Reklama

Kto wiedział o kreatywnej księgowości Ruchu Chorzów?

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2016, 10:12 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wczoraj opublikowaliśmy szczegółowe omówienie wszystkich kruczków, które Ruch Chorzów stosował, by ominąć ostre wymogi Komisji Licencji Klubowych PZPN. Największy grzech „Niebieskich” – zatajanie danych. O ile kreatywną księgowość dałoby się może jakoś obronić, o tyle ominięcie jej we wnioskach licencyjnych i wiecznych szarpaninach z Komisją – już nie. Bezsprzecznie do winy Ruchu trzeba znaleźć adekwatną karę, może nawet degradacji, ale przecież na liście winowajców muszą się znaleźć jakieś nazwiska. Ktoś w końcu te rozwiązania wymyślił, wprowadził w życie i nade wszystko – uznał, że nie warto o nich informować Komisji.

Kto wiedział o kreatywnej księgowości Ruchu Chorzów?

Kto odpowiada za ten bajzel? Kto – choćby i w dobrej wierze – swoimi genialnymi pomysłami skazał Ruch na lata biedowania w niższych ligach, bo prawdopodobnie takie właśnie będą konsekwencje całej afery?

Nie wiemy. Wiemy za to, kto z pewnością o sprawie nie wiedział nic, kto absolutnie nie miał pojęcia o procederze.

Pierwszy przykład z brzegu, Dariusz Smagorowicz. Obecnie członek Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA, wcześniej prezes Ruchu Chorzów. O tym, że sympatyczny „Smagor” nie mógł wiedzieć absolutnie nic powinien świadczyć sam „awans” z Ruchu do ESA. Organizacja doceniła jego kontrolę wydatków i ogólne rozwiązania zastosowane w Ruchu, więc zapragnęła by przeszczepił te nowatorskie rozwiązania na całą ligę. A jeśli to was nie przekonuje? Dodajmy fragment z wywiadu Izy Koprowiak w „Przeglądzie Sportowym”.

– Bardzo dziękuję Komisji Licencyjnej za wynalazek, ograniczający wydatki Ruchu na pensje zawodników.

Reklama

Przecież każdy wie, że to żaden problem, by obejść te limity.
– Ale my nie chcieliśmy tego robić, nie obeszliśmy ich nawet na złotówkę. Pozyskaliśmy tylko tych zawodników, na których nas stać. Zeszliśmy z kosztów, nasza lista płac za luty i marzec była już dwukrotnie niższa niż przed rokiem. Dziś koszty podstawowe netto wynoszą 400 tysięcy złotych, a w pewnym momencie przekraczały już 800 tysięcy.

A nie mogliście do tych wniosków dojść sami, trzeba było przymusu Komisji Licencyjnej?
– Nakaz z góry czasem działa jak otrzeźwienie. Po wicemistrzostwie trochę się zagubiliśmy, sam zatraciłem poczucie rzeczywistości. We wcześniejszych sezonach staraliśmy się dysponować pieniędzmi, jakie mieliśmy w klubie, nikt nie mówił, że oszaleliśmy finansowo. Problem się zaczął, gdy latem 2012 roku PZPN uznał, że mamy tak dobrego trenera, iż nam go zabierze. Wiosną przedłużyłem kontrakt z Waldemarem Fornalikiem, dla mnie był on gwarancją, że uda nam się powtórzyć wynik sportowy, a przez to i finansowy. Wiedząc to, wykonaliśmy kilka ruchów, do których by nie doszło, gdybym miał świadomość, że w przededniu startu w Lidze Europy ktoś nam powoła trenera do Warszawy. Z taką wiedzą inaczej bym postępował: sprzedałbym Arka Piecha, Maćka Jankowskiego. Podjąłem jednak ryzyko, jechaliśmy z górki i nagle ktoś nam włożył kij w szprychy.

Sami widzicie, ani na złotówkę nic nie ominął. Czyli po prostu nie wiedział, wiadomo.

No to może obecny członek zarządu Ekstraklasy SA, znany i lubiany przez kibiców w całej Polsce Jacek Bednarz. Pracował w Ruchu od listopada 2014 roku. Wyroki m.in. w sprawach Bartłomieja Babiarza i Krzysztofa Kamińskiego, dotyczyły zaległości i sprzed zatrudnienia Bednarza, i już za jego kadencji w Chorzowie. W dodatku oświadczenie z wyliczeniem zaległości wobec Adriana Mrowca to grudzień 2014 – miesiąc po zatrudnieniu byłego piłkarza.

Dlaczego więc Bednarz o tym z całą pewnością nie wiedział? Cofnijmy się do wywiadu dla katowickiego „Sportu” z kwietnia 2015.

Pracuje pan po cichu. Niektórzy z kibiców zastanawiają się nawet, czy faktycznie został pan zatrudniony w Chorzowie?

Reklama

JACEK BEDNARZ: Jestem związany umową z Ruchem od 3 listopada ubiegłego roku. Przede wszystkim chciałem pracować, a nie błyszczeć w świetle reflektorów, które powinny być skierowane na drużynę, trenera. Oni zasługują na to, bo robią wszystko, aby przekonać innych, że jest przed tym zespołem przyszłość.

Pełni pan w klubie rolę prokurenta i zajmuje się sprawami organizacyjno-finansowymi oraz prawnymi. Co dokładnie należy do pańskich obowiązków?

JACEK BEDNARZ: Nadzoruję zagadnienia prawne, zajmuję się prowadzeniem licencji, przygotowaniem do nowego procesu licencyjnego, wsparciem organizacyjno-prawnym dotyczącym transferów oraz rozwiązywaniem różnych problemów związanych z kontraktami. To należało do obowiązków mojego poprzednika Marka Glogazy. W Chorzowie taki jest model zarządzania, że prezes i właściciel klubu, Dariusz Smagorowicz, zajmuje się pozyskiwaniem finansów, wiceprezes Mirosław Mosór sprawami sportowymi, a trzeci obszar to działka, za którą ja jestem odpowiedzialny.

Skoro Bednarz zajmował się prowadzeniem licencji i przygotowaniem do nowego procesu licencyjnego oraz rozwiązywaniem różnych problemów związanych z kontraktami to na pewno nie wiedział o zatajeniach długów w procesie licencyjnym i problemach związanych z przerzucaniem kontraktów do zewnętrznych fundacji bez poinformowania o tym Komisji Licencyjnej. Bo niby jak?

Na obecnych prominentnych działaczy Ekstraklasy SA nie może więc paść choćby cień podejrzeń. A zresztą, to i tak nie ich ręka.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...