Był jedynym dziennikarzem spoza federacji, któremu Adam Nawałka pozwolił obserwować każdy trening swojej reprezentacji. Selekcjoner – normalnie zamknięty dla mediów, słynący ze zdawkowych wypowiedzi – odsłonił wszystkie karty przed Marcinem Feddkiem. Pozwolił mu zapoznać się ze swoją filozofią, metodyką pracy, przygotowaniami przed konkretnymi meczami. Pozwolił zrozumieć, w jaki sposób ta drużyna zrobiła ogromny postęp, i jak może się rozwijać w kolejnych miesiącach. Zapraszamy na rozmowę z autorem „Dekalogu Nawałki”, który właśnie wszedł do księgarni, i który można też zakupić w sklepie Weszło.

„Przed meczami Nawałka przez dwa tygodnie codziennie dogląda murawy”

Czym jest dekalog Adama Nawałki i jaka jest jego główna zasada?

Ogólnie jest to zbiór zasad, których – jeżeli nie przestrzegasz na boisku – to u Nawałki nie masz szansy zaistnieć. Jedna z najważniejszych to odbudowa formacji. Jeżeli po akcji ofensywnej piłkarz ma świadomość, że do jego obowiązków należy powrót i odbudowa, to cała drużyna lepiej funkcjonuje i wie, co ma robić na boisku.

Brzmi jak absolutna podstawa.

Jasne, to nie jest nic nowego, ale Nawałkę wyróżnia konsekwencja i egzekwowanie tej zasady, dla niego to absolutny priorytet. Nawet na treningu, jeśli ktoś nie wraca i nie odbudowuje formacji, od razu zbiera burę, bo przecież za chwilę może się tak zachować w meczu. Podam ci prosty przykład – dośrodkowanie, zamieszanie w polu karnym, strzał i piłka odbija się od słupka. Ten, który uderzał, zazwyczaj łapie się za głowę, nie wierzy, że to nie wpadło. A u Nawałki nie ma prawa tak się zachować. Musi się wyzbyć tego nawyku i zawsze grać do gwizdka. Nie możesz się dekoncentrować, odwracać czy wkurzać, że nie trafiłeś w bramkę. Nie, masz być przez cały czas skoncentrowany i gotowy, że piłka w każdej chwili może do ciebie wrócić. Było kilka takich sytuacji w eliminacjach i na Euro, na przykład Kapustka odpowiednio zachował się w meczu z Irlandią Północną. Poszło dośrodkowanie, u nas nawet Hajto krzyknął, że jest ręka. Trzech naszych zawodników stanęło, po czym ruszyło z pretensjami do sędziego.

Ale nie Kapustka.

Tak, tamci się z tej akcji wyłączyli, a Kapustka zgarnął piłkę i bardzo groźnie uderzył na bramkę. O to właśnie chodzi Nawałce.

Ani na chwilę nie mogą przestać być w grze.

Do tego dochodzi koncentracja, która cały czas musi być na stuprocentowym poziomie. Niezależnie, czy ktoś strzela rzut karny czy mecz wszedł w doliczony czas gry, nigdy nie możesz się zdekoncentrować. Nawałka ich potem z tego rozlicza, wyciąga sytuacje i pokazuje – słuchaj, w tym momencie, gdybyś się nie wyłączył, mógłbyś oddać jeszcze jeden strzał czy lepiej zareagować.

Kto miał z tym największy problem, a dla kogo było to zupełnie naturalne?

„Fusy” z Górnika od razu wiedziały, co mają robić. Wydaje mi się, że oni byli na początku powołani w tak dużej liczbie, żeby pokazać innym, jak należy się zachowywać na treningu. Oczywiście kilku z nich zostało do dziś, jak Pazdan czy Mączyński. Nie udało się na przykład Kosznikowi, bo był troszeczkę za słaby. W każdym razie oni wiedzieli, czego Nawałka wymaga na treningu, a czego na boisku. Podczas zajęć widać było, że oni reagują inaczej i pozostali inaczej. Natomiast piłkarze z zagranicy, jak Błaszczykowski, Piszczek, Glik czy Lewandowski – im wystarczyło, żeby selekcjoner raz powiedział o co mu chodzi. Od razu sobie to zakodowali.

