ligi nie miałem okazji zbyt dobrze poznać, za mało grałem. Regularnie występowałem w rezerwach, ale to zupełnie co innego. Polska miała być dla mnie przystankiem przed Bundesligą. Bliskość Niemiec i wypłata w markach działały na wyobraźnię.

Reklama

Co więc poszło nie tak?

Początkowo zwyczajnie nie było dla mnie miejsca w taktyce stosowanej przez trenera Kurasa. To był świetny gość, często ze mną rozmawiał i motywował do pracy. Naprawdę czułem, że nadejdzie mój dzień i zacznę regularnie grać, ale ze względu na system gry nie łapałem się do pierwszego składu. Wreszcie trener wpadł na pomysł wystawienia mnie w ataku zamiast na skrzydle. Jego zdaniem miałem predyspozycje żeby tam odpalić. Ale wtedy w klubie nie działo się już najlepiej i zdecydowałem się odejść, mimo zapewnień o systematycznych występach.

No właśnie. Wyjechałeś z Polski z dnia na dzień. Nie warto było poczekać?

Teraz żałuję. Nie tyle z powodów piłkarskich, co osobistych. Szczecin bardzo mi się podobał, poznałem masę świetnych ludzi w szatni i poza nią. Ale trzeba było za coś żyć: dojazdy na treningi kosztowały, rachunki za mieszkanie nie chciały czekać, a i jeść sie chciało. W klubie mogliśmy liczyć tylko na kanapki. I to nie zawsze.

Kiedy trafiłeś do Szczecina wszystko wyglądało o wiele lepiej.

Kilka miesięcy wcześniej klub zdobył wicemistrzostwo Polski, ale jesienią pojawiły się problemy z wypłatami. Czy raczej brak wypłat. Turecki właściciel Sabri Bekdaş pokłócił się z miastem o dzierżawę terenów wokół stadionu, gdzie chciał przeprowadzić swoje inwestycje. Miasto podpisało umowę, ale nie chciało jej realizować. Bekdaş wstrzymał więc finansowanie klubu i w końcu odszedł.

Kolejnym przystankiem po Polsce miały być Niemcy, ale wróciłeś do Turcji.

Dobrze się tam czułem. Nauczyłem się tureckiego, miałem wielu znajomych i grałem przeciwko fantastycznym zawodnikom – Jay-Jay’a Okochy czy Gheorghe Hagiego nikomu nie trzeba przedstawiać. Mi najbardziej imponowali John Moshoeu i Jordan Leczkow. Jeśli rywale na początku meczu nie przejęli kontroli nad środkiem pola, to Leczkow zawłaszczał je dla siebie. Był nie do przejścia. Nie grałem przeciwko lepszemu piłkarzowi.

Twierdzisz, że miałeś szansę na grę w tureckiej reprezentacji. Brzmi to mało wiarygodnie bo, bądźmy szczerzy, nie byłeś gwiazdą ligi.

To prawda, ale miałem dobre relacje z Şenolem Güneşem, który w 2000 roku został selekcjonerem reprezentacji. Poznaliśmy się na testach w Antalyasporze. Spodobałem mu się, ale nie udało się podpisać kontraktu. Później raz jeszcze próbował mnie ściągnąć do klubu, ale znowu bez powodzenia. Kiedy został trenerem kadry namawiał mnie na tureckie obywatelstwo i poważnie rozmawialiśmy o mojej grze dla Turcji, bo potrzebował kogoś takiego jak ja. Trafiłem jednak do Korei Południowej, przestałem regularnie grać i temat upadł.

A co z życiem poza piłką? Dobrze wspominasz Polskę?

Jak już mówiłem poznałem w Polsce wspaniałych ludzi. Gdyby sytuacja klubowa potoczyła się inaczej, może dzisiaj miałbym tam rodzinę. Spotykałem się z pewną Polką, ale mój wyjazd wszystko zepsuł. Ciągle zmieniałem adres, a komórki i internet nie funkcjonowały jeszcze tak jak dzisiaj.

Szczecin bardzo mi się podobał. Było gdzie wyjść, było gdzie się zabawić. Klub „Soho” to najlepsze miejsce w jakimkolwiek się bawiłem. To tak, jakby wrzucić całe Paceville (imprezowa dzielnica na Malcie – przyp. red.) do jednego lokalu. Schodził się tam cały Szczecin i mnóstwo przyjezdnych. Poznałem tam m.in. ówczesną miss Polski i Emmanuela Olisadebe.

Jemu w Polsce ułożyło się zdecydowanie lepiej.

To prawda, ale jeśli chodzi o rozpoznawalność w Szczecinie, niewiele mu ustępowałem! Po transferze do Pogoni w miejscowych gazetach pełno było moich zdjęć. Do tego brałem udział w jakiejś kampanii reklamowej, a że w Szczecinie nie było wielu czarnoskórych, ludzie mnie kojarzyli.