A kto tego nie przyswoił?

Na przykład Obraniak, który oddawał strzał na treningu i za chwilę słychać było „o Jezu” i, wiesz, jakieś tam żale.

Dziwne, bo to gość wychowany w innej piłkarskiej rzeczywistości.

Zwróć uwagę, że jak był na kadrze, zawsze miał jakieś pretensje. A to, że nie dostał piłki, że ktoś mu nie podał lub że sam źle zagrał. To są detale. Kiedy zaczynasz marudzić do sędziego, uciekają ci momenty z akcji albo rywal już idzie z kontrą. A ty masz od razu zareagować i lecieć za przeciwnikiem.

„Fusy” z Górnika to nawet leciały biegiem do Nawałki, kiedy ten kończył gwizdkiem ćwiczenie na treningu. Dziś wszyscy tak robią?

Może nie biegiem, bo tak to wyglądało tylko w Grodzisku, a na kolejnych zgrupowaniach już nie. Jeżeli jest gwizdek, wszyscy momentalnie stają i szukają wzrokiem selekcjonera. Jak ćwiczone są stałe fragmenty gry, to – jeżeli tylko coś jest nie tak – Nawałka wyciąga zeszyt i tłumaczy, jak to ma wyglądać. Władza selekcjonera i jego panowanie są cały czas widoczne. I nikt z tym nie ma problemu, a ci co mieli są dziś poza kadrą.

To taka praca u podstaw.

Tak, Nawałka od samego początku chciał uzmysłowić piłkarzom, że na tych detalach robi się różnicę nawet na poziomie międzynarodowym. Nawet jak masz akcję, zagrasz trzy-cztery podania z pierwszej piłki, ale ostatnie nie będzie wypieszczone, to nie masz szans na tym poziomie. Dziś piłka jest tak szybka, że musisz to robić perfekcyjnie. Nawałka uczył piłkarzy najprostszych zagrań, mówił: „Panowie, ostatnie podanie to ma być malina.” Jeżeli tak nie było, wracali i jeszcze raz to samo. Nie było maliny, była bura.

Kto miał z tym największy problem?

Przez długi czas „Grosik”, on mógł mieć dziesięć sytuacji, z czego osiem piłek poszło gdzieś w powietrze czy w zegar i tylko jedna była dobra. W tych najważniejszych momentach nie był w stu procentach skoncentrowany, zagrzewał się i zapominał, że na przykład wchodzący w pole karne Milik woli piłkę na lewą nogę. Nawałka tłumaczył: „Zapamiętaj sobie, jak grasz ze swoim napastnikiem, to musisz wbić sobie do głowy, żeby zagrać mu przyjazną piłkę, z której będzie mógł coś zrobić. Żeby nie musiał przyjąć prawą nogą na lewą, bo to kosztuje czas”.

Jak na takie rady reagują piłkarze, którzy na co dzień grają w bardzo poważnych ligach?

Bardzo podobała mi się reakcja Błaszczykowskiego i Lewandowskiego, którzy już na pierwszym zgrupowaniu w Grodzisku nie marudzili, tylko chcieli jak najszybciej złapać to, o co Nawałce chodziło. Inni na nich patrzyli i przestawali marudzić, mimo że wcześniej mieli z tym problem na zasadzie „co to za ćwiczenia?”. Dzięki takim piłkarzom, jak Robert, wszystko szybko nabrało kształtu. On nie marudzi, nie kręci nosem, nie strzela fochów, tylko wykonuje polecenia selekcjonera. Fajne jest też to, że Nawałka z nimi rozmawia i ich słucha. Przy stałych fragmentach taki Krychowiak podchodzi do trenera i mówi: „W Sevilli trochę inaczej mnie wykorzystują, może spróbujmy tak i tak?” I Nawałka na to przystaje. Z tymi najważniejszymi piłkarzami jest ciągła dyskusja, nie ma czegoś takiego, że trener narzuca swoje i koniec. „Lewy” też czasem podchodzi, mówi: „Spróbujmy w ten sposób, wydaje mi się, że to będzie lepsze”. No i próbują.

„Lewy” na treningu wygląda jak członek sztabu Nawałki?

Robert bardzo często dyskutuje na treningach. Kiedy ćwiczymy warianty ofensywne, często tłumaczy Milikowi, pokazuje mu gdzie sam będzie zbiegać i gdzie zbiegać ma Arek. Jak coś jest nie tak, bierze go na bok i tłumaczy – ty idziesz tu, ja tu. Tak samo bierze „Grosika” i innych, cały czas im podpowiada. To samo robi też Błaszczykowski. Nawet na początku, kiedy wrócił po kontuzji i był rezerwowym, podpowiadał młodszym na gierkach: „Słuchaj, musisz zostawić mi tu wolny korytarz, nie możesz tak głęboko schodzić, bo zabierasz mi miejsce”. Ale to na „Lewego” wszyscy patrzą jak w obrazek.

To znaczy?

Dam ci przykład – kiedy Robert przyjechał do Arłamowa, a było to po trzech dniach treningów zespołu, wszedł w gierkę i od razy zaczęły lecieć wióry. To był taki prosty przekaz – panowie, nie ma już jaj, jedziemy na pełnym gazie i to ma wyglądać jak w meczu. Jeżeli nie zrobisz tego na treningu na sto procent, to nie zrobisz tego potem na turnieju. On im pokazuje, na przykład poprzez te słynne rzuty wolne, które trenował – na dziesięć osiem musi wpaść, bo inaczej nie powtórzysz tego w meczu, kiedy masz jedną sytuację. Cały czas wbija im to do głów – trening treningiem, ale zawsze musi być taka sama walka, jak podczas meczu.

Tak działa na niego opaska kapitańska?

Odkąd ją założył, wziął odpowiedzialność za ten zespół.

Wcześniej tego nie było?

Było, ale nie aż do tego stopnia, żeby w trudnych momentach scalał zespół, wspierał go i podbudowywał. Wcześniej bywało z tym różnie, bywało że machał niezadowolony na kolegów, bo nie dostał piłki. Teraz to się nie zdarza. Jak coś nie wyjdzie, to pokazuje palcem, że było okej. Nawet jeśli nie dojdzie do podania, pokazuje że docenia, iż ktoś podjął ryzyko i zagrał mu trudną piłkę. Zmienił się, opaska go wzmocniła, dała poczucie, że za ten zespół odpowiada.

Lewandowski podkreślał, że to Guardiola nauczył go innego spojrzenia na piłkę, przykładania wagi do detali. Widać było tę zmianę na treningach kadry?

Robert od początku podkreślał, że Guardiola uczył go rzeczy, o których nie miał zielonego pojęcia. Na przykład prosta rzecz, z którą wcześniej, jak sam mówił, miał duży problem – żeby za dużo nie biegać i za bardzo się nie cofać. Guardiola narysował mu kwadrat na boisku i powiedział, że w tym kwadracie ma grać, nie szarpać się. Żeby za dużo nie biegał, bo później może mu zabraknąć siły, jak dostanie piłkę na sprint. On go nauczył jak lepiej poruszać się po boisku i jak się nie męczyć bez potrzeby. I na treningach reprezentacji od razu to było widać – Robert biega, cały czas jest pod grą, ale już się nie szarpie jak kiedyś. Nie idzie gazem do każdej piłki i nie cofa się bardzo głęboko. Nauczył się szanować własne siły i nimi dysponować podczas meczu. Inni piłkarze to widzą i uczą się, a jak czegoś nie wiedzą, to pytają. Linetty potrafi podejść i zapytać o dietę, podejście do treningu, czy sposób na szybką regenerację.

To pokazuje, jak wiele daje możliwość trenowania z zawodnikiem na takim poziomie.