1

Spotkałeś się z pozytywnym przyjęciem?

Na początku mojego pobytu w Szczecinie, wiele osób ostrzegało mnie przed nastawieniem ludzi do czarnoskórych. Uważałem więc żeby nikomu nie podpaść i generalnie nie miałem żadnych problemów. Raz zdarzyło się, że poszliśmy ze znajomymi na obiad. Kilkoro Polaków i ja. Zadeklarowałem, że skoro jestem ich gościem, to ja zapłacę rachunek. Złożyliśmy zamówienie i czekamy. Kelner przynosi napoje, ale mojego brakuje. No nic, zaraz doniesie. Po chwili przyniósł jedzenie i mojej porcji też nie ma. Odczekaliśmy kilka minut i go wołamy. Moi znajomi pytają co jest nie tak, dlaczego nie ma mojego zamówienia. Nie rozumiałem rozmowy, a ale z ich min wnioskowałem, że coś nie gra. Kelner poszedł na zaplecze i po chwili przy stoliku pojawił się smutny pan w glanach, ubrany na czarno i mówi, że ten lokal mnie nie obsłuży. Poprosiłem o powód, a on odparł, że mam 30 sekund na opuszczenie restauracji. Powiedziałem temu gościowi, że skoro nie mogą mnie obsłużyć, nie mogą też wziąć moich pieniędzy, a to ja miałem zapłacić za wszystkich. Momentalnie pojawiło się przy nim dwóch dryblasów, którzy samym wyglądem dali mi do zrozumienia, że nie mam co się wymądrzać. Rzuciłem marki na stół i wyszliśmy. To był jedyny przypadek rasizmu, z jakim spotkałem się w Polsce.

Na stadionach było w porządku?

Pogoń miała świetnych kibiców. Za okazaniem biletu na stadionie dostawało się pół litra jasnego Bosmana (Kalenga wymawia to perfekcyjną polszczyzną), więc atmosfera była bardzo sympatyczna. Grałem w kilku krajach, ale najlepszych kibiców spotkałem w Polsce i w DR Konga.

Nie w fanatycznej Turcji?

Kiedy graliśmy przeciwko Fenerbahce czy Galatasaray stadion wrzał, oczywiście. Ale z reguły nie było aż tak gorąco. A przynajmniej w porównaniu do moich rodzinnych stron. Europejczycy nie śledzą piłki afrykańskiej, nie zdają sobie sprawy jak popularny jest futbol na tym kontynencie. Nasz narodowy stadion może pomieścić 80 000 kibiców. Do tego mamy kilka obiektów mogących pomieścić 20 i więcej tysięcy osób. Oficjalnie, bo kiedy dochodzi do najważniejszych meczów, kibice tłoczą się na trybunach na stojąco i jest ich znacznie nwięcej.

Trochę świata zwiedziłeś dzięki piłce. Coś szczególnie mocno zapadło ci w pamięci?

W Korei Południowej grałem w Seongnam, gdzie prezesem był Sun Myung Moon, założyciel kościoła munistów. Stadion klubowy co jakiś czas zamieniał się w miejsce masowych ślubów zawieranych przez ludzi, którzy wcześniej się nie znali. Z każdym dniem mojego pobytu w klubie narastała presja, żebym i ja dołączył do wyznawców i pobrał się z jakąś kobietą. Idea była taka, że czym bardziej egzotyczny związek, tym lepiej. Mój kolega z Kamerunu ożenił się z Brazylijką. On mówił po francusku, ona po portugalsku i nie mogli zamienić słowa. Żartowałem, że jeśli mam się żenić, to niech chociaż moja partnerka mówi w tym samym języku co ja. No ale w porę uciekłem i obyło się bez ślubu.

A jak znalazłeś się na Malcie?

Totalny przypadek. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dzwoni do mnie agent i mówi, że ma dla mnie klub na Sycylii. Pytam naiwnie czy to może Serie A, Serie B. Agent na to, że wszystkiego dowiem się na miejscu, a na razie przefaksuje mi kontrakt, mam go podpisać, a o resztę się nie martwić. No i podpisałem. Kilka dni później wsiadłem do samolotu, wylądowaliśmy na wyspie, prosto z lotniska zabrała mnie taksówka i dowiozła do przystani. Na prom. Byłem trochę zdezorientowany i pytam ludzi wokół co się dzieje, gdzie jestem. „Jesteś na Malcie, a zaraz znajdziesz się na Gozo”. Malta? Gozo? Nie miałem pojęcia o istnieniu takich miejsc. Pytam czy to Włochy, czy to jakieś miejscowości na Sycylii, a oni w śmiech i mówią, żebym pakował się na pokład. Cholernie bałem się wody, więc zapytałem czy nie ma możliwości przelotu helikopterem. Sądząc po ich minach, nie miałem najlepszego wejścia.