Tak, ale Robert nie tylko daje, ale też sam się uczy. Przed meczami z Danią i Armenią przyjechał zmęczony i nie trenował z zespołem, tylko pracował na siłowni. Okazało się, że tak dobrze się potem czuł, że aż poprosił Remka Rzepkę, by mu rozpisał ten trening. I on to zawiózł do Monachium i powiedział – panowie, ja się po tym dobrze czułem, więc może spróbujmy potrenować w ten sposób na miejscu. A oni powiedzieli, że nie ma żadnego problemu. Robert wynosi więc z kadry pewne rzeczy dla siebie, rozwija się, tak jak cały zespół i sztab. Wszyscy razem idą do góry.

a aanawalka_full

Inna sprawa, że według przewidywań Nawałki ta droga do góry miała zostać zaburzona po Euro. I to się niestety potwierdziło w Kazachstanie.

Tak, Nawałka wyraźnie mi to powiedział jeszcze w sierpniu i byłem lekko zaskoczony. Spytałem, dlaczego – przecież zespół zrobił fajny wynik, wszyscy idą do góry, zmieniają kluby na lepsze. A on stwierdził, że piłkarze wejdą w nowe środowisko, i że nie każdemu uda się to zrobić bezproblemowo. Kolejna sprawa – nasycenie, bo jak podpisuje się kontrakt jak Glik czy Krychowiak, to siłą rzeczy następuje myślenie – okej, już jest w miarę fajnie, podpisałem na cztery lata i mam spokój. Gram w lepszym klubie, lepiej zarabiam. Nie ma też takiej motywacji, która była przed Euro, gdzie każdy chciał dobrze zagrać i się pokazać. Nie oszukujmy się, większość myślała o tym, żeby zmienić kluby. To że zagrali dobrze na turnieju, i że kluby za nich tyle zapłaciły, wpłynęło na ich psychikę. Jakby ciebie teraz ktoś wyciągnął z redakcji i dał 20 razy wyższą pensję, to też poczułbyś się zadowolony.

Ale to też wyzwanie.

Teoretycznie tak, ale z drugiej strony idziesz i myślisz sobie – jestem lepszy, ktoś to zauważył, ktoś dał mi dużo więcej pieniędzy.

Co jeszcze mogło wpłynąć na obniżkę formy?

U Nawałki absolutnie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik i to na dłuższą metę może być uciążliwe. Jak ktoś przez trzy lata żyje w takim kieracie, gdzie na każdym zgrupowaniu i treningu trzeba dać z siebie maksa, być skoncentrowanym 24 godziny na dobę, to gdzieś musi nastąpić rozprężenie, bo tego nie da się wytrzymać. Na treningach nic nie ma prawa być nie tak, nawet ławka nie może być mokra, autobus nie może jechać na wstecznym, szatnia musi być ta sama. To nie jest przypadek, że przez całe eliminacje graliśmy w białych koszulkach i tylko z Niemcami zagraliśmy w czerwonych.

No właśnie tego do końca nie rozumiem.

Nawałka przywiązuje ogromną wagę do detali. Skoro pierwszy mecz graliśmy w białych strojach i pokonaliśmy Gibralatar, to on chce dalej grać w białych strojach.

Taki jest przesądny?

Myślę że tak. Nie jest żadną tajemnicą, że Nawałka jest wyznawcą feng shui. Jest mnóstwo rzeczy, które u niego zaskakują, ale też mnóstwo rzeczy bardzo pozytywnych. Piłkarze przyjeżdżają na zgrupowanie, a selekcjoner od dwóch tygodni sam jeździ na Narodowy i dogląda murawy, sam ją prawie wałuje i przycina, by miała 21 milimetrów – nie mniej i nie więcej. Przez to piłkarze wiedzą, że selekcjoner o nich dba, tym ich kupił. Wiedzą że jak przyjadą, wszystko będzie załatwione, nie ma szans, by ktoś nie znał zawodnika, na którego będzie grał. Jeżeli chcesz, dostaniesz płytę, z której dowiesz się, którą ręką przeciwnik wiąże sznurowadło. I tylko od ciebie zależy, czy chcesz usiąść z Małowiejskim i to przestudiować.

Szatnia piłkarska to miejsce, w którym szydera jest na porządku dziennym. Nikt nie śmieje się z przesądów Nawałki?

Trener ma autorytet, to jest widoczne na każdych zajęciach. Tak jak mówisz, po treningach mogą mieć szyderę z takich sytuacji, ale ja się z tym nie spotkałem. Oni po prostu uwierzyli, że ten facet prowadzi ich do sukcesu. Uwierzyli że metody, które na początku w Grodzisku wydawały się dziwne lub śmieszne, są bardzo skuteczne.

Jak często schematy ćwiczone na treningach sprawdzają się w meczach?

Bardzo często. Zacznijmy od tego, że zanim piłkarze wyjdą na trening, spędzają godziny na odprawie taktycznej, na której każdy stały fragment i każda akcja jest rozpisana. Nawałka tłumaczy wszystko na sucho, potem – wychodząc na boisko – zabiera notes, przypomina im i, uwierz mi, za drugim czy trzecim razem wszystko wychodzi jak z automatu. Fakt że Nawałka trafił na piłkarzy, którzy są taktycznie mega dobrze przygotowani, widać to właśnie po tempie, w jakim wszystko łapią. A kiedy załapie Glik, Piszczek czy Krychowiak, to reszta szybko się dostosowuje.

Najważniejszy gol po wyćwiczonej akcji to chyba ten Milika z Niemcami?

Z Niemcami mieliśmy trzy sytuacje i wykorzystaliśmy dwie. Ta druga z autu też była wyćwiczona na treningu – „Lewy” robił taką podsłonkę, brał rywala na plecy, wchodził w pole karne i wykładał piłkę koledze. Takich sytuacji z każdego meczu mógłbym wyciągać dziesiątki. Siłą tej drużyny jest, że potrafi zrobić to, czego oczekuje trener. Doskonałym przykładem jest mecz ze Szwajcarami – Nawałka wyszedł na trening i obwieścił, że Xhaka jest najważniejszy. Mówił: „Nie interesuje mnie, co będzie robił w defensywie, ale jak tylko dostanie piłkę, Milik ma być przy nim. Ma nie pozwolić mu obrócić się z piłką, a najlepiej nie pozwolić w ogóle przyjąć”. I Arek wykonał tam kawał roboty grze defensywnej i w odbiorze. Nawałka stawiał wszystkich na treningu i pokazywał – to jest Xhaka, tak grają Szwajcarzy, jeżeli on przejmie piłkę i Milik nie zdąży, macie, pozamykać mu wszystkie sektory, nie ma prawa zagrać do kogokolwiek piłki. I to działało przez pierwsze 45 minut tego meczu.

Milik wypełnił zadania defensywne, ale z przodu pozostawał bardzo nieskuteczny.

To kwestia koncentracji i szczęścia. Na treningach w Arłamowie praktycznie każdą sytuację wykorzystywał, a z Irlandią Północną miał trzy setki i trafił tylko raz. Kolejne mecze pokazały, że miał z tym problem. On sam to mówił, że normalnie w Ajaksie, gdzie nie ma takiego ciśnienia, wykorzystałby dziewięć z dziesięciu swoich okazji. Ale tu dochodził stres, którego nie było widać. Niewiarygodny stres.

Widać go było chociażby po Piotrze Zielińskim.

Piotrek na treningach bardzo dużo wykonuje z tego, co oczekuje od niego Nawałka. Tyle że gra takimi sinusoidami, ma super momenty, kiedy wchodzi z piłką i dobrze ją wyprowadza, by za chwilę ją stracić i nie wrócić. Tak było w meczu z Ukrainą i to był największy zarzut do niego – dlatego został zdjęty. Przez Piotrka straciliśmy środek pola. Często tracił i nie wracał za akcjami.

Łamał główną zasadę Nawałki – nie odbudowywał.

Zgadza się, a jak Nawałka zauważy na boisku, że ktoś nie wraca po stracie i nie walczy, to jest skasowany i zaraz go nie ma. Z Piotrkiem nie było zmiłuj, skończyła się pierwsza połowa z Ukrainą, trener podszedł do niego w szatni, powiedział „dziękuję” i tyle, nie było w ogóle żadnej dyskusji. Chłopak się popłakał, nie wyszedł na drugą połowę, siedział cały czas w szatni. Później trzeba było go odbudowywać, ale Nawałka nie miał z tym problemu. Na drugi dzień na treningu znowu była normalna praca i chłopak pomału wracał.