Agent cię wykiwał?

Można tak powiedzieć. Świadomie pewnie nie zgodziłbym się na grę w miejscu, o którym wcześniej nie słyszałem, a Włochy piłkarsko bardzo kusiły. A jednak te małe śródziemnomorskie wysepki stały się twoim nowym domem. Nieźle płacili, zyskałem status lokalnej gwiazdy i mogłem żyć jak chciałem. W Turcji za piłkarzami wszędzie węszyli dziennikarze. Nie można było spokojnie wyjść z kimś na obiad, bo zaraz prasa dorabiała teorie. Nie mówiąc już o imprezowaniu. Nocne wyjście kończyło się artykułem w gazecie. A na Gozo? Po pierwszej imprezie, trochę zbyt szalonej, byłem pewien, że dziennikarze mnie zjedzą. Kupiłem wszystkie lokalne gazety, a tam nawet nie było kolumn sportowych!

Wygląda na to, że maltańskie życie nocne skutecznie pozwoliło ci zapomnieć o Bundeslidze.

To też. Ale nikt nie traktuje poważnie ligi Gozo, nawet sami mieszkańcy. To rozgrywki będące dumą miejscowych, ale poziom jest jaki jest. Nie ma szans się wybić. W końcu podjąłem tu pracę w hotelu właściciela klubu, poznałem swoją byłą już żonę, urodziły się moje dzieci i tak już zostało.

3

Dlaczego przestałeś grać?

W 2010 roku zmarł mój synek. Wspólnie jeździliśmy na treningi – ja do seniorów, on do szkółki. Nie mogłem przezwyciężyć uczucia pustki w samochodzie, kiedy jechałem na boisko. Byłem kompletnie rozbity, zacząłem się źle prowadzić. Zresztą problemów rodzinnych było więcej. Pewnego dnia do drzwi mojego domu zapukał policjant. Pytam jak mogę mu pomóc, a on wchodzi do środka jak do siebie i pyta o moją żonę. Mówię mu, że jeśli ma jakąś sprawę, to ja z nim porozmawiam. Zaczęliśmy lekką sprzeczkę, przez chwilę pomyślałem, że jest kochankiem mojej żony. W końcu zjawiła się ona i jakby nigdy nic mówi, że jest policjantką wydziału antynarkotykowego pracującą pod przykrywką. Przez 5 lat nieświadomie dzieliłem życie z kobietą, która nawet mnie podejrzewała o handel prochami.

Brzmi jak scena wyjęta z amerykańskiego filmu.

Kiedy już się dowiedziałem i przeanalizowałem nasze wspólne lata, wszystko ułożyło mi się w całość. Wielokrotnie kiedy mieliśmy gdzieś wyjść, sugerowała lokale, w których bawili się imigranci, głównie z Afryki. Sądziłem wówczas, że po prostu dobrze czuje się w takim środowisku, a ona po prostu traktowała mnie jako wtyczkę do inwigilowania moich znajomych.

Trudno odnaleźć się w życiu po piłce?

Gdyby nie te osobiste problemy pewnie wszystko ułożyłoby się inaczej. Miałem duży dom, byłem szczęśliwym człowiekiem. A teraz jak widzisz żyję skromnie w dzielonym mieszkaniu, bo większość dorobku straciłem po rozwodzie. Z rodziną widuje się rzadko, bo bilety lotnicze do DR Konga są bardzo drogie. Kiedyś pieniądze nie stanowiły problemu. Jeśli chciałem, latałem do Afryki co tydzień. Teraz odwiedzam bliskich maksymalnie dwa razy w roku. Z dziećmi też spotykam się rzadko, bo opiekę nad nimi przyznano żonie. Ale nie narzekam. Pracuję w hotelu, skończyłem szkołę kulinarną i mam nadzieję zostać szefem kuchni. Staram się cieszyć małymi rzeczami.

Zamierzasz kiedyś odwiedzić Polskę?

W tamtym roku byłem ze znajomymi w Krakowie – na lodówce mam nawet magnes stmatąd. Nie powiedziałem im, że mieszkałem w Polsce i wyszła z tego ciekawa historia. Postanowiliśmy udać się do miejsca urodzenia papieża Jana Pawła II. Przekonywałem, że papież urodził się w Wadowicach, ale nikt nie chciał mnie słuchać, bo co mogę wiedzieć. Moi znajomi uznali, że Wadowice to za mała miejscowość i na pewno chodzi o Katowice, bo brzmi podobnie. Możesz sobie wyobrazić reakcje ludzie, gdy w Katowicach pytaliśmy o dom papieski.

Rozmawiał Michał Banasiak

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
5
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...