Takich problemów nie było z Krzysztofem Mączyńskim. To Nawałka go wymyślił i ten piłkarz raczej nie grałby u żadnego innego selekcjonera.

To jest prawo selekcjonera, znalazł sobie piłkarza, w którego wierzy. Krzysiek nic nie czyta o sobie w mediach, dla niego najważniejsza jest opinia Nawałki, to na niej bazuje. Piłkarze go zaakceptowali, a jak go ostatnio nie było, to nawet pojawiły się głosy, że z Krzyśkiem byłoby inaczej, lepiej. On ma doskonałe krótkie i średnie podanie, Nawałka nie oczekuje od niego długich piłek czy innego grania. Ma odebrać i zagrać do partnera – on to ma i na treningach wygląda rewelacyjnie. Sam na początku w niego nie wierzyłem, a on zagrał bardzo dobre Euro, mimo że nie był w najwyższej formie. Gdyby nie wcześniejsza kontuzja, nawet nie schodziłby z boiska, Nawałka by go nie ściągał – tak w niego wierzy.

I tak zbudował go dla reprezentacji.

Wiara buduje, ale Nawałka bardzo metodycznie dobiera piłkarzy, w żadnym powołaniu nie ma przypadku. Takiego Linettego sobie przygotowywał przez dziewięć miesięcy, bo wpuszcza zawodnika dopiero wtedy, kiedy jest przekonany w stu procentach, że dostanie to, czego oczekuje. Wszyscy się śmiali z Mili, a on zagrał kapitalnie z Niemcami, Szkocją i Gruzją. Nawałka poczekał rok, aż Sebastian dojdzie do siebie, zabrał go na mecz z Gibraltarem, pokazał jak wszystko wygląda. A kiedy był przekonany, że Mila nadrobił zaległości i kiedy zobaczył, jak pracuje w defensywie – co zawsze było jego słabą stroną – dał mu szansę od początku w meczu z Gruzją. A Sebastian zagrał rewelacyjnie.

Peszko do meczu w Dublinie też był dobrze przygotowany?

Peszko nie wszedł na głęboką wodę, bo on był w okresie przygotowawczym, w którym Nawałka budował reprezentację. Po drugie, przez osiem miesięcy trener do niego jeździł, oglądał jego mecze, spotykał się na treningu i podpowiadał, co musi poprawić. Cały czas byli w kontakcie. A potem, jak Peszko przyjechał na kadrę, przez pięć godzin był maglowany tylko z wideo i z taktyki. Pokazali mu wszystkie poprzednie mecze tylko pod kątem jego pozycji i tego, co ma robić. Dlatego mógł zagrać od początku.

Czyli zupełnie inaczej niż Michał Kucharczyk z Gruzją.

Michał miał zagrać, był pięć dni przygotowywany do tego meczu, ale na decydującym treningu – mówiąc wprost – po prostu pękł, był kompletnie zagubiony. Nie wiedział, co ma robić na boisku, to było widać. Kompletnie przerosło go to, że za 24 godziny ma wyjść w podstawowym składzie. Nawałka błyskawicznie podjął decyzję, że Kucharczyk jest „out”.

W „Dekalogu Nawałki” można znaleźć znacznie więcej takich historii. Nawałka zrobił w ogóle autoryzację?

Tak, przeczytał dużymi fragmentami. Powiedział że jest pozytywnie nastawiony do książki, i że zdaje sobie sprawę, iż może być różnie odebrana. Nie wnikał w treść, powiedział – to jest twoja książka, twoje spojrzenie na tę reprezentację. Autoryzacja polegała jedynie na tym, że czasem do mnie dzwonił:

– Słuchaj, źle opisałeś to ćwiczenie, graliśmy 12 na 12, a nie 9 na 9.
– Adam, przecież to nieistotne dla kibica.
– Nie, nie, po tę książkę mogą sięgnąć trenerzy, więc wszystko musi być precyzyjnie napisane.

I po tym też doskonale widać, jaki to perfekcjonista.

Rozmawiał MICHAŁ SADOMSKI

KUP KSIĄŻKĘ „DEKALOG NAWAŁKI” W SKLEPIE WESZŁO

Fot. FotoPyK